Reklama

Nie będę mamił opowieściami o pięknym i cudownym futbolu

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

24 stycznia 2021, 09:20 • 10 min czytania 11 komentarzy

Jak to się stało, że do szatni Podbeskidzia wrócił uśmiech? Dlaczego wolał nie konsultować się z Krzysztofem Brede? Skąd decyzja o odstrzeleniu kilku zawodników w zimowym oknie transferowym? Na ile jego poprzednia kadencja w Bielsku-Białej miała wpływ na to, że ponownie dostał pracę w klubie? Jaki jest jego pomysł na poprawę wyników Podbeskidzia i dlaczego drużyna musi grać pragmatycznie? Czy Milan Rundić to dobry piłkarz i jak Rafał Janicki wpływa na resztę bloku defensywnego? Skąd marzenia o wieloletniej kadencji? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiada trener Podbeskidzia Bielsko-Biała, Robert Kasperczyk. Zapraszamy. 

Nie będę mamił opowieściami o pięknym i cudownym futbolu
Słyszę, że do szatni Podbeskidzia wrócił uśmiech. 

Piłkarze Podbeskidzia są profesjonalistami. Doskonale zdają sobie sprawę, że jesień nie była w ich wykonaniu udana. Każdy ma świadomość, że mógł dać z siebie więcej. I to jest punkt wyjścia. Często niepotrzebnie szukamy winy wszędzie indziej, tylko nie w samych nas. Zrzucamy odpowiedzialność za niepowodzenia na okoliczności zewnętrzne, tłumacząc, że przecież nie mieliśmy na nie wpływu. Mnie to nie interesuje. Ani razu nie wróciłem z moimi nowymi podopiecznymi do rundy jesiennej. Reset umysłu. Czysta karta. Postanowiliśmy ukierunkować zespół na nowy pomysł, nową koncepcję, przygotowanie fizyczne i mentalne. Nieprzypadkowo też przeprowadziliśmy zmiany personalne i coraz fajniej zaczyna się to wszystko układać. Drużyna nabiera kształtu. Jestem dobrej myśli. Każdy dzień wspólnej pracy daje zawodnikom coraz więcej satysfakcji, przynosi nowe powody do uśmiechu, do optymistyczniejszego spojrzenia w przyszłość. Gołym okiem odczuwalna jest różnica w nastrojach szatni.

Kilku zawodników zostało odstrzelonych. Nie ma już w szatni Rafała Leszczyńskiego, Aleksandra Komora, Bartosza Jarocha, Rafała Figla, Tomasza Nowaka i Ivana Martina. To była pana personalna decyzja?

Nie wiedziałem, jak zespół funkcjonował w rundzie jesiennej, nie byłem blisko zespołu. Tylko ktoś kto był bezpośrednio przy drużynie, wiedział kto najbardziej zawiódł i gdzie trzeba poszukać wzmocnień. Natomiast nikt nie zrobił niczego bez porozumienia ze mną. Każdą decyzję podejmowaliśmy wspólnie z zarządem.

Blisko zespołu był Krzysztof Brede. Miał pan okazję z nim porozmawiać?

Nie rozmawialiśmy. Cała sytuacja była dla mnie niemałym zaskoczeniem. Telefon z propozycją objęcia klubu dostałem tuż przed świętami. Kandydatów do pracy było wielu, więc naprawdę miło, że i ja zostałem uwzględniony w tej trenerskiej śmietance. Wszystko przebiegało bardzo szybko. Zaraz były święta, nowy rok, przygotowania, telefony, oglądanie nowych zawodników.

Reklama
Taka rozmowa mogłaby dać panu szerszą perspektywę. 

Nie wątpię, że byłoby ciekawie, ale mam zasadę, której się trzymam: robić wszystko po swojemu. Chcę mieć swoją optykę na cały zespół, na każdego swojego zawodnika.

Czyli wszyscy, którzy zostają mają carte blanche. 

