GKS Przodkowo jeszcze do niedawna mógł uchodzić za wzór tego, jak powinien prawidłowo funkcjonować klub na poziomie amatorskim lub półprofesjonalnym. Piłkarze zawsze punktualnie otrzymywali pieniądze za grę. Każdemu, co do grosza, zwracano koszty dojazdu. Przede wszystkim w tej malutkiej miejscowości na Kaszubach udało się stworzyć projekt oparty na sponsoringu ze strony podmiotów zewnętrznych. Lokalni przedsiębiorcy hojnie wspierali klub, dzięki czemu stał się on wizytówką całej gminy. Niestety, budowana latami renoma legła w gruzach. Zawodnicy oraz trener od lipca nie zobaczyli nawet złotówki, a prezes GKS-u z każdym kolejnym dniem zwłoki wymyśla coraz bardziej absurdalne historie, dotyczące pozyskiwania funduszy, a niektórym graczom uniemożliwia odejście z zespołu.
W drugiej grupie 3. ligi to dość powszechne zjawisko, że od czasu do czasu wychodzą na jaw problemy finansowe lub nieprawidłowości jakiegoś klubu. Można być wręcz pewnym, że prędzej czy później, gdzieś wyniknie jakaś afera. Nieco ponad rok temu światło dzienne ujrzały bardzo nieprzyjemne perypetie zawodników Kotwicy z ich prezesem. Jeszcze wcześniej cała Polska dowiedziała się o bajońskich pensjach piłkarzy Raduni Stężyca, które są finansowane z pieniędzy gminnych. Znajdziemy też miejsca, w których to trenerzy i zawodnicy przez prawie rok nie widzieli pieniędzy. Można także odszukać szkoleniowca zwolnionego na kilkanaście dni przed startem sezonu. Co z tego, że zrobił wynik ponad stan w tej lidze, a zanim się do niej dostał wraz ze swoją drużyną, to wywalczył z nią dwa awanse z rzędu.
***
Oczywiście, nie wszystkie zespoły z tych rozgrywek mają swoje za uszami. Natomiast nie ma drugiej takiej trzecioligowej grupy, w której pod przykrywką wysokich pensji i rzekomego profesjonalizmu na płaszczyźnie organizacyjnej wydarzyłoby się aż tyle negatywnych sytuacji i absurdalnych scen.
Niedawno opisywaliśmy trzecioligowe kontrasty i przedstawiliśmy sytuację panującą w grupie drugiej. Aby zespół mógł spokojnie grać i walczyć o pierwszą ósemkę, pensje zawodników muszą aktualnie oscylować w granicy minimum 4/5 tysięcy złotych. Włodarze klubów prześcigają się w coraz to bardziej lukratywnych wynagrodzeniach dla potencjalnych wzmocnień. Wprawdzie część działaczy poprzez gospodarcze reperkusje pandemii musiała zacisnąć pasa i zweryfikować plany. Schować głęboko ambicje i zredukować płace, ale mimo wszystko niektórzy prezesi podeszli do tematu funkcjonowania klubu zbyt krótkowzrocznie.
Skutki egzystowania ponad stan odczuwa niezwykle mocno GKS Przodkowo
Przodkowo – według oficjalnych danych – zamieszkuje niespełna dwa tysiące osób. Niczym specjalnym się nie wyróżnia na tle innych miejscowości w powiecie kartuskim. Ot, znajduje się tam neogotycki kościół, urząd gminy, kilka sklepów oraz remiza strażacka. Aczkolwiek wioska jest bardzo zadbana – położone zostały nowe chodniki, tereny wokół Jeziora Księże zostały zagospodarowane na użytek rekreacji i turystyki. Jednak za najlepszą wizytówkę Przodkowa mieszkańcy uważali tamtejszy klub sportowy.
25 lat temu skrzyknęła tam się grupa pasjonatów i postanowiła zbudować od zera solidną drużynę piłkarską. Kiedyś opisywaliśmy GKS Przodkowo i podkreślaliśmy zasługi tamtejszego prezesa – Henryka Jaskólskiego. Prezes to jeden z lokalnych przedsiębiorców. Jaskólski przy pomocy innych osób z B-klasowego, nikomu nieznanego zespołu, stworzył drużynę, która była o krok od baraży do 2. ligi (wówczas przeprowadzana była reforma 3. ligi). Jeśli czegoś nie dało się zrobić, on przychodził i po prostu robił to.
