Sebastian Musiolik zaczął ten sezon jako głęboki rezerwowy Rakowa Częstochowa, a dziś wyrasta na znaczącą postać Pordenone. W barwach włoskiego drugoligowca trafiał do siatki w trzech ostatnich meczach i podobno klub ten już zamierza działać w sprawie jego wykupienia. Z 24-letnim napastnikiem rozmawiamy o jego bramkowej serii, zmianie poglądów odnośnie Serie B, trudnych i łatwych rzeczach w aklimatyzacji, okolicznościach jego przenosin do Italii oraz potencjalnie przyjemnych dylematach. Zapraszamy.
Trzy gole w trzech ostatnich meczach. Wszystko idzie zgodnie z planem czy wręcz lepiej niż zgodnie z planem?
Wydaje mi się, że chyba nawet trochę lepiej. Nawet gdy koledzy z drużyny strzelają, niekoniecznie chcąc mi podawać, to i tak te bramki zdobywam, bo piłka się ode mnie odbija. Wychodzi więc, że mam stan ponad plan. Teraz to podtrzymać i będzie dobrze.
Rozumiem, że nawiązujesz do swojego ostatniego trafienia z Pescarą.
Dokładnie. Było trochę zamieszania z weryfikacją strzelca tego gola. Davide Diaw uderzał, a ja odbiłem rykoszetem jak Adam Czerkas i koniec końców bramka została przypisana mi.
Od początku wiedziałeś, że to twój gol, cieszyłeś się w taki sposób?
Od razu wiedziałem, że dostałem w pośladek, ale nie byłem pewny, jaka będzie interpretacja tego zdarzenia. Zareagowałem więc spokojnie, bez żadnej cieszynki.
Mówiąc wprost, nawet gol z dupy nie jest zły.
Według mnie była to żywa definicja gola z dupy (śmiech).
SEBASTIAN MUSIOLIK STRZELI GOLA W MECZU Z EMPOLI? KURS 3.18 W EWINNER
Szkoda tylko, że tak trudno je gdzieś obejrzeć, szczególnie zaraz po meczu.
Szczerze mówiąc, jeżeli nie dostaję podesłanych materiałów albo nie przeglądam InStata, to sam mam problem, żeby zobaczyć skróty. Wiem, że jest jakaś aplikacja, którą trzeba ściągnąć i wykupić do niej dostęp jak w przypadku normalnej telewizji. Ona podobno ma wchodzić teraz do Polski [DAZN, red.]. Tylko na niej można wszystko normalnie obejrzeć.
No dobra, to jak w starych czasach, opisz swoje dwa wcześniejsze gole.
One były już w stu procentach standardowe. Generalnie jako drużyna bardziej opieramy się na defensywie i graniu z kontry. Nawet mi ten system pasuje. Tak wygląda większość naszych akcji i po jednej z nich uratowałem remis z Chievo w doliczonym czasie. Jak na siebie strzeliłem nietypowo, bo czubkiem buta (śmiech). Gol z Monzą to kolejna kontra, składna wymiana podań i po odwróceniu się praktycznie uderzałem do pustej bramki. Strzeliłem jeszcze gola z Cittadellą, ale z nie do końca wiadomych mi przyczyn nie został on uznany. VAR-u niestety tutaj nie ma. Generalnie na nadmiar sytuacji nie narzekam, wykorzystałem większość tego, co miałem.
Czyli potwierdza się to, co mówiłeś nam dwa miesiące temu, że to liga bardzo defensywna, w której napastnicy mają trudne życie?
No właśnie przez ten czas trochę zweryfikowałem tę opinię. Nie jest tak źle. Są również mecze bardziej otwarte, w których pada więcej goli. Mieliśmy na przykład remisy 3:3 czy 2:2.
Sugerując się wyłącznie tym, że w Rakowie siedziałeś na ławce, a teraz regularnie zaczynasz strzelać w Serie B, można uznać, że Ekstraklasa jest lepsza. Słuszny wniosek?
Ekstraklasa jest najlepsza! Nie no, czuję pewien przeskok na boisku i sądzę, że reszta chłopaków, która zamieniała Polskę na Włochy stwierdziłaby podobnie. Jest tu mega wysoki poziom, wielu zawodników z dużą jakością. Sam fakt, że Kevin-Prince Boateng gra w Monzy, świadczy o możliwościach Serie B. Wydaje mi się, że całościowo to lepsza liga niż Ekstraklasa. A co się zadziało, że Sebastian Musiolik w Rakowie miał wcześniej tak słabe liczby? Nie wiem, nie wiem, może tak się tu rozwinąłem? Z drugiej strony, to na razie tylko trzy gole. Podchodzę do tego spokojnie i skupiam się na kolejnym tygodniu i kolejnym meczu.
