Reklama

Kartki, zakłady o kawę i patyczkowate nogi, czyli jaki jest Filip Mladenović?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

29 listopada 2020, 11:31 • 10 min czytania 4 komentarze

„Widząc go na co dzień, nigdy nie powiedziałbyś, że będzie tak impulsywny na boisku. Że będzie machał rękoma. Gestykulował. Krzyczał. Wyzywał pod nosem, tak jak on przeważnie „piczkuje”. Nie daje sobie w kaszę dmuchać”.

Kartki, zakłady o kawę i patyczkowate nogi, czyli jaki jest Filip Mladenović?

„Nieprzypadkowo na pożegnaniu trener Stokowiec pokazał mu czerwoną kartkę. Szyderka leciała, śmialiśmy się z tego wszystkiego. Zakładaliśmy się nawet o kawę, czy dostanie żółtą kartkę. I dało się wygrać, oj, dało się”.

„Spokojny, ale nie za spokojny. Nie chował się za innymi. Starał się znajdywać w pierwszym szeregu. patrzysz na reprezentację Serbii i widzisz piłkarzy z Interu, Realu, Lazio, Ajaxu, nawet z Fulham, Getafe, Sassuolo, wielkie ligi, spore firmy, a on też tej kadrze przecież gra, choć przyjeżdża z Ekstraklasy”.

Filip Mladenović świetnie zaczął swoją przygodę w Legii Warszawa. Od początku sezonu utrzymuje wysoką formę. Broni, asystuje, bierze udział w bramkowych akcjach. Nie zawodzi, tym samym wyrastając na czołową postać ligi. Z tej okazji postanowiliśmy zapytać jego byłych klubowych kolegów, jakim jest człowiekiem. Sebastian Mila, Rafał Pietrzak i Michał Mak opowiadają nam więc o zajęczej wardze, śmiesznym głosie, patyczkowatych nogach, śniadaniach i obiadach w gdańskich restauracjach, boiskowym awanturnictwie, kartkach i o mnóstwie innych rzeczy. Zapraszamy. 

SEBASTIAN MILA (piłkarz Lechii Gdańsk w latach 2015-2018)

Pół roku spędziłem z nim w jednej szatni. Nie odgrywałem już wielkiej roli w Lechii, wygaszałem swoją karierę, ale to co zapamiętałem z jego wejścia do szatni, to wrażenie, że przychodzi poważny zawodnik. Widać było duży potencjał, ale przyznam, że ewidentnie nie był przygotowany. Miał braki. Potrzebował czasu, żeby wejść na optymalną fizykę. Mimo to klasy nie da się przeoczyć. Ułożona lewa noga. Wysoka higiena praca. Nieprzypadkowo liznął trochę zachodu, grał w ważnych meczach. Piłkarz gotowy do grania, tylko musiał odnaleźć rytm.

Reklama
Towarzysko łatwo odnalazł się w szatni Lechii?

Miał ułatwione wejście do szatni. W drużynie byli Mario Maloca, Mato Milos, Milos Krasić, więc łatwiej mu się dogadywało, komunikowało, mógł sobie pogadać w ojczystym języku. Znajomych mu nie brakowało. Poza tym mieliśmy niezły tygiel kulturowy w szatni, mieszały się narodowości, a do takiej grupki łatwiej jest się obcokrajowcowi dostosować i wpasować.

Ograniczał się Mladenović do kontaktów ze swoją grupką kulturową?

Nie, nie, nie, na początku faktycznie miał z nimi bliższy kontakt, ale absolutnie się nie ograniczał. Starał się łapać nowe relacje, szybko się z nim dogadałem. Śmialiśmy się. Żartowaliśmy. Nie miałem z nim żadnych problemów. Mega miło go wspominam i reszta chłopaków pewnie też.

Jaki był?

Spokojny, ale nie za spokojny. Nie chował się za innymi. Starał się znajdywać w pierwszym szeregu.

Odpalał się na murawie? Powiedział kiedyś, że przestanie grać w piłkę, jeśli nie będzie mógł ekspresyjnie wyrażać emocji na boisku. 

