Niespełniony cel, jakim był powrót do Ekstraklasy. Trzech trenerów, wiele zawirowań i nauka cierpliwości. Bardzo możliwe, że rok 2020 był w kontekście rozwoju Miedzi jako klubu bardzo istotny. Wydaje się bowiem, że pewna wajcha została przestawiona, ot, legnicki klub nareszcie zaczął mówić o cierpliwości. Nasz rozmówca, Andrzej Dadełło, twierdzi oczywiście, że ambicje pozostają takie same, ale droga do sukcesu ma być inaczej skonstruowana. Właśnie o tym, czyli m.in. o nauce na błędach, wydarzeniach z minionego roku, trenerze Nowaku i progresie “Miedzianki” porozmawialiśmy z jej właścicielem. Zapraszamy.
To był chyba rok pełen wrażeń dla pana. Działo się więcej niż zwykle, w Miedzi zachodziło wiele zmian.
W piłce zazwyczaj tak jest, ale ma pan rację, ten rok był dla mnie szczególny pod kątem emocji. Łatwym nie było rozstanie z trenerem Nowakiem po trzech latach, a później decyzja o rozstaniu z trenerem Kościelniakiem. Akurat o tej zmianie zaważył fakt, że już w trakcie poprzedniego sezonu mieliśmy konkretny plan na zespół. Wielokrotnie o tym mówiłem, że chciałbym, żeby o sile Miedzi decydowali młodzi zawodnicy. Rzeczywistość okazywała się inna i do jej zmiany niezbędna była również zmiana na ławce trenerskiej.
Ten aspekt po odejściu trenera Nowaka zmienił się diametralnie.
Trener Nowak miał konkretne zadanie, jakim był awans do Ekstraklasy. Potem utrzymanie, niezależnie od zastosowanych narzędzi i środków. Liczył się cel. Jeśli chodzi o trenera Skrobacza, daliśmy mu jasno do zrozumienia, że najważniejsza jest budowa zespołu na najbliższe lata. Z liczną grupą młodych zawodników, bez presji związanej z awansem. Mamy swoje ambicje i musimy celować w Ekstraklasę, tyle że teraz różnica polega na konstrukcji celu, jaki założyliśmy. Nasz awans ma być efektem zaplanowanej, długoterminowej pracy, a nie dziełem przypadku. Postawiliśmy trenerowi dwa priorytety. Po pierwsze – chcemy być w czołówce, a po drugie – zespół ma się rozwijać. W teorii właśnie tak powinno to wyglądać, efekty powinny być widoczne z półrocza na półrocze, z roku na rok. Będę zatem usprawiedliwiał poprzednich szkoleniowców, bo mieli inne zadania. To my, jako klub, w końcu dojrzeliśmy do myślenia, że nie warto się śpieszyć. Chcemy wolniej zmierzać do punktu docelowego, będziemy używać innych środków.
Dużo do myślenia dał nam okres spędzony w Ekstraklasie. Ten sam zespół dawał radę w 1. lidze, ale był zaawansowany wiekowo i miał duże problemy z jakością gry w najwyższej klasie rozgrywkowej. Gdy spojrzymy na historię, łatwo będzie zauważyć, że z beniaminków lepiej w Ekstraklasie radziły sobie zespoły, które miały dużą grupę młodszych zawodników. Awans szedł wtedy w parze z ich naturalnym rozwojem, czego brakowało w Miedzi. Tak już nie będzie, zapewniam. Kiedy wrócimy do Ekstraklasy, w założeniu będziemy zespołem, który nie musi się radykalnie przebudowywać w letnim okienku transferowym.
Naprawdę w pełni usprawiedliwia pan byłych trenerów?
Muszę to sprecyzować. Rozgrzeszam, ale tylko częściowo. Jeśli klub potrafił znaleźć takiego Bartka Nowaka i podpisać z nim długoterminowy kontrakt, a poszczególne sztaby szkoleniowe nie widziały go składzie, to trudno abym jako właściciel był z tego powodu szczęśliwy.
