Transfer z Ekstraklasy do Włoch? To już norma, choć zapewne nie każdy spodziewał się, że tą drogą podąży akurat Sebastian Musiolik. Były już piłkarz Rakowa Częstochowa trafił do Pordenone i zdążył nawet zaliczyć debiut w Serie B. O wrażeniach z Italii, bolesnym pożegnaniu z klubem, współpracy z Markiem Papszunem i szalonej podróży z kotem i dziewczyną na południe Europy, napastnik opowiedział w Weszło.FM. A my spisaliśmy dla was tę rozmowę, więc zapraszamy do lektury!
Bilans, który miałeś w Ekstraklasie – 35 meczów, 6 goli, 2 asysty. Myślałeś, że otworzy ci to opcję wyjazdu do Serie B.
Generalnie te moje liczby nie brzmią bardzo dobrze, ale spodziewałem się, że coś się wydarzy. Już zimą słyszałem, że są i będą oferty. Na moje nieszczęście wtedy, kiedy bardzo dobrze się czułem i wyglądałem, przyszedł koronawirus, który mnie zahamował. Później chyba każdy widział, że nie strzelałem bramek, ale oferty nadal były, więc jestem zadowolony. Cieszę się, że mam szansę spróbować się w Serie B. Nie wiem, jak to będzie wyglądać, ale na pewno nic nie stracę.
PORDENONE WYGRA ZE SPAL? KURS 2.60 W TOTALBET!
Kiedy dowiedziałeś się o zainteresowaniu z Pordenone?
Wiesz co, chyba będziesz musiał powtórzyć pytanie, bo mi radar właśnie cyknął zdjęcie i się zamyśliłem… O transferze dowiedziałem się dwa dni przed wylotem do Włoch. Usłyszałem, że wszystko zależy od mojej decyzji, bo Raków jest na tak. Nie zastanawiałem się długo, dwa dni później lądowałem w Wenecji. Chciałem tego spróbować i cieszę się, że już jestem w drodze.
To są naprawdę szalone dni w twoim życiu, testy, podpisanie kontraktu, zdążyłeś już nawet złapać pierwsze minuty.
Tak, wszystko działo się bardzo szybko. Pojechałem z Częstochowy do Warszawy na samolot, poleciał do Włoch, przeszedłem testy medyczne, wyszedłem na trening, żeby poobserwować taktykę, bo wiem, że przywiązują do niej dużą wagę. Oczywiście nic nie rozumiałem, bo każdy po włosku rozmawiał, a ja z włoskiego to znałem buongiorno, ciao i pasta (śmiech). Było trochę zawirowań, wieczorem byłem w hotelu, na drugi dzień wyjeżdżaliśmy na mecz i trener mi zaznaczył, że wejdę z ławki. Wydaje mi się, że dobrze się zaprezentowałem. Dobrze się czułem, chłopaki z drużyny mówili “brawo”, a to chyba wszędzie znaczy to samo, więc było dobrze.
Patrząc na twoją historię, zaprzeczasz potrzebie aklimatyzacji.
Jeśli ktoś z moich znajomych tego słucha, to może zacząć się śmiać, bo może z zewnątrz wygląda to tak, że było ok, ale bardzo się stresowałem. Nawet jak już byłem na miejscu, to zastanawiałem się, czy zostawać na dłużej. Było śmiesznie, ale jak wszedłem na boisko, to myślałem już tylko o grze i było dobrze. Można powiedzieć, że moja historia jest fajna, trzy lata temu zdawałem prawo jazdy, kupowałem pierwszy samochód i jechałem do Częstochowy na trening w pierwszej lidze. Przychodziłem z drugiej ligi, gdzie także nie miałem super liczb, rok później był awans, a teraz radar mi cyknął zdjęcie w drodze do Pordenone i będę pierwszy raz płacił w euro! Chociaż jak przyślą do Częstochowy, to może nie. Będę musiał dobrze grać, żeby nie wrócić do Częstochowy i nie płacić!
Zaskoczyła cię czymś Serie B? Włoskie gazety pisały, że jesteś silny, masz dobrą technikę, dobrze grasz głową. W tym szukają twoich atutów.
Trener mówił, czego ode mnie oczekuje i widział, jaki jest mój profil. Mówił, żebym często szukał przestrzeni, szybko biegał, najlepiej żebym strzelał bramki i utrzymywał piłkę, tak że to są moje zadania na ten moment. Liga bardzo mnie zaskoczyła, ale wydaje mi się, że musimy doceniać naszą Ekstraklasę. Raków jest mega poukładany, wszystko na tip-top. Nie chcę źle się wypowiadać o Pordenone, ale jest troszeczkę gorzej. W Polsce cała otoczka wokół meczu nie odbiega od tego, co jest tutaj. Na boisku zaskoczyło mnie mega ostre granie. Nie widziałem jeszcze czegoś takiego. Jest też duża intensywność, dużo schematów. Każda drużyna się tym posiłkuje. Oglądałem przedostatnią kolejkę, sprawdzałem wyniki meczów i widziałem, że pada niewiele bramek.
Ktoś, kto nie interesuje się włoską piłką niekoniecznie musiał słyszeć o Pordenone. W tamtym roku ta drużyna walczyła o awans do Serie A, jakie oczekiwania są przed wami teraz?