Następnie przyszły chudsze lata i ich efektem był spadek do IV ligi. Po dwóch latach banicji na poziomie wojewódzkim GKS powrócił do 3. ligi. Poniekąd stał się beneficjentem przerwania rozgrywek z powodu pandemii, ale tylko w kwestii sportowej. Nowa rzeczywistość, jak się potem okazało, wpłynęła w ogromnym stopniu na płynność finansową klubu.
***
Pierwsze poważne problemy zaczęły się latem. Początkowe syndromy niewypłacalności klubu zostały zbagatelizowane. Na tym poziomie opóźnienia sięgające dwóch/trzech miesięcy, nie są niczym nadzwyczajnym. Dopiero z czasem piłkarze powoli zaczęli się orientować, że coś jest nie tak. Zegar tykał, problemy nie znikały. Wręcz przeciwnie, było tylko gorzej. Zawodnicy postanowili wypowiedzieć się w tej sprawie. Jednak ze względu na obawy, że w ramach zemsty prezes nie wypłaci im zaległości lub nie pozwoli odejść do innego klubu, wolą pozostać anonimowi.
Zawodnik X: Na początku myśleliśmy – eee tam, spóźnia się miesiąc, zaraz ureguluje i będzie w porządku. A bo to raz jakiś prezes mi wisiał pieniądze? No nie, to standard. Jednak za jakiś czas prezes Jaskólski zaczął wszystko podpinać pod pandemię. Na każdy problem wytłumaczeniem była pandemia. Drugi miesiąc – kilku zawodników mówi, że chce odejść, bo już czuło, co się święci. Okienko było jeszcze przedłużone, ale trener przekonał większość z nas, abyśmy pociągnęli ten wózek do końca jesieni. Natomiast potem to już odbył się cały festiwal kłamstw i oszustw prezesa. Wiecznie tylko gadał, gdzie on to nie był załatwiać kasy. Ponoć nawet do Krakowa jeździł po pieniądze. Szkoda tylko, że nikt ich na oczy nie widział. Na koniec roku to już nawet nie odbierał telefonów. Pełna zlewka na nas.
Jeszcze w czasie wiosennego lockdownu piłkarze zgodzili się na pięćdziesięcioprocentową obniżkę wynagrodzeń. Nie trenowali grupowo, nie rozgrywali meczów, więc nikt nie burzył się na takie rozwiązanie. Prezes tak naprawdę dopiero w lipcu wypłacił połówki za marzec, kwiecień oraz maj. Zawodnicy wspominają, że nie przeszkodziło mu to, ogłosić całemu światu, że Przodkowo oraz Stężyca jako pierwsi w regionie doszli do konsensusu w tej sprawie.
Minął lipiec, sierpień oraz wrzesień. Nadszedł październik – część graczy oraz trener powiedziała basta
Z niewypłaconych wynagrodzeń zrobiła się już całkiem niezła sumka. Piłkarze w większości byli przyjezdni i dojeżdżali po kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę. Kilka razy w tygodniu trening plus mecz, a informacji o przelewach dalej nie było. Atmosfera w klubie zaczęła gęstnieć. To nie jest przecież B-klasa, tylko rzekomo pierwszy profesjonalny poziom w polskiej piłce.
W połowie października, dzień przed meczem pucharowym z Wikedem Luzino napięcie w szatni i klubowych gabinetach sięgnęło zenitu. Większa część zespołu stwierdziła, że nie weźmie bezpłatnego urlopu i nie będzie kolejny już raz dokładać do interesu. Po prostu nie pojedzie na ten mecz. Jeden z graczy mówi: nie ma opcji. Drugi to samo. Trzeci waha się, ale także wyraża brak chęci wyjazdu. Zdenerwowany prezes zaczął pokrzykiwać na swoich graczy. To już było za wiele dla trenera zespołu – Tomasza Bąkowskiego. Stanął w obronie chłopaków. Powiedział w dosadny sposób do prezesa Jaskólskiego, że nie ma prawa wymagać od jego podopiecznych wykonywania obowiązków, skoro nie płaci im już kolejny miesiąc. Wyszedł z szatni i podał się do dymisji. Ostatecznie udało się uzbierać jedenastkę na spotkanie pucharowe. Za chwilę przyszedł nowy trener, ale kłopoty nie zniknęły. Zaległości dalej rosły i rosły.
