Dwanaście miesięcy. Jeden pełny obieg Ziemi wokół Słońca. 365 dni, 52 tygodnie, nie ma sensu rozdrabniać się w liczbę godzin czy sekund. Jeden rok szkolny, dwa semestry. Okres między jednym a drugim zdmuchnięciem świeczek z tortu. W piłce nożnej z kolei – cała epoka, podczas której zmienić może się dosłownie wszystko, zwłaszcza w obecnych, szalonych czasach. A w AC Milan? Ile to jest dwanaście miesięcy po czerwono-czarnej stronie Mediolanu?
Po czerwono-czarnej stronie Mediolanu dwanaście miesięcy to cała wieczność.
***
6 stycznia 2020 roku. AC Milan gra u siebie, na San Siro, ale już o 15.00. Wiadomo, starcie z Sampdorią niespecjalnie elektryzuje włoskich kibiców, zwłaszcza że to tak naprawdę mecz bodaj dwóch największych rozczarowań sezonu. Po osiemnastej kolejce Milan utrzymał swoje dwunaste miejsce, Sampdoria przesunęła się w tabeli na 16. pozycję – przed meczem znajdowała się tuż nad kreską odcinającą peleton od strefy spadkowej.
Najważniejszym wydarzeniem tego meczu był oczywiście ponowny „debiut” Zlatana Ibrahimovicia, który ledwie 4 dni wcześniej podpisał kontrakt z klubem. Nikt jeszcze wtedy nie sądził, że na samym finiszu będzie to prawdopodobnie jedno z najważniejszych wydarzeń dekady dla całego Milanu. Wówczas zresztą wielu fanów Rossonerich przeżywało swoisty kryzys wiary.
Po wielu sezonach rozczarowań Milan powoli przeciętniał już „urzędowo”. Jego słabe wyniki nie były zaskoczeniem, jego pałętanie się w środku tabeli zaczynało stawać się „nową normalnością”, zanim jeszcze ten termin został wykoślawiony przez pandemiczny misz-masz. Remis z Sampdorią na własnym terenie… W sumie głupio pogubione punkty. Strata do duetu liderów – lokalnego rywala, Interu, oraz broniącego tytułu Juventusu wzrosła do 23 punktów.
23 punkty straty. Przy zebranych w 18 meczach 22 punktach na koncie.
Spójrzmy jednak na ten mecz z Sampdorią odrobinę dokładniej. Wielu postrzega przemianę ostatnich 12 miesięcy przede wszystkim jako efekt Zlatana. Nie chcemy oczywiście deprecjonować ani jego umiejętności boiskowych (ekstremalnie wysokich), ani jego wpływu na zespół (ponoć równie wielkiego). Natomiast już lektura składu z tamtego meczu z Sampdorią nie pozostawia wątpliwości – dziś mamy do czynienia z innym Milanem nie tylko dlatego, że zamiast Piątka w przodzie częściej biega Zlatan. Szczególnie teraz, gdy Ibrahimović od paru tygodni pozostaje kontuzjowany, warto spojrzeć szerzej.
Na upartego możemy uznać, że ówczesne 4-3-3 Stefano Piolego nie różni się drastycznie od obecnego systemu. Jasne, rola napastnika jest zupełnie inna, dość napisać, że wówczas typowym egzekutorem był Krzysztof Piątek, który czasem przez dobre kilkadziesiąt minut nie miał nawet czego wyegzekwować. Balans w środku też wygląda trochę inaczej – zwłaszcza jeśli połączymy go z nazwiskami. Wtedy? Bennacer, Bonaventura, Krunić. Z Benevento, parę dni temu? Kessie, Tonali, Calhanoglu.
Okej, sprawdźmy te jedenastki całościowo:
6 stycznia 2020: Donnarumma – Calabria, Musacchio, Romagnoli, Hernandez – Bennacer, Bonaventura, Krunić – Suso, Piątek, Calhanoglu.
2 stycznia 2021: Donnarumma – Calabria, Kjaer, Romagnoli, Dalot – Tonali, Kessie, Calhanoglu – Diaz, Leao, Rebić.
Nie ma sensu wyciągać zbyt daleko idących wniosków na podstawie zaledwie dwóch spotkań, zwłaszcza że ten Milan sprzed roku był pogrążony w kryzysie, Pioli mieszał składem, pozycjami, szukał nowych rozwiązań. Natomiast na pierwszy rzut oka widać, że przez 12 miesięcy nowych liderów zakupiono (Kjaer, Ibrahimović), zbudowano od nowa (Kessie, Rebić), albo chociaż przesunięto (Calhanoglu). Żeby nie być gołosłownym – Calhanoglu w ubiegłym sezonie zagrał na lewym skrzydle 17 spotkań, w obecnym sezonie już tylko cztery. Nikogo pewnie nie zdziwi, że najlepsze wyniki Milan notował, gdy Turek grał na „swojej” pozycji – zwłaszcza w czerwcu i w lipcu, gdy był w życiowej formie.
