– Real Madryt to najlepsze miejsce do rozwijania swojego talentu – powiedział w 2015 roku Martin Odegaard. Wtedy jeszcze nie wiedział, że losy jego kariery będą przypominać bardziej tułaczkę w poszukiwaniu uznania trenera niż drogę poprzez równomierny rozwój w Madrycie. Oczywiście składa się na to kilka czynników, ale nie ma co czarować rzeczywistości. Znaczącą rolę w tym przedstawieniu odgrywa człowiek, od którego sześć lat temu wszystko się zaczęło. Wówczas 17-latkowi na słowo “Zidane” mocniej biło serce, ale po pięciu latach raczej nie ma mowy o miłości. Dzisiaj Francuz jest dla Norwega największą udręką. Stał się synonimem braku zaufania.
W życiu Norwega dokonała się kolejna istotna zmiana: zalicza on czwarte wypożyczenie w ciągu czterech lat. Najpierw dwukrotnie zwiedził Holandię, później pokazał swoją wybitną wartość w innym klubie La Liga, a teraz wylądował na Wyspach. Ktoś mógłby powiedzieć, że najzwyczajniej w świecie Real Madryt jest dla tego piłkarza kapeluszem o dwa rozmiary za dużym. Nie brakuje sceptyków, którzy tak właśnie sądzą. Jasne, możemy nie mówimy jeszcze o doskonale ukształtowanym materiale, takim na miarę następcy Luki Modricia w doskonałej formie. Trzeba jednak oddać kozakowi, co kozackie.
Z czarnej dziury nie wzięły się stwierdzenia, że swego czasu 22-latek był jednym z najlepszych piłkarzy La Liga. W poprzednim sezonie, w barwach Realu Sociedad, kiedy nawet problemy zdrowotne nie zatarły kapitalnego wrażenia, jakie Odegaard wywierał na kibicach i dziennikarzach. Do pewnego czasu z imponującą regularnością.
I co? No, nic. Norweski pomocnik nie wkradł się w łaski Zidane’a. Wrócił do punktu wyjścia, zderzył się z hasłem “respawn”. Wciąż musi coś udowadniać, został zamknięty w pewnego rodzaju spirali, której końca nie widać. Tym razem pod swoje skrzydła wziął go Arsenal, a my wciąż zachodzimy w głowę, dlaczego 2+2 nie równa się cztery.
Skazany na życie na walizkach
Wyobraźcie sobie, że wasz pracodawca wysyła was do firmy swojego współpracownika na drugim końcu Polski. Główny ośrodek, w którym spodziewaliście się pracować, widzieliście jedynie przez chwilę. Wychodzi na jaw, że szef nie ma do was pełnego zaufania, dlatego musicie udowodnić swoją wartość gdzieś indziej. Wyjechać z miasta, w którym zdążyliście się już osiedlić, najpewniej opuścić najbliższych i zacząć prawie że od nowa. I tak w kółko.
Można w ten sposób stracić cierpliwość.
Co musiał czuć młody Norweg, kiedy ponownie otrzymał policzek w twarz? Może frustrację, pewnie zawód. Kontrakt wiąże go z Realem jeszcze przez 2,5 roku i póki co niewiele wskazuje na to, żeby ten związek przybrał inną specyfikę. Jest otwarty, nie pozwala na zbudowanie głębszej relacji. Jeśli okres spędzony w Arsenalu nie przyniesie oczekiwanych efektów, Odegaard powinien się naprawdę mocno zastanowić, czy dalsze brnięcie w wypożyczenia w ogóle ma sens. Skoro w innych klubach robisz wszystko, żeby przekonać do siebie trenera, a mimo to niezmiennie obracasz się w środowisku piłkarzy marginalnych – musisz w końcu pomyśleć o transferze definitywnym.
Ewolucja działań boiskowych Odegaarda na przestrzeni lat, źródło: SofaScore
Okej, do pewnego momentu epizody Odegaarda na walizkach nie powalały. Ba, ludzie byli zdolni sięgać po opinie, że na naszych oczach wyrasta kolejny Alen Halilović czy Bojan Krkić. – W Heerenveen Odeegard zaliczył przeciętny sezon. Nie wybijał się, miał trudności z przystosowaniem się do tego środowiska. Dopiero z biegiem czasu Martin z piłkarza grającego indywidualnie przerodził się z zawodnika pracującego dla zespołu – mówił jeden z ekspertów BBC zajmujący się holenderską piłką. Przypominamy jednak, że wówczas mówiono o nastolatku pod ogromną presją. Ważne jest to, że im dalej w las, tym bardziej pomocnik “Królewskich” nas po prostu uwodził. Lata 2018-2020 to pokaz klasy samej w sobie.
