Reklama

Zwalniać czy zostawić? Sąd nad Solskjaerem

redakcja

Autor:redakcja

12 grudnia 2020, 08:55 • 12 min czytania 15 komentarzy

Chociaż przed meczem z RB Lipsk wydawało się to nieprawdopodobne, posada Ole Gunnara Solskjaera ponownie zaczyna wisieć na włosku. Manchester United – mimo że jeszcze o 20:54 liderował w swojej grupie – odpadł z Ligi Mistrzów, przez co strata pięciu punktów do liderującego w Premier League Liverpoolu zaczęła urastać do rangi klęski. Czy Norweg zasłużył, by dalej pracować na Old Trafford? A może rzeczywiście należy go usunąć ze stanowiska?

Zwalniać czy zostawić? Sąd nad Solskjaerem

Sytuacja nie jest prosta.

Były napastnik Manchesteru United poprowadził klub w 89 meczach jako stały menadżer i w 19 jako tymczasowy. Tutaj wypada postawić sprawę jasno – gdyby nie genialne wyniki osiągnięte w roli kryzysowego opiekuna, Norweg prawdopodobnie posady by w ogóle nie dostał. Faworytem był raczej Ryan Giggs. Jednakże Solskjaer zachwycił. W dziewiętnastu meczach przegrał tylko trzy razy razy. Co więcej – za każdym razem w innych rozgrywkach. Z Wolverhamptonem w Pucharze Anglii, z Arsenalem w lidze i z PSG w Lidze Mistrzów. Jednakże nawet porażka z paryżanami okazała się być nieistotna, bo na Parc de Princes Manchester zatriumfował 3:1 i awansował dalej. To właśnie ten mecz sprawił, że pozbyto się jakichkolwiek wątpliwości i Ole otrzymał umowę na stałe. Wówczas wszystko zaczęło się zmieniać.

MANCHESTER UNITED WYGRA DERBY? KURS: 4,47 W TOTOLOTKU!

Średnia Solskjaera jako szkoleniowca tymczasowego? 2.32. Średnia Solskjaera jako szkoleniowca stałego? 1.79. Jednakże to nie tylko spadek dorobku punktowego sprawia, że rozważa się odejście Norwega. Dlaczego 47-latek zasługuje na zwolnienie?

Bo… odpadł z Ligi Mistrzów

Wracamy do początku tekstu, lecz trudno o inne rozpoczęcie tej wyliczanki. Solskjaer nie tańczyłby ze zwolnieniem, gdyby nie to, że pożegnał się z elitarnymi europejskimi rozgrywkami. Musiał „tylko” zremisować z RB Lipsk. Zamiast tego poległ 2:3 i Czerwonym Diabłom pozostała Liga Europy, a nie ma co się oszukiwać – to dla nich tylko i wyłącznie puchar pocieszenia. Klub jeszcze za czasów Jose Mourinho triumfował w tych rozgrywkach, ale bez wątpienia nie jest to najbardziej wzniosły moment w historii klubu z Old Trafford.

Reklama

Zajęcie trzeciego miejsca w grupie to niebagatelna wtopa. Manchester United jest bowiem jedyną angielską ekipą, która nie zdołała wyjść ze swojej grupy w europejskich rozgrywkach. Arsenal, Leicester City i Tottenham zajęły pierwsze miejsca w LE, podobnie jak Chelsea, Liverpool i Manchester City w LM. Do kompletu brakuje właśnie klubu prowadzonego przez Solskjaera, który dorobił się miana czarnej owcy. Tegoroczne niepowodzenie uwydatniło też problem, który Czerwone Diabły mają z Ligą Mistrzów od czasu emerytury sir Alexa Fergusona. Podczas kadencji Szkota klub co prawda też miewał swoje wpadki w fazie grupowej, jednak zrewanżował się dwukrotnie wygrywając całe rozgrywki. W sezonie 2013/2014 sytuacja uległa diametralnej zmianie i nigdy już nie wróciła na tory, na które klubową lokomotywę wprowadził legendarny szkoleniowiec.

