Czy stęsknił się za Polską? Czego najbardziej brakuje w Stanach Zjednoczonych i czy Amerykanie są pozytywniejsi od Polaków? Jak dogadywał się z Bastianem Schweinsteigerem i jak współpracuje mu się z Borisem Sekuliciem? Dlaczego Chicago Fire znów nie zakwalifikowało się do play-off i jak na ten klub wpłynęły poważne przedsezonowe zmiany? Czy brakuje mu reprezentacji i czy ma jakikolwiek kontakt z Jerzym Brzęczkiem? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiada skrzydłowy Chicago Fire, Przemysław Frankowski. Zapraszamy.
Nie jest łatwo cię złapać.
Resetuję się w Polsce.
Stęskniłeś się?
Od roku mnie tutaj nie było, więc zdążyłem zatęsknić za przyjaciółmi, za rodziną.
A kulturowo czego ci brakuje najbardziej w Stanach Zjednoczonych?
Kulturowo jest wszystko na podobnym poziomie, więc chyba nie jestem w stanie niczego konkretnie wskazać, choć przyznam, że brakuje mi języka polskiego. Tak, wiesz, żeby móc sobie z kimś na luzie pogadać w swoim języku.
Czyli nie było wizyty na Jackowie?
Nie, nie, nie, najwięcej czasu spędzałem w domu, z żoną i z dzieckiem, a w szatni Fire rozmawiam po angielsku.
Czyli nie odczuwa się tego, że w Chicago jest taka duża polonia?
Spotyka się Polaków. Jest ich naprawdę wielu – taki kraj, takie miasto. Ale wiadomo, że to nie są moi przyjaciele, to nie są ludzie, z którymi widywałbym się na co dzień. Oczywiście, dostaję sporo wiadomości z zapytaniami o możliwości zdobycia autografu, przyjścia na mecz, spotkania, ale to takie zwykłe kibicowskie rzeczy. Nic specjalnie zobowiązującego. Żyje nam się bardzo dobrze.
Amerykanie są dużo pozytywniejsi od Polaków? Szatnia jest stereotypowo filmowa – przesycona motywacją, skrajnym optymizmem, pewnymi siebie uśmiechami?
Mam wrażenie, że gra tutaj stereotyp. Jest wielu pozytywnych Amerykanów. Jak idzie się na plac zabaw z dziećmi, to widzi się uśmiechniętych, zadowolonych z siebie i z życia ludzi, emanującym pozytywnym podejściem, ale w Polsce też już nie jest smutno, szaro, negatywnie. To byłoby niesprawiedliwe postrzeganie. Mnóstwo jest u nas dobrej energii. I to chyba w Polsce zmienia się na plus, a w Stanach Zjednoczonych jest jak było i będzie tak dalej.
Odnajdujesz się?
Nie mam żadnych kompleksów.
MLS to liga silniejsza niż Ekstraklasa?
Silniejsza. Bez dwóch zdań. Grają tu lepsi piłkarze, poziom piłkarski jest wyższy, a i organizacyjnie wygląda to wszystko lepiej, bo akurat pod tym względem to jedne z najlepiej rozwiniętych rozgrywek na świecie. Wszystko jest dopieszczone, dopięte na ostatni guzik.
Sportowo też wszystko idzie do przodu?
Wydaje mi się, że w tym roku MLS była silniejsza niż rok wcześniej. I to wyraźnie. A to znamienne. Wiele zmieniło się też w naszej drużynie.
Nie ma już Bastiana Schweinsteigera.
Basti skończył karierę. Ostatni rok grał jako stoper. Mieliśmy dobry kontakt. Dużo mi podpowiadał. Widać było u niego niebagatelną inteligencję. Wspaniały przegląd pola. Tam, gdzie normalny piłkarz widział jedno rozwiązanie, on widział trzy i zawsze wybierał to najlepsze. Wszystko na spokoju, na doświadczeniu, na talencie, na ciężkiej pracy. Klasa sama w sobie.
Po jego odejściu na emeryturę, pojawiło się w Fire wielu młodych zawodników. Zmienił się dyrektor sportowy, zmienił się trener, narzucili inną filozofię gry. I też mam wrażenie, że na lepsze, choć spokojnie, tonujemy nastroje. Wyników na razie nie ma. Sama zmiana, od razu, z dnia na dzień, nigdy nie przyniesie efektów. Potrzeba czasu, potrzeba cierpliwości i będzie dobrze. Myślę, że w następnym sezonie zakwalifikujemy się do play-off.
Graliście bardziej defensywnie, a teraz gracie ofensywniej? Czy to bardziej złożone?
