Reklama

Zagłębie samo się wypięło, a Podbeskidzie tylko na początku się opierało

redakcja

Autor:redakcja

24 listopada 2020, 20:58 • 3 min czytania 6 komentarzy

Coraz ciekawiej na dole tabeli. Dźwignął się Piast Gliwice, a teraz w jego ślady poszło Podbeskidzie, które odrabiało zaległości z Zagłębiem Lubin. Bielszczanie mieli dziś nieco ułatwione zadanie, ponieważ rywal chwilami robił wszystko, żeby gospodarze mogli świętować drugie w sezonie zwycięstwo. A skoro przyjezdni sami się wypinali, to “Górale” korzystali, choć nie od razu.

Zagłębie samo się wypięło, a Podbeskidzie tylko na początku się opierało

Lubomir Guldan na początku spotkania cel osiągnął tylko połowicznie. To znaczy – sprokurował idiotycznego karnego, gdy interwencją rodem z kung-fu władował się w Maksymiliana Sitka, który niekoniecznie zrobiłby coś bardzo groźnego z piłką i Szymon Marciniak nie miał wyjścia. Musiał podyktować rzut karny i pokazać słowackiemu stoperowi żółtą kartkę. Do tego momentu wszystko szło jak po maśle, ale szprychy w koła tej koncepcji wsadził egzekwujący sprawiedliwość Łukasz Sierpina. Poślizgnął się w momencie strzału i piłka poszybowała nad poprzeczką. Na pierwszego gola po powrocie do Ekstraklasy kapitan Podbeskidzia musi jeszcze poczekać.

Skoro nie wyszło wtedy, morze uprzejmości względem przeciwnika ponownie wylało się w 23. minucie.

Sierpina generalnie nieźle dośrodkowywał ze stałych fragmentów i po części się zrehabilitował przy rzucie rożnym. Zbiegający Kocsis zgubił obrońców, przedłużył podanie, a na zamknięciu idealnie nogę dostawił Mateusz Marzec. Kacper Chodyna uznał, że ścisłe krycie jest przereklamowane i nie za bardzo przeszkadzał w egzekucji.

Chodyny jednak mocniej czepiać się nie będziemy. Na tle kolegów i tak rozegrał niezły mecz, podobał się w ofensywie i miał spory udział przy bramce wyrównującej. Trochę niekontaktujący po przerwie Kacper Gach pozwolił mu na utrzymanie piłki, a rezerwowy Dejan Drażić odegrał bez przyjęcia do Roka Sirka, który wreszcie zachował się jak rasowy snajper i naprawdę ładnie sfinalizował akcję. Słoweniec, niemalże siłą wypychany latem z klubu, aktualnie wyrasta na najlepszego napastnika Zagłębia. Czytaj: strzelił już drugiego gola, podczas gdy Samuel Mraz ciągle czeka na jakiekolwiek trafienie. Na razie Sirk ma pecha co do pożytku ze swoich bramek. Nie dały one jeszcze ani jednego punktu, bo mecz w Bełchatowie z Rakowem “Miedziowi” również przegrali.

Skoro normalne środki uprzejmości względem gospodarzy nie wystarczyły, Dominik Hładun sięgnął po coś ekstra. Baszkirow wycofał do niego piłkę, a on po fatalnym przyjęciu stracił ją na rzecz atakującego go Desleya Ubbinka. Holendrowi pozostało dopełnić formalności. Okej, jesteśmy w stanie sobie wyobrazić dużo bardziej komfortowe podanie do bramkarza niż to Baszkirowa, ale tak czy siak Hładun nie miał prawa popełnić takiego błędu.

Reklama

2:1 dla Podbeskidzia i tym razem już nic się nie wysypało. Zagłębie niezbyt zgrabnie próbowało wyrównać, ale poza jednym uderzeniem Szysza prosto do rąk Peskovicia nic się nie działo.

Zespół z Bielska najwyraźniej trochę wzorował się na Warcie Poznań, bo też wygrał mimo przeciwności losu.

W dniu meczu koronawirusowe testy wykluczyły z występu Modelskiego, Jarocha i Bilińskiego. Dwaj pierwsi to prawi obrońcy. Krzysztof Brede musiał kombinować i wykombinował na tej pozycji Karola Danielaka, który wypadł całkiem nieźle.

Bielszczanie chyba rozegrali najsolidniejszy mecz od chwili awansu. W miarę przyzwoicie w tyłach (no, może poza Gachem w drugiej połowie), z niezłą skutecznością i odrobiną szczęścia. Przykład? Rzuchowski bohatersko rzucając się na strzał Starzyńskiego równie dobrze mógł zostać trafiony w rękę i wtedy byłby rzut karny. Ale nie został i wyszło na to, że zaliczył znakomitą interwencję.

W efekcie Podbeskidzie ma trzy punkty przewagi nad Stalą Mielec i punkt nad Piastem. Zagłębie niemal tradycyjnie po lepszym okresie uznało, że za dobrze być nie może. Cztery ostatnie mecze to zaledwie dwa wywalczone “oczka”.

Fot. Newspix

Reklama

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...