Nie będziemy ukrywać: mieliśmy momenty zwątpienia, czy wszyscy staną na wysokości zadania. Coś nam podpowiadało, że mimo że Robert Lewandowski wygrał wszystko, co było możliwe do wygrania, ktoś stwierdzi: takiego wała. Na szczęście udało się uniknąć takiej kompromitacji. Najlepszym sportowcem roku w Polsce wybrano po prostu najlepszego sportowca roku w Polsce. Każdy inny werdykt byłby w tych okolicznościach śmiesznym żartem.
Zapytacie nas: dlaczego? I choć naprawdę nie chce nam się tego tłumaczyć, bo to jak przekonywanie, że niebo jest niebieskie, a Podbeskidzie nie umie bronić. Ale ok, jeśli mielibyśmy to jakoś uargumentować, żeby zadowolić malkontentów, to wkleilibyśmy tutaj po prostu zdjęcie Lewandowskiego. To, na którym „zaktualizował” swoją gablotę (a raczej łóżko), w której znajdziemy:
- Puchar Ligi Mistrzów
- Tytuł piłkarza roku FIFA
- Tryplet w Niemczech
- Superpuchar Europy
- Tytuł piłkarza roku UEFA
- Nagrodę najlepszego piłkarza świata od Globe Soccer
- Tytuły od przeróżnych mediów, od Guardiana po Four Four Two
- Nagrodę dla najlepszego piłkarza w Niemczech
Złotą Piłkę z klocków LEGO od Quebonafide
Pewnie tych tytułów jest jeszcze z pięćdziesiąt. Pewnie gdzieś w Australii „Koala Magazine” wybrał go człowiekiem roku, a w Chile przyznano mu Złotą Alpakę. Nie mamy o tym pojęcia, ale może tak być, bo Robert Lewandowski wygrał w tym roku wszystko i wszędzie. Jego klasę i dokonania doceniono na każdym kontynencie.
I czy w takich okolicznościach naprawdę moglibyśmy stwierdzić: w sumie to w Polsce był ktoś lepszy?
No, nie za bardzo. Chociaż na pewno byłby to jasny sygnał dla świata: ci Polacy, to jakaś rasa herosów. Skoro nawet Lewandowski nie jest u nich najlepszy, to lepiej z nimi nie zadzierać.
Prawda jednak jest taka, że jeśli ktoś w jakikolwiek sposób zbliżył się do Roberta Lewandowskiego, to Iga Świątek. Pamiętajmy jednak, że to nagroda za cały rok, a ten po prostu należał do Lewandowskiego, od stycznia do grudnia. Zresztą, pierwsza dwójka została wybrana, jak to się ładnie mówi – z rozumem i godnością człowieka. Dwa wielkie sporty, dwaj wielcy sportowcy. Cieszymy się, że w tym roku udało nam się uniknąć tej przepychanki. Bo ktoś został mistrzem w dyscyplinie, którą uprawia pięć krajów na krzyż. A jeszcze ktoś inny nie miał sobie równych w dyscyplinie, w której ma łącznie dziesięciu poważnych rywali. I dwóch wypadło z gry z powodu kontuzji, a trzech, bo miało pozytywny test na wirusa.
Nie zrozumcie nas źle, bo wszystkim naszym mistrzom należy się szacunek za to, co osiągnęli swoją ciężką pracą. Po prostu nie bawmy się już więcej w podważanie tego, że piłka nożna to dyscyplina numer jeden na świecie. A skoro mamy w niej absolutnego kozaka, którego wyższość musieli uznać w tym roku nawet najlepsi piłkarze w historii futbolu, to naprawdę warto go docenić.
fot. Newspix