13 meczów, 34 punkty, ledwie sześć bramek straconych. Bruk-Bet Termalica Nieciecza ma się czym chwalić. Wygląda na to, że tym razem rzeczywiście chce wrócić do Ekstraklasy, a nie tylko o tym mówić i odgrywać rolę faworyta. Natomiast Tomasz Loska zaznacza: spokojnie, pokora. Bo on wie, że z wysokiego konia można dość boleśnie spaść. Zapraszamy na rozmowę z bramkarzem lidera pierwszej ligi.
Masz wrażenie, że wyszedłeś z zakrętu swojej kariery? Bo on jednak był.
Tak, był, ale nie myślę, że z niego wyszedłem. Po prostu chcę dalej pokornie robić swoje. Wtedy nauczyłem się na swoich błędach i nie chcę znowu wejść w takie poczucie, że jestem mega mocny i nie do ruszenia. Wiem, że to może szybko odejść, a czar prysnąć. Na własnej skórze się przekonałem jak to jest, gdy człowiek zaczyna bujać w obłokach.
Rozumiem, że odleciałeś po sezonie 17/18?
Tak. Byłem pewny siebie, sądziłem, że poradzę sobie ze wszystkim. Boisko to szybko zweryfikowało. Teraz wiem jak do tego podchodzić przede wszystkim od strony mentalnej. Na pewno moje podejście jest inne.
To była sodówka?
Trochę tak. Może nie typowa, bo nie byłem innym człowiekiem, ale wówczas moje myślenie się zmieniło. Nastawienie do ludzi i treningu nie było najlepsze.
Pamiętam jak w Weszłopolskich mówiłeś, że chcesz spróbować swoich sił za granicą. Jakbym ci powiedział, że za dwa lata będziesz w Niecieczy, to pewnie byś mnie wyśmiał.
Pewnie by tak było. Wtedy bym cię wyśmiał, a teraz jestem w Niecieczy i jestem tutaj szczęśliwy, bo dostaje swoje szanse. Tak się życie potoczyło, ale mam nadzieję, że za chwilkę będę mógł wrócić do Ekstraklasy i pokazać swoją pokorniejszą twarz.
Kiedy zrozumiałeś, że zawaliłeś?
W rundzie jesiennej 18/19 jeszcze grałem, dwa pierwsze mecze były fajne – byłem zawodnikiem kolejki, w drugim spotkaniu też dosyć nieźle zagrałem, ale przyszedł kryzys. Zrobiłem błąd, drużyna też słabo grała, nie punktowaliśmy i zaczął się kryzys rozgrywany w głowie. Nie mieliśmy pewności siebie, sytuacja się odwróciła o 180 stopni, mieliśmy wielu młodych chłopaków i trudno nam było sobie z tym poradzić.
Gdy przyszedł Chudy, to trochę go zlekceważyłeś?
Nie. Natomiast byłem na tyle pewny siebie, że mówiłem: fajnie, w końcu będzie ktoś do rywalizacji i super. Ale nie zlekceważyłem go. Tyle że przyszedł i właściwie od początku nie miałem szans.
To znaczy nie było szans sportowych czy inne względy decydowały?
Sportowo nie mogłem udowodnić, że chce powalczyć, bo nie miałem możliwości, by się pokazać.
Twój żal do Górnika wciąż istnieje?
Nie. Żal mógłbym mieć – ale nie mam – tylko do siebie, że podejmowałem różne dziwne i niekoniecznie słuszne decyzje. Do klubu żalu nie mam, zawdzięczam mu najwięcej w swoim życiu i dalej mu mocno kibicuję.
Przykład takiej dziwnej decyzji?
To, że nie zdecydowałem się na wyjazd i słuchałem innych głosów.
Były konkretne oferty na stole?
Były konkretne zapytania – czy chce wyjechać, czy mają dogadywać szczegóły z Górnikiem. Także coś było. Wszystko zależało ode mnie, gdybym się zdecydował, tematy by ruszyły.
To czemu nie wyjechałeś, mówiłeś, że chciałeś.
Serducho do Górnika. Zawodnicy odchodzili z klubu, byliśmy po dobrym sezonie. Przeszła mi przez głowę myśl, że jak zagramy jeszcze jedną dobrą rundę, to będę miał lepsze oferty, czas dla Górnika na moje odejście też będzie korzystniejszy, a ja będę bardziej ukształtowanym piłkarzem. Potoczyło się jednak inaczej.
Jakie to były ligi?
Francuska, włoska – Serie A, Serie B.
Potem, gdy miałeś problemy z nadmierną pewnością siebie, pracowałeś z psychologiem czy sam do wszystkiego doszedłeś?
Sam. Spokorniałem przez to, że nie grałem. Musiałem mocno trenować, pokazywać, że chcę, że mi zależy i się nie poddaję. Głowa się wzmacniała, twardo stąpałem po ziemi i jak przyszła szansa w Niecieczy, to na początku nie było łatwo, jednak zacząłem grać dobrze i mam nadzieję, że jak najdłużej to będzie trwało.
Uważasz, że ten remis z Puszczą paradoksalnie się wam przyda, trochę lodu na głowę?
Tak myślę. Jest to dla nas lekcja pokory. Też ta liga zawsze była nieprzewidywalna, trzeba spokojnie podchodzić do sprawy, bo pierwszy może przegrać z ostatnim i nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać. Dlatego trzeba iść dalej bez nerwów. Dopisujemy sobie punkt, jasne, to mało, ale on może być ważny. Poza tym Puszcza punktuje z czubem tabeli, więc mają jakiś sposób na tę górę.
Tak czy tak zaliczacie świetny start w pierwszej lidze, sądziłeś, że będzie aż tak dobrze?
