Reklama

Paweł Magdoń dyrektorem sportowym Wisły Płock. Kim jest następca Jóźwiaka?

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

01 grudnia 2020, 18:25 • 8 min czytania 9 komentarzy

Paweł Magdoń. Solidny ligowiec, przez wielu piłkarzy wspominany jako jedna z najweselszych postaci spotkanych w szatni. Jednokrotny reprezentant Polski. Były dyrektor sportowy Lechii Tomaszów Mazowiecki, nowy dyrektor sportowy Wisły Płock. Kogo zatrudniają „Nafciarze” i czy ten – nie da się ukryć – eksperyment może wypalić?

Paweł Magdoń dyrektorem sportowym Wisły Płock. Kim jest następca Jóźwiaka?

Paweł Magdoń – kariera piłkarska

Średnia jednego gola na mecz w reprezentacji – który piłkarz może poszczycić się taką średnią? Niewielu, choć w tym przypadku to żadna chluba, bo Paweł Magdoń zagrał w kadrze tylko jeden mecz za Leo Beenhakkera. Był to klasyk polskiej kadry, czyli spotkanie „hotel na hotel”. Swego czasu Magdoń stał się symbolem dewaluacji biało-czerwonych barw, przykładem na to, że wystarczy dwa razy kopnąć prosto piłkę, a już można być w piłkarskiej elicie. Sam twierdzi, że na powołanie zasłużył. Nie nam rozstrzygać – jeśli już czynić zarzuty, to niekoniecznie do Magdonia (sam sobie zaproszenia nie wysłał), a do ludzi, którzy rządzili wówczas reprezentacją.

Solidny ligowiec – to określenie chyba najlepiej pasuje do jego dorobku. Zaczynał w ŁKS-ie (cztery mecze), był w Pogoni, największe sukcesy odniósł w Wiśle Płock (Puchar Polski i Superpuchar). Swoją drogą, to nie tylko jedyne trofea w karierze Magdonia, ale też płockiego klubu. Zatrudnienie go to swego rodzaju nawiązanie do historii, do najlepszego okresu w historii płockiej ekipy.

Magdoń mógł swego czasu przebierać w ofertach z polskiego podwórka. Gdy Wisła wpadła w dołek, zgłosiły się do niego Legia, Zagłębie Lubin i GKS Bełchatów. Wówczas – pierwsza, druga i trzecia drużyna w lidze. Mowa o sezonie 2006/07. Choć sam najchętniej przyjąłby wtedy ofertę Legii, to GKS dawał Wiśle najwięcej, więc decyzję podjął za niego klub. Magdoń przystał na ofertę z Bełchatowa, bijącego się wówczas o najwyższe cele. Nie znalazł wspólnego języka z Orestem Lenczykiem i to największa porażka w jego karierze – rozegrał w Bełchatowie ledwie 24 mecze. Nie w rok, a w trzy lata. Swoje zarobił, a później po cichu zniknął z ligowego krajobrazu. Nie zaistniał w Odrze Wodzisław, zszedł na niższy poziom (do Bogdanki Łęczna). Później wrócił do Wisły Płock, która spadła do drugiej ligi, która organizacyjnie kulała.

Przeraziłem się tym, co tam zastałem po spadku. O Wiśle się mówiło wtedy, że jak chcesz się oduczyć grać w piłkę, to idź do Płocka. (…) Krajobraz jak po zrzuceniu bomby. Kibiców w ogóle nie interesowała drużynaopowiadał po latach Magdoń w naszym wywiadzie.

Reklama

Nie czas i nie miejsce, by opowiadać o sytuacji ówczesnej Wisły Płock. W największym skrócie – było źle. Magdoń mimo to awansował z Wisłą do pierwszej ligi, a rok po jego odejściu „Nafciarze” znaleźli się w Ekstraklasie. Bohater najlepszego okresu w historii klubu, jeden z jego ratowników w gorszych czasach – nie ma wątpliwości, że należy uznać „Wielkiego Ptaka” za co najmniej zasłużoną postać ostatnich lat Wisły Płock. Choć ksywka Magdonia – „Wielki Ptak” właśnie – może budzić dziwne skojarzenia, w rzeczywistości tyczy się niepozornej sprawy. Sam wyjaśniał: – Chodzi o fryzurę! Zawsze miałem takie długie, kręcone włosy. Jak wpadałem na rozruch po meczu z taką szopą, to chłopacy zawsze się śmiali: „Madzia, przyczesałbyś chociaż!”. Stąd „Wielki Ptak” jak ten z „Ulicy Sezamkowej”.