- Sezon 2018/2019: 39 występów, 11 bramek i 12 asyst, 17 stworzonych setek
- Sezon 2019/2020: 36 meczów, 7 goli, 9 asyst, 10 stworzonych setek
- Tytuł piłkarza roku w Vitesse Arnhem (42% głosów)
- Przez holenderskich ekspertów uważany za lepszego zawodnika niż Frenkie De Jong
Trudne losy wypożyczonych piłkarzy
Martin Odegaard “wyjechał” z Madrytu na początku 2017 roku. Minęło trochę czasu, ot, wojaże kluczowe w kontekście piłkarskiego dojrzewania zostały zaliczone. Nastolatek stał się mężczyzną, a zapowiedź wielkiego talentu przeobraziła się w realny okaz jakości tu i teraz. Istnieje jednak druga strona medalu. Zastanówmy się: 3,5 roku poza klubem, do którego należysz, wcześniej bez poważnej szansy. Zsyłany raz za razem, z myślą z tyłu głowy, że nie wiesz, co czeka cię za kilka miesięcy. Takie okoliczności nie nastrajają psychiki piłkarzy zbyt dobrze.
ARSENAL WYGRA Z WOLVERHAMPTON – KURS 2,18 NA TOTOLOTEK!
– Pójście na wypożyczenie, kiedy nie dane ci było wykazać się w macierzystym klubie, to jedna z najtrudniejszych rzeczy dla młodego piłkarza – twierdzi Freddy Adu. – Jako piłkarz możesz poczuć wrażenie, że stoisz w miejscu – dodaje Jozy Altidore. – W takich sytuacjach stajesz się jak apartament do wynajęcia – puentuje John O’Brien, wszyscy razem w ESPN.
Szczęśliwie dla Odegaarda w końcu nadszedł moment przełomowy. Moment, kiedy Norweg mógł nareszcie uwierzyć, że jego starania stworzyły grunt pod “success story”. Wiadomo, że rozgrywki Eredivisie nie są najlepszym sprawdzianem umiejętności z możliwych, a tam Norweg przecież dzielił i rządził. Ale już rok spędzony w San Sebastian nie pozostawił złudzeń, że Zidane się po prostu myli. Albo że Martin zaznał wystarczającej liczby bodźców, żeby być gotowym na najwyższy poziom europejski. Słowem: po takim sezonie jak 2019/2020 miał pełne prawo, żeby wrócić na madryckie salony niczym norweski król. Po latach tułaczki, tak jak bohaterowie światów fantasy.
Z nieba…
Dobry, pracowity, ułożony chłopak. Tak mówili wszędzie, gdzie swoją stopę postawił Martin Odegaard. Największa eksplozja pochwał miała miejsce półtora roku temu, kiedy Real Sociedad wynegocjował możliwość wypożyczenia Norwega na dwa lata i, mówiąc wprost, zrobił biznes życia. Tam potencjał piłkarski Norwega sięgnął poziomu, którego, śledząc pogłoski z przeszłości, można było się spodziewać. Jego poprzedni trenerzy wyraźnie dawali do zrozumienia, że tryb pracy, jaki obrał Norweg, zawiedzie go bardzo daleko. – Najbardziej podobały mi się bijatyki słowne, w które wchodziliśmy. Mówiłem mu w sposób dosadny, że za słabo przykłada się do pracy na treningach. Lubił to, reagował w sposób, jaki cechuje topowych piłkarzy. Pokazywał na każdym kroku, że chce stawać się lepszy. To, jak rozwijała się jego mentalność, było obrazkiem wartym uwagi. Praca z nim to sama przyjemność – mówił Johnny Jansen, trener SC Heerenveen.
W pierwszej połowie sezonu 2019/2020 Odegaard był jednym z najlepszych pomocników w La Liga. W sezon wjechał z buta, bo we wrześniu zapracował na tytuł piłkarza miesiąca. Kibice Sociedad przecierali oczy ze zdumienia, bo w ich klubie pojawił się gość ulepiony z zupełnie innej gliny. Momentalnie stał się postacią wiodącą, ciągnął zespół do przodu, pełnił rolę katalizatora. Wisienką na torcie był moment, kiedy Norweg przyczynił się do pokonania Real Madryt w Pucharze Króla. W lutym, jeszcze przed pandemią, na Santagio Bernabeu. Strzelił wtedy gola na 1:0.