Był niedosyt po barażach. Całą wiosnę goniliśmy, żeby tam wystąpić, to się udało, ale w nich już nic nie osiągnęliśmy. Dobrze przepracowaliśmy letnie przygotowania, chcieliśmy mocno ruszyć. Na początku mieliśmy trudno, bo graliśmy z zespołami, które teraz są na dole – Sandecja, Bełchatów, Sosnowiec – a wtedy miały inne nastawienie. Wygrywaliśmy różnicą jednej, maksymalnie dwóch bramek, ale byliśmy konsekwentni. I dzięki tej konsekwencji udało się nazbierać tyle punktów.
Zgodzisz się, że waszym głównym atutem jest gra w obronie? Ty masz dziewięć czystych kont.
Tak, mamy bardzo dobre liczby. Dobrze gramy w obronie, bo mamy naprawdę porządnych zawodników. Z lewej młody Grabowski, młodzieżowiec, na środku ograny Putiwcew, potem też doświadczony De Amo, dalej Grzybek i Wasielewski, którzy się zmieniają, ale obaj grają na wysokim poziomie. To są wszystko mocne punkty. Ja mam teraz za sobą dwa mecze – z Widzewem i Puszczą – gdzie nie miałem celnego strzału. Chłopacy się dobrze przesuwają, asekurują, co przynosi efekty.
Możesz się poczuć jak Marcin Najman pod Jasną Górą – ludzie, tu nikogo nie ma!
Haha, tak, ale muszę być czujny. Jak zaśpię, to ma prawo mi się przytrafić błąd. W kolejnym spotkaniu może przyjść jedno uderzenie i jak nie będę skoncentrowany, to mogę się obsrać.
Już w końcówce sezonu poprzedniego sezonu dobrze wyglądaliście w tyłach.
Tak. Cały czas to doskonaliliśmy. Chcieliśmy jak najmniej tracić w defensywie, a z przodu zawsze coś wpadnie.
Z ręką na sercu – widzisz w Bruk-Becie faworyta do awansu?
Chciałbym tak powiedzieć, ale nie powiem. Zaraz będzie zima, nowe przygotowania i na wiosnę karty mogą się inaczej ułożyć. Trzeba być pokornym. Poza tym trudno mówić, że jesteśmy głównym faworytem, bo na przykład Łęczna wygrała z ŁKS-em, ma do nas sześć punktów, to są ledwo dwa mecze. Trzeba pracować, żeby tej przewagi nie roztrwonić.
Czujesz w klubie ciśnienie na awans?
Domyślam się i czuję, że pani prezes i cały zarząd oczekują powrotu do Ekstraklasy. Każdy z nas ma wielkie sportowe ambicje i o to chodzi, by znowu grać w elicie.
Okrzepłeś w Niecieczy, trudno było ci się na początku przestawić? Słychać, że to specyficzne miejsce.
Taka opinia krążyła. Na początku trudno było mi przyzwyczaić do tej zmiany. W Górniku na meczach było wielu kibiców, tutaj jest mniejszy i kameralny stadion, choć nowoczesny. Tak więc początek był trudny, ale potem spokojnie wszystko się ułożyło, tym bardziej że przyszedł koronawirus i graliśmy bez kibiców.
Widzisz duże różnice między trenerem Lewandowskim a trenerem Broszem?
Tak. Troszkę inaczej pracują. Treningi na tym poziomie są podobne, ale kontakt z zawodnikiem jest inny. Trener Lewandowski inaczej do tego podchodzi, też nie ma tak dużego sztabu, w Górniku część informacji była przekazywana przez asystentów. Trener Lewandowski jest bardziej bezpośredni, bo dużo bierze na swoją głowę.
Czuję, że bardziej pasuje ci taki kontakt.
Tam też było dobrze, nie mówię, że nie. Ale tutaj mam czystą głowę i czuje większe zaufanie, co mi bardzo pomaga.
A jaki jest jego warsztat taktyczny?
Moim zdaniem bardzo duży. Uczula nas na pewne rzeczy na odprawach i potem to się przekłada na mecze. Dobrze podchodzi do analiz, a my jesteśmy poukładani taktycznie. Tracimy mało bramek, jak mówiliśmy.
Bruk-Bet wygrałby z Górnikiem?
Mam nadzieję, że tak.
Ale wygrałby, czy masz nadzieję?
Spokojnie byśmy powalczyli. Gralibyśmy to, co chcemy grać i nie oddalibyśmy pola Górnikowi.
Z drugiej strony mieliście mecz z Ekstraklasą w Pucharze Polski i Raków dość spokojnie wygrał.
No tak. Prowadzili grę, byli dobrzy fizycznie i poukładani taktycznie. Było widać, że przeanalizowali nas bardzo celnie i ciężko nam było wszystko to, co chcieliśmy, realizować. Natomiast każdy z nas miał poczucie, że zawiedliśmy indywidualnie. Gdyby wszyscy wyglądali lepiej, ten wynik byłby korzystniejszy, mimo że 0:2 to żaden gwałt.
No właśnie – mam wrażenie, że bardzo poprawnie funkcjonujecie jako maszyna. Z Widzewem schodzi Putiwcew, ale nic się nie dzieje, Widzew dalej jest bezradny.
To już był drugi taki mecz. Z Łęczną De Amo dostał czerwoną kartkę, a wygraliśmy 2:1. Poradziliśmy sobie. Teraz ten mecz z Widzewem. Ćwiczymy na treningach różne warianty i jesteśmy przygotowani na wiele ewentualności. Poza tym mamy dobrą atmosferę i to się przekłada, że na boisku jesteśmy jedną rodziną.
To jeszcze raz – za pół roku widzimy się w Ekstraklasie?
Tak.
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL
Fot. Newspix