W naszej ankiecie „Weszło z butami” ligowcy wielokrotnie wskazywali Magdonia jako tego, który napisałby najlepszą biografię.

Paweł Magdoń – życie po karierze

Swoją karierę piłkarską Paweł Magdoń kończył w Lechii Tomaszów Mazowiecki. Typowa historia z gatunku: człowiek z nazwiskiem nie chce jeszcze wieszać butów na kołku, więc pogra na niższym szczeblu. W tym konkretnym wypadku – trzecioligowym. – Na początku nikt nie myślał, żeby Paweł po zakończeniu kariery pełnił tu jakąś inną rolę. W międzyczasie pan Wolski i LV Bet zrezygnowali z dalszego sponsorowania klubu, zostałem prezesem klubu i pojawiła się taka myśl, żeby Paweł wspomógł jako doświadczony zawodnik po kontuzji, który chyli się ku końcowi kariery. Wszedł do zarządu, pomagał w dalszym konstruowaniu klubu – opowiada Ryszard Juda, ówczesny prezes Lechii Tomaszów Mazowiecki.

Nie była to droga usłana różami. Lechia dysponowała niezłymi jak na warunki III ligi środkami, ale nawet w najlepszym finansowo momencie – mówimy o czasach, gdy jeszcze Magdoń grał w piłkę – nie mogła konkurować z takimi markami jak Widzew, ŁKS czy Polonia Warszawa. Później topowych rywali zabrakło, ale i sytuacja organizacyjna Lechii uległa pogorszeniu. – Gdy Paweł przyszedł, dał się poznać ze swojej koleżeńskości, widać było, że dowodzi zespołem. Pokazywał w tym wszystkim swoją fachowość i zawodowstwo, którego w Lechii nam brakowało. Nie mieliśmy zawodników z takiego poziomu, jak Paweł. Przekonał mnie takim zdroworozsądkowym podejściem do wszystkiego, co się działo. Nie załamywał nigdy rąk, nawet jak sytuacja była trudna. Wiedziałem, że to osoba wprawdzie młodsza, ale która może mi dać dużo doświadczenia w pracy. Jego znajomości, siła przebicia w klubach wyższej ligi, pomagała – mówi Juda o powodach, dla których zatrudnił Magdonia na stanowisku dyrektora sportowego.

Gdy Magdoń objął już nową rolę, Lechia zajęła kolejno trzecie i czternaste miejsce. – Postawiliśmy sobie za cel walkę o wysoką lokatę w III lidze i Pro Junior System. Paweł miał sprowadzić zawodników, którzy podołaliby takiemu zadaniu. Wywiązał się wzorowo. W Pro Junior System byliśmy raz na drugim, raz na pierwszym miejscu. Trafił w odpowiedniego trenera, Daniela Myśliwca, który wprowadzał młodzież – mówi były prezes Lechii Tomaszów Mazowiecki.

Dalej opowiada: – Poziom był półamatorski, półzawodowy. Paweł chciał zrobić nowe rzeczy przy akademii, nawiązać współpracę z Rakowem Częstochowa. Chcieliśmy pokazać inną wizję rozwoju tych zawodników. To był jego mocny atut. Gdy oddawaliśmy młodych piłkarzy, Paweł robił to w inny sposób niż my. W klubach niższej klasy zwykle zawodnik jest sprzedawany i sprawa załatwiona. Paweł pokazał nam, jak takiego młodego zawodnika można oddać do innego klubu, by klub na tym nie stracił. Były w Lechii przypadki, gdy na przykład cała nasza drużyna odeszła do Ceramiki czy ŁKS-u. W zasadzie nic na tym nie zyskiwaliśmy. Gdy dwóch czy trzech zawodników za kadencji Pawła zostało pochłoniętych przez lepsze kluby jak Raków, ułożył kontrakt w sposób profesjonalny. Jeśli awansuje, jeśli przejdzie do innych klubów, mieliśmy mieć profity. Do tej pory tego nie czyniliśmy. Myślę, że wiele klubów niższych klas tak działało, jeśli był dobry zawodnik, to po prostu się go sprzedawało. Kiedy trzeba było postawić twarde warunki przy negocjacjach, twardo negocjował.