W dwunastu spotkaniach po lockdownie, Hakan zaliczył 8 asyst i dorzucił do tego jeszcze 6 goli.
AC MILAN POKONUJE DZISIAJ JUVENTUS? KURS 3,00 W TOTOLOTKU!
Tak moglibyśmy omawiać niemal każdego zawodnika – bo przecież lepsza gra całej drużyny oznaczała też poprawę liczb wypracowywanych przez poszczególnych zawodników. Ante Rebić? Do stycznia 2020 0 goli, 0 asyst, w kadrze meczowej 15 razy, z czego urodziło się ledwie 7 krótkich występów. Od stycznia 2020 do dziś? 13 goli i 10 asyst, 37 meczów. Kessie? W rok wyrobił 8 goli i 5 asyst na przestrzeni 45 występów. Dla Milanu zagrał wcześniej ponad 110 razy, kompletując 13 goli i 7 asyst.
To oczywiście raczej ciekawostki, zwłaszcza w przypadku defensywnych pomocników, ale udowadniające, że transfery to jedna sprawa, a druga: rozwój tych, którzy już w klubie są. To o tyle ważne, że przecież Milan był dosłownie o pół kroku od kolejnej rewolucji.
***
6 stycznia 2021 roku. AC Milan gra u siebie, na San Siro, o godzinie 20.45. Środowy wieczór z Ligą Mistrzów, dzień Ligi Mistrzów, godzina Ligi Mistrzów, rywal też takiej klasy. Wprawdzie to liga, ale chyba nikt nie poczułby się urażony, gdyby przed meczem zagrano „Kaszankę”. Juventus wprawdzie przyjeżdża do Mediolanu jako faworyt, ale jednocześnie jako zespół o wiele niżej w ligowej układance. Piąta drużyna Serie A wpada na boisko lidera, do którego traci obecnie dziesięć punktów.
Kibice Milanu, którzy doskonale pamiętają swoje odczucia sprzed 12 miesięcy, powoli zaczynają do siebie dopuszczać myśli do tej pory płochliwie wyganiane z głowy. „Sza, nie zapeszajmy” – powtarzali między sobą przez długie tygodnie, gdy Milan ugruntowywał swoją pozycję. Najpierw po lockdownie, rzutem na taśmę trafiając do strefy pucharowej. Potem już w nowym sezonie, krocząc od zwycięstwa do zwycięstwa i ostatecznie kończąc na pierwszym miejscu w tabeli za okres 1 stycznia – 31 grudnia 2020.
Tak, AC Milan w roku kalendarzowym ugrał 79 punktów, o 6 więcej niż Inter, o 14 więcej niż Juventus. I z tej perspektywy zwyczajnie nie da się nie myśleć o mistrzostwie. Nie w sytuacji, gdy nad bezpośrednim rywalem, wieloletnim hegemonem, utrzymuje się 10 „oczek” przewagi, a wieczorem na własnym terenie można to powiększyć do 13 punktów.
Aż trudno uwierzyć, że ten renesans, ta cała odbudowa, zaczęła się tak naprawdę w przededniu planowanej rewolucji.
Bo też trzeba bardzo mocno podkreślać – Milan był jak ten samochód z popularnego mema na autostradzie. Plany były jasne – wiosną 2020 roku jakoś doturlać się do kolejnego okienka transferowego. A wówczas rozpocząć prawdziwą rewolucję. Włoska prasa pisała obszernie o zmianach chyba na każdym możliwym stanowisku – odejść miał trener Stefano Pioli, zmiany miały dotknąć całego pionu sportowego, kadry, nie zdziwilibyśmy się, gdyby na wszelki wypadek zmieniono jeszcze nazwę MilanLab na LabMilan.
JUVENTUS WYWOZI TRZY PUNKTY Z SAN SIRO? TOTALBET PŁACI PO KURSIE 2,55!
To nie były tylko szumne zapowiedzi rodem z sezonu ogórkowego. Zapełniacze pustych miejsc na stronach sportowych w plotkarskim dzienniku. To były bardzo konkretne algorytmy działania, prowadzono bardzo zaawansowane rozmowy, konstruowano powoli nowy Milan. Że takich rewolucji po obu stronach miasta widywano w ostatnich latach sporo? Że przelatywali przez Mediolan Chińczycy, Tajlandczycy i obywatele innych egzotycznych z punktu widzenia włoskiej piłki państw? To niewiele zmienia. Plany nie tylko istniały – one były wprowadzane do realizacji, świadczą o tym wypowiedzi zarówno ludzi związanych z Milanem, jak i tych, którzy mieli być jego niedoszłymi reformatorami.