Trener Raphael Wicky nalega, żeby grać pressingiem. Wysoko, agresywnie, zdecydowanie. Jako skrzydłowy mam naciskać środkowego obrońcę. Tu jest spora różnica. Z przodu podchodzimy, pressujemy, zmuszamy do błędów. Obrona też ma ustawiać się wysoko, żeby nie powstawała luka między formacjami. A kiedy mamy piłkę, mamy rozgrywać, mamy grać po ziemi, ale z tym nie było problemu i rok temu. Największa zmiana jest właśnie w odejściu od wyczekiwania rywala, dawania mu pograć. Teraz już nie czekamy. Działamy pressingiem.
Więc tobie, skrzydłowemu o ofensywnych inklinacjach, chyba całkiem dobrze gra się w takim układzie? Więcej szans do dośrodkowań, szarż, pojedynków na skrzydle.
Nie narzekam, lubię ten styl. Odpowiada mi to. Wiadomo, że w ofensywie idę na maksa, gorzej jak trafi się drużyna, która łatwo wychodzi spod naszego pressingu i trzeba na gazie wracać do defensywy. Nic przyjemnego, ale coś za coś. Nawet sobie to tak klasyfikuję: jak przeciwnik jest w stanie wyjść spod naszego nacisku, to jest to naprawdę klasowy rywal. Bo często zdarza się, że komuś odbierzemy piłkę blisko jego pola karnego i wyprowadzimy szybki cios, ale nie brakuje też drużyn, które potrafią nas czytać.
No właśnie, ktoś ci jakoś szczególnie zaimponował?
Jasne, że tak. Przykład: ostatni mecz sezonu zasadniczego graliśmy z Nowym Jorkiem i widać było, że mieli nas doskonale przeanalizowanych, bo często wychodzili spod naszego pressingu. Bywało tak, że jak ich stoper nie chciał ryzykować krótkiego grania, to po prostu ładował piłkę za plecy naszych defensorów, a ich napastnik tylko na to czekał, wyprzedzał wszystkich, zbierał futbolówkę i tworzył zagrożenie. Mieli na nas plan A i plan B.
Drugi twój rok w MLS i drugi bez awansu do play-off. Spore rozczarowanie czy raczej naturalna kolej rzeczy, bo nie wymieniało się Chicago Fire w gronie drużyn aspirujących do gry o najwyższe cele?
Jest duże rozczarowanie. W ostatnim meczu wszystko mieliśmy w swoich rękach. Musieliśmy wygrać, powinniśmy wygrać, a przegraliśmy. Jasne, przed sezonem nikt nie wskazywał nas w gronie faworytów do awansu do play-off, sporo zaszło u nas zmian, stanowiliśmy pewną zagadkę, ale z meczu na mecz wyglądaliśmy coraz lepiej. I nie powiem, że zabrakło nam szczęścia, ale może bardziej doświadczenia.
Chicago Fire to stabilny klub?
Bardzo stabilny.
No tak, w Stanach Zjednoczonych trudno szukać niestabilnych klubów, ale może, po kolejnym sezonie bez awansu do play-off, znów czeka cię klubowa rewolucja?
Nie sądzę. Myślę, że czekają nas trzy-cztery fajne wzmocnienia i tyle. Musimy ciężko pracować. Do trzech razy sztuka, wierzę, że w przyszłym roku awans do play-off się uda.
Dobrze współpracuje ci się z Borisem Sekuliciem? W Górniku Zabrze wypadał bardzo solidnie.
Borys jest mega w porządku człowiekiem, złapaliśmy kontakt. Początki nigdy nie są łatwe. Trzeba się ostukać, poznać, złapać automatyzmy, trochę mu to zajęło. Zaczął niespecjalnie, ale końcówkę miał na plus, widać było, że się zgrał, że nas poznał. Całościowo więc było przyzwoicie.
Ty za to chyba lepiej oceniasz swój pierwszy sezon w MLS niż ten drugi.
Chyba tak. Liczby mówią same za siebie. W poprzednim sezonie strzeliłem pięć goli i dołożyłem osiem asyst, w tym zdobyłem trzy bramki i zanotowałem jedną asystę. Różnica wyraźna. Słabo. Słabiej niż rok temu. Pierwszy rok był lepszy.
Jesteś zadowolony z gry w MLS?
Z samego wyboru jestem zadowolony, choć trochę tęskno mi za Europą. Inna sprawa, że nie chcę, żeby to było na siłę. Że chcę zmieniać, tu i teraz, że chcę, żeby jakiś agent mnie gdzieś wcisnął, byle to były europejskie rozgrywki. Nie, tak nie jest, jestem w dobrej lidze, w dobrym klubie. Tylko, wiadomo, chciałbym zapracować sobie na transfer do Europy i tego będę się trzymał.