Reklama

W Lechii Magdoń nie zrobił spektakularnego wyniku, poziom też trudno określić do końca profesjonalnym. Niewątpliwie było to dla niego jednak jakimś przetarciem, poznaniem realiów, doświadczeniem, które w jakiś sposób musi zaprocentować.

Wisła Płock – cele

Wisła ma świadomość tego, że zatrudnia człowieka, któremu brakuje doświadczenia. Jej podejście można streścić do zdania – zauważyliśmy w Magdoniu pewien potencjał, jest człowiekiem ważnym dla klubu, damy mu czas i wsparcie, by nauczył się swojego fachu także na poziomie Ekstraklasy.

Czy to kolejny dowód na to, że rynek dyrektorów sportowych kuleje? Z pewnością tak. Nie ma oczywistych kandydatów, do których można zadzwonić, gdy na tym kluczowym stanowisku dla klubu pojawia się wakat. Wciąż trzeba takie postaci kreować, samemu je wymyślać. Co nie oznacza, że należy przekreślać szanse Magdonia już na starcie. Człowiekiem z przypadku z pewnością nie jest. Doświadczenie w Lechii Tomaszów Mazowiecki to jedno, drugie – rola skauta, jaką pełnił w ostatnim czasie w Wiśle Płock. Głównym obszarem jego działań było województwo łódzkie, od czasu do czasu był wysyłany na delegacje do innych polskich rejonów. Z jego polecenia nie dokonał się jeszcze żaden transfer Wisły, a piłkarze z województwa łódzkiego – jak choćby Kocyła czy Michalski – trafili do Wisły innymi kanałami. Przywołując rapera Łonę – wciąż to o niczym nie świadczy, nic nie znaczy.

Jak słyszymy – pierwszym celem Magdonia jest poprawa nastrojów w klubie. Marek Jóźwiak pozostawił po sobie atmosferę, którą można ciąć siekierą. Już samo jego odejście przyjęto w Płocku z dużą ulgą. Magdoń w swoich pierwszych dniach (rozmowy zaczęły się wcześniej niż w momencie zwolnienia Jóźwiaka) zaprezentował się jako człowiek, który jednoczy, wprowadza pozytywny nastrój, a nie daje się ponieść swojemu ego. Wiadomo – to nie wystarczy, by odtrąbić sukces. Ale jest pierwszym zwiastunem tego, że w Wiśle może zacząć dziać się lepiej.

Za chwilę – już w styczniu – atmosferka przestanie mieć znaczenie, do głosu będą musiały dojść twarde kompetencje. A te wciąż są w przypadku Magdonia pewną niewiadomą. Na pewno będzie miał co robić. Czeka go trochę sprzątania po poprzednim dyrektorze (36 zawodników na kontraktach!) i zbudowanie jakiejkolwiek wizji klubu, który póki co zmierza donikąd (ewentualnie – do pierwszej ligi). Dobrą informacją jest to, że Wisła chce postawić mocniej na dział skautingu – na stanowisko dyrektora skautingu zatrudniono Emila Kota, znanego z pracy w klubach niższych lig angielskich.

Marek Jóźwiak nie okazał się najlepszym dyrektorem sportowym w lidze. Wówczas ściągano człowieka z nazwiskiem, teraz ściąga się ludzi wciąż na dorobku, dla których Wisła Płock będzie życiową szansą. I ciężko o wniosek, że nowe rozdanie okaże się gorsze niż poprzednie. Ale z drugiej strony – chyba nie chodzi o to, by równać w dół, prawda?

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...