Jeżeli coś po drodze mnie zaskoczyło, to sędziowanie. Pozwala się na dużo więcej niż w Polsce i to w obie strony. Pierwszą kolejkę obserwowałem z boku i na boisku było naprawdę ostro. Widać to po kartkach, bywają kolejki, w których więcej jest spotkań z czerwoną kartką niż bez. Raz już mocno dostałem z łokcia i przez tydzień chodziłem z pamiątką na twarzy. Ja jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiłem, najpierw trochę postrzelam (śmiech).
Zacząłeś grać w Pordenone niemalże z marszu, ale po trzech występach dwa mecze przesiedziałeś na ławce. Był to powód do niepokoju?
Szedłem na rezerwę ze świadomością, że nawet nie wejdę, bo miałem problemy z barkiem. Chłopaki dobrze w tych spotkaniach wyglądali, jest zacięta rywalizacja, zawodnicy ofensywni prezentują u nas wysoki poziom. Wiedziałem, że tak czy siak za darmo nikt mi miejsca w składzie nie da i będę musiał je wywalczyć. Trenerzy we Włoszech wielką wagę przywiązują do taktyki i boiskowej komunikacji, a na samym początku praktycznie nic nie kumałem ze spraw taktycznych. To zupełnie inny system niż ten, którego nauczyłem się w Częstochowie. Musiałem się przestawić. No i kwestia językowa. Włoski do dziś jest dla mnie ciężki, nie wszystkie rzeczy jeszcze rozumiem. Zapewne przez to w niektórych meczach nie grałem lub byłem zmiennikiem. Ale ogólnie sztab szkoleniowy chyba jest zadowolony. Widzi, że ciężko pracuję, że chcę się uczyć. Kwestią czasu było otrzymanie poważniejszej szansy. Pozostawało mi ją wykorzystać i na ten moment chyba tak jest.
Czyli na pierwszych treningach nie czułeś, że odstajesz piłkarsko od reszty?
Nie. Miałem przyjemność być w Rakowie, ale w każdym wywiadzie podkreślałem, że byłem gotowy na zagraniczny wyjazd. Teraz mogę potwierdzić, że jestem gotowy. Czy to taktycznie, czy piłkarsko nie odstaję, a w niektórych elementach nawet czuję się zdecydowanie lepszy. Pod tym kątem przeskoku raczej nie odczułem.
Co na początku stanowiło największe taktyczne wyzwanie?
Dużo schematów. Poruszamy się po boisku kompletnie inaczej niż w Rakowie. Trochę czasu w nim spędziłem, wiedziałem, gdzie mam się poruszać i pewne rzeczy robiłem już automatycznie, nie musiałem się zastanawiać. Tutaj wszystko jest zgoła odmienne, więc musiałem się przestawić. Czasami słyszałem, że biegam niepotrzebnie i trener oczekiwał czegoś zupełnie innego, ale robię postępy. Trudno mi to dokładnie opisać, musiałbym pokazać na przykładzie. W każdym razie, gramy przeważnie na dwóch napastników i jedną „dziesiątkę”, wszyscy jesteśmy zaangażowani w tworzenie akcji ofensywnych. Moja rola nie ogranicza się do stania w polu karnym i czekania na podania. Dużo pracuję dla zespołu.
Po debiucie rozmawiając z nami nie wyrażałeś szczególnego entuzjazmu dla organizacji samego klubu i podejścia Włochów do takich spraw. Podtrzymujesz?
Niczego w Pordenone nie brakuje, ale podtrzymuję, że na tym tle Raków nie ma powodów do wstydu. Miałem pod pewnymi względami trudne początki, wcześniej niewiele razy w swoim życiu zmieniałem klub, najdalej byłem 100 kilometrów od domu. Przeprowadzka do Włoch sama w sobie stanowiła wielkie wyzwanie. Wszystko było dla mnie nowe, wszystkiego się uczyłem. Nadal uważam, że mentalność Włochów jest zupełnie inna niż Polaków – nie są aż tak przywiązani do terminów – i trzeba się z nią oswoić. Przyszedłem tu z miejsca, w którym każdy szczegół był dograny na tip top, ale w nowym klubie też nie mogę narzekać na organizację.