A kiedy widzi pan pracę trenera Skrobacza, obraz trenera Nowaka trochę nie podupadł?
Każdy trener jest inny. Trener Nowak miał momenty, w których radził sobie dobrze. Czasami potrafił właściwie podejść do rozwiązania problemu, pokazywał, że po dobitnej porażce może podnieść zespół na duchu. Co do trenera Skrobacza, wszystko przebiega bardzo dobrze. Jego pozycja w klubie jest niezagrożona i nawet mimo słabszych wyników oceniamy rundę jesienną na plus. Duże wrażenie zrobiło na mnie przede wszystkim to, jak trener potrafi oceniać nasze mecze i reagować na pojawiające się problemy. Nie ma czegoś takiego, że drużyna w meczu wygląda fatalnie, a trener mnie przekonuje, że zrealizowaliśmy założenia taktyczne i jest zadowolony. Każdy trener ma swoje silne i słabe strony, to jest normalne. My potrzebujemy teraz trenera właśnie o takiej charakterystyce, jak Jarosław Skrobacz.
Czyli po rundzie jesiennej utwierdził się pan w przekonaniu, że wybór trenera Skrobacza był tym właściwym?
Pewnie. W praktyce okazało się, że ten wybór był nawet jeszcze lepszy. Nie zapominajmy też, że 1. liga stała się mocniejsza niż zwykle. Biorę ten fakt pod uwagę przy ocenie trenera. Mamy silniejszą ligę, a my sami jesteśmy dużo młodsi, ba, potrafiliśmy raz wyjść czterema młodzieżowcami w pierwszym składzie. Potrzebujemy czasu na budowę, nie da się, ot tak, stworzyć zespołu, który będzie regularnie punktował. Mieliśmy słabsze okresy, gubiliśmy dużo punktów. Pojawiały się pewne problemy i wahania, ale tak już jest i będzie, skoro obraliśmy taką drogę. Wiadomo, że błędy młodzieżowców kosztują nas punkty, to boli i nie będę tego ukrywał, ale to naturalne efekty uboczne progresji.
Poza tym jestem bardzo zadowolony z charakterów piłkarzy, którzy pojawili się u nas latem. Mamy kilku tytanów waleczności, od młodych zawodników po starszych. Tego w Miedzi mi brakowało i cieszę się, że mocny trzon w końcu został zbudowany. Miejsce, które obecnie zajmujemy w tabeli, jest sprawiedliwe. Punktów mogło być oczywiście trochę więcej, ale popełnialiśmy głupie błędy. Z drugiej strony szczęście dopisało nam kilka razy, więc nie mogę narzekać na pecha.
Nie miał pan pretensji do trenera Skrobacza za Puchar Polski?
Trenerowi powiedziałem wprost: chcemy wygrywać wszystko. Podchodziliśmy do tych rozgrywek bardzo poważnie, bo każdy doskonale wie, że po porażce w lidze punkty można odrobić, a w pucharze nie. To najkrótsza droga do sukcesu, mieliśmy tego świadomość. Żałujemy tej porażki, ale pamiętam, w jakim stanie był ten zespół. Trener dopiero poznawał zawodników, pojawiła się nowa taktyka, było bardzo mało czasu na przygotowania. Tak słaby mecz jak z Radomiakiem zagraliśmy później tylko z Arką, natomiast w parze z innymi porażkami najczęściej szła walka do końca, co pokazały mecze z Termaliką czy Górnikiem Łęczna. Chcemy, żeby Miedź stawała w szranki z lepszymi od siebie i wygrywała, jednak dopiero na progu następnej edycji Pucharu Polski będziemy kompletnym zespołem.
W sierpniu dla Weszło powiedział pan, że chce widzieć w zespole waleczność. Poza pojedynczymi wyjątkami – doczekał się jej pan.