Wstrzymywaliśmy się z pewnymi ruchami transferowymi, żeby wszystko ocenić po swojemu, bez sugerowania się cudzą opinią. A każda rozmowa z poprzednikiem, innym szkoleniowcem, mogłaby delikatnie ukierunkować mnie w myśleniu. Podejrzewam, że jeśli mój następca w przyszłości zaprosiłby mnie na rozmowę o Podbeskidziu, to też siadłbym i opowiadałbym mu o tym, jak ja widziałem danego zawodnika, automatycznie narzucając pewną narrację. Uważam, że czasami inne spojrzenie jest potrzebne. I to jest taka sytuacja. Pracując z młodzieżą wielokrotnie oddawałem swoich piłkarzy do innych trenerów i oni mieli na nich zupełnie inny pogląd. Na tym to polega. Niech każdy pracuje po swojemu. Z Krzysztofem Brede poznaliśmy się za to dużo wcześniej. Zdarzyło mu się przyjechać do Krakowa, na ulicę Wielicką, na boiska treningowe Cracovii, żeby porozmawiać z trenerem Probierzem. Sympatyczny, otwarty człowiek. Dobry fachowiec. Złego słowa nie powiem.

Spodziewał się pan, że wróci na karuzelę trenerską? Miał pan stabilną posadę w Cracovii, do tego niezwiązaną ze specyficznym jednak światem pracy jako pierwszy szkoleniowiec w ekstraklasowym klubie. 

Nie spodziewałem się. Pracę w Cracovii bardzo sobie ceniłem. Niełatwa funkcja. Nadzorowałem wszystkie grupy młodzieżowe. Miałem pod sobą grupę trenerów o solidnym dorobku, więc musiałem wykazywać się sporymi zdolnościami zarządzania. I wie pan co, nie ma porównania między pracą z piłkarzami a pracą z trenerami. Ci drudzy mają wiedzę, mają pomysły, mają idee – ich trzeba zebrać do kupy, scalić, stworzyć z tego spójną maszynę. A tutaj wchodzi się do szatni, mechanizmy są podobne, ale oczekiwania graczy są jednak zupełnie inne. Musiałem wejść do teamu i przypomnieć sobie jak kilka lat wcześniej funkcjonowało się w takim środowisku. Szczerze powiedziawszy nie miałem z tym problemów. Widziałem jak pracował trener Zieliński, jak pracował trener Probierz w Cracovii, nie straciłem kontaktu z fachem. Pomagałem z wpuszczeniem młodych zawodników z akademii do pierwszej drużyny. Nie ukrywam jednak, że po krótkim czasie pracy w Bielsku-Białej poczułem powiew adrenaliny, której troszeczkę mi brakowało.

Na ile poprzednia trzyletnia kadencja w Podbeskidziu miała wpływ na to, że teraz ponownie dostał pan pracę w klubie?

Kiedy pracowałem jako trener-koordynator w Cracovii, nie narzekałem na brak ofert. Parę propozycji było, może nie z Ekstraklasy, ale z I i II ligi już tak. Nie podejmowałem tych prac, bo czułem lojalność wobec ludzi, którzy dali mi robotę w Krakowie. Natomiast, tak, nie da się ukryć, że moja pierwsza kadencja w Bielsku-Białej miała ogromny wpływ na to, że jestem tu po raz drugi. Wtedy udało nam się zrobić coś fajnego. Niektórzy moi byli podopieczni pracują w klubie w nowych rolach. Chociażby Sławek Cienciała czy Grzesiek Więzik. Dalej jest tu wielu ludzi, którzy mnie pamiętają. Tylko że wszyscy jesteśmy starsi, bardziej doświadczeni.

I wiele się wokół zmieniło. 

Powstał przepiękny obiekt, na który wchodzi się niemalże jak do świątyni. Niebo a ziemia w porównaniu do starego zabytkowego stadionu. Zmieniły się władze miasta, których sympatia, ze szczególnym uwzględnieniem pana prezydenta, jest niezwykle odczuwalna. Dostajemy wsparcie. Czuje się, że Podbeskidzie jest wizytówką sportu w tym rejonie kraju. Poza tym pozostał klimat. Jest głód zrobienia czegoś fajnego na poziomie Ekstraklasy. Głęboko wierzę, że przy moim udziale nie tylko się utrzymamy, ale też pociągniemy ten projekt w bardziej długofalowym kierunku. Nie planuję pracy w Podbeskidziu na parę miesięcy. Chcę tu zostać na wiele lat. W przyszłości stać nas na więcej niż rozpaczliwa gra o ligowy byt.

Reklama
Pragmatyczne i niekoniecznie efektowne. Takie będzie Podbeskidzie wiosną?

