Reklama

Buczek: “Dobra runda juniora w III lidze to sygnał, że ma potencjał, żeby pójść wyżej”

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

19 grudnia 2020, 12:36 • 10 min czytania 0 komentarzy

Adam Buczek przez większość swojej kariery jest związany z Zagłębiem Lubin. Przyłożył rękę do sukcesu “Miedziowych” w Młodej Ekstraklasie, prowadził zespół z Dolnego Śląska w Ekstraklasie, a obecnie pracuje w rezerwach lubińskiego klubu. Jak wygląda praca z drugim zespołem w czasach pandemii? Co sprawia, że części utalentowanych piłkarzy nie udaje się przeskoczyć z gry z juniorami do rywalizacji z seniorami? Czy żałuje, że podjął się prowadzenia klubu w Ekstraklasie bez większego doświadczenia? Czego nauczył się od Oresta Lenczyka? Jakie są najbliższe cele rezerw Zagłębia? Zapraszamy.

Buczek: “Dobra runda juniora w III lidze to sygnał, że ma potencjał, żeby pójść wyżej”
Problemy z koronawirusem mocno dotknęły klubowe rezerwy? Może nie tyle w kontekście samej choroby, a bardziej funkcjonowania w nowej rzeczywistości.

Przygotowania do rozgrywek musieliśmy zacząć 1 czerwca, bo okazało się, że możemy dokończyć okręgowy Puchar Polski. Trenowaliśmy z nową grupą zawodników, ten okres wypadł dobrze, fajnie zaczęliśmy ligę, ale niestety – po drugim wygranym meczu zaczęły się nasze problemy zdrowotne. Dość długo to trwało, bo wtedy kwarantanny były dość długie i zespół został rozbity na trzy tygodnie. Trenowaliśmy indywidualnie, niektórzy wcale nie trenowali…

Czyli życie trenera rezerw to nie jest łatwy kawałek chleba w dzisiejszych czasach.

Jak każdego trenera. Myślę, że rezerwy mają swoją specyfikę, bo nie możemy mówić o ciągłości pracy. Drużyna zmienia się co pół roku. Gdyby nie przerwano sezonu, czekałaby nas ciężka runda, w której bronilibyśmy się przed spadkiem. Nie wiem, jakby to się zakończyło, chociaż dobrze przepracowaliśmy okres zimowy i zremisowaliśmy pierwszy mecz z faworytem rozgrywek, Ruchem Chorzów. Potem do końca maja musieliśmy czekać na to, co będzie dalej. Dla nas ta decyzja była trochę szczęśliwa, bo gdyby były spadki, byłoby nam przykro. Nie mieliśmy najsłabszego zespołu jesienią. Młodym, bardzo odmłodzonym zespołem przystępowaliśmy do rozgrywek, w których nie przegrywaliśmy meczów wyraźnie. Mieliśmy aż 11 remisów. Szalony rok, było trochę niepewności, ale muszę też patrzeć na to, co dzieje się z chłopakami indywidualnie. A pod tym względem z rezerw wyszedł Bartosz Białek.

Który zdążył postraszyć Miedź w Pucharze Polski. Z pierwszoligowcem weszliście w mecz tak, że po 9. minutach wygrywaliście 2:0.

My tego meczu nie powinniśmy zremisować. Zabrakło nam doświadczenia i szczęścia, straciliśmy bramkę po stałym fragmencie gry w ostatnich sekundach, potem przegraliśmy mecz w rzutach karnych. To pokazało, jak tamten zespół funkcjonował jesienią, potrafiliśmy przegrywać, czy remisować w głupi sposób.

Wyniki wynikami, ale trzeba przyznać, że wasza grupa w III lidze jest na tyle silna, że można powiedzieć, że to prawie jak II liga.

To idealne miejsce do rozwoju chłopaków. Są zespoły doświadczone z aspiracjami i historią. Są zespoły, które mają zawodników z przeszłością na poziomie centralnym. Ktoś się może obruszyć, gdy powiem, że to idealna liga dla nas, bo kluby Ekstraklasy mają rezerwy w II lidze. Ale nie wiem, czy wtedy nie oznaczałoby to dla nas zmianę kategorii wiekowej. Chyba nie poradzilibyśmy sobie tym zespołem klasę wyżej. Teraz mogą grać u nas zawodnicy 16-, 17-letni, którzy dzięki temu mogą grać przeciwko seniorom, mają możliwość rozwoju. To dla nich bardzo dobre przetarcie. Jeśli ktoś z nich potrafi zagrać rundę w III lidze na dobrym poziomie, to jest delikatny sygnał ku temu, że ma potencjał, żeby iść wyżej.

