Skoro Inter i Roma podzielili się punktami, Juventusowi nie pozostawało nic innego, jak po prostu wygrać. Ktoś mógł powiedzieć, że to przecież żaden problem, ot, na drodze do trzech punktów stanęło jedynie Sassuolo. Sęk w tym, że w tabeli obie ekipy żyły do tej pory po sąsiedzku. Nie było mowy o łatwej przeprawie, ba, goście potrafili dzisiaj napsuć krwi „Starej Damie”. Ostatecznie jednak przegrali, bo nie mogli powstrzymać przepotężnego Brazylijczyka.
Nieprzypadkowo bezpośrednie starcia obu drużyn kończyły się w ostatnich latach podziałem punktów. Kiedyś Juve potrafiło sprawić Sassuolo prawdziwo manto, odesłać do domu z siódemką na koncie, ale te czasy są już reliktem przeszłości. Ferajnie Roberto De Zerbiego daleko od miana chłopców do bicia, potrafili oni urywać punkty Romie czy Napoli. W meczu z Juventusem może też daliby radę, ale misterny plan zepsuła gra w dziesiątkę przez połowę spotkania.
Pierwsze ważne wydarzenie tego wieczoru w Turynie miało miejsce w 42. minucie. Paolo Dybala musiał zejść z boiska z powodu kontuzji. Warto odnotować, że Argentyńczyk wysypał się w starciach fizycznych. Co by nie mówić, piłkarze Sassuolo sprawiali momentami wrażenie, jakby dostali odgórny nakaz polowania na nogi rywali. Kto widział ten mecz, ten wie. Bywało ostro.
Najwięcej emocji w pierwszej połowie wzbudzały właśnie faule, nie poziom sportowy. Ten rozkręcił się dopiero po czerwonej kartce dla Pedro Obianga w 45. minucie.
Gwinejczyk tak wjechał wślizgiem w staw skokowy Chiesy, że cudem było wyjście z tej sytuacji bez szwanku. O dziwo, Włoch dał radę. Finalnie Juve może i nie zdążyło wpakować gola do szatni, ale nareszcie wzięło się do poważnej roboty. Dość powiedzieć, że przez kilka ostatnich minut podopieczni Pirlo zrobili więcej niż przez 45. Niezłą pozycję strzelecką miał choćby Kulusevski, zmiennik Dybali, lecz zabrakło mu trochę zimnej krwi.
Statystyki z pierwszej połowy mogą być mylące, bo do momentu wykluczenia Obianga Sassuolo prezentowało się całkiem przyzwoicie. Stawiało twarde warunki, straszyło Defrelem czy Traore na skrzydłach. Słowem: był tu jakiś potencjał na urwanie oczek. Faktów nie dało się jednak oszukać, przez brak jednego zawodnika w życie musiała wejść defensywka. I, jak zazwyczaj ma to miejsce w takich okolicznościach, wyrok nadchodzi prędzej czy później. Bramkę dla Juve załadował Danilo, ale jaką! To był kunszt, sztuka, piękne cacko. Pierwszy kontakt z piłką, po dalszym słupku. Nie było czego zbierać, bramkarz bez szans.
Nie uwierzycie, ale ostatni gol Brazylijczyka pochodzi właśnie ze starcia z Sassuolo. Gość ma na nich patent.
Radość trenera Pirlo nie trwała zbyt długo. Jego piłkarze najpewniej stwierdzili, że jedna brameczka na koncie wystarczy. A kulawy rywal? Nie no, krzywdy przecież nie zrobi. No i, jakby na przekór, oczywiście zrobił. Trzeba powiedzieć wprost, że Sassuolo skroiło akcję godną topowej drużyny w Europie. Podanie za podaniem, cierpliwie, ze środka pola w pole karne. W roli egzekutora pojawił się Defrel, który nie miał litości dla Wojtka Szczęsnego. Defensywa Juventusu mogła pluć sobie w brodę, bo tej straty dało się uniknąć.
Gospodarze włączyli wyższy bieg, starali się tworzyć okazje na różne sposoby, ale czasami zawodziła skuteczność. Tu setkę zmarnował Ronaldo, tam Chiesa sprawdził grubość słupka, gdzieniegdzie brakowało dobrego ostatniego podania. W końcu stało się to, co stać się musiało – Juventus dokręcił śrubę i wrócił na prowadzenie. A żeby wynik w tabelkach wyglądał bardziej przekonująco, Ronaldo postawił kropkę nad „i”. I to w sposób, który zapamiętamy na bardzo długo. Portugalczyk strzelił bowiem już tyle goli w swojej karierze, ile Josef Bican – 759. Tytuł samodzielnego, najlepszego strzelca w historii futbolu tuż za rogiem.
Co na swój sposób niesamowite, kapitalną asystę rzucił Danilo. Nie będziemy się czarować: to nie do pomyślenia, że piłkarz-zapchajdziura rozgrywa tak dobry sezon. Juventus zaś – cóż, nie bez problemów, ale zrobił swoje. Kontakt z czołówką Serie A złapany, za tydzień mecz o sześć punktów z Interem.
Juventus – Sassuolo 3:1 (0:0)
Danilo 51′, Ramsey 82′, Ronaldo 90+2′ – Defrel 59′
Fot. Newspix