Manchester United w Lidze Mistrzów:
  • 2013/14 – ćwierćfinał
  • 2014/15 – nie zakwalifikowali się
  • 2015/16 – faza grupowa
  • 2016/17 – nie zakwalifikowali się
  • 2017/18 – 1/8
  • 2018/19 – ćwierćfinał
  • 2019/20 – nie zakwalifikowali się
  • 2020/21 – faza grupowa

Nieważne czy Moyes, czy Van Gaal, czy Mourinho, czy Solskjaer. Manchester United od kilku lat konsekwentnie dostaje w łeb i nie dobija się nawet do półfinału Ligi Mistrzów, do którego w tym czasie dotarł chociażby Ajax. Zresztą tylko dwa ćwierćfinały w ciągu dwóch sezonów to również wynik wielce przeciętny. Osiągnęło go, między innymi, Porto. Jednak nie tylko sam fakt odpadnięcia z Ligi Mistrzów ciąży nad Norwegiem. Główny zarzut stanowi taktyka, którą Solskjaer przygotował na mecz z Basaksehirem oraz decydujący z RB Lipsk.

zawala taktycznie

Przeciwko Turkom, piłkarze Manchesteru United zachowali się jak Ozzy Osbourne w „Crazy Train”. Krzyknęli: „All aboard now!” i ruszyli do przodu. Wszyscy. Zupełnie wszyscy, łącznie z obrońcami. Miało to tyle rozwagi i sensu, co odgryzienie głowy żywemu nietoperzowi przez wspomnianego muzyka Black Sabbath. Skończyło się na tym, że na połowie Basaksehir byli wszyscy piłkarze z pola Manchesteru United. Co więcej, w głębokim poważaniu mieli oni krycie napastników gospodarzy, którzy stali na linii środkowej boiska, unikając w ten sposób spalonego. Gdy więc piłka w końcu została wyekspediowana z pola karnego przez Edina Viscę i spadła pod nogi Demby By, można było spodziewać się najgorszego.

Napastnik popędził najszybciej jak umiał – a więc całkiem wolno. Na jego szczęście gonił go Nemanja Matić, który jest jeszcze mniej zwrotny. Skończyło się na trafieniu do siatki i objęciu prowadzenia, którego później nie wypuścili z rąk.

Başakşehir podwyższył jeszcze wynik, po tym jak trafił Edin Visca, asystujący wcześniej przy golu By. Znowu zaprocentowało fatalne ustawienie defensywy Manchesteru United. Tym razem obrońcy niczym gupiki ślepo podążyli za Bą i Turucem, zostawiając całą lewą stronę wolną. Gdzie był wtedy Luke Shaw? Ano wracał spod pola karnego Turków, którego ponownie nie udało się sforsować.

Reklama
Ole Gunnar Solskjaer

Jednak starcie z początków listopada jest niczym wobec wydarzeń z ostatniego wtorku. Solskjaer przekornie – chyba nawet wobec samego siebie – postawił na totalną defensywę. Z Turkami skompromitował się, każąc swoim zawodnikom walić na bramkę rywala przez 90 minut, więc podopiecznych Nagelsmanna chciał wziąć na przetrzymanie. Dzięki temu w wyjściowym składzie Manchesteru United mogliśmy zobaczyć aż siedmiu zawodników skoncentrowanych na destrukcji. Efekt? Lipsk po piętnastu minutach prowadził 2:0, a mógł wyżej, bo genialną okazję zmarnował Forsberg. Taktyka Solskjaera zupełnie się nie sprawdziła. Zawodnicy ewidentnie nie wiedzieli, co mają grać, przez co regularnie dochodziło do dublowania pozycji, nieuchronnie prowadzącego do otworzenia wolnych stref po drugiej stronie boiska.

Ponownie nie popisał się Luke Shaw, który odpuścił krycie Sabitzerowi. Austriak posłał podanie do Angelino, ten nie był kryty przez Wan-Bissakę, który znalazł się w dziwacznym miejscu boiska, i Hiszpan dał Niemcom prowadzenie. I tak przez cały mecz.

Płaskie ustawienie defensywny, statyczność w pressingu, brak zwrotności Maguire’a i brak planu B doprowadziły do tragedii. Lipsk prowadził 3:0 i chociaż skończyło się 3:2, to nie wynikało to z innowacji wprowadzonych przez Solskjaera, lecz szczęścia i arbitra Matheu Lahoza, który przyznał Manchesterowi dwie bardzo kontrowersyjne bramki. Nagelsmann obnażył Norwega w brutalny wręcz sposób. Mecze z RB Lipsk i Basaksehirem udowodniły zatem, że jeśli problemu nie rozwiązuje wpuszczenie z ławki Cavaniego lub van de Beeka, to pomysły trenera się kończą. Przeciwko Turkom, Solskjaer przeprowadził pięć zmian, lecz wszystkie były zmianami 1:1. Żadnej korekty w ustawieniu, żadnego postawienia na inną kartę. Nic! Przeciwko Niemcom skompromitował się jeszcze bardziej, bo chociaż Czerwone Diabły musiały gonić wynik, to Norweg wprowadził na plac nowych trzech obrońców, van de Beeka i Paula Pogbę.