Nie byłem przy takiej rozmowie, ale podejrzewam, że jest to klub, który będzie celował w górną część tabeli i play-offy. Dobrze wyglądamy, mamy dobrych piłkarzy.
PORDENONE – SPAL, BTTS – NIE. KURS 1.92 W TOTOLOTKU!
Bardzo dużo pozytywnych rzeczy mówimy o pracy trenera Marka Papszuna, ale mówi się też, że jest szczery i potrafi wziąć zawodnika, z którym robił awans, na rozmowę i powiedzieć: słuchaj, teraz nie będziesz tyle grał. Odbyłeś taką rozmowę?
Nie. Trener na pewno jest szczery, jest wielkim fachowcem i pod tym względem nie mogę powiedzieć złego słowa. Z trenerem do teraz mamy dobry kontakt, często rozmawialiśmy o transferze, mówił, że taki jest cel, żeby wprowadzić mnie do pierwszej ligi, potem do Ekstraklasy i jeżeli mi się uda, bo wszystko zależy ode mnie, postawić kolejny krok. Nie grałem na początku, bo przyszedł Vladislavs Gutkovskis, który świetnie wyglądał w okresie przygotowawczym. Nie było opcji, żeby grał Felicio, czy ja. Każdy widział, jak gra i ile bramek strzela, nie miałem argumentu, żeby grać i nie było miejsca na obrażanie się. Trener podkreślał, że jeśli nie uda mi się odejść, to nikt nie będzie mnie wypychał z klubu.
Czujesz się dobrze przygotowany do tego wyjazdu pod kątem fizycznym, taktycznym?
Fizycznie czuję się przygotowany na 100%. Każdy, kto był w Rakowie, wie, jak pracujemy, intensywność jest ogromna. Pracujemy bardzo dobrze. Nie wiem, co się wydarzy w tym tygodniu, bo w Pordenone trenowałem tylko dwa razy, ale na ten moment czuje, że jestem dobrze przygotowany fizycznie i taktycznie.
Wspominałeś o stresie spowodowanym wyjazdem do zagranicznego klubu. To, że jedzie z tobą dziewczyna, pomoże ci się odnaleźć na miejscu?
To najważniejsze, zwłaszcza że to mój pierwszy wyjazd. Nie wyobrażałem sobie, żeby być tu pięć minut bez niej. W ciężkich momentach będziemy się nakręcać, to ważne, żeby mieć taką osobę przy sobie. No i bez kota, bo teraz go wieziemy, a on sobie 9 czy 10 godzin smacznie śpi.
Ciężko było opuszczać szatnię lidera Ekstraklasy?
Strasznie ciężko. Zżyłem się z chłopakami, jesteśmy cały czas na telefonach. Mówiłem im, że jak będą walczyć o mistrza to w tym styczniu, czy grudniu wrócę, jeśli im się jeszcze przydam (śmiech). Nie mówię tylko o chłopakach z szatni, chodzi o cały sztab. Prezes, właściciel, trenerzy, każdy mi mocno kibicuje i mocno mnie wspiera. Na pewno będę często wracał do Polski i się z nimi spotykał.
RAKÓW WYGRA Z GÓRNIKIEM? KURS 2.77 W EWINNER!
Bardzo budujące jest to, co powiedziałeś, że Raków nie ma się czego wstydzić. Dajesz do zrozumienia, że organizacyjnie jest tu lepiej.
Włosi są specyficznymi ludźmi, zawsze powtarzają: spokojnie, spokojnie, tak jak teraz mam z mieszkaniem. Pytałem się już innych chłopaków, którzy tu byli i każdy mówił, że ciężko tu znaleźć mieszkanie. Bardzo mi na tym zależało, bo bierzemy zwierzaka i chciałem po przylocie jakieś znaleźć, żeby potem zabrać samochód i rzeczy i się wprowadzić. Tak miało być, ale wszystko się tak przeciąga, że nie będę miał go jeszcze tydzień, mimo że już je oglądałem i miałem przyklepane. Ale nie mam im tego za złe, tak się tu żyje, pewnie za dwa miesiące sam taki będę. Może to nawet fajne!
Cieszysz się, że wybrałeś bardziej europejski kierunek? Kiedy w lutym słychać było o Korei, to te 10 godzin byś leciał samolotem, a nie jechał samochodem.
Na pewno! Kiedy pojawił się ten temat, to przejrzeliśmy wszystkie fora o tym, jak to jest z kotami w samolocie i z lataniem z nimi do Korei. Jeden taki przypadek był, nasz kot Ciompa byłby drugim. Dużo o tym myśleliśmy, ale chyba dałaby radę. Co do transferu, chciałem przejść do klubu europejskiego, ale wiadomo – nie jestem topowym piłkarzem, który może w ofertach przebierać. Jeśli teraz byłaby opcja wyjazdu do Korei, to rozważyłbym ją bardziej niż w zimę. Cieszymy się, że jest bliżej, że jest fajna liga. I że ten kot może z nami jechać, to szalenie ważne.
ROZMAWIAŁ MARCIN RYSZKA W WESZŁO.FM
Fot. Newspix