Nie da się ukryć, że restrykcyjne zasady MLS pokrzyżowały ci plany reprezentacyjne.
Wrześniowe zgrupowanie zablokowało MLS i żaden piłkarz z tej ligi nie mógł pojechać na kadrę.
Miałeś żal?
Szkoda mi było. Każdy piłkarz chce grać w reprezentacji. Tak samo było ze mną. Dyrektor sportowy Chicago Fire wziął mnie dwa dni wcześniej na rozmowę i powiedział, że nie mogę pojechać. Byłem zły. On też widział moją reakcję, ale to nie jego wina, nie mogłem go obwiniać, on po prostu przekazywał mi odgórną nowinę od MLS. Musiałem się pogodzić. Zaakceptować tę sytuację.
Miałeś kontakt z Jerzym Brzęczkiem?
Rozmawiałem z trenerem Brzęczkiem. Powiedział, że rozumie, jaki jest czas, jaka jest chwila i wie, że to nie moja wina. Taki mamy świat.
Jesteś w orbicie zainteresowań kadry? Ktoś cię monitoruje czy to wszystko zanikło?
Trudno powiedzieć. Mam taką nadzieję, ale kompletnie nie wiem.
Masz wątpliwości.
Nikt się ze mną ostatnio nie kontaktował. Przed ostatnim czy przedostatnim zgrupowaniem rozmawiałem z trenerem Brzęczkiem, a poza tym nic, tyle, nie wiem, czy jestem w orbicie zainteresowań. Trenera trzeba byłoby zapytać, czy widzi mnie jeszcze w kadrze. Co ja ci mogę więcej powiedzieć? Chyba tylko tyle, że chcę grać w tej reprezentacji, ale to chyba jasne i nikt nie ma wątpliwości, że jest inaczej.
Euro za ponad pół roku. W eliminacjach strzeliłeś jednego gola, zagrałeś cały mecz z Izraelem, połówki z Austrią i z Macedonią, oprócz tego krótsze epizody.
Trochę tego było, ale też nie tyle, żeby móc czuć się pełnoprawnym i pewnym swego członkiem tej kadry. Pamiętajmy, że przyjeżdżałem z MLS, a to nie jest topowa liga, więc nigdy, grając w Stanach Zjednoczonych, nie mógłbym czuć się pewniakiem. Każdy mecz traktowałem jak finał, w którym muszę dać maksa, bo zawsze w głowie siedziała mi myśl, że kolejnego meczu może już nie być. Jak oceniam swoje występy w kadrze? Nie jestem od oceniania, nie lubię tego robić, ale myślę, że były mecze, kiedy mogłem zagrać lepiej.
Masz teraz trochę wolnego.
Czeka mnie jakoś dwa miesiące przerwy. Przyjechałem do Polski. Miałem dwa tygodnie resetu, a teraz zaczynam treningi indywidualne – mam rozpiski, ćwiczę, robią to, co mi każą. Trochę zaczynam już też odczuwać głód za piłką, tym bardziej, kiedy widzę, jak w Europie wszystkie ligi grają.
Stany Zjednoczone wszystko prowadzą swoim trybem.
Nic dziwnego. To tak duży kraj, tak odległy, tak inny pod wieloma względami, od czasu i pogody poczynając, że to normalne, że kieruje się swoim trybem i rytmem.
Miałeś przez ostatni rok czas, żeby utrzymywać kontakt z Przemysławem Tytoniem, Kacprem Przybyłko, Adamem Buksą i Jarosławem Niezgodą? Czy to tak wielki kraj, że wasz kontakt był zdawkowy?
Mieliśmy jakiś kontakt. Pisaliśmy do siebie smsy albo przez Instagrama. Gratulujemy sobie po bramkach, po zwycięstwach, ale tak, żeby się spotkać, pojechać do siebie, to jeszcze nie mieliśmy okazji. Jak liga trwa, to jest tak napięty terminarz, że nie ma nawet jak.
Czyli podsumujmy wszystko: zastałem cię rozczarowanego brakiem możliwości jeżdżenia na kadrę i brakiem awansu do play-off czy napełnionego amerykańskim optymizmem?
Myślę po amerykańsku, pozytywnie, ale jestem zarazem rozczarowany brakiem awansu i brakiem możliwości jeżdżenia na kadrę.
Wymigałeś się od odpowiedzi.
Bo tak właśnie jest! Jedno drugiego nie wyklucza. Zamknąłem pewien etap. Wierzę, że jeszcze uda się pojechać na kadrę i awansować do play-off.
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
Fot. Newspix