No właśnie. Pogbę.

 …dał sobie wejść na głowę Mino Raioli

Saga transferowa z francuskim pomocnikiem w roli głównej trwa kilka lat. Właściwie tylko przez krótką chwilę cieszył on fanów Manchesteru poziomem, do którego przyzwyczaił w Juventusie oraz kadrze Francji. Co ciekawe – chwile te przypadały na okres współpracy właśnie z Ole Gunnarem Solskjaerem oraz Jose Mourinho. Ale i tutaj wszystko się zepsuło. Najpierw Pogba grał słabiej, później jeszcze słabiej, później najsłabiej od czasu powrotu na Old Trafford, aż w końcu zdano sobie sprawę, że nie ma co budować drużyny w oparciu o niego. Niezwykle rozedrgana forma wyleczyła norweskiego szkoleniowca z przywiązania, jakim zdawał się pałać w stosunku do francuskiego pomocnika. Pogba coraz częściej siedział na ławce, a gdy grał, to kibice z nerwów obgryzali paznokcie.

Po urazie stawu skokowego w grudniu ubiegłego roku, 27-latek stracił ostatnie cząstki dawnego siebie. Snuł się po boisku i w gruncie rzeczy przeszkadzał partnerom. W tym sezonie miał bezpośredni wkład tylko w jednego gola. Poza tym? Poza tym jest fatalnie – sprokurował aż dwa rzuty karne, wygrywa średnio co trzeci pojedynek, dwanaście razy w meczu traci piłkę (!), a jakby tego było mało, w ogóle nie kreuje. W dotychczasowych ośmiu występach w Premier League, Pogba stworzył kolegom dwie okazje. Bruno Fernandes – dla porównania – 35. Ale to nie koniec, bo kluczowych podań więcej notuje nie tylko Portugalczyk, ale i Scott McTominay oraz Nemanja Matić.

REMIS W DERBACH MANCHESTERU? KURS: 4,20 W TOTOLOTKU!

Jednak utrata formy przez Pogbę nie obciążałaby tak mocno konta Solskjaera – w końcu klub daje radę egzystować bez niego – gdyby nie wydarzenia poprzedzające starcie z RB Lipsk. Na chwilę przed bodaj najważniejszym meczem jesieni dla Czerwonych Diabłów, z cienia wyszedł Mino Raiola, który oznajmił, że jego klient już za moment pożegna się z Old Trafford. Włoski agent ze znaną i możliwą tylko sobie swadą postawił Solskjaera pod ścianą. A Ole uciec nie potrafił. Raiola chciał pokazać, że Pogba jest Manchesterowi konieczny. Że w chwili kryzysu, Norweg zwróci się właśnie do niego. Że nie będzie miał tyle samozaparcia, by przetestować kogoś innego. Raiola miał rację. Gdy United musiało gonić wynik, Francuz wszedł na boisko. Strzelił nawet gola, co paradoksalnie nie ucieszyło wszystkich związanych z klubem z Old Trafford.

Znowu wyszło tak, jak chciał Włoch.

Solskjaer nie dość, że Pogbę wpuścił, to ten nieomal uratował losy całego klubu. W tej sytuacji agent mógł tylko odpalać cygaro z prześmiewczym uśmiechem. Chociaż gol Francuza nie odmienił ani jego reputacji, ani nie ocalił dalszej przygody Czerwonych Diabłów z Ligą Mistrzów, to sprawił, że zaczęto kwestionować słuszność pozbywania się 27-latka. W końcu – kto wie – może inny szkoleniowiec trafiłby do Pogby lepiej? A zawsze łatwiej zwolnić trenera, niż pozbyć się wypłowiałej gwiazdy, prawda?

***

A teraz odwróćmy kota ogonem. W końcu Solskjaer nie bez powodu notorycznie wypływa na powierzchnię, utrzymuje się na niej i spokojnie dryfuje do brzegu, aż kłopoty – przynajmniej na chwilę – ustają. Dlaczego 47-latek zasługuje by nadal pracować na Old Trafford?