Reklama

ZAGŁĘBIE WYGRA Z POGONIĄ – KURS 3.35 W SUPERBET!

To dobra liga do skautowania zawodników, do wprowadzania młodzieży. Grali u nas zawodnicy z roczników 2004, 2005. Po to jest ta trzecia liga, żeby klub miał poligon doświadczalny. Za nami pół roku dobrej pracy, ale wiosna znów będzie trudna. Regulaminy i obostrzenia, które zostały wprowadzone do rezerw, pewne rzeczy eliminują.

Jak pan się na to zapatruje? To pomoc, przeszkoda, czy może nie ma to większego znaczenia?

Ma znaczenie, bo zawodnicy z 1998 rocznika, którzy wejdą na boisko w Ekstraklasie pięć razy – podkreślam: wejdzie, nie rozegra pięć spotkań – już nie mogą grać. W tym roku minęły się okienka transferowe, bo w III lidze było do 1 września, a w Ekstraklasie do 5 października. Więc zawodnicy zatrudnieni w Ekstraklasie po 1 września nie mogli już grać w rezerwach. Za chwilę wejdzie przepis, że zawodnicy z rocznika ’98 i starsi nie będą mogli zagrać, jeśli trzy razy wejdą na boiska Ekstraklasy. Liga ruszy w styczniu, my zaczniemy w marcu i niektórzy starsi zawodnicy już nie będą mogli grać. Przepisów jest dużo, to utrudnia pracę. Może nie tyle mi, ile trenerom pierwszego zespołu. Bo zawodnicy, którzy nie mogą grać w pierwszym zespole i nie mogą w drugim, nie grają nigdzie. Nie powiem, że to bardzo złe, bo większość młodych piłkarzy gra. Nie zdarza się takie coś, że przychodzi dziewięciu zawodników i gra, a ci, którzy trenowali, nie grają. Młodzież może się sporo nauczyć od doświadczonych zawodników, którzy schodzą do rezerw dobrze zmotywowani.

W lokalnych mediach trafiłem na taki tytuł: Adam Buczek – ojciec złotych pokoleń Zagłębia.

(śmiech) Historia! Medialnie ładnie to brzmi, jednak jestem daleki od takich określeń. Ktoś z tymi chłopakami wcześniej pracował, ja byłem na wierzchołku tej góry. Fajny tytuł, jest w tym moja praca, ale na to, że ktoś wypłynie z akademii do pierwszego zespołu, składa się wiele rzeczy.

Rozumiem skromność, ale jednak często powtarza się, że najtrudniejszy jest przeskok z juniorów do piłki seniorskiej. A pan za to odpowiada.

Na pewno jest to trudna droga. Między ligą juniorów a trzecią ligą, jest różnica. Może nie kolosalna, jednak zawodnicy mierzą się z rywalami starszymi nie o rok, a o 10 lat. To zupełnie co innego. Od kiedy tu jestem, dużo rozmawiam z trenerami pierwszego zespołu. Stały kontakt jest ważny. Obecnie mamy Pawła Karmelitę oddelegowanego do koordynacji zespołu rezerw, dzięki czemu przepływ informacji między drugim i pierwszy zespołem jest spory. To są takie małe rzeczy, potem ci chłopcy muszą sami sobie wywalczyć miejsce w składzie. Przykłady Kacpra Chodyny, Łukasza Poręby czy Bartosza Białka pokazują, że można. Jest grupa chłopaków, która dąży do tego, żeby tam być.

A dlaczego niektórym się to nie udaje?

Osób niechęcią do pracy, nieprzekonanych, że można dzięki niej gdzieś dojść, jest mały procent. Większość stawia na piłkę. Czemu nie robi przeskoku? Może być tak, że jeden osiągnie to w wieku 20 lat, inny w wieku 24. Wiąże się to też z wykorzystaniem swoich pięciu minut. Szczęścia, dobrego spojrzenia trenera. Zawsze powtarzam chłopakom, że jeśli będą dążyć do gry w Ekstraklasie i dopisze im zdrowie, to praca zawsze się obroni.

