Reklama

Powinienem kupić sobie kask strażacki. Gdzie dołek i bieda, tam Ojrzyński!

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

13 listopada 2020, 14:03 • 7 min czytania 12 komentarzy

– Ostatnio nawet w sklepie wpadł mi w oko kask strażacki i toporek. Pomyślałem sobie, że powinienem kupić i zrobić sobie zdjęcie, żeby nikt nie miał wątpliwości. Tak to wygląda: tam, gdzie jest bieda, gdzie jest dołek, tam dostaję propozycję pracy. Każdy jest świadomy gdzie jesteśmy. Drużyna jest beniaminkiem. Niewielu jest chłopaków z dużym ekstraklasowym doświadczeniem. Nawet miejsce w tabeli doskonale pokazuje, że Stal Mielec czeka walka o utrzymanie do samego końca sezonu. Daj Boże, żeby to było wcześniej, ale to jest ciężkie zadanie. Każdy myśli podobnie. Walczymy. Nie będzie łatwo. Ale takie jest też życie – mówi w rozmowie z nami nowy trener Stali Mielec, Leszek Ojrzyński. Zapraszamy. 

Powinienem kupić sobie kask strażacki. Gdzie dołek i bieda, tam Ojrzyński!

Proszę pytać szybciutko. Jestem w środku pracy, już czekają na mnie.

Stęsknił się pan za tym?

Bardzo się stęskniłem. Jestem pełen entuzjazmu. W Mielcu poprowadziłem już kilka treningów. Szkoda, że na razie w ograniczonej grupie, bo kilku zawodników znajduje się na izolacji, ale takie mamy czasy. Przygotowujemy się do walki. Mnóstwo jest we mnie wiary, nadziei, pozytywnych myśli. Chcę, żeby Stal dobrze wyglądała.

Kiedyś powiedział pan, że przed podjęciem pracy w klubie lubi pan trochę poobserwować, trochę odczekać, przejść się na stadion, nabrać perspektywy. Tym razem nie było na to szans. Wszystko działo się bardzo spontanicznie. 

Ekspres. Błyskawica. Wszystko się składało. Nawet samolot z Anglii do Polski idealnie mi przypasował. Leciałem z Manchesteru do Rzeszowa o szóstej rano. Dotarłem do Mielca. Podpisałem kontrakt. Zostałem zaprezentowany. I jeszcze tego samego dnia przeprowadziłem pierwsze zajęcia. Wszystko rozstrzygnęło się w parę godzin. Decyzję chciałem podjąć, jak najszybciej, zresztą zawsze tak robię.

Reklama
Na ławkę trenerską mógł pan wrócić już wcześniej. Było zainteresowanie Arki, było zainteresowanie Widzewa. 

Oprócz tego przewinęły się jeszcze dwa tematy. Kluby pierwszoligowe. Nie będę wymieniał nazw. Rozmawialiśmy wstępnie, ale wiadomo, jak to wszystko się skończyło. Jestem w Stali Mielec.

Uśmiecha się pan przekornie kolejny raz wcielając się w rolę strażaka?

Ostatnio nawet w sklepie wpadł mi w oko kask strażacki i toporek. Pomyślałem sobie, że powinienem kupić i zrobić sobie zdjęcie, żeby nikt nie miał wątpliwości. Tak to wygląda: tam, gdzie jest bieda, gdzie jest dołek, tam dostaję propozycję pracy. I tak jest od mojego pierwszego klubu w Ekstraklasie. Zawsze ta sama historia. Albo drużyna na ostatnim miejscu, albo fatalne ostatnie mecze, ostatnie tygodnie, ostatnie miesiące – tak było w Wiśle Płock i Arce, gdzie jak przychodziłem, to nie było gorszych zespołów w Ekstraklasie.