*
Zawodnik Y: Od lipca nie zobaczyłem żadnych pieniędzy za grę. Przodkowo zawsze miało dobrą opinię. No jasne, podpisałem tę deklarację gry amatora, ale tam zawsze pieniądze były na czas. Dla mnie to ten cały prezes przypominał trochę tego Kamila Ż. z Bałtyku Gdynia. Ciągle tylko chodził i bajdurzył: już jadę po pieniądze, zaraz będę, już puściłem przelewy, muszę jechać do sponsora i takie tam jeszcze inne brednie. Brednie, którymi notorycznie nas zalewał.
Z kolei inny z graczy opowiedział o sympatycznej pogawędce kolegi z zespołu oraz prezesa.
Zawodnik Z: Zaległości za treningi oraz występy to jedna kwestia. Natomiast – nie tylko ja – do Przodkowa mam kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę. Na samo paliwo wydawałem po 300/400 zł miesięcznie. Pewnego razu chłopak od nas z drużyny poszedł do prezesa i osobiście zapytał się go:
– Kurwa, prezesie, za co mam dojeżdżać na treningi?
– No, jak to nie masz za co?
– Co myśli prezes, że samochody na wodę jeżdżą? Przecież już kilka miesięcy nie dostajemy kasy.
– Kurwa, to na samochody was stać, ale na paliwo już nie? Masz samochód, więc znaczy, że pracujesz, a skoro pracujesz, to masz za co zatankować.
Zawodnik X: Nasz kolega z zespołu przez jakiś czas trenował indywidualnie, potem już częściowo samemu z boku i na koniec zajęć trochę z drużyną. Pod koniec miesiąca, przyszedł z rachunkami ze stacji benzynowych, a prezes policzył mu w sumie kilka dni mniej. Zamiast 20 przyjazdów, tylko 13, bo przez tydzień nie był w pełnym treningu. Stwierdził, że w sumie to przyjechał się obijać, a nie trenować, więc mu nie zapłaci.
Ja z kolei skomentuję ten klub tak – wiele klubów już widziałem, w wielu grałem, ale takiego burdelu, jak tutaj, to nie widziałem nigdzie.
Deklaracja gry amatora, czyli “cyrograf z diabłem”
W przypadku tego pojęcia pojawia się problem dla zawodników GKS-u. Otóż piłkarze nie byli na zatrudnienie zawodowych kontraktach, tylko w teorii po prostu amatorsko sobie pykali na poziomie trzeciej ligi. To dość powszechny proceder w niższych ligach. W skrócie: “piłkarz-amator” na papierze nie ma nic albo prawie nic, dogaduje się na gębę, a pod stołem w kopercie dostaje wypłatę za granie w danym klubie. Zawodnicy poniekąd sami sobie szkodzą. Raz, że potem jest im trudno udowodnić, że ktoś zalega im pieniądze, to na dodatek deklaracja gry w danym klubie obowiązuje przez sezon. Tak więc bez zgody klubu, w którym obecnie są zarejestrowani, nie mogą odejść do innego zespołu. Są zdani wyłącznie na łaskę prezesa.
Piłkarze z Przodkowa tłumaczyli zastosowanie takiego rozwiązania tym, że przez lata zawsze było tam normalnie. Zawsze dziesiątego dnia każdego miesiąca zawodnicy otrzymywali kasę. Nie spodziewali się, że ktoś może ich tak perfidnie zwodzić. Natomiast podpisując powyższego rodzaju świstek, podjęli takie, a nie inne ryzyko. Zawodnicy w każdym klubie po prostu muszą być świadomi tego, co podpisują.
No, i rzeczywiście prezes robi obecnie wielu graczom problemy z odejściem. Nie dość, że nie zapłacił obiecanych wynagrodzeń, to jeszcze nie chcę puścić zawodników, albo za kilku z nich żąda 40 tysięcy złotych, jeżeli chcą odejść do ligowego rywala.
