Derby od miesiąca nie płaci swoim piłkarzom pensji. Nad klubem wisi wizja bankructwa, a w tle trwają przeciągające się rozmowy z szejkiem, który ma przejąć klub. Kibiców próbuje uspokajać Wayne Rooney, który ma być gwarantem lepszej przyszłości Derby. Tymczasem ligowe władze sprawdzają, czy Derby trafi we właściwie ręce.
Widać było po graczach Derby dużą ulgę po wtorkowym zwycięstwie nad Bournemouth. Zaskakująca wygrana nad jednym z faworytów do awansu do Premier League przyszła w momencie, gdy piłkarze nie dostają pensji i gdy atmosfera wokół klubu jest bardzo gęsta.
– To jasne, że gdy wykonujesz swoją robotę, wówczas chcesz za nią dostać wynagrodzenie. I wszyscy ją dostaną. Trwają właśnie rozmowy na temat upewnienia się, że przejęcie klubu zostanie uporządkowane. Nadal mamy kilka nierozwiązanych problemów, ale mam nadzieję, że wkrótce wyjdzie na prostą – mówił Wayne Rooney przed tym starcie.
Jeden z najlepszych napastników w historii Anglii próbuje dźwigać cały ciężar odpowiedzialności za klub na własnych barkach. To on próbuje wlać w serca kibiców nadzieję na to, że “Barany” wyjdą na prostą. Najpierw próbował robić to z poziomu boiska, by był jeszcze czynnym piłkarzem. Później wziął się za prowadzenie zespołu – początkowo jako trener tymczasowym, teraz już jako nominalny zastępca Phillipa Cocu. A teraz musi jeszcze zapewniać fanów, że Derby nie zbankrutuje.
Zaległości względem piłkarzy sięgają grudnia
A sytuacja jest problematyczna. Oczywiście jak na warunki angielskie. Bo – co z naszej perspektywy może wydawać się dziwne – tam larum podniesiono już wówczas, gdy piłkarze i osoby pracujące w klubie nie dostały grudniowych pensji. A przecież w Polsce do niedawna do porządku dziennego przechodziliśmy przy zaległościach sięgających kilku miesięcy. Natomiast w Anglii o problemach finansowych mówi się w największych telewizjach sportowych.
Pod koniec grudnia każdy z zawodników dostał maila z informacją, w którym były rozpisane ich zaległe wypłaty i wyjaśnienia związane z opóźnieniami. W poprzednim tygodniu doszło też do spotkania zarządu klubu z zespołem, na którym poinformowano zawodników jak przebiegają pracę nad wyjściem z finansowego kryzysu. Jak informuje “The Athletic” – niektórzy piłkarze zaczęli rozważać odejście w obliczu niepewności finansowej. Ale nie brakowało też takich, którzy przyjęli to spotkanie jako gest dobrej woli ze strony władz. Dostali czarno na białym – jak się mają sprawy z pieniędzmi, co z przejęciem Derby przez nowego inwestora i jak wygląda sprawa z kontraktem Wayne Rooneya.
Szejk światełkiem w tunelu
“The Telegraph” donosi z kolei, że zaległości wobec piłkarzy nie są jedynymi problemami, z jakimi mierzy się Derby. Klub ma też nieopłacone pożyczki w bankach i funduszach zewnętrznych. Angielska federacja odwołała się z kolei od decyzji niezależnego trybunału, który stwierdził, że “Barany” nie złamały zasad finansowego fair-play.
Szansą dla Derby jest przejęcie klubu przez zewnętrznego inwestora. I tu pojawia się postać szejka Khaleda bin Zayeda Al Nehayana. To członek królewskiej rodziny z Abu Dabi. Założyciel grupy Bin Zayed, która funkcjonuje już ponad trzydzieści lat. I też człowiek, który od kilku lat próbuje wejść w angielski futbol, ale ciągle bezskutecznie. Cztery lata temu jego grupa BZG proponowała przejęcie Liverpoolu. Na stole położono ponoć dwa miliardy funtów, w dodatku szejk miał zainwestować 750 milionów w sam klub. Ale inwestycja ostatecznie nie doszła do skutku. Liverpool argumentował to tym, że nie dostał pełnej jasności co do zaplecza finansowego arabskich intencji. “The Athletic” twierdzi, że rozmowy zostały zawieszone w momencie, gdy BZG miało udowodnić swoje fundusze. Od tego momentu władze “The Reds” mówiły dość otwarcie, że zainteresowanie ze strony rodziny z Abu Dabi nie jest wiarygodne, bo nie dostali gwarancji finansowych ze strony potencjalnego inwestora.
Teraz też w rozmowach między szejkiem a Derby trwa pat. Przeprowadzany jest bowiem proces weryfikacji zaplecza bin Zayeda i jego wspólników przez władze ligi. Samo Derby próbuje też zaciągnąć kolejną pożyczkę – tym razem od amerykańskiego funduszu MSD. Pozwoliłaby ona spłacić najpilniejsze zobowiązania i poczekać na finisz rozmów z potencjalnymi inwestorami.
Ciekawy jest też wątek samego bin Zayeda. To kuzyn szejka Mansoura, właściciela Manchesteru City. Ale między oboma panami nie ma rodzinnej chemii. Obaj pochodzą z różnych rodów Zatki Perskiej, a lata temu ich rodziny były do siebie bardzo antypatycznie nastawione. Rodzina bin Zayeda była nawet wysiedlona z kraju na pewien czasu.
Bielik i Jóźwiak lokatą na przyszłość
No dobrze, ale co w tym wypadku z Polakami w Derby? Wydaje się, że nawet jeśli klub posypałby się finansowo, to akurat oni nie mieliby problemów ze znalezieniem sobie nowej pracy w Anglii. Krystian Bielik jest w znakomitej formie, od czasu powrotu po urazie jest bezsprzecznie najlepszym piłkarzem drużyny. Był nominowany do nagrody piłkarza miesiąca za grudzień, w styczniu ma już gola i nagrodę gracza meczu za starcie z Bournemouth. Kamil Jóźwiak z kolei może nie ma imponujących liczb jak na skrzydłowego (gol i trzy asysty), ale jest regularnie chwalony za swoja postawę. Jeśli Derby uda się przetrwać do lata, a bin Zayed nie przejmie do tego pory klubu, to niewykluczone, że obaj będą stanowić pewną lokatę dla “Baranów” na przetrwanie kolejnych miesięcy. I to lokaty w formie czysto finansowej, nie tylko sportowej.
Co dalej? Derby musi dźwignąć się na dwóch polach. Po pierwsze – na stałe wyjść ze strefy spadkowej. Wtorkowe zwycięstwo nad Bournemouth pozwoliło im wyściubić nos ponad czerwoną kreskę, ale sytuacja w tabeli nadal jest trudna. Jeśli Rotherham wygra zaległe spotkania, to ponownie zrzuci “Barany” do strefy spadkowej. Ale wydaje się, że jeszcze ważniejsza dla przyszłości klubu jest kwestia zmian właścicielskich. Z tego co podają angielskie media – proces weryfikacji finansów ma się wkrótce zakończyć. I od tego będzie zależało, czy Derby nadal będzie tonąć w długach, czy jednak pojawi się światełko w tunelu.
fot. NewsPix