Trzeba było odbudowywać. Pracuję już w szóstym ekstraklasowym klubie i znowu jest to samo. Widocznie taka moja rola. I tak jestem szczęściarzem. Pracuję w elicie. Wielu moich kolegów trenuje w niższych ligach, albo – co gorsza – w ogóle nie ma pracy, więc doceniam, że jestem tu, gdzie jestem, robiąc to, co kocham. Od dziewięciu lat kluby z Ekstraklasy chcą mnie zatrudniać. Większość z nich – jakby miały jakiś problem – pewnie jeszcze raz zaoferowałoby mi pracę.

Wszędzie był pan raczej pozytywnie odbierany. 

To duży kapitał. Na wielu poznanych w innych klubach ludziach zawsze mogę liczyć. To moi przyjaciele. I to jest piękne w tej pracy. Poznajesz nowych ludzi. Nawiązujesz przyjaźnie, kontakty, relacje. A jak są wyniki, to jest fajnie, jest atmosfera. Klimat budują wyniki. I konsekwentna realizacja celu. No, chyba, że komuś nagle ten cel się zmieni z walki o utrzymanie na europejskie puchary i coroczną grą na Stadionie Narodowym. Tak to u nas jest.

Pije pan do Arki.

Nie tylko do Arki. Miałem też inne kluby, którym zamarzyła się gra o zwycięstwo w Pucharze Polski, bo byliśmy o krok, w półfinale.

To akurat Podbeskidzie. 

Pojawił się do mnie żal, że nie graliśmy w finale.

Reklama
Powiedział pan kiedyś bardzo ciekawą rzecz. Według pana, żeby poprawić sytuację w tabeli i wyniki drużyny często potrzeba właściwie tylko trzech rzeczy: poprawiania stałych fragmentów gry, przygotowania fizycznego i nastawienia mentalnego. Tego potrzeba w Stali Mielec? 

Wszystko będzie ważne i trudne. Przygotowanie fizyczne i mentalne wymagają czasu. Jak jest zwycięstwo, jak jest remis, jak są punkty, to głowa jest uwolniona. Dochodzi dodatkowa energia. Łatwiej jest pokonywać bariery i wskoczyć na wyższy poziom. A najłatwiej – co jasne – poprawić stałe fragmenty gry i defensywę, bo pewne rzeczy można ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, aż w końcu przyniesie to efekt. Pewnych rzeczy nie oszukasz. Jak ktoś jest wytrzymałościowo nieprzygotowany, to potrzeba na to więcej czasu. To indywidualna sprawa. Każdy osobnik jest inny, inaczej się do niego trafia. Nie tylko ja tu jestem. Liczę na sztab, który jeszcze się formuje. Pracujemy. Ludzie w Mielcu mają być uśmiechnięci. Wierzyć, że to się uda.

Stal Mielec będzie grała defensywnie i pragmatycznie?

Nie wiem. Zależy od tego, jak zawodnicy będę przygotowani fizycznie. Chciałbym, żebyśmy grali pressingiem, byli w posiadaniu piłki, bawili się grą, ale to można chcieć. Przede wszystkim trzeba mieć warunki fizyczne, mentalne, techniczne. Teraz nic nie wiadomo. W niespokojnych czasach żyjemy. Test na koronawirusa zrobi się dzień czy dwa dni przed meczem, pewne rzeczy sobie założymy, pewne rzeczy sobie wyćwiczymy, a tu nagle dostaniemy wiadomość, że dwóch otrzymuje wynik pozytywny i nie wsiada do autokaru. I wszystko się zmienia. Do tego, żeby wyćwiczyć wszystkie warianty i żeby każdy był przygotowany, żeby wejść w każdą rolę, potrzeba dużo, dużo, dużo więcej czasu niż mamy do dyspozycji. Komfortu nie ma. Luksusu też.

Dziwne czasy. Co zrobić? Cieszę się, że mamy pięć zmian i możemy szerzej rotować. Znam siebie. Będę robił wiele zmian. Od początku liczę na maksymalne zaangażowanie i efekty w postaci wyników. Oczywiście, błędy będą, wiem to. Uczymy się siebie.