Jeszcze raz przypomnijmy – od stycznia 2020 roku minęło 12 miesięcy. A w pierwszych dniach tego miesiąca, nadal we włoskich mediach fruwały urywki tyrady wygłoszonej przez Zvonimira Bobana po porażce 0:5 z Atalantą Bergamo.
– Przegrywanie w ten sposób zawsze boli. Chcielibyśmy walczyć z najlepszymi od razu, ale wiemy, że to się nie stanie. Budowa zespołu zajmuje czas, choć chcemy to zrobić możliwie jak najszybciej. Milan Berlusconiego nie może zostać odtworzony w pół roku czy w rok – mówił na antenie DAZN. Jakże to dziś zabawnie brzmi? Dziś, gdy dosłownie „w pół roku czy w rok” Milan „walczy z najlepszymi”?
Swoją drogą – wówczas Boban pełnił rolę dyrektora sportowego, w praktyce będąc na pierwszej linii frontu wraz z Paolo Maldinim, dyrektorem technicznym, oraz Stefano Piolim, trenerem. Wydawało się, że los całej trójki może być przesądzony.
Ostatecznie wyleciał tylko Chorwat, a okoliczności pokazują, jak długą drogę przebył AC Milan.
Boban bowiem miał zapłacić za swoją gadatliwość. Według włoskich mediów podpadł w klubie wywiadem dla La Gazzetta dello Sport, w którym otwarcie skrytykował władze klubu za rozmowy prowadzone z Ralfem Rangnickiem. Cała sekwencja zdarzeń potwierdzała:
- że do rozmów doszło
- że plany na Rangnicka w Milanie były bardzo ambitne
To działo się w przededniu wprowadzenia lockdownów, na początku marca. Wówczas jeszcze – mimo bardzo pozytywnego wejścia w 2020 rok – wydawało się, że to już ostatni taniec całego tercetu. Rangnick miał dostać nieomal nieograniczoną władzę, zastępując tak naprawdę całą trójkę na ich stanowiskach, budując zresztą sztab od zera, po swojemu, wraz z rewolucją transferową.
Niemiec miał w Milanie zaorać wszystko, a dopiero później siać.
Takie były zresztą jego warunki, taka jest jego filozofia. Najlepiej sprawdził się w miejscach, gdzie budował właściwie od zera, w dużej mierze według własnych pomysłów i wizji. Hoffenheim i RB Lipsk to dwa kluby w jego portfolio, gdzie wpadał do drewnianej chatki ze słomianą strzechą, a wychodził z murowanego zameczku. Sęk – i większość kontrowersji – w tym, że Rangnick nie miał zbyt wielkich sukcesów w klubach, gdzie już coś istniało. Nie sprawdził się przede wszystkim w Schalke, gdzie też wiązano z jego osobą ogromne nadzieje. Pamiętajmy – odchodził, zapewniając, że odczuwa wypalenie. Działo się to dziesięć lat temu, w 2011 roku.
Dlatego też w Mediolanie wcale nie było pełnej zgodności co do tego, czy akurat Niemiec jest tym wybrańcem, który przywróci Milanowi blask. Jedni przekonywali, że to już ten moment, że gorzej przecież i tak już być nie może, więc to idealna chwila, by oddać pełnię władzy autorytarnemu, ale jednak fachowemu ekspertowi budowlanemu. Drudzy kontrowali, że twórca filozofii RB Lipsk w życiu nie zgodziłby się na transfer 39-letniego napastnika – a Zlatan Ibrahimović już wtedy udowadniał, że jego sprowadzenie miało sens.
Ścierały się dwie wizje i nie ma wątpliwości, że to nie był tylko medialny wymysł. Nie byłoby tak ostrej reakcji na wywiad Bobana, nie byłoby wypowiedzi samego Rangnicka, nie byłoby lekcji włoskiego, które pobierał legendarny trener i dyrektor. Jeszcze w lipcu, gdy Kicker ogłosił, że cały deal nie dojdzie do skutku, całość postrzegano jako sensacyjny zwrot akcji.
Tymczasem była to logiczna konsekwencja wyników po lockdownie.