Sześć czy siedem razy strzelaliśmy gola chwilę po tym, jak to rywal pakował nam piłkę do siatki. To było niezwykle, nasza reakcja była natychmiastowa. Na takich podwalinach można zbudować coś naprawdę fajnego. Oczywiście mamy też pewne słabości, na przykład młodzi zawodnicy w ofensywie nie dają tyle jakości, ile mogliby, gole strzelają głównie Kamil Zapolnik, Szymon Matuszek i Joan Roman. Jeśli chcemy być efektywnym zespołem, musimy ten aspekt poprawić. Młodzież musi nam dawać więcej konkretów. Jestem przekonany, że wkrótce tak będzie.
Dalej podtrzymuje pan status, że Miedź nie napina się na awans?
Tak jak powiedziałem – pierwsza dwójka wciąż jest w naszym zasięgu, ale, patrząc realnie, powinniśmy patrzeć w kierunku miejsca gwarantującego baraże. Nie chciałbym, żeby było jak za czasów trenera Nowaka, kiedy miewaliśmy dziesięć punktów straty, a ja ciągle słyszałem hasło “nadgonimy”. Nie, powinniśmy już znacznie wcześniej zagościć w samej czołówce. Powinniśmy też być pokorni, bo kilka zespołów ma bardzo mocną i szeroką kadrę.
Rok 2020 chyba nauczył pana większej cierpliwości. Szczególnie runda jesienna poprzedniego sezonu, kiedy wyraził pan swoje zniecierpliwienie na temat trenera Nowaka.
Jeżeli Miedź przegrywa 0:3 z Odrą Opole, bardzo słabą Odrą, to, proszę mi uwierzyć, mogłem mieć powody do niepokoju. To była kolejna porażka w rundzie, więc nie mogłem nie zastanawiać się nad zmianą trenera. Przyszłość pokazała, że gdybym wcześniej podziękował trenerowi Nowakowi, może bylibyśmy w trochę lepszym miejscu. Zbudowaliśmy trenerowi taki zespół, jaki chciał. Pod jego taktykę, własne oczekiwania, konkretną wizję. Daliśmy mu duży kredyt zaufania, dlatego wyrzuciłem z głowy myśli o zwolnieniu.
Jak oceniłby pan letnie transfery?
Jestem z nich bardzo zadowolony, to chyba nasze najlepsze letnie okienko transferowe w historii. Nie bez przyczyny – młodzi ludzie zarządzający klubem są coraz bardziej doświadczeni i coraz lepsi. Rozwój klubu polega również na rozwoju ludzi w nim pracujących. Mamy stabilną kadrę na wszystkich istotnych płaszczyznach. Wielu z tych ludzi pracuje tutaj więcej niż pięć lat, ale, co bardzo istotne, praca w klubie była dla nich nowością. Oni się uczą, popełniają błędy, z biegiem czasu podejmują lepsze decyzje, zdobywają doświadczenie. To naturalny proces. W każdym biznesie tak jest, że w danym segmencie dajemy sobie czas i szukamy opcji do progresu.
Trudno dzisiaj wskazać modelowy klub w Polsce pod kątem zarządzania. Trudno też znaleźć ludzi wystarczająco kompetentnych, takich, których można by ściągnąć do siebie. Niestety, nie jesteśmy jeszcze wielkim klubem, więc ściąganie ludzi z topu znajduje się poza naszym zasięgiem. Sami musimy ich w pewnym sensie wychować. Już dawno podjąłem taką decyzję, że w moich firmach człowiek zaczynający od najniższego szczebla może stać się z czasem członkiem zarządu. Takie podejście się sprawdza, dlatego to samo stosuję w klubie.
