Reklama

Mamrot: Zrobiono z nas faworyta do awansu, a nigdy tak o sobie nie mówiliśmy

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

20 listopada 2020, 11:06 • 9 min czytania 2 komentarze

Ireneusz Mamrot w środę cieszył się z wygranej Arki Gdynia z Zagłębiem Sosnowiec, lecz i tak wieczorem przeczytał, że w jego miejsce może zostać zatrudniony Mariusz Rumak. Na dziś temat jest nieaktualny, jednak jakieś ziarno niepewności mogło zostać zasiane. Z trenerem gdynian rozmawiamy o tych spekulacjach, ale również o powodach zadyszki z ostatnich tygodni, pretensjach do drużyny po meczu w Olsztynie, potrzebie odcinania się od bodźców zewnętrznych i wyolbrzymionym statusie Arki w kontekście całej I ligi, co być może spotęgowało nerwowy odbiór kilku spotkań z rzędu bez zwycięstwa. Zapraszamy. 

Mamrot: Zrobiono z nas faworyta do awansu, a nigdy tak o sobie nie mówiliśmy
Zaskoczył pana tekst w „Przeglądzie Sportowym” o możliwym zatrudnieniu przez Arkę Mariusza Rumaka czy niekoniecznie, bo wiedział pan, jaka jest sytuacja?

Nie bardzo rozumiem, „jaka jest sytuacja”, bo ustalenia przed sezonem były jasne: mamy w zasadzie całkowicie nowy zespół. Nie powstał on w taki sposób, jak u ekip, które dziś w tabeli są przed nami. One budowały w znacznie dłuższym okresie. My w ciągu kilku tygodni zmieniliśmy większość składu – piętnastu zawodników przyszło, dziewiętnastu odeszło. Po drodze muszą wystąpić różne trudności, każdy przeciwnik stawia inne wymagania. Ten proces ciągle trwa. Mieliśmy gorszy czas, ale na dziś uważam, że fundamenty drużyny już położyliśmy. Potrzebuje ona jeszcze 2-3 konkretnych wzmocnień, aby lepiej funkcjonować. Zimą zmian kadrowych będzie znacznie mniej.

A że odbiór pewnych spraw jest taki a nie inny? Nie mam na to wpływu. Wiadomo, z czym wiąże się praca trenera, jestem na to wszystko uodporniony. Oczywiście nie są to rzeczy przyjemne, bo piłkarze też te teksty czytają.

Czyli nie miał pan poczucia, że z Zagłębiem Sosnowiec gra o posadę?

Nie miałem, ale wiedziałem, że w razie remisu lub porażki przy obecnej sytuacji w tabeli – zwłaszcza w meczu u siebie – na pewno sobie nie pomogę. Wypadlibyśmy poza pierwszą szóstkę, a wszyscy w klubie chcemy w niej być i próbować zmniejszać dystans do zespołów będących na szczycie. Nie jest nam łatwo, ostatnio sporo zawodników było kontuzjowanych i to również nie pomagało.

Wspominał pan, że czytanie o kandydatach przymierzanych na pana miejsce to nic przyjemnego. Pamiętam, jak Dominik Nowak mówił nam, że gdy łączono pana z Miedzią Legnica, zadzwonił pan do niego, żeby go uspokoić.

Jestem trenerem, który przykłada dużą wagę do etyki. Wielu trenerów nie szanuje siebie nawzajem. Nie miałem wtedy żadnej propozycji z Miedzi, chodziło wyłącznie o spekulacje medialne, więc zadzwoniłem do Dominika, żeby go zapewnić, że nie ma żadnego tematu. Chciałem, by mógł spokojnie kontynuować pracę. Wiem, jak się żyje w wirze spekulacji. Przez ostatnio rok w Jagiellonii średnio chyba co dwa tygodnie kogoś do niej przymierzano. Było tego mnóstwo. Nawet jeśli człowiek ma mocną psychikę i sobie z tym radzi, to takie rzeczy mają wpływ na szatnię.

Reklama
Rozumiem, że Mariusz Rumak nie odezwał się ze sprostowaniem?

Nie musi, to nie jest obowiązek. Z Dominikiem Nowakiem dobrze się znamy, więc zadzwoniłem, ale nie widzę nic złego w tym, że Mariusz Rumak nie zadzwonił [w czwartek Rumak skomentował na sport.tvp.pl, że „w ogóle nie było takiego tematu”, PM].

Potężne zmiany kadrowe i nasilające się kontuzje – to podstawowe powody obniżki formy po świetnym początku sezonu?

Jest jeszcze trzeci powód. Spora część nowych zawodników w poprzednich klubach nie grała regularnie, a letni okres przygotowawczy w praktyce ograniczył się do dwóch tygodni. Kilku chłopaków przyszło z III ligi, w której sezonu nie kończono, inni byli po kontuzjach. Mimo że moim zdaniem i tak dobrze prezentujemy się pod względem fizycznym, to możemy tu jeszcze wiele poprawić. Wtedy i nasza gra będzie wyglądała lepiej. Akurat w I lidze przerwa zimowa jest dłuższa. Można podczas niej sporo zyskać i na to liczę.