Ujmijmy to tak: bardzo stare, klasyczne auto, było już gotowe do generalnego remontu. Miało zostać właściwie tylko nadwozie, reszta przeznaczona do wymiany. Stary amerykański silnik wymieniony na nowoczesne zasilanie, manualna skrzynia biegów zastąpiona bardziej pasującym do XXI wieku automatem. Ale pojawił się stary mechanik, który zaryzykował i spróbował tchnąć w gruchota nowe życie. Dolał oleju, powymieniał uszczelki, zatankował pod korek i ruszył. Na pierwszych światłach jeszcze przegrał z Interem w derbach 2:4, ale na kolejnych wyprzedził luksusowego Fiata z Turynu, zresztą też 4:2.
ZNOWU WYSOKI WYNIK? CZTERY I WIĘCEJ GOLI SUPERBET WYCENIA PO KURSIE 2,95!
I co na tym rozdrożu zrobić? Chyba nikt się nie spodziewał, że Milan Zlatana, Kjaera, Maldiniego i Piolego tak szybko się podniesie, tak szybko rozwinie prędkość pozwalającą na wyścigi z najszybszymi włoskimi bolidami. Zrobił się kłopot bogactwa. Miało być wielkie czyszczenie magazynów, miały być strącone głowy i wielki reformator, który buduje na gruzach. Ale jak tu robić rewolucję, skoro Milan w rundzie wiosennej nie miał sobie równych i efektownie wjechał do strefy pucharowej?
Czy istniało ryzyko? Cholernie wielkie. Że to zryw jednej rundy, że to tymczasowa zwyżka formy, że Szwed przed czterdziestką zaraz się rozsypie, a bez niego Milan nie wygra pół meczu. Że właśnie odjeżdża pociąg, do którego już nie będzie można wskoczyć. Rangnick przecież nie jest gościem, z którym można negocjować w nieskończoność. Albo wierzysz w jego pracę, albo dalej graj Kjaerem i Ibrahimoviciem.
AC Milan postawił na ewolucję w miejsce rewolucji. Na przedłużenie kontraktu z Ibrą w miejsce podpisania umowy z niemieckim szkoleniowcem i dyrektorem.
Dziś, przed meczem z Juventusem, wydaje się, że podjął dobrą decyzję. Obronił symbole, po części wybronił też własną tożsamość. Maldini to jednak ktoś więcej niż pracownik, to jest nazwisko, które stanowi osobny brand, osobną instytucję. Pioli miał w krytycznym momencie wsparcie niemal całej „włoskiej myśli szkoleniowej”. No i nie oszukujmy się – gdzie Milan, a gdzie RB Lipsk. Nie chodzi już nawet o tradycje, o status, o pewną reputację, którą dla Milanu niemalże uosabiał premier Silvio Berlusconi. Chodzi zwyczajnie o możliwości, o etos klubu, nawet o środowisko, w jakim trzeba działać. Lipsk to biała plamka na czarnej mapie futbolu w dawnym NRD, gdzie dawni mistrzowie pokroju Dynama Drezno kopią się w piłce amatorskiej.
AC Milan rezyduje w Mediolanie, swego czasu piastującym miano europejskiej stolicy futbolu – tak było bez wątpienia w czasach, gdy Inter grał z Milanem półfinał Ligi Mistrzów.
Rangnick pewnie zrobiłby sporo dobrego, pewnie wprowadziłby potrzebne zmiany. Odważniej postawił na młodzież, zmienił styl gry. Ale czy byłby w stanie zmienić tożsamość? Czy Milan w ogóle chciałby zmieniać swoją tożsamość?
Zwłaszcza że to jest tożsamość świeżo odzyskana.
Gdybyśmy mieli wskazać najpoważniejszą zmianę tych 12 miesięcy? Zatrudnienie Zlatana i zmiana mentalności drużyny? Jasne, bardzo ważne, może najważniejsze pod kątem wyników na boisku. Zakup Kjaera i uszczelnienie obrony? Oczywiście, ścisła czołówka, kolejny ważny aspekt, gdy patrzymy w tabelę ligi włoskiej. Porzucenie pomysłu rewolucji z Rangnickiem w roli głównej i pozwolenie na dalszą pracę Maldiniemu czy Piolemu? Pewnie domknęłoby to podium, jeśli chodzi o rzeczy, które uległy zmianie w ostatnim roku.
Natomiast najważniejsza zmiana następuje w głowach kibiców Milanu. Którzy dziś już nie muszą się bać słów o walce o mistrzostwo, którzy już nie muszą się lękać meczów z Interem czy Juventusem.
Którzy czują, że klub wraca tam, gdzie jego miejsce. I że zrobił to w zaledwie 12 miesięcy.
Fot.Newspix