W Ekstraklasie debiutował jako siedemnastolatek. Pierwszy występ w seniorskiej reprezentacji Polski zaliczył jako osiemnastolatek. Kariera Arkadiusza Milika rozpoczęła się tak szybko i tak efektownie (choć pamiętamy, że początki w Górniku miał trudne), że ona nie mogła potoczyć się źle. Ale dziś 26-letni napastnik patrząc wstecz widzi stracony czas. Trudno znaleźć zawodnika w tym wieku i na tym poziomie, któremu przez problemy ze zdrowiem i złe decyzje tyle czasu przeleciałoby przez palce.
Generalnie z wcześnie debiutującymi nastolatkami jest tak, że szybkie zaistnienie w seniorskiej piłce jest dla nich i szansą, i ryzykiem. Szansą, bo zyskują czas – na zebranie doświadczenia, popełnienie paru błędów, wcześniejsze zyskanie bodźców do rozwoju. A ryzyko, bo – ot, choćby casus Mirosława Szymkowiaka – mogą zostać fizycznie zajechani. I w zderzeniu z dorosłą piłką ich młode organizmy nie wytrzymują.
Czy w przypadku Milika możemy mówić o tym, że rychły debiut i wczesna regularna gra na poziomie seniorskim doprowadziła do tego, że dwukrotnie zerwał więzadła w kolanie? Trudno powiedzieć. Nikt tego nie potwierdzi, nikt nie wykluczy. Ale już podejmowanie złych decyzji czysto sportowych – tak, one zabrały Milikowi sporo czasu. Bo transfer do Bayeru Leverkusen okazał się niewypałem. Gnicie w Napoli przez przynajmniej pół roku – strata czasu na własne życzenie. Ochłapy grane w Augsburgu – może nie kompletnie stracony rok, ale pewnie można było wybrać mądrzej.
MARSYLIA WYGRA Z LENS – KURS 2.00 W SUPERBET!
Generalnie historia Arkadiusza Milka jest opowieścią o zawodniku z potencjałem, który usadowił się gdzieś na średniej europejskiej półce, a mógł wycisnąć z tej swojej już całkiem długiej kariery zdecydowanie więcej. To też opowieść o straconym czasie. A może przede wszystkim o straconym czasie. Uderzyło nas to przy sprawdzeniu liczby możliwych do rozegrania minut w Napoli. Bo wyglądało to tak:
- 16/17 – 872 minuty na 4500 możliwych
- 17/18 – 543 minuty na 4500 możliwych
- 18/19 – 3153 minuty na 4680 możliwych
- 19/20 – 2109 minut na 4590 możliwych
- 20/21 – 0 minut na 2160 możliwych
Razem daje nam to 6 679 minut na 20 430 możliwych do rozegrania minut. Około 32% tego, co mógł zagrać. Tylko raz w Napoli spędził na boisku więcej niż 50% możliwego czasu gry. Ale w przeszłości przecież też nie grał regularnie. I dopiero porównanie z innymi piłkarzami z Europy z rocznika 1994 daje do myślenia. Bo to pokazuje czarno na białym, że Milikowi czas uciekał od dawna.
NAPOLI WYGRA Z HELLASEM – KURS 1.72 W TOTOLOTKU!
Ogólnie w seniorskiej karierze klubowej wychowanek Rozwoju Katowice rozegrał 271 meczów, co złożyło się na 15752 minut spędzonych na boisku. Jak na jego tle wypadają inni uznani napastnicy w Europie, którzy też urodzili się w 1994 roku? Sprawdźmy:
- Sebastian Haller – 288 meczów – 21234 minuty
- Inaki Williams – 301 meczów – 22329 minut
- Yussuf Poulsen – 310 meczów – 21671 minut
- Aleksandar Mitrović – 346 meczów – 25546 minut
- Memphis Depay – 351 meczów – 23790 minut
5482 minut mniej od Hallera, 6577 mniej od Williamsa, 5919 mniej od Poulsena, 9494 mniej od Mitrovicia, 8038 mniej od Depaya. Gdybyśmy wycenili to na mecze netto, rozgrywane po 90 minut, to wychodzi na to, że Milik jest w plecy od innych rówieśników z podobnej (lub wyższej) półki o średnio dwa lub trzy sezony. A przecież taki Depay też miał za sobą bardzo poważne urazy, też był na zakręcie w swojej karierze.
Dorobek minutowy Milika wygląda również kiepsko na tle rówieśników z reprezentacji Polski. Bierzemy tu pod uwagę zawodników, którzy zrobili realną karierę w zagranicznej lidze. I tak – Piotr Zieliński ma 324 mecze na koncie i 20658 minut (prawie pięć tysięcy więcej od kolegi z Napoli), a Tomasz Kędziora 292 mecze i 24925 minut (9173 więcej od Milika). Jeśli chodzi o piłkarza Dynama Kijów, to mówimy właściwie o niemal trzech pełnych sezonach regularnego grania więcej od napastnika reprezentacji Polski.
HERTHA WYGRA Z HOFFENHEIM? KURS 2.45 W TOTALBET!
Dość szokujące jest to, że Milik ma w nogach mniej minut w piłce klubowej od Krzysztofa Piątka (rocznik 1995). Przecież piłkarz Herthy do piłki seniorskiej wszedł dwa lata później niż Milik (jako dziewiętnastolatek), przebijał się przez pierwszoligowe Zagłębie Lubin, tak naprawdę wystrzelił z formą dopiero trzy lata temu w barwach Cracovii. A ma o ponad 1200 minut więcej rozegranych od Milika i 20 goli na koncie mniej. Gdybyśmy mieli obstawiać w ciemno, bez podpierania się statystykami, to przecież te liczby byłyby drastycznie inne. Bo w przypadku Milika ma się wrażenie, że w futbolu siedzi już od dekady, podczas gdy o Piątku piłkarska Polska usłyszała już po tym, jak Milik stanowił reprezentacyjny duet z Robertem Lewandowskim.
Konstatacja z tych wyliczeń jest bardzo klarowna. Dla Milika potencjalny transfer do Marsylii może być nie tylko próbą dojścia do formy przed zbliżającymi się mistrzostwami Europy. Bo to tak naprawdę jeden turniej – znamy dziesiątki, a nawet setki piłkarzy, którzy byliby w stanie przeboleć wyjazd na dużą imprezę kosztem zachowania lepszego kontraktu. Natomiast Milika po prostu nie stać na to, by zmarnować kolejne miesiące swojej kariery.
Przez problemy z kolanami i złe decyzje sportowe już wystarczająco dużo tego czasu stracił. Biorąc pod uwagę stan więzadeł – można stawiać, że nie będzie też grał do czterdziestki i prędzej niż później zakończy karierę. Wobec tego każda runda, każdy miesiąc będzie cenny w przypadku wykręcania jakichkolwiek wyników bramkowych i minutowych. Wszak fajnie jest na piłce zarobić. Ale gdy kariera się kończy, to warto też z dumą wspominać te dobre mecze w swoim wykonaniu. A trudno wspominać rozegrane mecze, gdy spotkania kolegów z drużyny ogląda się tylko w kablówce.
fot. FotoPyk