Łukasz Piszczek po raz pierwszy od pięciu lat nie wygra naszego zestawienia prawych obrońców. I nie wygra nie dlatego, że obniżył loty i popadł w przeciętność przy rosnącej konkurencji. Nie wygra, bo został przesunięty na środek obrony i nie możemy traktować go już jako bocznego defensora. Schedę po zawodniku BVB przejął – zarówno w reprezentacji Polski, jak i w naszym rankingu – Tomasz Kędziora.
Czy jesteśmy zaskoczeni? Cóż, jeszcze dwa lata temu bylibyśmy nieco zakłopotani tym, że to Kędziora, a nie Bereszyński wyglądał najlepiej w przekroju całego roku. Ale już w 2019 roku wyżej ceniliśmy postawę zawodnika Dynama. A kolejny rok był dla Bereszyńskiego gorszy od poprzedniego. Jednocześnie Kędziora dotarł do fazy grupowej Ligi Mistrzów, ugruntował swoją pozycję w kadrze narodowej i wybronił się przed wyganianiem go z Kijowa.
I trudno tutaj Kędziorę deprecjonować. Miał lekki dołek rok temu – w ukraińskiej prasie pisało się, że jest na wylocie z klubu, podobnie jak większa grupa obcokrajowców. Do tego klub pozyskał na jego pozycję Ołeksandra Karawajewa, reprezentanta Ukrainy. Rok pełen rozczarowań dla Dynama miał być powodem, dla którego m.in. Kędziora zostanie pożegnany. A on nie dość, że nie został wywalony, to rozegrał w lidze ukraińskiej rekordową liczbę minut. Żaden inny zawodnik w tamtejszej ekstraklasie nie przebił jego dorobku w 2020 roku – Kędziora ma na koncie ich aż 3726.
No i to też nie były minuty dostawane z braku laku. Zwłaszcza wiosną był bardzo chwalony za solidność, dobrą robotę wykonywaną dla zespołu. Przez cały rok zaliczył siedem asyst. Do tego wreszcie zagrał w fazie grupowej Ligi Mistrzów. To też kolejny przykład na to, jak zdecydowanie lepszy dla ex-lechity był ten rok w porównaniu do roku poprzedniego. Wtedy Dynamo nie wyszło z grupy LE, gdzie grało z Malmoe, Kopenhagą i Lugano. Tej jesieni Kędziora mógł zmierzyć się w fazie grupowej Ligi Mistrzów z Messim czy Ronaldo. I w Lidze Mistrzów nie wyglądał źle – zaprezentował się solidnie, awansu nie było, ale też trudno myśleć o awansie, gdy pan z UEFA wyciąga kulki z napisem “Barcelona” oraz “Juventus”.
Kędziora ma u nas pierwszeństwo przed Bereszyńskim, czyli podobnie jak jest w kadrze Polski. Początkowo mieliśmy obiekcje wobec tej decyzji Jerzego Brzęczka – bo przecież tu Serie A, tu liga ukraińska, no gdzie, no jak, no ale po co. Natomiast trzeba oddać selekcjonerowi, że u niego Kędziora gra dobrze. Tak było w eliminacjach do Euro, za Ligę Narodów też trudno mieć do Kędziory pretensje. Może gdyby grał Bereszyński, to pisalibyśmy inaczej, natomiast Bereszyński albo nie gra, albo gra na lewej obronie. Zatem w kadrze lepiej wypada Kędziora, podobnie jak w klubie, bo Bereszyński w Sampdorii spuścił z tonu.
Zwłaszcza wiosną – po koronawirusie – wyglądał kiepsko. Finisz sezonu w Serie A był słaby w jego wykonaniu i zaczęto przebąkiwać, że może to czas na zmiany, że trochę już się w Genui zasiedział. Jesienią lekko się odkręcił, nie był już tak często zamieszany w straty bramek, natomiast wciąż mamy w pamięci lepsze rundy Bereszyńskiego we Włoszech.