Zawodnik Z: Była nawet taka sytuacja, że powiedział jednemu zawodnikowi – słuchaj, ja zapłaciłem za ciebie 1200 zł, a jak chcesz odejść, to albo klub musi zapłacić, albo odciągnę ci z zaległości. Tylko prezes zapomniał, że ten piłkarz bardzo dobrze żyje ze sternikiem klubu, któremu wcześniej zapłaciło Przodkowo. Okazało się, że GKS nawet złotówki nie przelał na konto tamtej drużyny.
***
Udało nam się skontaktować z prezesem GKS-u Przodkowo – Henrykiem Jaskólskim. Prezes odpowiedział na kilka naszych pytań.
Jak pan się odniesie do zarzutów zawodników, że klub jest niewypłacalny od kilku miesięcy?
Nie będę tego ukrywał – tak, problem istnieje i rzeczywiście mamy zaległości wobec piłkarzy i pracowników klubu. Głównym powodem takie stanu rzeczy jest to, że większość sponsorów się wycofała ze wspierania klubu, ze względu na ich problemy związane z pandemią. Osoby prowadzące swoje biznesy otrzymały „Tarczę Antykryzysową”, ale z tych pieniędzy, nie mogą przekazać nam pewnej kwoty pieniężnej. Mogliby mieć potem problemy przy kontroli finansowej. Jednak myślę, że do końca stycznia z większości problemów uda nam się wyjść.
Zatem, kiedy pojawiły się pierwsze problemy finansowe klubu?
We wrześniu wystąpił pierwszy brak płynności finansowej. Nie całkowity, ale wtedy mieliśmy pewne komplikacje.
Zawodnicy nie zgodzili się na obniżkę pensji?
No i to jest najgorsze, co może być w takiej sytuacji dla klubu. Myślałem, że nasi gracze podejdą rozsądnie do tematu i ze względu na pandemie wykażą się inną postawą.
Procentowo, ile miała wynosić ta obniżka?
Były rozmowy na ten temat z zawodnikami i chcieliśmy nawet o połowę zmniejszyć wynagrodzenie. Dwie osoby się zgodziły, dziesięć powiedziało, że nie i temat upadł.
Uważa pan, że zawodnicy powinni teraz mniej zarabiać, mimo że przez ostatni czas normalnie trenowali i rozgrywali mecze ligowe?
Moim zdaniem już przed pandemią, na tym poziomie rozgrywkowym, te pobory piłkarzy były za troszeczkę za duże. Normalny człowiek musi cały miesiąc, od poniedziałku do piątku, na takie pieniądze pracować. Ogólnie rzecz biorąc, nie jestem zły na zawodników. Staram się ich zrozumieć.
Tylko piłkarze sami sobie nie obiecali takich sum. Ktoś musiał im takie warunki płac zaproponować. A teraz liczą, że klub wywiąże się z obietnic. Choć wiem, że zawodnicy stali się zawodnikami klubu na podstawie tzw. deklaracji amatora, więc oficjalnie na papierze, nie mają wpisanych aż tak dużych kwot.
Tak. Jeszcze przed wiosenną falą pandemii zawodnicy wyrazili zgodę na propozycję zarządu. Wcześniej, zanim wirus zaczął się rozprzestrzeniać, to nie było żadnych problemów z wypłatą na czas.
Spotkania z zawodnikami dotyczące ich oraz sytuacji klubu były organizowane cyklicznie?
Oczywiście. Nawet w zeszłym tygodniu się spotkaliśmy i próbowaliśmy znaleźć wyjście z tej sytuacji. Powiedziałem im, że sponsorzy obiecali do końca stycznia wspomóc klub i pod koniec miesiące powinno być wszystko uregulowane. Jednak piłkarze nie chcą przyjąć tego do wiadomości.
Dużej części zawodników klub robi ponoć problemy z odejściem?
Nie, akurat zgodziliśmy się na odejście aż ośmiu graczy podstawowej jedenastki i w miejsce tych, którzy odejdą, są szykowani już nowi piłkarze.