Reklama
Podobnie było z Białkiem, który pokazał się w dobrym momencie.

Jeszcze 2 listopada strzelił przepiękną bramkę Ruchowi Zdzieszowice. Chwilę później zadebiutował w pierwszej drużynie. Ktoś nie wykorzystał szansy, trener go wypatrzył i mamy Bartosza Białka.

Trochę jak z wypowiedzią Cezarego Kuleszy, który stwierdził, że transfer Ognjena Mudrinskiego się obronił, bo dzięki niemu szansę dostał Patryk Klimala.

(śmiech) Coś w tym jest! Wskoczył do składu, strzelił, poszło szybko. Na tyle szybko, że już do nas nie wrócił.

Jak to było z pana pracą w pierwszym zespole Zagłębia? Od razu miał pan być trenerem tymczasowym, czy umawialiście się trochę inaczej?

Wszystko działo się bardzo szybko, postanowiłem przyjąć tę bardzo dobrą propozycję. Był moment myśli, jak to dalej będzie, ale nie umawiałem się na to, jak długo to potrwa. Nie miałem wtedy licencji UEFA PRO, dostałem tylko tymczasowe pozwolenie. Do sztabu doszedł Piotra Błauciak i zaczęliśmy pracę. Mój wynik nie był rewelacyjny, ale nie był też wstydem dla trenera drugoligowego, bo ja przecież chwilę wcześniej trenowałem Górnik Polkowice. Kiedy przyjmowałem drużynę po dwóch kolejkach, byliśmy na dnie tabeli, skończyliśmy na 10. miejscu. Być może moja osoba, jako młodego trenera, spowodowała, że ktoś nie wytrzymał presji. Ale nawet te osiem meczów dało mi wiele, dostałem się później do szkoły trenerów, mogłem podpatrywać trenera Lenczyka. Po tylu latach można być rozżalonym, jednak ja jestem wdzięczny. W końcu prowadziłem swój klub w Ekstraklasie.

Wzoruje się pan na szkole przygotowania fizycznego Oresta Lenczyka, jak większość jego “uczniów”?

Byłem pod wrażeniem trochę innej pracy nad motoryką, ale po tej szkole jestem jej bardzo przychylny. Te metody były kiedyś i są teraz. Wiadomo, że można część rzeczy poprawiać, zmieniać, ale wspominam to tylko na plus.

Odczuwał pan, że szatni nie podobał się młody trener?

Nie, wręcz przeciwnie. Nawet w spotkaniach zakulisowych żaden zawodnik nie dał mi do zrozumienia, że traktował mnie na zasadzie “co ty mi będziesz mówił”. Znam swój warsztat, nie mam czego się wstydzić, zdobywałem go przez wiele lat przy dobrych trenerach. Trenerzy Hapal, Urban, Lenczyk, Michniewicz, Ulatowski, trochę swojego życia, gdy byłem w Polkowicach przez rok jako samodzielny trener… To wszystko złożyło się chyba na to, że tak było. Myślę, że zawodnicy współpracę ze mną sobie cenili, a to był naprawdę trudny okres, bo oczekiwania wobec Zagłębia były ogromne.

A umówmy się, że skład nie był mocny i trzeba było szyć.

Rok wcześniej trener Hapal prowadził zespół, który był drużyną. Latem dokonano chyba 12 zmian, doszło wielu zawodników. Trzeba było to pozbierać do kupy, żeby to zaczęło funkcjonować, a oczekiwania były bardzo duże. Zespół im nie sprostał, było dużo zmian, także trenerów.

Gdyby pan drugi raz otrzymał taką ofertę, postąpiłby pan tak samo?

Futbol przez ten czas mocno się rozwinął, zmienił, ale patrząc na moje podejście do zespołu i zawodu – wiele bym nie zmienił.

POGOŃ – ZAGŁĘBIE NA REMIS – KURS 3.55 W TOTALBET!

A gdyby drugi raz dostał pan propozycję z klubu, który ma niewielkie szanse na utrzymanie się w Puławach, jakaś refleksja by była?