Wracając do transferów, bardzo mocno skupialiśmy się na charakterach nowych zawodników. Nieoczywistymi wyborami byli Damian Tront czy Marcin Biernat, a właśnie tacy piłkarze, oprócz umiejętności, byli nam potrzebni. Z młodych nabytków muszę wyróżnić Pawła Tupaja, który wykazuje się ogromnym zaangażowaniem we wszystkim, co robi. Dobrze rokuje również Mehdi Lehaire. Uważam też, że Dani Pinillos da nam wiosną więcej jakości. Jesienią nie było z tym źle, ale mamy świadomość, że on przyszedł najpóźniej i potrzebował dłuższego okresu adaptacji. Dobrze, że mamy Marcina Garucha, który jest zawsze tam, gdzie trzeba, walecznego zawodnika-zadaniowca. Zimą transferów do klubu nie będzie dużo, więcej będzie odejść. Ale też chcę uspokoić kibiców – nie odejdzie nikt z ważnych zawodników, którzy stanowili o sile zespołu w rundzie jesiennej. Mamy już trzon zespołu, który będziemy teraz właściwie uzupełniać.
Na pewno ma pan więcej nazwisk, pod którymi postawił minus.
Oczekujemy zdecydowanie więcej od Krzysztofa Drzazgi. Myślę, że on o tym dobrze wie. Pamiętajmy jednak, że on jest po poważnej kontuzji. Zakładaliśmy, że runda jesienna może być dla niego trudna, dlatego czekamy z oceną do lata. Poza tym Michał Bednarski, z którym wiązało się pewne ryzyko. Wiedzieliśmy po testach medycznych, że szanse na kontuzje i zabieg oscylują w granicach 30%. Uwarunkowaliśmy to odpowiednimi zapisami w umowie. Musieliśmy to ryzyko wycenić, interes klubu został odpowiednio zabezpieczony. Próbowaliśmy rozwiązać problem Michała bez operacji, to się nie udało, ale uważamy, że na wiosnę da nam oczekiwaną jakość.
Jeśli chodzi o bramkarzy, na miejsce Załuski stara Miedź zapewne poszukałaby kogoś starszego i doświadczonego. Zdecydowaliśmy jednak, że damy szansę Mateuszowi Heweltowi, który długo na nią pracował. Niestety, zdaniem sztabu szkoleniowego jej nie wykorzystał i to była nasza największa bolączka – słaba obstawa bramki.
Co by pan powiedział o sytuacji z Davidem Panką?
Uważam, że do Davida mieliśmy za dużo cierpliwości. Rozmawiałem już z działem sportowym, żeby na takie przypadki reagował szybciej. Na początku wszystko było w porządku, ale z czasem sytuacja stała się tak zła, że nie było innego wyjścia. Po tej sytuacji bardziej restrykcyjnie będziemy podchodzić do młodych zawodników, kryteria będą surowe. Mamy zbyt dobrą markę na rynku, żeby pozwalać sobie na takie ekscesy. Nie mamy problemów ze ściąganiem młodzieży z Polski czy z zagranicy, a paradoksalnie historia Panki nam pomogła. Jego droga z piłki amatorskiej do pierwszego zespołu na profesjonalnym poziomie sprawiła, że teraz dostajemy ogrom maili z kandydatami do grania w naszym klubie. Niektórzy z nich są naprawdę ciekawi, choćby pod kątem rezerw. Ale zostawmy już ten przypadek, bo o nim można by zrobić całą rozmowę. To sprawa dla psychologów, nie dla nas.
Zależy nam na tym, żeby inni postrzegali nasz klub jako dający szanse młodym zawodnikom. Klub, który mówi otwarcie „Zagrasz dla nas dobrze? Okej, wypromujemy cię i wszyscy będą zadowoleni”. W Legnicy dzieje się coraz więcej dobrego, jesteśmy transparentni i dotrzymujemy słowa. Mamy świetną szkołę, choć warunki socjalne były za słabe, dlatego zwiększyliśmy nacisk na ten aspekt i mamy już nowy internat. Często zdarzało się, że jakiś zawodnik nie był zainteresowany dołączeniem do nas ze względu właśnie na warunki, a dziś, kiedy nastolatkowie przyjeżdżają do nas na testy, pytają, czy naprawdę będą mieszkać w tak dobrych warunkach, jak hotelu?! To mogą wydawać się małe rzeczy, ale bardzo istotne na przykład dla rodzica.
Transferem Daniego Pinillosa znów pokazaliście, że fajne nazwiska mogą trafiać nawet do Miedzi. To nie jest przecież takie oczywiste, skoro mówimy o zapleczu Ekstraklasy.
