Polscy skoczkowie mają trzy negatywne wyniki testów na koronawirusa przeprowadzonych w ostatnich dniach, a mimo tego nie mogą wystartować w Oberstdorfie. To znaczy – tego dowiedzieli się z internetu. Bo oficjalnie nikt im takiej decyzji nie przekazał. FIS bawi się bowiem w Poncjusza Piłata i umywa ręce tak dokładnie, jakby kazał mu to zrobić Rysiek z Klanu. Polacy za to walczą o swoje. A przecież ich nieobecność to też wielki minus dla samego Turnieju Czterech Skoczni.
Pierwszy test w wigilię Bożego Narodzenia, cztery dni temu. Drugi – 26 grudnia. Trzeci – dziś. Wszystkie negatywne. Tak to wygląda w przypadku całej naszej kadry, nie licząc jednego Klemensa Murańki. Jego dzisiejszy test ma być dokładnie badany w laboratorium, reszta kadry już wie, że jak koronawirusa nie miała, tak nie ma go nadal. Ale skakać nie może, bo decyzję o wykluczeniu kadry Polski podjęto wcześniej – nie czekając na to, co wykażą dzisiejsze badania. W dodatku… oficjalnie nikt tego Polakom nie powiedział.
– Dowiedzieliśmy się z Twittera o tym, że jesteśmy niedopuszczeni – mówi nam Jan Winkiel, sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego. – Potem chłopaki z RMF podesłali nam komunikat prasowy, który otrzymali. Zwróciliśmy się z pytaniem do FIS-u, tam powiedzieli nam, że na razie nie ma żadnej pisemnej informacji, po czym też przysłali nam komunikat prasowy i stwierdzili, że to obowiązująca w tej chwili wersja. My dalej oczekujemy na informację, czy nasi zostaną wysłani na kwarantannę. Zakładamy, że w dzisiejszych kwalifikacjach nie wystartujemy, ale nie wykluczamy, że złożymy protest. Na pewno będziemy wnioskowali o to, by przedstawić oficjalną informację o tym, czy została na naszych skoczków nałożona kwarantanna. Chcemy mieć papier, który podpiszą odpowiednie służby medyczne.
Taka decyzja naprawdę może szokować. Jasne, Niemcy mają twardy lockdown, wprowadzony na okres świąteczny. Jasne, niedawno wykryto u nich nowy szczep koronawirusa, przywleczony zapewne z Wielkiej Brytanii. I jasne, sanepid może nie chcieć ryzykować paraliżu całego TCS. Ale gdyby choć poczekano na wyniki dzisiejszych testów, zapewne wszyscy stwierdziliby, że takiego ryzyka nie ma. Tym bardziej, że decyzje podejmowane przez Niemców są – nie bójmy się tego powiedzieć – wręcz idiotyczne. W tym samym czasie, w którym Polacy siedzą w pokojach (Murańka został odizolowany wczoraj), Norwegowie jadą na trening. Co to ma ze sobą wspólnego? A to, że obie kadry mieszkają w tym samym pensjonacie. I trudno założyć, że zawodnicy nie mieli ze sobą żadnych kontaktów.
W tym wszystkim bierny pozostaje FIS. Bo od początku sezonu to wszystko działa tak, że liczą się przepisy i decyzje miejscowych. W tym przypadku Niemców. – Wszystko podejmowane jest na podstawie decyzji komitetu organizacyjnego, który z kolei działa na podstawie postanowień służb medycznych. Tu kluczowe jest to, by albo jutro wrócić do rywalizacji, albo chociaż wiedzieć, jaka jest procedura na resztę turnieju czy możliwe scenariusze. Na razie nie dostaliśmy żadnego komunikatu. Mamy jedynie wspomnianą informację prasową, którą zresztą przesłano nam chyba tylko ze względu na naciski – dodaje Winkiel.