W pana wypowiedziach podczas kilku ostatnich konferencji prasowych powtarzał się jeden wątek: uwagi do piłkarzy, że za dużo kombinują na szesnastym metrze, zamiast decydować się na strzały.

To prawda. Każdy z naszych środkowych pomocników dysponuje naprawdę dobrym uderzeniem. Julek Letniowski kilka razy z niego skorzystał, ale pozostali mogliby częściej. Nie mówię o próbowaniu pod publiczkę, żeby przypodobać się kibicom czy dziennikarzom. Wiele zespołów jednak gra przeciwko nam z bardzo nisko ustawioną defensywą i groźnym strzałem z okolic 16-18 metra można dużo zmienić. Nieraz mieliśmy dobrą pozycję do takiej próby, a chcieliśmy dograć komuś stuprocentową sytuację. I takie gole czy akcje nam się zdarzały, ale jest o nie coraz trudniej, bo widzę, jak inni się na nas nastawiają. Większość rywali gra bardzo defensywnie. Może 3-4 zespoły w całej lidze myślą o sobie, reszta głównie analizuje przeciwnika. Łatwiej zrobić trening taktyczny pod niego, licząc na szybkie ataki po kontrach, zamiast prowadzić atak pozycyjny. To kolejny aspekt wymagający czasu. Tutaj również mamy rezerwy i nie chodzi tylko o same strzały. Ciągle nad tymi elementami pracujemy.

Zasadniczo na konferencjach wypowiadał się pan dość stonowanie, ale był jeden wyjątek. Po remisie w Olsztynie stracił pan cierpliwość.

Uważam, że wszelkie nieporozumienia załatwia się w szatni, natomiast po tamtym meczu byłem bardzo zdenerwowany. Nie powiedziałem nie wiadomo czego, nie krytykowałem personalnie, ale nie mogłem przejść do porządku dziennego nad tym remisem. Prowadziliśmy 1:0, jeszcze przed przerwą zaczęliśmy grać w przewadze, mieliśmy świetną sytuację na podwyższenie wyniku. Zabrakło nam determinacji, żeby strzelić drugiego gola i „zniechęcić” rywala do dalszej walki. A tak gospodarze wykazywali mnóstwo determinacji i wyrównali po stałym fragmencie. Do tego momentu nie było jeszcze z nami tak źle, za to po utracie bramki z nas zeszło powietrze, w przeciwieństwie do Stomilu. Punkty tracone w ten sposób, kiedy wszystko układało się pod nas, dużo potem kosztują. Nigdy nie mam pretensji, gdy zawodnik gra najlepiej jak umie i coś mu nie wychodzi. W Olsztynie jednak brakowało nam pewnych cech, które pomogłyby wygrać i przede wszystkim z tego byłem niezadowolony.

Mecz ze Stomilem po raz pierwszy wprowadził do Arki większą nerwowość? Porażkę z GKS-em Tychy można było uznać za typową wpadkę, a remisy w Opolu i u siebie z ŁKS-em trudno uznać za złe wyniki.

Można tak powiedzieć. Z Tychami nie zagraliśmy dobrze, choć i tak lepiej niż ze Stomilem. Uważam z kolei, że przeciwko ŁKS-owi zaliczyliśmy najlepszy występ w tej rundzie. Odbiór przez media był inny, ale kibice po meczu byli bardzo zadowoleni z samej gry. Z Odrą mierzyliśmy się wtedy, gdy jeszcze imponowała formą i prawie nie traciła goli, więc remis to też nie jest kiepski rezultat. Zgadzam się co do Stomilu. Przekonaliśmy się, jak ważna jest sfera mentalna. To już było czwarte kolejne spotkanie bez zwycięstwa i pewność siebie zaczęła nam uciekać. Na początku sezonu potrafiliśmy wygrywać mecze w dziesiątkę, nie było widać osłabienia. Musimy tę pewność, którą w największym stopniu zachwiał właśnie remis w Olsztynie, odbudować.

Reklama
No a ostatnio wszystko panu popsuł GKS Bełchatów. Wyeliminowaliście Koronę Kielce z Pucharu Polski, rozbiliście Sandecję w lidze i gdyby nie to domowe 1:2, mielibyście teraz serię zwycięstw, a pan zapewne dużo więcej spokoju.

