
weszlo.com / Weszło
Opublikowane 03.12.2020 13:58 przez
redakcja
Ach, cóż to był za cios w serca wszystkich prawdziwych fanów futbolu. Wczoraj wieczorem wielu z nas miało już przyszykowane czipsy i batony, by poza zmysłami wzroku i słuchu, pieszczonymi przez transmisję z meczu Arka Gdynia – Korona Kielce, rozkosz przeżyły też smak i powonienie. Niestety, w wyniku zmrożonej murawy w Gdyni, na te piłkarskie fajerwerki musieliśmy poczekać kilkanaście godzin – a konkretnie do godziny 12.00 w czwartek (czipsy i batony normalnie zjedliśmy przy Lidze Mistrzów).
Czy warto było czekać?
Cóż, nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Trzeba przyznać, że w czwartek o 12.00 nie ma wielu meczów piłkarskich, więc taka Arka z Koroną też nas ucieszyła, jak ucieszyłoby nas każde spotkanie piłkarskie. Czy były tu momenty piłkarskiej jakości? O dziwo tak.
Szczególnie dobrze wyglądały te przejścia spod własnej bramki do 30. metra od bramki rywala. Dotyczy to zarówno współpracy Kasperkiewicza z Jankowskim czy Żebrowskim, jak i Marciniaka z Siemaszką. Korona też pod tym względem wyglądała w miarę okej – zwłaszcza, gdy szarpali Podgórski albo Thiakane. Sęk w tym, że bliżej bramki przeciwnika niewiele się działo, a już zwłaszcza przed przerwą. Akcja pierwszej odsłony? Powrót do korzeni w wykonaniu gdynian. Adam Marciniak ładuje z autu ile sił w łapach, Marcjanik mocno uderza, wcześniej wymijając zaskoczonych obrońców Korony.
Gol, jak się miało okazać, na wagę trzech punktów.
Ale jeśli ktoś chciałby tu użyć kalki: oho, czwartek, 12.00, transmisja na Ipli bez powtórek, jedyny gol po rzucie z autu, więc nie ma kogo chwalić – wstrzymajcie konie.
Gdynianie po przerwie wyglądali naprawdę solidnie i to pod czysto piłkarskimi względami, bez elementu koszykówki, jakim bez wątpienia jest „alley-oop” w postaci wrzutu z autu na głowę innego z obrońców. Dobrze wyglądali szczególnie Siemaszko z Jankowskim, nawet jeśli brakowało im obu skuteczności. Klepeczki, jakieś nieszablonowe próby podań – urodziły się z tego dwie dobre sytuacje, ale z obu obronną ręką wyszedł Kozioł. Arka atakowała prawie przez pełne 45 minut, dochodząc do paru naprawdę wyśmienitych okazji.
Co ciekawe – gdy Artura Siemaszkę zastąpił na boisku Rafał Wolsztyński, obraz gry nie uległ zmianie – tylko teraz to Wolsztyński przejął dar dochodzenia do sytuacji i przekleństwo ich marnowania. To właśnie ten ostatni miał niezłą okazję po rzucie rożnym oraz przy próbie dobitki po akcji Mazka w końcówce. Do tego też sam na sam w doliczonym czasie, gdy już machnął bramkarza, ale nie potrafił trafić z ostrego kąta. A sam Mazek zresztą też już za pierwszym razem powinien pokonać bramkarza, ale – jak całej drużynie Arki – i jemu dzisiaj brakowało zimnej krwi.
Korona? Tak naprawdę cały mecz czekała na tę jedną centrę na głowę Grzelaka.
Ona faktycznie się przytrafiła na trzy minuty przed końcem – ciasteczko z prawej flanki, Grzelak świetnie się złożył do strzału. Ale trzy punkty Arce wyciągnął wówczas Kajzer, doskonałą interwencją po tym strzale. Czy kielczanie mogą czuć rozczarowanie? Z perspektywy końcówki i wybronionego świetnego uderzenia przy wyniku zaledwie 1:0 – tak. Tu zapachniało na poważnie remisem. Ale z perspektywy całego meczu? No nie, tu tak naprawdę mogło się skończyć dwa czy trzy do zera dla Arki.
Jeśli Korona miałaby czuć rozżalenie, to przede wszystkim z uwagi na wczorajszy wieczór. Arka dysponuje przecież podgrzewaną murawą, dzisiaj boisko nie wyglądało inaczej, niż w wielu innych spotkaniach pierwszej ligi. Przeciągnięcie tego meczu to bez wątpienia niedopatrzenie organizatorów, o które Korona ma słuszne pretensje. Sam przebieg meczu udowodnił jednak, że piłkarsko 3 punkty należą się dziś Arce.