Kiedy przyjechał do Polski, nie wykazywał wielkich skłonności do boiskowego awanturnictwa. To przyszło z czasem. Wywalczył pierwszy skład, poczuł się pewniej i się zaczęło. Zaczął wyrażać emocje, gestykulować, bawić się mimiką. To było irytujące, nie da się ukryć, zresztą dalej jest irytujące. Inna sprawa, że chyba coraz bardziej się ogranicza, coraz rzadziej się piekli. Zyskał więcej świadomości, więcej samokontroli. Teraz jest w drużynie, w której każdy mógłby wyzwalać negatywne emocje i nie jest to potrzebne. Trzeba grać w piłkę i to dobrze. Tego powinien się wyzbyć. Ale pamiętajmy też, że to trochę część jego. On taki jest. To nie jest maska, to nie jest poza. Ten cały zestaw przeróżnych boiskowych reakcji nie bierze się z przypadku.

Filip Mladenović bardzo angażuje się we wszystko, co dzieje się wokół niego. Zrzućmy na drugi plan machanie rękoma. Pracuje dla drużyny. Wystarczy popatrzeć, gdzie jest z tyłu, gdzie jest z przodu. To nie jest gracz, który wskazuje tylko na siebie.

Reklama
Ciekawe, że potrzebował czasu i wkupienia się w drużynę, żeby zacząć wyrażać emocje w wykłócaniu się z sędziami. Słyszałem, że później piłkarzom Lechii zdarzało się nawet prowadzić z nim rozmowy, które miały na celu utemperowanie jego butnego charakteru.

Może dlatego nie było potrzeby takich rozmów, że ja byłem w drużynie i takie rzeczy nie miały racji bytu!

Bez dwóch zdań. 

A poważnie, to z czasem w nim to wzrastało. Najważniejsze, że nie ma to większego wpływu na jego grę. Nie zabierałbym mu tego machania, tych gestykulacji, tych reakcji przynajmniej częściowo, bo niewykluczone, że to dobrze wpływa na jego grę. Piłkarz musi czuć się na boisku wolny. Do momentu, kiedy nie osłabia tym drużyny, nie wpływa na nią negatywnie, to absolutnie każdy musi zachowywać się tak, jak uważa to za stosowne. Boisko to swoboda.

Jest jakaś nić powiązania między jego charakterem boiskowym a prywatnym?

Jest sobą i tu, i tu, nie rozgraniczałbym tego. Jasne, że nie macha rękoma poza boiskiem, nie zachowuje się tak irytująco, widzę różnicę, ale wydaje mi się, że nigdzie nie udaje. Nicią, o którą pytasz, jest bycie sobą. Umie pożartować. Śmiać się z siebie. Więc generalnie, nawet jeśli na murawie nie wydaje się przyjazną osobą, to prywatnie taki właśnie jest.

Jeden z najlepszych lewych obrońców ligi?

Najlepszy lewy obrońca Ekstraklasy. W Magazynie GOL w TVP Sport, w programie poprzedzającym sezon, powiedziałem, że to świetny transfer Legii. Taki, który wpisuje się w to, że mistrz Polski bierze topowych piłkarzy z ligi i umieszcza ich w swoim składzie. Nie miałem żadnych wątpliwości co do tego transferu. Lewa noga, przebojowość, ciąg na bramkę, pozytywna agresja po dwóch stronach boiska. Stałe fragmenty gry. Jeszcze tego nie pokazał, ale pamiętam treningi, kiedy wybijaliśmy rzuty rożne czy rzuty wolne i robił to z wielką klasą. Chuda nóżka, ale mocne uderzenie.

Co mi się jeszcze w nim podoba? Ano to, że ma coś takiego, jak powinni mieć dobrzy środkowi pomocnicy, że jak nie masz do kogo zagrać piłki, nie wiesz, co zrobić z akcją, to zawsze możesz przekazać ten ciężar właśnie im, bo oni sobie poradzą. Środkowi pomocnicy albo po prostu dobrzy piłkarze tak mają. I tak jest z Mladenoviciem. To jego niesamowity atut. Zagraj piłkę w jego kierunku, a nie musisz się martwić. Czy ona będzie mocna, czy ona będzie skakała, czy ona będzie niedokładna, czy ona będzie za krótko, to on z tego najzwyczajniej w świecie wyjdzie. Ma chłop technikę użytkową.