Z Bełchatowem nie byliśmy słabszym zespołem, ale liczą się gole. Korona i Sandecja postawiły z nami na bardzo otwarty futbol, a GKS przyjechał nastawiony mocno defensywnie. Dużo trudniej nam się grało, choć i tak uważam, że to przede wszystkim my wypadliśmy słabiej tamtego dnia. Za wolno graliśmy, co przełożyło się na małą liczbę sytuacji. Wcześniej potrafiliśmy zdobywać dużo bramek po ataku pozycyjnym, ale wtedy szybko wymienialiśmy podania i zdobywaliśmy przestrzenie. Jeśli tego nie ma, rywalowi łatwo się bronić. Szkoda tej porażki, bo mogliśmy złapać serię zwycięstw, a tak musimy ją budować od nowa.

Może zespół po świetnym starcie poczuł się zbyt pewnie? Zewsząd zbierał pochwały, po wygranej z Termaliką w 5. kolejce jeden z felietonistów „Sportu” gratulował wam już awansu do Ekstraklasy…

Myślę, że zostaliśmy bardzo nieobiektywnie ocenieni na plus. Jeszcze przed sezonem zrobiono z nas faworyta do awansu. Nigdy tak o sobie nie mówiliśmy, za wiele się zmieniło w krótkim czasie. Wiemy, jakim składem dysponowała Termalica, która już trzeci sezon dobija się do Ekstraklasy. Pamiętamy, ilu lat na powrót do elity potrzebowało Podbeskidzie, jak długo walczyła o nią Miedź Legnica i tak dalej. I liga jest bardzo specyficzna, a my przy rewolucji kadrowej na pewno potrzebujemy więcej czasu. Zwycięstwa w pierwszych kolejkach nie zamydliły nam oczu. Podczas analiz widzieliśmy, że nawet w wysoko wygranych meczach nie stwarzaliśmy nie wiadomo ile sytuacji. Byliśmy po prostu bardzo skuteczni. To w piłce podstawa, ale w samej grze nie robiliśmy aż takiej różnicy, jak mogłyby sugerować wyniki. Na początku rywale grali z nami trochę inaczej. Dziś, bez względu na to, kto jest gospodarzem, przeważnie nastawiają się na defensywę.

Ale chcąc nie chcąc kilkoma efektownymi występami stworzyliście narrację, że ŁKS i Arka będą pewnym krokiem zmierzać ku Ekstraklasie, a reszta powalczy o miejsca 3-6. I pewnie dlatego późniejsza zadyszka spotkała się z tak nerwowym odbiorem, mimo że więcej przegrywaliście niż remisowaliście.

Często powtarzam, że drużyna od wielu zewnętrznych sygnałów musi się odcinać, nawet w dobrym czasie. To powinno być dla piłkarzy bardzo istotne, trzeba o tym pamiętać. Dziś sytuacja wygląda tak, że ŁKS i Termalica odskoczyły reszcie, ale każdy zespół ma słabsze okresy, ta dwójka moim zdaniem też ich nie uniknie. Kwestia tego, jak długo one trwają i jak się z nich wychodzi. Musimy regularnie punktować i na tym się do końca rundy skupiamy, chcemy jak najwięcej wycisnąć.

W którymś meczu zauważył pan u zawodników, że presja daje o sobie znać?

Wcześniej nie. Dopiero w środę z Zagłębiem Sosnowiec widać było pewną nerwowość w ich poczynaniach. Rozmawiałem o tym z drużyną, nawet jeszcze dziś rano podczas odprawy [rozmawialiśmy w czwartek, PM] i zaznaczałem, że musi się odcinać od zewnętrznych bodźców, które przeszkadzają w skupianiu się na graniu.

Podsumowując: plotki plotkami, pan jest przyzwyczajony i robi swoje.

Taki zawód sobie wybrałem. Wiadomo, że trener zawsze musi liczyć się z każdym scenariuszem. Tak jak mówiłem, ustalenia były takie, że zespół jest budowany w dłuższej perspektywie, ale zdaję sobie sprawę, że po drodze jest życie, które pisze różne scenariusze. Czasami wyniki sprawiają, że cierpliwości zaczyna brakować. W czwartek jednak rozmawiałem z prezesem, który zapewnił, że w ogóle nie było tematu zmiany trenera i tego się trzymam.

Nie chcę się czepiać słówek, ale znów pan powiedział, że „ustalenia były”, a nie są. Może tu coś się zmieniło?

Nie, nie, nic się nie zmieniło. Ale tak jak mówiłem, życie trenerskie każe spodziewać się wszystkiego, co nie znaczy, że tu i teraz coś się dzieje. Żaden trener panu nie powie, że ma pewność, iż za dwa miesiące będzie prowadził dany zespół, nawet jeśli aktualnie prowadzi w tabeli. Później może nadejść gorszy okres i szybko się zapomina o dobrych meczach, patrząc na stan obecny.

Pół żartem, pół serio – o posadę powinien się pan zacząć obawiać dopiero po wydaniu przez klub oficjalnego komunikatu ze wsparciem. Praktyka pokazuje, że bardzo często po czymś takim szkoleniowiec za tydzień lub dwa traci robotę.

Dlatego czasami lepiej nic nie mówić i nie deklarować, tylko po prostu pracować.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...