
weszlo.com / Weszło

Opublikowane 03.12.2020 20:43 przez
Jakub Białek
Remis, zwycięstwo, porażka, zwycięstwo, porażka. Wyniki Widzewa w ostatnim czasie wyglądają, jakby brały się z maszyny losującej. Ekipa z Łodzi ma wiele, by być jednym z kandydatów do top6 na koniec ligi, ale jeśli nie ustabilizuje formy, nie będzie o czym rozmawiać. Tylko raz w tym sezonie zdarzyło się, by łodzianie wygrali dwa mecze z rzędu. Choć pierwsza dwójka się już zarysowała, to chętnych na miejsca barażowe jest wielu i gra w kratkę na pewno jej nie zapewni.
Do szóstki dobił za to oprawca Widzewa, czyli GKS Tychy, który przerwał serię czterech meczów bez zwycięstwa. Zasłużenie? Oczywiście, proszę pana. Choć nie była to żadna demolka, z przebiegu meczu byli drużyną zwyczajnie lepszą. Mecz rozpoczął się jednak po myśli Widzewa – po ośmiu minutach na prowadzenie wyprowadził ich Mateusz „potrafię uderzyć” Możdzeń. Dla wszystkich, którzy łapią się za głowę przed każdą próbą środkowego pomocnika, miłe zaskoczenie. Tym razem wpadło sprzed pola karnego, sam strzał był chytry, po ziemi, przy słupku.
Ale nie sprowadzajmy tego gola tylko do dobrego wykończenia. Sama akcja mogła się podobać, była przeprowadzona w niezłym stylu, bo poprzedziło ją kilka podań na jeden bądź dwa kontakty. Jeszcze ładniejsza była odpowiedź GKS-u. Piłka do Biela, ten przepuszcza między nogami, na czystej pozycji znajduje się Paprzycki. Kąt ostry, więc nie panikuje, czeka na moment, by podać do wychodzącego na pozycję Lewickiego. Ten tylko dokłada nogę, Mleczko jest bez szans.
Pierwsza połowa była po pierwsze wyrównana, po drugie – sporo w niej było otwartej gry. Padły dwie kolejne bramki, obie sędziowie zaklasyfikowali jako spalone:
- ping pong w polu karnym Widzewa wykorzystał Lewicki, któremu piłka spadła na głowę (no, ale był za bardzo wychylony)
- głową do siatki trafił także Czubak, któremu świetną wrzutkę dał Stępiński, wcześniej wyłuskując piłkę na połowie tyszan (zanim strzelił, cofał się z pozycji spalonej)
Tak czy inaczej odpalaliśmy drugą połowę z poczuciem, że znowu obejrzymy mecz na zasadzie „cios za cios”, ale grali głównie tyszanie. Co symptomatyczne – nawet gdy już prowadzili, wciąż mieli inicjatywę i parli po kolejną bramkę. Przy golu na 2:1 wydatnie pomógł tak zwany element szczęścia – Robak był tam, gdzie być powinien, torując drogę do bramki przy rzucie wolnym, ale na swoje nieszczęście wybił ją prosto pod nogi Biela. A ten – nie zastanawiając się – kopnął po widłach. Trzy ładne gole w meczu pierwszej ligi – sytuacja rzadko spotykana, należy ją docenić.
Ale spokojnie, oglądaliśmy też typowo pierwszoligowe zagranie. Na przykład to cudowne wyjście Widzewa spod pressingu:
Wyjście spod pressingu w europejskich klubach: spokój, kompaktowe poruszanie się wszystkich formacji, kilka podań na dwa kontakty, akcja zakończona strzałem.
Wyjście spod pressingu w Widzewie:
Czegoś takiego jeszcze nie widziałem XD pic.twitter.com/bsJ6at9L1i
— Jakub Białek (@jakubbialek) December 3, 2020
Po co w ogóle próbować, skoro można od razu wybić poza boisko? Przez moment myśleliśmy nawet, że to wybicie w konkretnym celu (np. ktoś leży na boisku), ale nie, to hołd dla polskiej myśli szkoleniowej pt. „wybij na aut”. Genialne!
Jak wspomnieliśmy – drugiej odsłonie atakował głównie GKS, choć wybitnych sytuacji sobie nie stworzył, a o strzałach z dystansu Biegańskiego czy Paprzyckiego nie ma co wspominać. Najlepszą niewykorzystaną sytuację miał jeszcze w pierwszej połowie, gdy Lewicki popędził sam na sam, po tym jak Kosakiewicz dostał piłkę za plecy i nie dał rady jej przeciąć. Miejsca było od groma, Lewicki mógł zapytać Mleczkę, w który róg życzy sobie strzał. Być może nawet zapytał, ale skoro odpowiedzi nie dostał, to strzelił prosto w niego. W przypadku braku zwycięstwa, pewnie dostałby solidną zjebkę. Ale GKS nawet mimo tej wpadki dał radę opędzlować Widzew w sposób dość przekonujący. Łodzianie – jeśli ta tendencja się utrzyma – za chwilę zremisują, a potem znów wygrają. I tak to już się bawimy w tym środku tabeli.
GKS Tychy – Widzew Łódź 2:1
Lewicki 23′ Biel 63′ – Możdżeń 8′
Fot. newspix.pl

Opublikowane 03.12.2020 20:43 przez
Murzyn Zakolaka już nawet na ławce się nie mieści czy jakaś kontuzja/covid/kartki?
Chory (choć podobno nie COVID). Dziś na ławce było tylko 5 zawodników z pola – bo kontuzje, COVID , choroby. Nie można też (ze względu na COVID i rozdzielenie drużyn i w ogóle wszystkiego w klubie maksymalnie) z rezerw kogoś brać
Nie chcę jakoś specjalnie Widzew usprawiedliwiać, bo szczególnie w drugiej połowie nie za wiele pokazali, ale jednak trzeba wspomnieć, że w dniu dzisiejszym w kadrze RTS miał raptem dziesięciu w miarę sensownych zawodników na poziomie I ligi (czyli ci, co wyszli w pierwszym składzie, odjąć Ameyawa). Skład mocno przetrzebiony przez kontuzje, choroby, wirusy itd., więc przebieg meczu był w miarę prosty do przewidzenia: 1. połowa bardzo wyrównana, może nawet z lekkim wskazaniem na Widzew, na bardzo wysokim tempie (oczywiście jak na I ligę), ale od 55-60 minuty widać było, że fizycznie już nie dają rady, no i skończyło się jak się skończyło. Mecz raczej bez historii, wygrał lepszy, gratulacje, ale na pewno gra Widzewa wygląda lepiej niż na początku sezonu…
Ten trener DOBIja Widzew. Jeżeli w zimie nie będzie nowego szkoleniowca to nawet o barażach nie ma co marzyć. A że połowa grajków do wymiany to osobna sprawa….
Dajcie już spokój z tym Robakiem. Albo trzeba ani zabronić robić cokolwiek innego niż powinna robić toporna dziewiątka. Jak widzę te próby dryblingu albo coś takiego jak ten lob z pierwszych minut meczu, gdzie był już przed Nedicem i spokojnie mógł ruszyć sam na sam, to myślę, że ten zawodnik chyba sobie za wiele wyobraża. Niech robi to w czym jest dobry, czyli dostawia nogę lub głowę.
Jeszcze Bruk-Bet wyjaśni w sobotę ŁKS i wszystko będzie zgodnie z planem 😀