Reklama

Mamy to! Polacy wystąpią w Oberstdorfie

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

29 grudnia 2020, 10:18 • 3 min czytania 6 komentarzy

Ostatnie dwa dni były prawdopodobnie najdziwniejszymi, jakie przeżyliśmy, od kiedy tylko interesujemy się skokami narciarskimi. A interesujemy się – jak przystało na prawdziwych Polaków – od samego początku tego wieku. Więc długo. I naprawdę nie pamiętamy sytuacji, w której w ciągu dwóch dni dowiedzielibyśmy się, że nasi skoczkowie na pewno nie wystąpią w Turnieju Czterech Skoczni, tylko po to, by dzień później usłyszeć, że jednak tam poskaczą. 

Mamy to! Polacy wystąpią w Oberstdorfie

Jak to było?

Pewnie wszyscy już wiecie, jak ta sprawa się rozkręcała, ale na wszelki wypadek podrzucamy mały skrót wydarzeń: zaczęło się od pozytywnego testu na koronawirusa Klemensa Murańki. Ten przeprowadzony był 26 grudnia, ale wyniki nasza kadra otrzymała dzień później. Miejscowy sanepid i organizatorzy zawodów uznali, że skoro jeden z naszych skoczków wirusa ma, to reszta na pewno też. I skasowała udział całej kadry, mimo że… w tym czasie przeprowadzane były kolejne testy. A te chwilę później wykazały, że wszyscy – poza Murańką, którego drugi test był badany dokładnie w laboratorium – są negatywni.

I tu zaczęła się jazda. Stoch, Kubacki i reszta kadry o tym, że nie wystąpią w konkursie dowiadywali się z informacji prasowej, którą przekazali im najpierw polscy dziennikarze, a potem – starannie umywający od tego wszystkiego rączki – FIS. Oficjalnego komunikatu złożonego na ich ręce po prostu nie było. A to trochę tak, jakby dziewczyna zerwała z wami za pomocą zmiany statusu na Facebooku, bez rozmowy. Więc Polacy składali protesty, próbowali się czegokolwiek dowiedzieć i walczyli. Tym bardziej, że w międzyczasie okazało się, że zakażony jest fizjoterapeuta niemieckiej kadry, ale gospodarze… po prostu skakali. Problemu nie było.

A skoro oni mogli, to nie było mowy, by odpuścić.

Wieczorem przyszła informacja, że i Klemens ma negatywny wynik badania. Rozpoczęła się więc kolejna tura negocjacji. Niemcy zażądali trzecich już testów na własnym terenie, Polacy się zgodzili. Równocześnie ustalono, że jeśli i tym razem wszyscy będą mieli negatywy, to nasi reprezentanci poskaczą w konkursie. I co się okazało? Że wszelkie teorie spiskowe o tym, jak to Niemcy na pewno znajdą na nas sposób, można jednak wyrzucić do kosza – nie było pozytywnych wyników. Podopieczni Michala Dolezala pojawią się dziś na skoczni. Ale ile musieli przeżyć, by do tego doszło – wiedzą tylko oni sami.

Reklama

Jak to będzie?

O 14:30 na skocznię wyjdą tylko Polacy. Dla nich zostanie zorganizowana swego rodzaju seria próbna, w której będą mogli nadrobić stracone wczoraj skoki. Choć wiadomo, że to nie do końca tak działa. Od przedwczoraj siedzieli przecież zamknięci w swoich pokojach, na pewno trudno będzie im usiąść na belce i od razu polatać daleko. Choć z drugiej strony – ta słynna sportowa złość, o której tak często się mówi, może dać im pozytywnego kopa.

Pół godziny później zacznie się właściwa seria próbna dla wszystkich skoczków. Dosłownie. I w niej, i w konkursie wystąpią bowiem nawet ci, którzy odpadli wczoraj w kwalifikacjach. Nie będzie systemu KO, skoki odda ponad 60 zawodników, do drugiej serii wejdzie już standardowo 30 najlepszych. Liczymy, że będą wśród nich wszyscy Polacy. Po takim zamieszaniu naprawdę by im się to należało. Bo serio, momentami wyglądało to tak, jakby ktoś faktycznie chciał ich szansom na zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni – a ostatnio bardzo lubimy w tej imprezie wygrywać – ukręcić łeb.

Na szczęście ostatecznie te szanse zachowają. Sam konkurs wystartuje o 16:30. I, powtórzmy, będą w nim Polacy – to jest najważniejsze. A co będzie dalej? Nieważne. Jeśli przegrają w ramach sportowej rywalizacji – zaakceptujemy to. Tak po prostu bywa. Gdyby mieli przegrać, bo ktoś postanowił ich zamknąć w hotelu, nawet ich o tym oficjalnie nie informując? Byłby skandal. Na szczęście organizatorzy – choć w dosłownie ostatniej chwili – poszli do rozum do głowy. Kamil Stoch na Facebooku wspomniał, że w końcu trwa czas cudów.

I faktycznie, biorąc pod uwagę całe to zamieszanie – przypominało to cud.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Szymon Szczepanik
0
Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...