Będzie dużo pragmatyzmu. To nie ulega żadnym wątpliwościom. Ekstraklasa jest mi dobrze znana i wydaje mi się, że niewiele może nas zaskoczyć. Może jedynie drobne rzeczy, które wynikną z pomysłu na grę danego trenera drużyny przeciwnej w konkretnym meczu. Jakaś diametralna zmiana taktyki może stanowić niespodziankę, ale to tyle, to jest klasyk, kruczki są zawsze. Zawodnicy są znani, znają się, wiedzą o co chodzi w tej grze. Nie będę mamił kibiców opowieściami o tym, że Podbeskidzie będzie grało piękną i cudowną piłkę. Nie będzie czegoś takiego. Chcemy być solidni, punktujący, pragmatyczni. Walka jest pierwszą zasadą, pierwszym sformułowaniem. Nie ma poddanych meczów. Determinacja. Koncentracja. Patrzenia na dobro drużyny, nie na siebie. Nie interesuje mnie lans, nie interesują mnie gwiazdeczki, skupianie się na własnym postępie. Zespół jest nadrzędną wartością. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Hasło Aleksandra Dumasa musi być zdyskontowane w naszej codziennej orce.

Głównym zadaniem będzie poprawienie defensywy. Żeby to się stało przyszli już Rafał Janicki i Petar Mamić, w kadrze będzie też Andrej Kadlec. 

Żeby zespół dobrze funkcjonował, na każdej pozycji trener powinien mieć do dyspozycji dwóch wartościowych zawodników. Jesteśmy blisko spełnienia tego warunku. Andrej Kadlec jest prawym obrońcą, więc i na tej pozycji zbliżamy się do optimum, bo oczywiście można tam przestawić stopera albo środkowego pomocnika, ale to nie będzie to samo. Chcemy mieć wyprofilowanych piłkarzy na każdą pozycję. Jeszcze nam chodzi po głowie jeden środkowy obrońca, bo mamy ich trzech –  Dmytro Baszłaj, Rafał Janicki i Milan Rundić. A musimy operować grupą minimum dwudziestu dwóch graczy w kadrze. Niewykluczone, że w międzyczasie trafi się jakiś złoty strzał w ofensywie, to też tym nie pogardzimy, ale wszystko będzie uzależnione od możliwości klubu.

Milan Rundić to dobry piłkarz? Jesienią grywał katastrofalnie. Na pewno nie wyglądał lepiej niż Aleksander Komor, a w drużynie został. 

Bardzo dobry piłkarz.

Przesadza pan. 

Doświadczony stoper. Oceniam go naprawdę pozytywnie. Coraz bardziej się otwiera, rozmawia, nawiązuje kontakty. Pamiętam go jak grał w Karvinie, gdzie był kapitanem zespołu i nie chcę wnikać, co działo się z nim jesienią. Nawet nie chciałem tego oglądać. Bo to też zawsze są negatywne emocje. Wolałem skupić się, żeby stworzyć coś nowego, coś fajnego i w tym kierunku chcemy kierunkować piłkarzy. A nie wracać, kto grał lepiej, kto grał gorzej, bo to do niczego nie prowadzi.

Petar Mamić przesiedział pół roku w Rakowie na ławce rezerwowych. 

Mamić był drugim na swojej pozycji. Zmiennikiem. Niekoniecznie odnalazł się w strukturze organizacyjno-taktycznej Marka Papszuna. Raków gra troszeczkę inaczej. Trójką z tyłu i wahadłami. Tu był problem. Przynajmniej moim zdaniem, bo też nie chcę w to wnikać. Przegrał sportową rywalizację. Nie był w tej sytuacji zadowolony. Chciał odejść, chciał zmienić otoczenie. Trafił dobrze. Na lewej obronie mamy tylko Kacpra Gacha. Jest ich dwóch, będą walczyć o miejsce w składzie. Może być to tylko wartością dodaną dla drużyny.

Rafał Janicki to też niejednoznaczna postać. W kilku klubach był, jest doświadczony, ale mecze przeciętne lub przyzwoite przeplata katastrofalnymi. 

Nikomu nie trzeba go przedstawiać. Gwarantuje poziom i stabilizację z tyłu. Widać było to już w meczach sparingowych. Poprawa defensywy jest widoczna gołym okiem.

Kolejnym zimowym nabytkiem Podbeskidzia jest Jakub Hora. Jaki to typ piłkarza?