Dążymy do Wisły Puławy? (śmiech) Ważna jest rozmowa z ludźmi, którzy proponują pracę. Co oni w tobie widzą. Otrzymałem tę propozycję, prowadząc Górnik Polkowice, mieliśmy bardzo dobre wyniki. W grudniu otrzymałem telefon, spojrzałem na tabelę… Wiedziałem, jaka to będzie praca. Spotkałem się z ludźmi w Puławach i uważam, że to był dobry ruch. Trochę nie dopisało nam szczęście, bo dobrze zaczęliśmy rundę, nie byliśmy w strefie spadkowej, ale zaczęły się problemy zdrowotne. Mateusz Pielach zerwał więzadła, młodzieżowiec Mariusz Idzik wypadł w połowie rundy i trochę się to zacięło. Nie wygrywaliśmy, było sporo remisów i na koniec był spadek. Szkoda, bo klimat był dobry i czułem, że to ja jako trener rozczarowałem. Nie szukałem winy, ani wymówek. Poszło to nie w tę stronę, a gdyby ten zespół się utrzymał, pewnie do dziś grałby w pierwszej lidze.

Podziela pan zdanie, że gdy trener spadnie, nie powinien zostawać w zespole, bo coś się wypaliło?

Coś w tym jest. Zostałem w Puławach, a myślę dziś, że lepiej byłoby się rozstać.

Poza Wisłą Puławy przez większość kariery związany jest pan z Dolnym Śląskiem. Ciągnie pana jeszcze w Polskę, czy wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej?

Zawsze gdy ktoś ze mną rozmawia odnośnie pracy trenerskiej, to chcę poznać, jaki to jest projekt. Propozycja może być, można pójść i za chwilę pracę stracić. Chcę wiedzieć, na czym to ma się opierać. Tu i teraz, dzisiaj ma być coś wspaniałego, czy regularną pracą i spokojnym budowaniem do czegoś dojść. Może być też tak, że się nie uda i co dalej? Dzisiaj jest takie podejście, że podpisuje się z trenerem roczny kontrakt z trzymiesięcznym wypowiedzeniem. Po co to w ogole robić? Podpiszmy na trzy miesiące i przedłużajmy co kolejne trzy. Piłkarze wypowiedzenia przecież nie mają. Większość niestety jest postawiona przed takim faktem, że albo bierzesz kasę, albo podpisujesz wypowiedzenie. Dla mnie to niezrozumiałe, bo skoro ktoś zdecydował się na tego trenera, to podjął decyzję.

Powiedziałby pan, że jest pan osobą stworzoną do pracy z młodzieżą i tego powinien się trzymać?

Może tak jest, bo dobrze mi się z nią pracuje. Choć nie jest to praca łatwa. Praca trenera w ogóle nie jest łatwa, ale nie zamieniłbym ją na żadną inną. Sprawia mi to ogromną przyjemność. Jakby ktoś miał mnie oceniać, powiedziałby: wynikowo się broni tą pracą z młodzieżą, w seniorach poszło mu nie do końca idealnie. Nie czuję się trenerem tylko do młodzieży. Po prostu: jestem trenerem. Mogę równie dobrze pracować z 10-latkami i dobrze się przy tym bawić. Jedyna różnica jest w podejściu.

POGOŃ WYGRA Z ZAGŁĘBIEM – KURS 2.10 W TOTOLOTKU!

Jest pan jednym z niewielu polskich trenerów, którzy mieli okazję pracować z Piotrem Zielińskim.

Współpracowałem z nim nawet w szkole. Przez trzy lata w gimnazjum.

Co pan o nim sądzi? Przereklamowany, niedoceniany?

Poszedłbym bardziej w drugim kierunku. Skoro gra w lidze włoskiej, to pod jakim kątem jest przereklamowany? Ma niesamowity potencjał i tak na niego patrzę. Może w niektórych meczach kadry nie do końca się objawia, ale wielu takich zawodników jak on nie mamy.

Jak pan myśli, czemu tak jest? To kwestia dotarcia do niego? Pewnie zna go pan także od strony mentalnej.

Znałem, w wieku 16 lat. Teraz pewnie wiele się zmieniło. Nie za bardzo wiem, czego się od niego oczekuje w kadrze. To zawodnik dla reprezentacji niezbędny. Był jednym z największych talentów w Zagłębiu Lubin. Jak nie największy, to może drugi… Na podium jest na pewno.

ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...