Bo… ma szczęście

A ma ono na imię Bruno.

Fernandes właściwie w pojedynkę ciągnie Manchester United. W Premier League spędził do tej pory 11 miesięcy, a aż trzykrotnie tryumfował w konkursie na najlepszego zawodnika miesiąca. Jak można się domyślić – nie bez powodu. W bieżących rozgrywkach Portugalczyk miał udział przy 11 z 19 trafień Czerwonych Diabłów. 58%. Lepszy wynik wykręcili do tej pory tylko Harry Kane i Son z Tottenhamu. Ale szczęściu trzeba było oczywiście pomóc. Fernandes nie zawitał na Old Trafford z przypadku. W jego transferze sporą rolę odegrali Woodward i Solskjaer, którzy Sportingowi zapłacili sporo, lecz w zamian zyskali zawodnika, który ma aspiracje do tego, by stać się jednym z najlepszych w historii w klubu.

Jeśli spojrzymy na jego pobyt w Manchesterze szerzej, dostrzeżemy nierealne wręcz liczby. 39 meczów, 23 gole i 14 asyst.

… potrafi dotrzeć do zawodników

Fernandes to oczywiście jeden zawodnik spośród dziesiątek, jakie przewinęły się przez Old Trafford od czasu podpisania kontraktu przez Solskjaera. Na szczęście norweskiego szkoleniowca, nie jest on jedynym, który prawdopodobnie wskoczyłby za 47-latkiem w ogień.

David de Gea zawdzięcza mu więcej, niż może się nam wydawać.

W poprzednim sezonie Hiszpan regularnie popełniał babole – a to nabijał zawodników Evertonu, a to wpuszczał gola bezpośrednio z rzutu rożnego. W tym też nie zawsze było kolorowo, bo zdarzało mu się przepuścić uderzenie Warda-Prowse’a z ostrego kąta, zdarzało mu się wpaść w słupek, zdarzało mu się wypuścić piłkę z rąk. A jednak w żadnym momencie wiara Solskjaera w de Geę nie stopniała. Konsekwentnie stawiał na 30-latka, wierząc, że ten będzie w stanie się odbudować. Stało się i niekiedy Hiszpan potrafi nawiązać do swojej formy z przeszłości. Genialnie prezentował się między innymi w starciu z PSG, które zakończyło się zwycięstwem Manchesteru United.

Ole Gunnar Solskjaer

Poza wpływem na de Geę, trudno odmówić Solskjaerowi zasług w kwestii rozwoju Marcusa Rashforda.

Anglik właśnie pod batutą norweskiego szkoleniowca gra najlepszą piłkę w życiu, będąc – obok Fernandesa – najlepszym zawodnikiem Czerwonych Diabłów w tym okresie. W 89 meczach strzelił aż 41 goli i zanotował 22 asyst. Pod wodzą Jose Mourinho – u którego grał zdecydowanie najwięcej (125 meczów) – zdobył zaledwie 28 trafień i o sześć ostatnich podań mniej. Taka zmiana wynika w dużej mierze z tego, że Solskjaer postawił na Rashforda-napastnika, a nie Rashforda-skrzydłowego.

Anglik, Portugalczyk i Hiszpan rzeczywiście są żołnierzami Norwega, lecz ten skwapliwie korzysta z szeregu innych graczy. No bo wspomniany Ighalo, Daniel James czy Nemanja Matić, z którego Solskjaer nadal potrafi zrobić bardzo użytecznego zawodnika środka pola. Do tego cały czas pod prądem są Telles, Shaw – którego Mourinho między słowami nazywał grubasem, Lindelof, Wan-Bissaka, Maguire, Tuanzebe, Fred, McTominay i tak dalej, i tak dalej. Być może to trzymanie się nazwisk, lecz przypadków, w których to szatnia zwalniała trenera jest nader dużo. 47-latkowi to raczej nie grozi, wszak poza Pogbą, gniewnie fukać może na niego jeszcze Romero (zdegradowany do roli trzeciego bramkarza) i Martial, który rzucany jest między pozycjami, i którego ciężko Solskjaerowi bronić.

potrafi zaskoczyć rywala

I wreszcie ostatnia, chociaż nie najmniej ważna, kwestia. Jasne, Solskjaer zawalił pod względem taktycznym kilka spotkań – świadectwem czego popisy w Lidze Mistrzów; mecz z Arsenalem, przegrany właściwie na własne życzenie, bo Kanonierzy oddali dwa celne strzały; lanie od Tottenhamu i Crystal Palace; porażka z Burnley 0:2 i pewnie jeszcze kilkanaście innych spotkań, ale jest jedno bardzo duże ale.