Dla mnie to trochę nieeleganckie. Klub zalega kilka miesięcy z wypłatami, jeszcze się nie rozliczył z zawodnikami, co odeszli lub chcą odejść, a już ściąga nowych graczy i proponuje im pensje?
Ma pan rację. To się rozmywa wszystko, ale tak jak podkreśliłem – do końca stycznia powinno być wszystko uregulowane. A jak nie wszystko, to większość.
***
Rozmowa odbyła się tuż po spotkaniu prezesa z zawodnikami (11 stycznia). Zatem zapytaliśmy się samych piłkarzy, jakie deklaracje padły z obu stron konfliktu.
Zawodnik Z: Prezes apelował o spokój. Nawet rzekomo z Orlenem i Energą rozmawiał. Zresztą, on już z każdym ponoć rozmawiał. Gdyby policzyć jego rzekome wizyty biznesowe, to chyba brakuje tylko audiencji u papieża, a kasy jak nie było, tak nie ma.
Jednego zawodnika, któremu też nie zapłacił, nie chce puścić, bo chce odejść do klubu z IV ligi. No to w czym tkwi problem? Prezes uważa, że po co on chce tam iść, skoro z tamtego klubu zawodnicy mają przyjść do Przodkowa i powinien zostać. Chodzą plotki, że nowym ma zapłacić z góry. Skoro z nami się na coś umówił, to w pierwszej kolejności z nami wypadałoby się rozliczyć. A z kolei w czasie minionej rundy wcale nie rozmawiał z drużyną o obniżkach. Telefonów też oduczył się odbierać.
Na koniec spotkania dodał – czekaliście pół roku, poczekacie jeszcze pół roku, nic się nie stanie. Jesteśmy już na skraju cierpliwości. Nie zaczęliśmy treningów i dopóki nie zostaną uregulowane wszystkie zaległości, nie ma szans, abyśmy wybiegli na murawę.
Zawodnik Y: Od września prezes tłumaczy się tym, że ma zawieszoną działalność gospodarczą i konto bankowe. Sam tak powiedział, że niby kupił od kogoś jakąś rzecz, a sprzedawca nie wystawił mu faktury i tego nie zaksięgował, a on odciągnął od tego podatek. Poprzez to służby do niego doszły. Nie ma dostępu do konta.
Uważa, że niby za dużo zarabiamy. Być może, ale to on sam nam tyle zaoferował. Jednemu chłopakowi nawet wczoraj wyrzygał, że te 1500 zł, które teoretycznie zarabia, to i tak za dużo. Niech nawet nie myśli o podwyżce.
***
Sytuacja z Przodkowa jest przykładem tego, jak wygląda pion finansowo-organizacyjny w niektórych trzecioligowych klubach. Balansują one na granicy wypłacalności, a mimo to wciąż proponują piłkarzom pokaźne wypłaty. Na wszelkie możliwe sposoby kombinują, by nie podpisywać kontraktów zawodniczych. Finalnym efektem tego jest to, że zespoły padają ofiarą przerośniętych ambicji działaczy, a zawodnicy latami próbują odzyskać zaległe pieniądze. Gracze z Przodkowa przyznają, że gdyby nie to, że w większości przypadków posiadają inne źródła dochodów, teraz nie mieliby za co żyć.
Na pewno należy docenić, że mimo negatywnej aury, jesienią nie zrezygnowali z występów i do ostatniej tegorocznej kolejki na boisku pokazywali maksimum zaangażowania. Po 17. kolejce GKS zajmuje czwarte miejsce w tabeli. Prezesowi zależy głównie, aby zespół był silny kadrowo na ostatnie cztery serie gier w rundzie zasadniczej. Ewentualne uplasowanie się w pierwszej ósemce, oznacza utrzymanie i możliwość spokojnego nabijania punktów w Pro Junior System.
Problemy finansowe klubów z niższych lig będą narastać. Lokalni przedsiębiorcy mają obecnie na głowie wiele innych problemów niż wspieranie miejscowej drużyny piłkarskiej. GKS Przodkowo dość szybko spotkały reperkusje związane z pandemią. Najbardziej szkoda zniszczonej w krótkim czasie reputacji klubu.
PIOTR STOLARCZYK
Fot.: Facebook – GKS Przodkowo