Szykuje się jakaś rewolucja w składzie? Zamierza pan może kogoś skreślić?

Nikogo nie skreślam. Niektórych nawet przywracam. Zobaczymy, niewykluczone, że dojdzie ktoś z drugiej drużyny. Wszystko zależy od zdrowia. Nie ma sensu marudzić, narzekać, wiem, w co wchodzę i na co nas stać. Wio, jazda, i do przodu.

Optymizm aż od pana bije. 

Chcę zarażać entuzjazmem. Życiem z uśmiechem, bez płaczu i narzekania. Jesteśmy Stalowcami. Tak to ma wyglądać po 24 latach czekania na Ekstraklasę. Ludzie oglądają i oceniają. Oni chcą w telewizorze widzieć gości, grających z wiarą w zwycięstwo. A przeciwnicy są wysokiego kalibru, bo w tym roku zagramy jeszcze z Legią, Lechem, Jagiellonią, Pogonią, Zagłębiem – drużynami, które celują w europejskie puchary. Najwyższa półka. Niesamowita lekcja mentalu i przygotowania. Z lepszymi nie można się spotkać. No, może jeszcze Raków, tak pokazuje tabela. I to będzie coś fajnego. Takie mecze mnie nakręcają. Szkoda, że nie może być pełnych stadionów, bo wtedy adrenalina jest o wiele wyższa.

Nie boi się, że tej drużynie brakuje jakości?

Nie boję się.

Defensywa grała już fatalne mecze, a w ofensywie też nie wyglądało to dobrze. Palący problem jest na wielu pozycjach. Trudno atakować Ekstraklasę z Prokiciem, Zjawińskim, Wróblem i Tomczykiem na szpicy. 

Wierzę w każdego swojego zawodnika. Jak będzie problem, to i stopera wystawię w ataku.

Aż się uśmiechnąłem. 

Tak zrobiłem z Pavolem Stano i odpłacił się dwoma bramkami. Sobolewski grał też u mnie w Koronie na szpicy, Jamróz przyszedł z trzeciej ligi i w debiucie skompletował dublet. Mówię to pół-żartem, pół-serio, ale pewnie jakieś zaskoczenia w Stali też będą. Będziemy pracować nad tym, żeby nikogo się nie bać. To jest sport. Zawsze można przegrać, ale trzeba zrobić to tak, żeby nie mieć do siebie pretensji.

Rozmawiał pan z Dariuszem Skrzypczakiem? 

Oj, bardzo żałuję, ale nie. Prze-człowiek. Wspaniała osoba. Tak słyszałem, tak słyszę, tak widziałem, tak widzę. Szkoda, że tak szybko opuścił Mielec i nie mieliśmy okazji się spotkać. Jest w Poznaniu. Wczoraj pisałem do niego smsa, wraca do Szwajcarii i nie było okazji, żeby siąść przy kawce i wszystko sobie przeanalizować. Mam bardzo napięty harmonogram, mnóstwo pracy, ale musimy złapać się telefonicznie.

Kurczę, musimy już kończyć, bo tu przebieram nogami, czekają na mnie ludzie!

W końcu trzeba walczyć o utrzymanie już tu i teraz!

Jak najbardziej.

Tak pan usłyszał podpisując kontrakt. 

Oczywiście! Każdy jest świadomy. Drużyna jest beniaminkiem. Niewielu jest chłopaków z dużym ekstraklasowym doświadczeniem. Nawet miejsce w tabeli doskonale pokazuje, że Stal Mielec czeka walka o utrzymanie do samego końca sezonu. Daj Boże, żeby to było wcześniej, ale to jest ciężkie zadanie. Każdy myśli podobnie. Walczymy. Nie będzie łatwo. Ale takie jest też życie.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Fot. 400mm.pl/Stal Mielec

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...