Solskjaer często pokazuje, że naprawdę zna się na robocie.

W sezonie 2019/20, Manchester United miał serię dziewiętnastu meczów bez porażki! Rozpoczęło ją rozgromienie Tranmmare 6:0, a ostatnim spotkaniem było pokonanie Crystal Palace 2:0. Taka passa nie bierze się znikąd, tym bardziej, że Czerwone Diabły mierzyły się nie tylko z ekipami drugiego i piętnastego rzędu, lecz także Tottenhamem, Southampton, Evertonem, Wolverhampton, Chelsea oraz nade wszystko dwukrotnie z Manchesterem City. I wiecie co? Oba te mecze Czerwone Diabły wygrały. Najpierw w Pucharze Ligi, gdzie Guardiola mógł się tłumaczyć, że jego zespół delikatnie odpuścił w związku z wysoką wygraną w pierwszym meczu. Niemniej obie ekipy wyszły niemalże garniturowym składem, a The Citizens nie byli strzelić gola nawet wtedy, gdy Matić wyleciał z boiska z czerwoną kartką.

MANCHESTER CITY WYGRA NA OLD TRAFFORD? KURS: 1,73 W TOTOLOTKU!

Wymówek nie było w meczu rozgrywanym chwilę później, w marcu 2020 roku, gdzie Pep taktyczną bitwę po prostu przegrał. W pierwszej połowie to The Citizens musieli ganiać za piłką i uciekać się do kontrataków, które były konsekwentnie kasowane przez defensorów (no, poza Shawem, który kilka razy sprezentował piłkę Aguero). Stroną dominującą był Manchester United, a gol padł do sprytnie rozegranym rzucie wolnym. Mało było w nim przypadku, dużo wzięło się z celowości i przytomności zagrania Fernandesa.

W drugiej połowie gospodarze spuścili z tonu, jednocześnie pilnując, by de Gea nie miał zbyt dużo roboty. I faktycznie – Hiszpan właściwie tylko raz musiał wyciągnąć się jak struna, gdy próbował go pokonać Gabriel Jesus. Poza tym było to w zasadzie spokojne popołudnie, czego nie można powiedzieć o nastroju Edersona. Brazylijczyka raz po raz nękał Martial oraz Daniel James, którzy piłowali ze skrzydła ostro ścinając w polu karnym. Solskjaer miał bardzo prosty plan na mecz – wykorzystać ofensywne zapędy Zinczenki i nieruchawość Otamendiego, właśnie przez ataki bocznymi sektorami boiska. Za każdym razem gdy Fernandes otrzymywał futbolówkę, szukał wybiegających skrzydłowych. Udawało się nader często, bo Czerwone Diabły oddały w tym meczu aż dwanaście strzałów – dziesięć z nich padło po akcjach przeprowadzonych bokiem.

Ole na kole znajdował się jeszcze kilkukrotnie, często dopiero w przerwie odpowiednio nakręcając swoich zawodników. Manchester United w tym sezonie przegrywał 0:2 z Southampton i 0:1 z WHU, lecz oba te starcia wygrał. Norweg znalazł magiczny sposób na to, by jego podopieczni mieli dwie twarze. Jedna skłania fanów Czerwonych Diabłów do wywiezienia Norwega na taczce, druga do wyniesienia go pod niebiosa. Pytanie, jak wielką władzę Solskjaer ma nad wajchą, która przełącza między trybami.

***

Czy derby Manchesteru będą ostatnim meczem Solskjaera u sterów Czerwonych Diabłów? Prawdopodobnie nie. Niemniej, ewentualna porażka może dorysować kolejną kreskę do rysunku wisielca, który jął powstawać jakiś czas temu.

JAN PIEKUTOWSKI

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Anglia

Anglia

Jakub Moder najszybszym pomocnikiem w obecnym sezonie Premier League

Damian Popilowski
8
Jakub Moder najszybszym pomocnikiem w obecnym sezonie Premier League
Anglia

Poruszający wywiad Richarlisona. Brazylijczyk przyznał się do walki z depresją

Maciej Szełęga
8
Poruszający wywiad Richarlisona. Brazylijczyk przyznał się do walki z depresją

Komentarze

15 komentarzy

Loading...