Wszystko wskazuje na to, że wypożyczenie Marcina Bułki z PSG do FC Cartagena trzeba będzie podsumować jako niewypał. Polski bramkarz nawet w przedostatnim obecnie zespole drugiej ligi hiszpańskiej nie potrafi wywalczyć sobie miejsca w składzie. A przecież szedł do niego, żeby wreszcie na poważnie sprawdzić się w dorosłym graniu.
Bułka ma w CV Chelsea i PSG, ale fakty są takie, że przed pójściem do Hiszpanii miał na koncie całe dwa mecze w seniorskim futbolu. Jeden z nich – na początku obecnego sezonu – zresztą zawalił. Po jego złym rozegraniu paryżanie stracili gola, który przesądził o sensacyjnej porażce z RC Lens. Wtedy stało się jasne, że na razie francuskiemu gigantowi nie pomoże i trzeba szukać innej drogi. Miało nią być wypożyczenie do beniaminka Segunda Division, wracającego na ten szczebel po ośmiu latach.
Na pierwszy rzut oka wydawało się, że jego szanse na wskoczenie do wyjściowej jedenastki są spore. – Mamy bramkarza, który w wieku trzydziestu lat dopiero debiutuje w drugiej lidze. Marc Martinez był jednym z architektów naszego awansu, teraz też przewidywano go do roli numeru jeden, ale na tym poziomie chyba nie zapewni odpowiedniej jakości, ma zbyt wiele defektów. Dysponuje świetnym refleksem, za to słabo gra nogami i jest niepewny przy górnych piłkach – mówił nam Jose Pastor, dziennikarz lokalnego portalu efesista.es.
Rzeczywistość niestety okazała się brutalna. Bułka pierwszych dziewięć kolejek po swoim przybyciu przesiedział na ławce. Dopiero po porażce 1:4 z Mirandes (gol m.in. znanego z Górnika Zabrze Erika Jirki) sztab szkoleniowy zdecydował się na zmiany. Martinez powędrował na ławkę i Polak dostał swoją szansę. Zdążył rozegrać trzy ligowe mecze.
-
w debiucie z RCD Mallorca (1:2) mógł mieć pretensje do kolegów, którzy sprokurowali dwa rzuty karne decydujące o przegranej;
-
z Rayo Vallecano (0:0) wybronił sytuację sam na sam i to wystarczyło, żeby kibice Cartageny w głosowaniu wybrali go piłkarzem meczu;
-
z Espanyolem (1:3) Bułka wpuścił trzy sztuki w ostatnim kwadransie, gol na 1:1 to mocny strzał w bliższy róg, który powinien ochraniać, pewnie tutaj mógł zrobić nieco więcej.
Generalnie nasz rodak niczego w tym czasie mocniej nie zawalił, a z Rayo nawet lekko się wyróżnił. Mimo to 5 grudnia na Malagę do gry wrócił już Martinez. Od tamtej pory polski bramkarz zagrał jeszcze w Pucharze Hiszpanii z trzecioligową Pontevedrą (17 grudnia). Cartagena poległa 1:2, Bułka przy obu płaskich uderzeniach w dalszy róg nawet nie zdążył zareagować. Tutaj chyba można mieć do niego trochę uwag, zwłaszcza przy drugiej bramce.
Na dodatek w Sylwestra okazało się, że były młodzieżowy reprezentant biało-czerwonych ponownie jest zakażony koronawirusem i w najbliższym czasie nie będzie trenował (pierwszy raz z panem covidem spotkał się jeszcze w PSG.) W efekcie zabrakło go w kadrze w pierwszych dwóch tegorocznych kolejkach, wrócił do niej dopiero w miniony poniedziałek na Mirandes.
Mecz ten był debiutem nowego trenera Luisa Miguela Carriona. Z jednej strony mogłaby to być dla Polaka nadzieja na pozytywne zmiany, ale chyba nie ma się co łudzić na taki scenariusz. Gdyby w klubie byli zadowoleni z sytuacji między słupkami, kilka dni temu nie sprowadziliby kolejnego golkipera. Kontrakt podpisał Argentyńczyk Leandro Chichizola, który przez ostatnie dwa lata wygrzewał tyłek na ławce Getafe. Wcześniej jednak regularnie bronił w Las Palmas i włoskiej Spezii. Ma on rywalizować z Martinezem, wciąż uważanym za numer jeden na swojej pozycji. W tej sytuacji pożegnanie Bułki byłoby ze wszech miar logiczne, skoro klub nie ma do niego żadnych dalszych praw, a obecnie nie robi różnicy i prawdopodobnie byłby dopiero trzeci w kolejce do gry.
Może lekką przesadą byłoby stwierdzenie, że to już ostatni dzwonek. Marcin Bułka w październiku skończy 22 lata, dla bramkarza to nadal stosunkowo młody wiek. Nie ma jednak co ukrywać: w najbliższym czasie musi zacząć łapać doświadczenie w dorosłej piłce, które będzie mogło być punktem odniesienia. Na ten moment ma sześć takich meczów i nieudane wypożyczenie do Segunda Division. Jak już wróci do Paryża, potencjalni chętni mogą nie walić drzwiami i oknami.
Swoją drogą, losy chłopaków, którzy w ostatnich kilkunastu miesiącach strzegli bramki w kadrze U-21 toczą się niezbyt fajnie. Radosław Majecki po transferze do Monaco póki co jest dość brutalnie weryfikowany. Co prawda zadebiutował już w 3. kolejce Ligue 1, ale popełnił błąd przy straconym golu i kolejnych szans nie dostawał, nawet jeśli niezdolny do gry był Benjamin Lecomte. Wówczas do składu wskakiwał Vito Mannone. Z kolei Kamil Grabara nie zachwycił w Championship na wypożyczeniu w Huddersfield i niedawno wrócił do duńskiego Aarhus, gdzie już zaliczył kilka spektakularnych baboli. Pokolenie golkiperów urodzonych na przełomie wieków nie ma lekko w Europie.
Fot. FotoPyk