Kuba bardzo dobrze radzi sobie na pozycjach siedem i jedenaście, czyli na skrzydłach. Można też ustawić go na dziesiątce jako cofniętego ofensywnego zawodnika. Na obozie był trochę przyduszony, bo zaczął trenować od chorwackiego zgrupowania, wcześniej był badany i tylko raz zaliczył jednostkę na siłowni. Przeżywał kryzys, profilujemy go indywidualnie w procesie przygotowawczym. Ale drzemią w nim spore możliwości w kwestii gry kombinacyjnej i zmysłu taktycznego. Mądrze się ustawia, wychodzi po piłkę, tworzy linię podań, chce uczestniczyć w grze, nie ucieka od odpowiedzialności. Ciekawy zawodnik.

Jesienią niewielką próbkę umiejętności zaprezentował Serhij Miakuszko. To podobny profilowo zawodnik do Hory?

Podobny, podobny, racja. Obaj ciut lepiej operują prawą nogą, ale zarazem nie mają też problemów, żeby grać na lewej stronie, schodząc do środka i szukając małej gry. Nie wiem, jak funkcjonował Serhij w rundzie jesiennej, ale oceniam go od początku stycznia i mam pozytywne wrażenia. Profesjonalista, dostrzegłem w nim pewne cechy, które nie każdy posiada, a będzie je można wykorzystać w niejednym fragmencie gry. Będzie walczył o miejsce w pierwszej jedenastce.

To nic się specjalnie nie zmienia. 

Nie jestem w stanie określić, czy ma bliżej, czy dalej do wyjściowego składu na pierwsze mecze Ekstraklasy, bo na takie sądy jeszcze stanowczo za wcześnie. Rywalizacja na bokach pomocy jest spora. Nie ma ani jednego skrzydłowego w kadrze, który wybijałby się wyżej albo zostawałby niżej. Wyrównany poziom. To duży kapitał.

Kapitanem zespołu dalej będzie Łukasz Sierpina?

Zdecyduję po obozie, przed ligą.

Podbeskidzie będzie grało na dwóch napastników? Kamil Biliński i Marko Roginić raczej się uzupełniają niż gryzą, kiedy grają obok siebie, bo jeden jest lisem pola karnego, a drugi lubi wrócić się, powalczyć, wygrać pojedynek główkowy. 

Dwa różne typy napastników. Bilu jest egzekutorem. Roginić dużo pracuje, biega w poprzek boiska, angażuje się w defensywę. Mogą współpracować, grać obok siebie, ale to nie jest nasz pierwszy wybór. Inna sprawa, że zobaczymy, co pokaże życie, jak zmodyfikuje nasze plany, bo nikt nie jest wróżką i może trzeba będzie zagrać dwójką napastnika. Nie możemy zamykać się w jednym pomyśle.

Podobno jest pan zadowolony z młodzieżowców. Chwali pan przede wszystkim Maksymiliana Sitka i Jakuba Bierońskiego. 

Jestem bardzo zadowolony. Bieroński, Sitek, Frelek, Gutowski tworzą bardzo wyrównana czwórkę. Będą walczyć o miejsce w pierwszej jedenastce i osiemnastce.

Jest jeszcze Konrad Sieracki. 

Skłaniamy się do wypożyczenia go do I ligi. Nie zapominajmy także o Arku Leszczyńskim w bramce, który jednak ma największą konkurencję i najtrudniejszą specyfikę pozycji. Przez ostatnie lata doglądałem postępy zawodników grających w Centralnej Lidze Juniorów lub w trzecioligowych rezerwach Cracovii i muszę powiedzieć, że poziom młodzieżowców z Podbeskidzia jest wysoki. Gwarantuje, i mówię to z pełną odpowiedzialnością, że każdego z nich będę mógł wpuszczać na poziom Ekstraklasy bez obawy, że zgłupieją. Bez problemów wyselekcjonuję sobie dwóch-trzech młodzieżowców na każdy mecz.

Szykują się jeszcze jakieś transfery?

Nie chcę przesądzać. Z tego co słyszę od Sławka Cienciały, są prowadzone pewne pewne rozmowy, pewne negocjacje, kadra nie jest jeszcze zamknięta, ale to jeszcze nie czas na szczegóły.

Czyli na dobre rozpoczyna się – jak sam pan mówi – wieloletnia kadencja Roberta Kasperczyka w Bielsku-Białej. 

Jeżeli trener przychodzi do jakiegoś klubu, jeszcze tak bliskiego jego sercu jak w moim przypadku, to nie wyobrażam sobie, żebyśmy zakończyli współpracę po tej rundzie. Mam opcję automatycznego przedłużenia kontraktu, ale warunek jest jasny: utrzymanie. Na przyszły rok plany są zupełnie inne, ale zapominamy o nich, teraz liczy się tu i teraz.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...