Podium uzupełnia Alan Czerwiński. Przede wszystkim za dobrą, ale i równą formę przez cały rok. Wiosną w klasyfikacji najlepszych prawych obrońców ligi wyprzedził go tylko Marko Vesović. A był już klepnięty w Lechu, miał kontrakt ważny od lata. To oczywiście docenianie czegoś, co powinno być oczywiste, ale plus dla Czerwińskiego za zadanie kłamu tym wszystkim teoriom, że piłkarz w takiej sytuacji myślami jest już w nowym klubie, nie gra na sto procent i tak dalej. W Lechu miał przeciętny początek, ale z czasem się ogarnął – trudno mieć pretensje akurat do niego, że Kolejorz tak cieniuje w lidze.
Dalej trójka solidnych ligowców – Konczkowski, Gumny, Fila. Pewnie gdybyśmy brali pod uwagi kryterium “kto może w przyszłości zaistnieć w reprezentacji”, to Konczkowskiego tak wysoko by nie było. Ale w tych rankingach liczy się tylko forma i osiągnięcia z mijającego roku. A prawy obrońca Piasta był po prostu regularniejszy od Gumnego (stracona lwia część wiosny przez kontuzję), a lepszy od Fili (po prostu przeciętny rok piłkarsko). W kontekście wychowanka Lecha cieszy to, że przez pierwsze pół roku w Niemczech gra. Nie cieszy to, że jest jednak rezerwowym i większość spotkań zaczynał na ławce rezerwowych. Zatem dwóch chłopaków z rocznika 1998 pogodził 27-latek z Piasta, który w ciągu tego roku uzbierał sześć asyst.
I na sześciu nazwiskach kończymy wymienianie gości, co do których nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że powinni się tutaj znaleźć. A dalej mamy już kandydatów z kategorii “E” – czyli trochę z braku laku, trochę ze słabości konkurencji, trochę na słowo honoru. Bo na przykład Kacper Chodyna podobał nam się latem. Ale mówimy tu o chłopaku, który ledwo rozegrał dziesięć meczów na poziomie Ekstraklasy.
Albo taki Paweł Olkowski. Fajnie, że zaczął grać w tureckim średniaku z apetytem na europejskie puchary. Sęk w tym, że grał sporadycznie (nie dozbierał nawet 1000 minut w tym roku) i jest rzucany po pozycjach (prawa obrona, lewa obrona, bok pomocy). Wsadziliśmy go na ósme miejsce głównie dzięki ostatnim kilku tygodniom, gdy zaczął regularnie występować w Gazientepie, a jego klub odbił się z ligowej szarzyzny bliżej czołówki.
Dwa ostatnie miejsca to już ligowy dżemik. Celeban na dziewiąte miejsce trafił tak naprawdę z totalnego braku laku, bo przecież został z musu przesunięty na bok obrony na początku tego sezonu. Wiosną nie grał prawie wcale, choć tu też wchodziły w grę kwestie kontraktowe. Jesienią wyglądał… no, poprawnie z widokami na dobrze. Ale jeśli na dziewiąte miejsce musimy wrzucać 35-letniego stopera Śląska Wrocław przesuniętego na bok obrony, to wiele mówi nam o poziomie konkurencji w tym rankingu.
Na ostatnim miejscu początkowo ustawialiśmy Jakuba Bartkowskiego, myśleliśmy o Bartoszu Rymaniaku, padały kandydatury Łukasza Burligi czy Jakuba Wójcikiego. Ale ostatecznie nasz wybór padł na Sebastiana Mrowcę. Nie żadnego farbowanego lisa, bo gość sam zabiegał o grę dla Polski. Wiosnę spędził w 2. Bundeslidze, gdzie zbierał przeciętne oceny. Jego Wehen Wiesbaden spadło z ligi, on jesienią nie grał przez uraz, ale tak czy siak – ligowy dżemik z prawej obrony wciąż chciałby trafić pewnie na pół roku czy rok do drugiej Bundesligi.
W przyszłym roku liczymy na rozwój Chodyny, Szota z Wisły Kraków czy Pawła Olszewskiego. Bo naprawdę nie chce nam się kolejny raz sprawdzać, czy Łukasz Burliga rozegrał te dziesięć spotkań, by wziąć go pod uwagę przy analizie kandydatur na dziewiąte lub dziesiąte miejsce…