Trener Attilio Tesser ma jakieś podobieństwa w swojej pracy w porównaniu do polskich szkoleniowców?
Nie miałem zbyt wielu trenerów, więc ciężko mi powiedzieć (śmiech). Nie przypomina mi nikogo, z kim wcześniej pracowałem, ale z drugiej strony, nie czuję, że to inny świat. Też jest wielkim profesjonalistą i fachowcem. Po twoim pytaniu chyba zacznę inaczej patrzeć na niego podczas treningów i może za jakiś czas będę miał nowe wnioski.
Zaliczyłeś typowy szok treningowy po transferze na Zachód?
Nie, pod tym względem miałem płynne przejście. Fizyczność stanowi jeden z moich głównych atutów, więc wiedziałem, że tu jakiegoś wielkiego zaskoczenie nie będzie. Rzeczywiście, trenujemy bardzo ciężko i bardzo dużo – może nawet więcej niż w Częstochowie – ale nawet na początku nie odstawałem. Cały czas czuję się dobrze.
PORDENONE POKONA DZIŚ EMPOLI? EWINNER WYGRANĄ GOSPODARZY WYCENIA PO KURSIE 2.41
Rozumiem, że nie szedłeś do Pordenone w ciemno? Od początku mieli tu na ciebie konkretny pomysł?
Tak, choć wszystko przebiegało bardzo szybko. Już na samym początku dokładnie mi przedstawili w klubie, czego ode mnie oczekują i jak to ma wyglądać, więc sądzę, że wcześniej dobrze sprawę przemyśleli. Pordenone wielkich transferów nie przeprowadza, dlatego jak już kogoś bierze, musi mieć go porządnie przeanalizowanego.
Osoba twojego agenta Daniela Webera odegrała tu znaczącą rolę? Zimą wysłał do Trapani rezerwowego w Cracovii Filipa Piszczka, który całkiem nieźle sobie poradził.
Daniel wykonał tu wielką robotę i w dużym stopniu przyczynił się do mojego przyjścia. Ale równie duże są zasługi chłopaków, którzy byli tu wcześniej i zrobili Polakom dobrą reklamę. Większość z nich się sprawdziła, dzięki czemu włoskie kluby zaczęły częściej zerkać na naszą ligę i sięgać w niej coraz głębiej, czego przykładem jestem właśnie ja czy Filip Piszczek.
Któryś z nowych kolegów zdążył ci zaimponować?
Davide Diaw ma niesamowity gaz w nogach. Ja też jestem szybki, ale on jeszcze bardziej. Naprawdę mamy tu sporo jakości, nawet wśród rezerwowych. Jest taki pomocnik Luca Tremolada. W tym sezonie ligowym jeszcze nie zagrał, ale na treningach wymiata. Nie wiem, czemu nie dostaje szans. Skrzydłowy Patrick Curria to kolejny zawodnik z bardzo wysokimi umiejętnościami.
Tego lata do Pordenone poszedł także Adam Chrzanowski. Największy kumpel?
Siłą rzeczy najwięcej czasu spędzam z nim. Z włoskim robię postępy, ale jeszcze nie pożartuję z chłopakami. Wybadałem już, że z paroma zawodnikami mogę pogadać po angielsku, na wstępie nawet tego nie wiedziałem. Ale i z resztą staram się jakoś komunikować, są na to otwarci. To bardzo życzliwi ludzie, poczułem to od pierwszego wejścia do szatni. Nie patrzą na mnie spode łba, nie dają do zrozumienia, że jestem intruzem, który może komuś zabrać miejsce w składzie. Tym bardziej się cieszę, że nie kazałem zbyt długo czekać na swoje gole i w miarę szybko pokazałem, że mogę pomóc zespołowi. Siłą rzeczy zaufanie do mnie wzrosło. To zawsze bardzo ważne dla nowego piłkarza.
Zwłaszcza że jesteś wypożyczony, a często potem słyszymy tłumaczenia, że takich zawodników traktuje się inaczej, że otrzymują mniejszy kredyt zaufania.
Tak nieraz bywa, dlatego od początku staram się robić swoje. Nigdy jednak nie nachodziły mnie myśli, że nie gram czy wchodzę z ławki, bo nie jestem Włochem i trafiłem tylko na wypożyczenie. Przyczyn szukałem w sobie. Wiedziałem, że jeśli będę prezentował odpowiedni poziom, to będę grał i wszystko zależy ode mnie.
