Reklama

Ekstraklasowy napastnik kompletny. Jak tu nie cenić Mikaela Ishaka?

redakcja

Autor:redakcja

07 grudnia 2020, 16:31 • 6 min czytania 23 komentarzy

Napastnicy w Ekstraklasie zazwyczaj mają jakiś defekt. Lepiej albo gorzej ukryty, ale jednak dalej defekt. Kultowa jest już grupa walczaków, pracusiów, co weźmie obrońcę na plecy, zaabsorbuje uwagę (sic!), powalczy na wślizgu, pogoni sześćdziesiąt metrów pod swoją bramkę, ale w polu karnym rywala aż razi nieskutecznością. Są też lisy pola karnego, które gwarantuję porządną, w porywach dobrą, liczbę bramek w sezonie, ale poza tym pozbawione są jakichkolwiek innych atutów piłkarskich. Albo tacy, co strzelają tylko z silnymi rywalami, albo tacy, co strzelają tylko ze słabymi, albo tacy, co znikają w europejskich pucharach. No, przykłady można mnożyć. Taki nie jest za to Mikael Ishak, który strzela regularnie, na kilka różnych sposobów, na wszystkich frontach, z mocnymi i słabymi, a przy tym i zaabsorbuje defensorów, i wróci, i powalczy w środku pola. I naprawdę trudno go nie lubić.

Ekstraklasowy napastnik kompletny. Jak tu nie cenić Mikaela Ishaka?

***

Talent 27-letniego Szweda ładnie eksponuje bramka strzelona Podbeskidziu. Wystarczyło, żeby Milan Rundić źle przyjął piłkę po wyrzucie z autu, żeby na chwilę stracił pewność siebie, a Ishak, niczym drapieżny zwierz, był już przy nim i wywierał presję, co poskutkowało przejęciem futbolówki w polu karnym rywala. W konsekwencji napastnik Lecha stanął oko w oko z Michalem Peskoviciem. Sytuacja bardzo dobra, ale nie powiedzielibyśmy, że stuprocentowa. Kąt dość ostry, bramkarz też niezłej klasy – jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że wielu ekstraklasowych snajperów trafiłoby w Słowaka/w słupek/w poprzeczkę/w boczną siatkę/w kosmos. Niepotrzebne skreślić.

Ale Ishak takich szans nie marnuje.

Dowód? Przed meczem z Podbeskidziem jego xG (według Ekstrastats) wynosiło 6,175 przy 6 strzelonych bramkach. No i tym razem się nie pomylił. Huknął z całej pety pod poprzeczkę tak, że Pesković nie miał absolutnie nic do powiedzenia.

Zimna krew jest jego olbrzymim atutem. Rzut karny z Lechią na wagę zwycięstwa? Kompletne zmylenie Dusana Kuciaka przy takim strzale, że nawet jeśli Słowak wyczułby jego intencje i rzucił się w dobrą stronę, pewnie też nie miałby żadnych szans. Kontaktowa bramka w drugim meczu ze Standardem Liege? Tymoteusz Puchacz zrobił w tamtej akcji dużo, ale Ishakowi też nie wolno niczego odbierać. Przyjął piłkę w polu karym, stało przed nim paru defensorów, ale nic sobie z tego nie robił – mocne uderzenie, do tego nie do obrony. Tak powinien grać napastnik.

Reklama
Co więcej?

Obszernie pisaliśmy o jego stylu gry w analizie, w której broniliśmy tezy, że Ishak to napastnik, jakiego potrzebował Lech. Wtedy przyglądaliśmy mu się po kilku pierwszych meczach Ekstraklasy i ultra-udanych kwalifikacjach do Ligi Europy. Podkreślaliśmy na przykład, że imponuje jego umiejętna gra przestrzenią, czyli znajdywanie sobie wolnych pozycji, w które koledzy, czy to ze środka, czy to ze skrzydła mogą dogrywać mu piłki.

I to z czasem nie uległo zmianie. Weźmy przykłady z ostatnich tygodni. Gol z Rakowem? Michał Skóraś dośrodkowuje piłkę w pole karne, gdzie Ishak pokonuje Szumskiego precyzyjnym strzałem z pierwszej piłki. Dwa gole w pierwszym meczu ze Standardem Liege? Przy obu dośrodkowaniach Puchacza znalazł się we właściwym czasie, we właściwym miejscu. Nie były to trafienia spektakularne, ale wynikające dokładnie z rzeczonej umiejętności odnajdywania się między defensorami rywali w polu karnym. Umiejętności wypracowanej do perfekcji.

Ishak – co też już zaznaczyliśmy – nie jest tylko gościem, ograniczającym się do grania przestrzenią. Zapieprza mecz w mecz. Cofa się. Walczy o piłki. Przebiega te porządne 10-11 kilometrów. Jeździ na wślizgach. Przy tym żaden z niego Lewandowski, od rozgrywania są inni, ale Szwed czynnie bierze udział w konstrukcji. Dobrze rozumie się z Tibą, dobrze rozumie się z Ramirezem, wychodzi do klepki ze skrzydłowymi, obojętnie, czy to jest Kamiński, Skóraś, Sykora, Puchacz, Kraweć, Czerwiński czy ktokolwiek inny. No i trafia się o trafia, nawet jeśli gra poza polem karnym idzie mu gorzej. Weźmy takie 2:4 z Benfiką. Przegrał wszystkie dziewięć pojedynków, stracił piłkę na własnej połowie, po czym padł gol dla portugalskich rywali, ale nie poddawał się, biegał dalej, wracał dalej, pokazywał się dalej, a i dwie bramki strzelił.