Gdynianie mają powody do świętowania. Wobec potknięć ŁKS-u i Górnika, podium znalazło się na odległość jednego punktu, a premiowane awansem drugie miejsce – o pięć oczek od podopiecznych Ireneusza Mamrota. Wciąż w grze jest scenariusz zimowania na pozycji wicelidera – „wystarczy” wygrać dwa mecze i liczyć na dwie wtopy ŁKS-u.
ARKA GDYNIA – KORONA KIELCE 1:0 (1:0)
Marcjanik 15′
Fot.FotoPyK
Opublikowane 03.12.2020 13:58 przez
Jeżeli mecz się nie odbywa , bo był uwaga -1 stopień, a ktoś polał murawę wodą to szanujmy się. Dodatkowo jedna drużyna jedzie na mecz całą Polskę żeby się dowiedzieć pół godziny przed meczem, że zamarznięta murawa. Wszystko to na stadionie z podgrzewaną murawą, który gościł w zeszłym sezonie ekstraklasę. To po prostu powinien być walkower, bo tu nie było żadnej złośliwości natury.
Walkower może dużo powiedziane, ale bez jaj – Arka powinna zwrócić wszystkie koszty Koronie, a ponadto jakaś kara finansowa (niech pójdzie najlepiej na dom dziecka albo hospicjum). Może 10-15 tys.? Inna sprawa, że Stal Mielec początku lat 90. to była organizacyjnie dzisiejsza I liga.
Może nie wiesz, ale Arka zwróciła koszty Koronie. I być może będzie dochodzić odzyskania tych kosztów od zarządzającego boiskiem GOSIRu
PZPR to mafia, co pokazuje ten przykład. Arka nie chce grać w piłkę, polewa boisko wodą przy przymrozku i włącza podgrzewanie murawy. Boisko zamienia się w kretowisko, przez co gra nie jest piłką nozną, tylko kto silniejszy, ten wygra. Arka wie, że Korona fizycznie jest od nich dużo słabsza, więc takie warunki sa im na rękę i tak właśnie było. Delegat PZPNu powinien uznać, że boisko nie nadaje sie do gry, a ten specjalnie pozwala na oszustwa i kombinacje. Arka nie potrafi nic uczciwie, jak nie ręka Siemaszki, to niszczenie boiska, żeby mieli łatwiej na kretowisku i jeszcze jeden dzień wolnego więcej.
Osiągnięcia Arki,
korupcja,
ręka Siemaszki co dała utrzymanie,
ustawienie się z Zagłębiem na 3p żeby być pewnym utrzymania.
A teraz kombinacje z boiskiem, żeby było im łatwiej wygrać.
ale jak można „zakombinować” boiskiem, żeby było łatwiej grać? pytam przez ciekawość bo mi nic nie przychodzi do głowy… dziś boisko było normalne, jednakowe dla obu drużyn, nikt nie robił żadnego kretowiska a nawet gdyby, to Arka technicznie naprawdę nie jest gorsza od Korony (jeśli nie lepsza) więc to mityczne „kretowisko” tylko by popsuło im grę.
Jeden dzień więcej od kogo antylogiku?
Graliście wyjazd w niedzielę, a Korona w sobotę u siebie.
no i ….? jak nie liczyć, Korona miała więcej czasu na regenerację. To teraz pomyśl jakby twoja Korona była na miejscu Lecha i grała dodatkowo w LE to byś chyba z rozpaczy strzelił sobie w łeb… buhahahahaha 🙂
Arka nie zajmuje się boiskiem, tylko miasto.
Zresztą, to Arka była faworytem i ostatecznie zagrała dużo lepiej od Korony. Jaki miałoby mieć sens specjalne oranie boiska kiedy ma się lepszych piłkarzy? xd
To czemu polewaliście boisko wodą przy przymrozku?
W Hiszpani jak mieli grać z Barceloną, to trawy nie kosili, żeby nie można grać piłką. W Gdyni poszli o krok dalej.
Hahaha… Czyli Korona to polska Barcelona, a Bartoszek to kto? Polski Koeman?
Oczywiście że tak. Co więcej, w mniemaniu niektórych to wina spisku Bońka, Błaszczykowskiego, sędziów i złego Mamrota polewającego w nocy trawę wodą z wiadra, że ten klub znajduje się obecnie tam gdzie jest 🙂
Kto polewał to boisko? Trener Mamrot, piłkarze, pan Tomek, czy kibice? Ciężko zrozumieć że to jakiś debil od zarządzania obiektem wykazał się inteligencją gnoma. Jak się nie mylę to w Kielcach też Korona nie jest właścicielem obiektu , tylko wynajmuje obiekt od miasta. No chyba ze jest , to macie szczęście.
Może wywiad z Przemysław Dalecki, dyrektor Gdyńskiego Centrum Sportu przybliży kulisy sprawy.
https://m.trojmiasto.pl/sport/Beda-zmiany-w-podgrzewaniu-murawy-na-meczach-Arki-Gdynia-Co-i-kto-zawiodl-n151243.html