Wiesz, patrzysz na reprezentację Serbii i widzisz piłkarzy z Interu, Realu, Lazio, Ajaxu, nawet z Fulham, Getafe, Sassuolo, wielkie ligi, spore firmy, a on też tej kadrze przecież gra, choć przyjeżdża z Ekstraklasy. Wydawało mi się, że lada moment ucieknie za granicę, zmieni klub na lepszy, bo to byłaby naturalna kolei rzeczy. Uciekł do Legii, zrobił krok do przodu. Pytanie, co będzie z nim dalej, bo stać go na dużo.

MICHAŁ MAK (piłkarz Lechii Gdańsk w latach 2015-2016 i 2018-19)

Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to jego marudzenie na meczu. Machnie rękoma, złorzeczenie, pokrzykiwanie na sędziów, na piłkarzy, na wszystkich wokół.

Irytowało cię to?

Upominaliśmy go nawet, żeby tak nie robił, bo cierpiała na tym nie tylko drużyna, ale również on sam, bo dostawał kartki i musiał pauzować, a pamiętajmy, jak ważną był postacią dla Lechii. Za często zdarzało mu się dziwnie reagować, często również do nas. Przesadzał. Raz miałem z nim nawet spięcie, bo coś tam machał do mnie rękami. Musieliśmy sobie to później wyjaśnić, żeby tak nie robił. Bo nie wypada, bo to zwyczajnie irytuje, bo to wyprowadza z równowagi. Ale taki ma charakter. Często to robi, sędziowie w całej lidze już to znają i karzą go kartkami.

W jaki sposób reagował na upomnienia? Potrafił podejść do tego wszystkiego z refleksją? Skoro dalej to robi, to chyba nie. 

Trener Stokowiec zwracał mu uwagę, my zwracaliśmy uwagę, sam Filip deklarował chęć poprawy, obiecywał, że postara się już nie reagować tak impulsywnie, ale cóż, taki ma charakter, taki ma temperament. Ciężko kogoś zmieniać. Myślę, że do końca swojej kariery będzie grał tak, jak gra i reagował tak, jak reaguje. Trzeba się z tym pogodzić.

Miał dobre relacje z Piotrem Stokowcem?

Trener zdawał sobie z jakości Filipa. Z tego, że to zawodnik, który dużo może mu dać. Nie raz zdarzało się, że na treningu Mladenović dostawał porządny ochrzan, ale zawsze wychodził w pierwszym składzie, a to ma swoją wymowę. Stokowiec dużo sobie po nim obiecywał, dużo od niego wymagał i trudno się temu dziwić.

Jak ci się grało przeciwko niemu?

Często mieliśmy okazję walczyć na treningach. Bardzo dobry piłkarz na polskie realia. W top trzy lewych obrońców Ekstraklasy. Może biegać cały mecz. Sarenka. Nóżki jak miotły. Tak jak ja. Szybki. Wydolny. Wydaje się, że chudy, że niemasywny, że łatwo go dzięki temu przejść, a zawsze zdąży, zawsze piłkę wydzióbie spod nóg. Dobrze broni, nie będę mówił, jak atakuje, bo jego liczby i wpływ na atak każdy widzi. Gole strzelać potrafi. Klasa. Cieszę się, że fajnie mu idzie w Legii, bo to fajny gość.

Twardy bałkański charakter?

Dużo razem żartowaliśmy, rozmawialiśmy, ale do treningów podchodził bardzo kompetentnie. Szybko się przebierał, szybko szedł na salkę, żeby robić swoje ćwiczenia wzmacniające mięśnie. Profi. A przy tym dobry kumpel. Śmialiśmy się z jego specyficznego głosu. Kapitalnie brzmiał znad tej jego zajęczej wargi. Trzeba go usłyszeć, żeby to zrozumieć. Nie dało się go nie lubić. Zawsze walnął rozbrajający komentarz do jakiejś sytuacji.

Wiadomo, jacy są Bałkańce – impulsywni, wybuchowi. On był akurat bardziej wybuchowy na boisku niż w szatni. Oczywiście, zdarzało się, że ktoś miał do niego pretensje w szatni albo on do kogoś, ale to normalne w piłce, tak robi każdy. Często z nim grałem. Na stronie, na skrzydle, przyjemność.

Czyli Mladenović prywatnie i Mladenović z boiska to dwóch różnych ludzi?