Najlepszy okres Odegaarda w barwach Realu Sociedad (2019/2020), źródło: Transfermarkt
W czerwcu 2020 roku szkoleniowiec “Biało-Niebieskich” zdradził, że od przełomu roku Norweg zmagał się małym urazem w kolanie. Rozgrywał mecze z bólem, brał tabletki. Problem narastał, Norweg gubił minuty na boisku, stąd druga część sezonu nie była już tak dobra. 22-latek nie mógł już uwolnić pełni swoich możliwości. Ta okoliczność dość mocno odbiła się na jego statystykach, choć nadal nie zmieniała faktu, że w skali takiej drużyny jak Real Sociedad Odegaard wyrósł na gwiazdę. Runda wiosenna była do zapomnienia, ale ogółem tylko ślepcy mogli nie zauważyć, że “talent stulecia” wykonał ogromny progres i zasłużył na bycie integralną częścią ekipy Zidane’a.
- Martin Odegaard był trzeci w klasyfikacji podań w pole karne (cały sezon 2019/2020), nr 1 to Messi
- Szósty w klasyfikacji podań, które kończyły się strzałem na bramkę (62 kluczowe podania)
- 61% skuteczności dryblingów, 85% celności podań, średnio jeden przechwyt i odbiór na mecz
Do piekła
367 minut. Tyle wyniósł dorobek Odegaarda z rundy jesiennej obecnego sezonu pod wodzą Zinedine’a Zidane’a. Na dłuższy czas w grze mogło liczyć aż 18 zawodników, co pokazuje, z jakim podejściem Francuz traktował 22-latka. Nie zaufał mu, nie zrobił czegoś, na czym bazowali inni szkoleniowcy. Zresztą – nie od dziś wiadomo, że słabym punktem francuskiej legendy jest praca z młodzieżą. Nie mówimy o jednym przypadku, a o kilku piłkarzach, którzy, zamiast być częścią przebudowy pokoleniowej w Madrycie, lądują w innych miejscach. Często z dużym powodzeniem.
Posuwając się o krok dalej, można wręcz powiedzieć, że Zidane marnuje nowe pokolenie potencjalnych gwiazd Realu.
W zeszłym tygodniu pisaliśmy: – To stały obrazek. Młodzi piłkarze, którzy z Realu odeszli lub zostali wypożyczeni decyzją Zidane’a, w innych klubach grają raczej lepiej. W Milanie znakomicie radzą sobie Theo Hernandez (choć jego żaden z fanów “Królewskich” raczej nie żałuje) i Brahim Diaz. Luka Jović z miejsca strzela w Eintrachcie, Inter jest zadowolony z Hakimiego, a Tottenham z gry Reguilona. Problemy mają co najwyżej może Takefusa Kubo (w Villarrealu nie stawiał na niego Unai Emery, wypożyczono go więc jeszcze raz – do Getafe) czy Reinier, który nie może przebić się w Borussii. Reszta? Poza Madrytem pokazuje, że stać ich na dużo.
Pierwsza połowa sezonu Odegaarda (2020/2021, La Liga)
W ostatnich kilku miesiącach 22-letni Norweg zmuszony był do życia w warunkach, które zatrzymały jego rozwój. Stracił połowę sezonu, poddał się złudzeniom. Spotkało go coś, na co się przecież nie pisał. Wcześniej słyszał z klubu dobre słowa, mógł poczuć wsparcie, a następnie wyrazić słuszne nadzieje na przyszłość. Niestety, ale po powrocie do Madrytu zderzył się z polityką, jaką z czasem zaczął stosować Zidane. Czytaj: minimalna rotacja składem.
Nieważne, że Odegaard w kilku momentach borykał się z kontuzją. Ten chłopak został zmarginalizowany do potęgi. Jasne, jego harmonia bywała zaburzona, kiedy pojawiały się urazy mięśniowe, ale gdy czekał w pełnej gotowości na szansę – zderzał się ze ścianą. Albo betonem, jak mawiają dzisiaj kibice Realu. Jako że mowa o niezwykle ambitnym chłopaku, kolejne wypożyczenie było kwestią czasu. Francuski szkoleniowiec w pewnym sensie znów stanął Odegaardowi na drodze, stając się jego utrapieniem. To o tyle niesprawiedliwe, że część piłkarzy-ulubieńców “Zizou” nie demonstruje poziomu nieosiągalnego dla 22-latka. Ba, to taki zawodnik, który mógłby zaoferować na boisku więcej dobrego niż Vinicius, Isco czy Asensio.
Przywiązanie Zidane’a do nazwisk trochę razi w oczy, ale tych najbardziej zdeterminowanych i niedocenianych piłkarzy skłania do szukania rozwiązań. Takowym, przynajmniej na ten moment, okazuje się dla Odegaarda Arsenal. Tak jak w 2019 roku dla Daniego Ceballosa, któremu pobyt w Anglii wyszedł na dobre.