Ciągle budujemy swoją renomę, a efekty przychodzą same. Piłkarze z zagranicy wiedzą, że panują u nas profesjonalne warunki i żyje się tutaj po prostu dobrze. Pokazał to przykład Marquitosa, który po przygodzie w Bułgarii przyznał, że właśnie w Miedzi czuł się najlepiej. Musimy jednak pamiętać, że z takimi zawodnikami jest bardzo dużo rozmów, trzeba przez to przebrnąć. Szczerze mówiąc, jeśli jeden transfer na dziesięć się uda – i tak jest dobrze. O tym się nie mówi, ale rozmawiamy z wieloma ciekawymi piłkarzami z dobrym CV. Mamy swoje know-how, zdajemy sobie sprawę, że to długotrwały proces. Oczywiście zdarzały się złe strzały, ale wyciągamy wnioski.
Skoro mowa o złych strzałach, na myśl przychodzi mi Josip Soljić. Poza tym na przykład Božo Musa, który w zestawieniu środkowych obrońców wypada teraz najsłabiej.
Trafne spostrzeżenia. Transfer Soljicia był porażką, natomiast o ile Musa miał wcześniej dobre mecze, o tyle w rundzie jesiennej obecnego sezonu dużo nie grał, popełniał dużo błędów. W jego miejsce na pewno można by wstawić lepszego piłkarza.
Ma pan takie plany, żeby bardziej wzmocnić rezerwy? W dalszej perspektywie pomyśleć o wywalczeniu awansu?
Tak, jest taki plan. Ściągnęliśmy w ostatnim czasie kilku obcokrajowców, którzy mogą nam pomóc. Nie spodziewałbym się jednak, że długo tu zabawią, jeśli nie otrzymają perspektyw na awans do pierwszego zespołu. Żaden z nich w rezerwach na dłuższą metę grać raczej nie zamierza, dlatego przy negatywnej weryfikacji będzie następowała rotacja. Na razie jesteśmy klubem pierwszoligowym, więc z wyobrażeniami o rezerwach w 2. lidze byłbym spokojny, choć nie ukrywam, że to fantastyczna opcja. Na tę chwilę nie ma jednak potrzeby na 2. ligę, bo przeskok z lig makroregionalnych w akademii do 3. ligi i tak jest wysoki. Kiedy jakość zawodników z niższych roczników się poprawi, najpewniej zaczniemy odczuwać konieczność stawiania wyższych celów w kontekście rezerw.
Na nowy rok planuje pan coś odnośnie inwestycji w akademię?
Niestety, musieliśmy wstrzymać pewne plany z powodu deficytów budżetowych. Pandemia koronawirusa dość mocno odbiła się na moich biznesach, dlatego przesunęliśmy m.in. zrobienie nowego nawodnienia. Będziemy jednak nadal rozwijać bazę przy ul. Świerkowej, chcemy być nowocześni. Nasza akademia musi iść do przodu, a bez kompleksu boisk na dobrym poziomie tego nie osiągniemy.
Co najbardziej na przestrzeni rundy jesiennej pana zdenerwowało? Stawiam, że sytuacja z Rafałem Adamskim?
Tak, jestem bardzo niezadowolony z faktu, że odszedł do Zagłębia. Paradoks polega na tym, że w Lubinie wcale tak mocno o niego nie zabiegali, a my mieliśmy na Rafała konkretny plan rozwoju. Byliśmy już wstępnie umówieni z Górnikiem Polkowice, który miał go wypożyczyć. Boli mnie to, ale też utwierdza w przekonaniu, że musimy rozmawiać o przyszłości naszych młodych piłkarzy zdecydowanie wcześniej. Zaczęliśmy planować im kariery już dawno temu, kiedy był u nas taki piłkarz jak Patryk Murawski. Miał kapitalne papiery na granie, potrafił masowo strzelać bramki. Być może dziś strzelałby je w pierwszym zespole Miedzi, a teraz… nie gra nawet w piłkę. Do dziś jego rodzice pewnie mają do nas żal za to, jak potoczyła się jego historia, a tak naprawdę to zawodnik z rodzicem słuchał doradców, a nie nas.
