Od Leszka Ojrzyńskiego po przyjściu do Stali Mielec bije taki entuzjazm, że przekonałby swoich podopiecznych nawet do tego, że mogą tańczyć w balecie. Na razie jednak musi ich przekonać, że utrzymanie w Ekstraklasie jest zadaniem realnym i nie przekracza możliwości drużyny. Żarty, na które można było sobie pozwolić ze względu na totalny falstart Piasta Gliwice, wczoraj się zakończyły. Niedawny mistrz Polski wygrał wreszcie pierwszy mecz i zepchnął mieleckiego beniaminka na ostatnie miejsce w tabeli.
Na dodatek Stal do końca roku ma zabójczy terminarz.
-
Zagłębie Lubin (wyjazd)
-
Jagiellonia (dom)
-
Pogoń (wyjazd)
-
Lech (dom)
-
Legia (wyjazd)
Same zespoły, które co najmniej chciałyby się zakręcić w walce o europejskie puchary. W takiej sytuacji ktoś taki jak Ojrzyński może być na wagę złota. Nie chodzi tylko o ten niepohamowany optymizm i energię do pracy, która biła od niego, gdy kilka dni temu z nim rozmawialiśmy. Kluczowy jest tu fakt, że ten trener potrafi szybko poprawić wyniki, skupiając się na podstawowych elementach, czyli stałych fragmentach gry, szczelnej defensywie i odpowiednim przygotowaniu fizycznym. Stal dotychczas w każdym z wymienionych elementów zawodziła. Straciła 20 goli – najwięcej w lidze zaraz po Podbeskidziu. Nie licząc rzutu karnego z Piastem, stałe fragmenty przydały się jej wyłącznie w Gdańsku, gdzie dwukrotnie zaskoczyła Lechię z rzutów rożnych. W całej Ekstraklasie gorzej wykorzystują je tylko Jagiellonia (jedna bramka po kornerze) i… Legia, która jeszcze ani razu nie trafiła do siatki w ten sposób, wszystkie 14 goli strzelając z gry!
Nie chcemy wyrokować, ale z przygotowaniem fizycznym problem jest chyba najmniejszy (co nie znaczy, że jest idealnie). Był on widoczny w tym feralnym 0:6 z Wisłą Kraków, zespół dopiero dochodził do siebie po koronawirusowym tornadzie, ale z Rakowem i Wartą Poznań przynajmniej w tym aspekcie Stal już nie odstawała od rywali. Decydowały inne czynniki.
Odnosimy wrażenie, że czasami pod problemy z “fizyką” podpina się brak wiary w sukces, stępioną waleczność, słabą mentalność. Wówczas wydaje się, że piłkarze nie mają siły, albo im się nie chce, a tak naprawdę chodzi o niedobory w tematach psychologicznych. I w tym temacie wydaje się, że klub z Mielca na tu i teraz lepszego szkoleniowca nie mógł zatrudnić. Ojrzyński doskonale zna smak walki o utrzymanie, gdy już wielu zdążyło spisać drużynę na straty. Tak radził sobie w Koronie Kielce, Podbeskidziu i Wiśle Płock. Tylko w Górniku Zabrze nie dał rady, przesadzając ze ściąganiem nazwisk znanych sobie wcześniej. Tam nawet nie dokończył misji, a Górnik już bez niego na trenerskiej ławce zleciał do I ligi.
Ciągle mówimy o aspektach związanych głównie z nieprzegrywaniem, ale Stal kuleje także w ofensywie. Osiem goli to trzeci najsłabszy wynik w lidze, a pamiętajmy, że pięć trafień dotyczy dwóch meczów (Piast, Lechia).
Nie jest to przypadek.
Według danych Ekstrastats.pl, mielecki beniaminek razem z Wartą ma najniższą średnią strzałów na jedno spotkanie (9,67). Nadal czeka na pierwszą bramkę zza pola karnego, mimo że latem pozyskał Petteriego Forsella. Fin nie zawsze był gotowy gry, ale jak już wychodził na boisko, mocno rozczarowywał. Paweł Tomczyk ciągle jest nieskuteczny. Zmarnował kilka wyśmienitych sytuacji, za to na Cracovii trafił do siatki w mniej oczywistych okolicznościach. Jakub Wróbel i Łukasz Zjawiński nie żądlą w ogóle. Ten pierwszy przekroczył już liczbę trzydziestu występów w Ekstraklasie podczas swojej przygody z piłką i nadal czeka na premierowego gola. Wymowne.
Jeśli więc zapytacie nas, co Leszek Ojrzyński musi poprawić w Stali Mielec, odpowiemy, że w zasadzie wszystko. Ta ekipa niedomaga na każdym polu. Przeciwnicy ze stałych fragmentów strzelili jej już 11 goli, a dziś zmierzy się ona z Zagłębiem Lubin, w którym sami obrońcy zdobyli w tym sezonie pięć bramek po dośrodkowaniach z kornerów (najlepsza statystyka w ESA). O ile zatrzymanie w ataku Samuela Mraza nie jaki się jako wielkie wyzwanie, o tyle powstrzymanie Lubomira Guldana, Lorenco Simicia lub Saszy Balicia w swoim polu karnym już zdecydowanie tak.
Oj, na naprawdę ciężką misję wybrał się trener Ojrzyński. Jeśli na koniec roku Stal nie będzie zajmowała ostatniego miejsca w tabeli, już uznamy to za coś godnego odnotowania.
Fot. FotoPyK