Mesut Ozil 2.0
Kiedyś Pep Guardiola powiedział do jednego z reprezentantów Norwegii, żeby przekonał Odegaarda do przejścia pod skrzydła Bayernu Monachium. – Uczynię z niego najlepszego piłkarza na świecie – powiedział wtedy Hiszpan. Chciał go zobaczyć z bliska, dotknąć jego talentu, zainspirować do robienia wielkich rzeczy. Nie wiemy, jak potoczyłaby się kariera młodziutkiego Norwegia w takim wariancie. Wiadomym jest natomiast fakt, że już niebawem trener Manchesteru City ujrzy Norwega w akcji na boiskach Premier League, ale jako piłkarza jednego ze swoich rywali.
W głowie rodzi się pytanie, czy 22-latek w ogóle podoła. W końcu liga angielska jest uznawana za najbardziej intensywną na świecie, nie wybacza innego wkładu pracy niż 100%. Dani Ceballos na początku wypożyczenia z Realu miał ciężary, choć, trzeba przyznać, z biegiem miesięcy wyglądał coraz lepiej. W kontekście Norwega napawać optymizmem mogą okoliczności, w których przyjechał do Londynu. Nie ma Mesuta Ozila, dla Odegaarda szykuje się ciekawie wyzwanie. On przychodzi do ekipy Mikela Artety w chwili, kiedy można się wyjątkowo wykazać, zdobyć większe uznanie niż dotychczas. Jako że mamy do czynienia z niezwykle ambitnym gościem, mamy nadzieję, że angielskie rozgrywki będą dla niego otwartą autostradą w kierunku lepszej przyszłości.
FENERBAHCE MESUTA OZILA WYGRA Z HATAYSPOREM – KURS 1,90 W TOTOLOTEK!
– To fenomenalny piłkarz. Gdy ktoś z otoczenia Arsenalu pyta mnie, do kogo można go porównać, mówię: Ozil. Z tą różnicą, że Odegaard zdecydowanie lepiej odnajduje się w sytuacjach strzeleckich. W lidze będziecie mieli z niego pociechę – powiedział jeden z hiszpańskich dziennikarzy na łamach telewizji Sky Sports.
Mikel Arteta & new signing Martin Ødegaard in Arsenal training at London Colney today. [@Stuart_PhotoAFC] #afc pic.twitter.com/nAMEOsXzO3
— afcstuff (@afcstuff) January 29, 2021
Skoro Mesut Ozil, piłkarz niekoniecznie znany z pracowitości i zaangażowania w grze defensywnej, mógł wykręcać na boiskach Premier League tak dobre liczby, cóż, pomocnik Realu nie powinien mieć większego problemu z pójściem w jego ślady. W przeciwieństwie do Niemca Odegaarda nie broni wyłącznie geniusz piłkarski, a również chęć oddawania serducha za kolegów z zespołu. Obaj panowie mają podobny zmysł do gry między liniami, boiskową inteligencję, kreatywność i technikę. Chciałoby się rzec, że na Emirates trafił Ozil z nowszym numerem seryjnym. Wiecie, taka lepsza wersja gry niczym GTA V po GTA IV. Jest na co czekać.
Arsenal dobrym miejscem do rozwoju?
Gra w Premier League z perspektywy piłkarza Realu wcale nie musi być krokiem w tył, a prędzej wejściem na inną górkę w celu złapania szerszych horyzontów. Zdobycia lepszego oglądu na to, w jakim miejscu się aktualnie znajdujesz i czego powinieneś oczekiwać od siebie i swojego otoczenia. O samą grę Norweg nie powinien się martwić, bo najpewniej będzie rywalizował o minuty jedynie z 20-letnim Smithem Rowem i Willianem.
Poza tym Mikel Artera raczej nie wygląda na trenera, który nie chciałby sięgnąć po korzyści płynące z geniuszu Odegaarda. Hiszpan jest nim wprost oczarowany – Jest specjalistą od gry między liniami, w grze na pozycji nr 8 lub 10. Może też grać na skrzydłach, jest niesamowicie kreatywnym zawodnikiem. To kolejny talent w naszym klubie, którym jesteśmy podekscytowani. Martin ma “to coś”, czego nam brakuje. Chcemy go dobrze wkomponować – zachwalał 22-latka szkoleniowiec Arsenalu.
Jeśli po najbliższym – zakładamy, że nie zmarnowanym – półroczu norweski wonderkid nie zwiększy swoich akcji na rynku kontrolowanym przez Zidane’a, każda inna decyzja, niż spakowanie walizek z Madrytu raz na zawsze, będzie decyzją błędną. Kto wie, być może na naszych oczach szykuje się kolejny wyrzut sumienia francuskiego trenera. Ten najbardziej znaczący ze wszystkich.
Fot. Newspix.pl