Dwie różne twarze jednego człowieka. Widząc go na co dzień, nigdy nie powiedziałbyś, że będzie tak impulsywny na boisku. Że będzie machał rękoma. Gestykulował. Krzyczał. Wyzywał pod nosem, tak jak on przeważnie „piczkuje”. Nie daje sobie w kaszą dmuchać. Ma swoje zdanie. Nie jest obojętny na sytuację.

A prywatnie?

Często jedliśmy razem śniadania w Gdańsku. Większość drużyny przyjeżdżała do Marmolady, gdzie często przesiadywaliśmy, i wydaje mi się, że każdy miał z nim fajne relacje. Dało się chłopa lubić!

Jak było u niego z językiem polskim?

Dobrze. Może nie bardzo dobrze, ale dobrze. Porozumiewa się po polsku. Przeklina po polsku. Szybko złapał język, a teraz jak jest w Legii, to pewnie jeszcze mocniej się podszkolił.

Czyli można byłoby się zdziwić, widząc tego agresywnego gościa z boiska spokojnie pijącego kawkę w gdańskiej restauracji. 

Normalny gość, z którym wyjdziesz na kawę, na śniadanie, na obiad. Pośmiejesz się, pożartujesz, pogadasz, miło spędzisz czas.

RAFAŁ PIETRZAK (piłkarz Lechii Gdańsk od 2020 roku)

Co ma w sobie Filip Mladenović, czego nie mam ja i co ja mam, czego nie ma Filip Mladenović? Trudne pytanie. Stałe fragmenty gry mamy podobne. W wielu inny aspektach jesteśmy wyrównani. Na jego korzyść mógłbym właściwie wskazać tylko większy luz w akcjach ofensywnych. To robi różnicę.

Filip pokazuje w ostatnich meczach, że jest w świetnej dyspozycji. Luz. Forma. Kapitalnie prezentuje się w ofensywie, bardzo dobrze radzi sobie w defensywie. Poznałem go w Lechii. Może nie jakoś specjalnie dobrze, bo graliśmy razem tylko przez moje pierwsze pół roku w Gdańsku, a jego ostatnie, ale to fajny facet. Cieszę się z tego, że mu idzie.

Dobrze wam się rywalizowało? Nie było między wami niechęci, niesnasek?

Taki już jestem, że nie szukam zwady. Jest rywalizacja, każdy chce grać w pierwszym składzie, ale poza boiskiem nie było między nami niechęci. Konkurowanie kończy się wraz z zejściem z boiska. Tak było w Wiśle, gdzie był Maciej Sadlok, z którym mam bardzo dobry kontakt i tak też było w Lechii z Filipem. Trener decyduje, po co mamy dokładać sobie niepotrzebnych negatywnych emocji przepychając się i podgryzając? Współpracowaliśmy. Grało nam się razem dobrze. Jeśli ma się w składzie dwóch dobrych lewych obrońców, którzy znają i pozycję defensora, i pomocnika, to można na tym tylko korzystać i dogadywać się.

Denerwowały cię może jego impulsywne reakcje, kiedy dostawał żółte kartki? To całe machanie rękoma, zdziwienie wypisane na twarzy, agresywna gestykulacja? Szła z tego szyderka?

Nieprzypadkowo na pożegnaniu trener Stokowiec pokazał mu czerwoną kartkę! Wszyscy znaliśmy Filipa z jego wybuchowego charakteru. Potrafił się odpalić, potrafił się wkurzyć na boisku i masowo dostawać żółte kartki.

Kluczowe w jego wypadku jest chyba to, że taki wybuchowy jest tylko na boisku. 

Na co dzień jest spokojniejszy. Mecz to inna sprawa. Emocje. Każdy chce wygrać. Nie doszukiwałbym się więc powiązania między boiskiem a codziennością Filipa. Poznałem go wcześniej. Rywalizowaliśmy – ja w Wiśle, on w Lechii. Grał twardo, agresywnie, dostawał dużo kartek. W szatni inna postać. Sympatyczna. Ale powiem tak: szyderka leciała, śmialiśmy się z tego wszystkiego. Zakładaliśmy się nawet o kawę, czy dostanie żółtą kartkę. I dało się wygrać, oj, dało się.

Dobrze było u niego z językiem polskim? Czy posługiwał się hybrydą polskiego, serbskiego i angielskiego?

Trochę hybryda, ale nie było żadnych problemów z komunikacją w szatni. Wszystko rozumiał.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...