Przez tamte lata narastała we mnie złość, bo ci najzdolniejsi chłopcy nie ufali swojemu klubowi i szukali opcji na zewnątrz, słuchając opinii podpowiadaczy. Przez ostatnie lata nasi wychowankowie rzeczywiście mogli poczuć, że powstał szklany sufit. Klub chciał osiągać cele sportowe najprostszymi środkami. Teraz to się zmieniło i dużo łatwiej jest młodym zawodnikom przebić się do pierwszego zespołu. Ale też trzeba pamiętać, że nikt za młodego zawodnika nie wygra rywalizacji. Natomiast jeśli ktoś nie chce grać dla “Miedzianki”, tak jak Rafał, to ja nie będę o to prosił. Byłem zły za tę sytuację, ale wyszedłem z założenia, że jesteśmy za dużym klubem, żeby odwracać coś do góry nogami. Uważam, że obecnie pod każdym względem jesteśmy bardzo dobrym miejscem dla rozwoju młodego piłkarza i to piłkarze powinni zabiegać o grę u nas.
Istnieją może plany, żeby poszerzyć segment skautingu?
Skauting zaczyna się już od kadr wojewódzkich. Tam trafiają największe talenty, a nam pozostaje brać z tego, co zostaje po działaniach Śląska i Zagłębia. Na razie sobie radzimy, mamy swoje know-how również w tym aspekcie. Niestety, mamy fatalne otoczenie biznesowe. To naprawdę nie jest korzystne, kiedy 20 kilometrów obok znajduje się klub z kilkukrotnie większym budżetem. Były nawet takie sytuacje, że ten sam klub potrafił wyciągnąć nam dwóch piłkarzy z najlepszego, zwycięskiego rocznika w danej lidze. Legnica nie jest miastem, które wygeneruje talenty dla aż szesnastu drużyn młodzieżowych, które u nas trenują. Tak jest i będzie.
Nie jesteśmy nawet drugim wyborem dla młodych zawodników na Dolnym Śląsku. Gdybyśmy byli na miejscu na przykład Korony Kielce, gdzie dla samych siebie moglibyśmy zbierać talenty z ponad milionowego województwa – jasne, wtedy nasza rozmowa wyglądałaby inaczej. W wyniku takich a nie innych okoliczności musimy zatem pracować ciężej niż ci, którzy już na starcie mają łatwiej. Nie boimy się rywalizacji i robimy swoje. Nasi konkurenci są na zupełnie innej półce, nie wstydzimy się tego powiedzieć. Ale z każdym rokiem będziemy dążyć do sytuacji, w której młody piłkarz dwa razy zastanowi się, czy aby na pewno chce wybrać Zagłębie czy Śląsk, zamiast Miedzi.
W tym aspekcie rywalizacja Miedzi jest z góry skazana na porażkę, ale na przykładzie Mateusza Kaczmarka z Rakowa pokazujecie, że waszą siłą może być coś innego. Możecie zaoferować szansę na grę tym młodzieżowcom, którzy mają duży potencjał, ale w takim Zagłębiu czy Śląsku nie mają szans na rozwój z powodu braku minut.
Oczywiście, łatwiej się u nas przebić. Młodzi piłkarze powinni mieć świadomość, że zejście z klubu Ekstraklasy do Legnicy i tak wiedze do fajnej przyszłości. Rzecz jasna, jeśli ktoś swoją szansę wykorzysta. Można tutaj zabłysnąć, ugruntować pozycję i na nowo zwrócić uwagę większych marek. Dopiero wtedy odejść jako ułożony, bardziej pewny siebie zawodnik. Zapewniam, że Miedź jest ciekawym przystankiem na autostradzie do sukcesu.
Rozmawiał KAMIL WARZOCHA
Fot. Newspix