Na domiar złego, Polacy naprawdę są odcięci od informacji. Nie chodzi nawet o to, że dostali jedynie komunikat prasowy, ale też o fakt, że miejscowy sanepid najwidoczniej się na nich obraził i postanowił zachować się jak dzieciaki w podstawówce, chcące umówić się na randkę – przekazywać informację przez osobę trzecią. – Sanepid przestał nas w pewnym momencie informować, a zaczął przekazywać informację Sandro Pertile [dyrektor Pucharu Świata – przyp. red.], od którego z kolei my się wszystkiego dowiadujemy – mówi Winkiel. Wspomnianemu Pertile zresztą powinno zależeć na tym, by Polaków do startu jednak dopuścić. Bo jeśli ci nie wystartują, to wiele straci sam turniej.
Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła to przecież ścisła czołówka najlepszych skoczków świata. Ba, na cztery ostatnie edycje imprezy aż trzy wygrywali przecież Polacy. Dwa razy Stoch i raz Kubacki, który broni tytułu. Prestiż Turnieju Czterech Skoczni – w ostatnich latach i tak nieco podupadły – przy ich nieobecności spadnie jeszcze bardziej. Mniej będzie też zapewne telewidzów, bo przecież mnóstwo osób skoków nie włączy, skoro nie będzie można “wołać na Stocha” przed ekran. Do tego nawet jeśli Polacy wystąpią w pozostałych trzech konkursach, a ominą tylko dzisiejszy – o zwycięstwo w całej imprezie już nie powalczą.
Walczą za to działacze. Skoczkowie też nie rezygnują. Oni chcą skakać. Murańka, owszem, nie może, ale reszta – skoro jest negatywna – pragnie jeszcze dziś wyjść na skocznię i wystartować w kwalifikacjach albo w jutrzejszym konkursie. Do tych pierwszych zostało kilka godzin. Polacy argument mają jeden, ale bardzo mocny – wspomniane trzy negatywne testy. Niemiecki sanepid? Właściwie nikt tak naprawdę nie wie, czym się kieruje.
Gdyby to było starcie wyłącznie na argumenty, to bylibyśmy pewni, że jeszcze dziś Stocha i spółkę zobaczymy w locie. Ale to bardziej pojedynek na to czyja racja jest “mojsza”. Zresztą to wszystko wygląda naprawdę dziwnie i sporo jest niejasności.
– Jakby był jasny komunikat już wczoraj, że skoro był kontakt, to jesteśmy odizolowani i nie możemy startować, to pewnie byśmy tego nie negowali. Nawet gdybyśmy otrzymali taki dziś rano – też nie. Ale tego nie ma. […] Jest chaos i bałagan. Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, ale taka informacja prasowa nie została raczej napisana na kolanie. Podejrzewam, że już wczoraj mogli podjąć decyzję o tym, że nie dopuszczą nas do startu, a procedurę robić sobie bokiem, żeby oficjalnie wszystko grało. Mogło to wynikać z wielu różnych powodów. Jeżeli w Bundeslidze dwa tygodnie temu był analogiczny przypadek, gdy wynik był pozytywny, to czemu tam zastosowano inną procedurę? To jest dla nas najbardziej niezrozumiałe w tej sytuacji – kończy Winkiel.
I chyba nikt tego w tej chwili nie kuma. W teorii skoczkowie – skoro oficjalnie nie zostali wykluczeni z imprezy – mogliby nawet wziąć narty i po prostu pójść na skocznię, ale… nie wiedzą, czy nie złamią w ten sposób przepisów. Bo możliwe, że mają nałożoną kwarantannę. Możliwe, bo przecież nikt ich o tym oficjalnie nie poinformował. Dopiero o 15 ma mieć miejsce specjalne oświadczenie lokalnych władz w sprawie koronawirusa u Polaków. Choć tak naprawdę nie jest to potrzebne – wystarczyłyby oficjalne komunikaty wystosowane kilka godzin temu. Tych jednak nie było. Trwa więc czeski film, choć na niemieckiej skoczni.
Fot. Newspix