Jego wpływ na grę Lecha jest nieoceniony. Ale w tym wszystkim – co będziemy powtarzać do znudzenia – najatrakcyjniejsza jest jego regularność.

  • Ekstraklasa – 11 meczów, 7 goli
  • Liga Europy – 5 meczów, 5 goli
  • kwalifikacje Ligi Europy – 4 mecze, 3 gole

No i to, że nie trafia tylko z określonymi typami rywali. W lidze strzelał i z silniejszymi (Zagłębie, Śląsk, Raków), i z przeciętniejszymi (Lechia), i ze słabszymi (Wisła Płock, Podbeskidzie). W Europie tak samo, bo na rozkładzie i Valmiera, i Apollon, i Standard, i Benfica. Klasa. Wszystko to daje dwadzieścia jeden występów we wszystkich rozgrywkach i piętnaście trafień. Liczby doskonale oddają też samą jego grę – nie trzeba rzeźbić, jak w przypadku wielu ekstraklasowych snajperów, tłumacząc, że co z tego, że drewno, skoro strzela albo co z tego, że nie strzela, skoro w piłkę pograć umie.

***

Mikael Ishak start w Lechu ma na tyle dobry, że postanowiliśmy sprawdzić, jak wypada na tle początków innych ekstraklasowych napastników, którzy w ostatnich latach grali na podobnym poziomie oczekiwań i presji. No to zacznijmy z grubej rury – Christian Gytkajer. Jego Ishak w Lechu zastępuje, więc będziemy mieli ładne porównanie. Wniosek? Duńczyk początek miał dyskretniejszy. Inna sprawa, że często wchodził z ławki, zza pleców Nickie-Bille Nielsena.

Reklama

Tak czy inaczej, cztery bramki w lidze w pierwszych dwunastu kolejkach i dwa trafienia z Utrechtem wyglądają gorzej niż wyczyny Ishaka.

No dobra, to skoro nie on, to może Artjoms Rudnevs.

Mhm, i tu ciężko będzie dokonać uczciwego porównania. Pięć goli w lidze i dwa gole w Pucharze Polski na kolana nie rzucają, ale hat-trick (i gol w drugim meczu) z Juventusem już tak. To był piękny moment polskiego futbolu klubowego, ale jak to zestawić z dubletem Ishaka z Benfiką czy ze Standardem? Niby Juve to sto razy większa marka, ale i tu, i tu mówimy o bardzo solidnych wyczynach.

Generalnie więc początek Ishak, w zestawieniu z początkami Rudnevsa i Gytkjaera, na pewno nie wypada gorzej. Szwed nie musi mieć kompleksów, a w Poznaniu też chyba nikt nie obrazi się, jeśli za 27-letni napastnik nawiąże do ich wyczynów z kilkuletnich przygód na Bułgarskiej. Dobra, ale żeby nie zamykać się tylko Wielkopolski. W ostatnich latach w Legii też grało paru fajnych snajperów. Do tego grona zaliczamy na pewno Orlando Sa, ale on w swoim pierwszym warszawskim półroczu nie pograł za dużo, siedząc na ławce, leżąć w gabiencie lekarskim albo odgrywając nieznaczące epizody.

Zacznijmy więc od dwójki Prijović-Nikolić.

Początek polskiej przygody tego pierwszego, to żadna konkurencja dla Ishaka. Zresztą żadna konkurencja praktycznie dla nikogo, kto mieni się porządnym snajperem. W swoich pierwszych dwunastu meczach w Ekstraklasie, Aleksandar Prijović zdobył raptem jeden gol, niewiele znaczącego, w wysoko wygranym meczu z Ruchem Chorzów i jednego gola w kwalifikacjach do Ligi Europy z Botosani. Rozkręcił się dopiero w drugiej części sezonu, poczynając od Ligi Europy, kiedy trafiał z FC Midtjylland i Napoli.

Co innego Nemanja Nikolić. O nim pierwszym możemy chyba powiedzieć, że wyraźnie deklasuje Ishaka przynajmniej w jednej statystyce: mianowicie statystyce goli strzelonych w lidze. Piętnaście goli po dwunastu kolejkach. Trudno to przebić, nie? Inna sprawa, że sympatyczny Węgier miał to do siebie, że średniawo radził sobie w europejskich pucharach. Wówczas ograniczył się do bramek w kwalifikacjach do Ligi Europy z Botosani i Kukesi. W grupie z Napoli, FC Midtjylland i FC Brugge nie strzelił nic. Ma to swój wymiar.

Nie da się uciec też od Tomasa Pekharta, który w tym sezonie ligowym strzela lepiej od Ishaka, ale absolutnie nie powiedzielibyśmy, że w Legii zaliczył lepszy start. Wiosnę miał bardzo przyzwoitą – nie grał jakoś bardzo dużo, strzelił pięć bramek, przyczynił się do mistrzostwa, ale kompletnie zawiódł w europejskich pucharach, trafiając tylko z amatorską Dritą.

***

Opowiadamy więc o prawdopodobnie najkompletniejszym początku ekstraklasowego napastnika w ostatnich latach. Mikael Ishak nie ma widocznych defektów. Trafia na wszystkich frontach – w lidze i w europejskich pucharach. Cholernie regularnie. Z każdym – ze słabymi, średnimi, mocnymi. Nie partaczy. Zwykle nie marnuje setek. Nie jest drewnem. Potrafi pograć w rozegraniu, klepnąć, wyjść do gry. I przede wszystkim pasuje do tego Lecha.

Takich napastników lubimy i szanujemy.

Basta.

Fot. Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

23 komentarzy

Loading...