W ostatnich dniach zaczęto pisać, że Pordenone postanowiło już starać się o twoje wykupienie.
Wiem w tej sprawie tyle co ty, opieram się na podstawie doniesień z mediów.
Zaaklimatyzowałeś się w nowym mieście?
Tak normalnie pożyć nie zdążyłem. Na początku każdą wolną chwilę musiałem poświęcać na załatwianie jakichś organizacyjnych spraw. A po trzech tygodniach po moim przyjściu wszystko zamknięto na cztery spusty przez koronawirusa. Za bardzo nie pozwiedzałem, siedzę w domu i tylko pytam, czy mogę pojechać do tego czy tamtego sklepu, bo nie wiem, czy jest on w naszej gminie, czy już w następnej. Teraz zbliża się zima, zaraz spadnie śnieg, a nie mam opon zimowych. Będę uziemiony (śmiech).
Patrzę na wasze wyniki i zakładam, że słowo „remis” jest w szatni zakazane.
Pewnie tak, choć nawet nie wiem, jak jest „remis” po włosku. Rzadko punktujemy za trzy, ale ostatnio się udało i w sumie mamy już passę pięciu meczów z rzędu bez porażki. Trochę szkoda tych remisów, bo poza moim golem ratującym punkt z Chievo, w pozostałych przypadkach byliśmy na prowadzeniu i potem traciliśmy głupie bramki. Odczuwaliśmy sporo niedosytu.
Miejsce w środku tabeli oddaje możliwości klubu?
Ambicje mamy duże, ale przede wszystkim chcemy się spokojnie utrzymać. Potem zobaczymy, co przyniesie los. Rozegraliśmy już 10 meczów, co oznacza, że ledwo przekroczyliśmy 1/4 sezonu. Jeszcze wiele może się zmienić. Kilka lepszych meczów i możesz zacząć myśleć o barażach o Serie A, ale za to po 2-3 wpadkach już musisz bać się play-offów o utrzymanie. Jeżeli zaczniemy częściej wygrywać niż remisować, jest szansa zakręcić się w czołówce.
Przynajmniej macie już wolne w Pucharze Włoch.
Heh, no odpadliśmy po rzutach karnych z Monzą, zagrałem pełne 120 minut. Przez długi czas graliśmy w przewadze, ale ich bramkarz miał mecz życia i jeszcze to podkreślił w serii jedenastek. Szkoda, zwłaszcza że Monza nie wyszła wtedy najmocniejszym składem. Moim zdaniem bliżsi zwycięstwa byliśmy potem w lidze, gdy już wystąpiła ze wszystkimi najlepszymi, w tym z Christianem Gytkjaerem. Prowadziliśmy po moim golu, mieliśmy mnóstwo sytuacji do podwyższenia, a ostatecznie tylko zremisowaliśmy.
Ogólnie wyczuwa się u ciebie sporo entuzjazmu. Miałeś w ogóle jakieś wątpliwości, rozterki przed wyjazdem?
Raczej nie. Raz, że gdy odezwało się Pordenone, musiałem decydować niemal natychmiast. Dwa, że jakieś oferty za mnie spływały już zimą i myśl o wyjeździe zaczęła kiełkować wcześniej. Niekoniecznie były to jakieś interesująco piłkarsko kraje [Korea Południowa, red.]. Chciałem, żeby był to krok w przód pod każdym względem – i piłkarskim, i życiowym. Na taką ofertę czekałem i na nią byłem cały czas gotowy. Na dziś potwierdza się, że dobrze wybrałem z Pordenone. Jasne, pojawiały się lekkie obawy, co będzie, gdybym nie strzelał czy nie grał, ale szybko zostały rozwiane. Staram się za bardzo nie planować, żyję z meczu na mecz.
Raków do minionej kolejki ciągle wygrywał i był liderem. Co tydzień wysyłałeś te same gratulacje czy za każdym razem wymyślałeś coś nowego?
Zawsze wykazywałem się kreatywnością! Chłopaki na razie nie wyrzucili mnie z grupy drużynowej, więc zawsze coś ciekawego im podsyłam. Mocno im kibicuję, tak samo oni mi, wspieramy się. Przez ostatnie tygodnie regularnie mogliśmy sobie na przemian gratulować.
Jak tak dalej pójdzie, po sezonie będziesz miał dylemat, czy wybrać eliminacje Ligi Mistrzów z Rakowem, czy transfer do Serie A.
Oby to było moje największe zmartwienie!
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. FotoPyK/400mm.pl