Reprezentacja Polski za kadencji Jerzego Brzęczka nie ograła jeszcze żadnej kadry ze ścisłego europejskiego topu. W wypowiedziach ludzi z kadry czy PZPN można wyczuć retorykę, że w sumie to nie ma się czemu dziwić. Skoro są lepsi, to wygrywają z gorszymi, a my do tych gorszych się zaliczamy. Marek Koźmiński, wiceprezes PZPN, w rozmowie z nami przyznawał, że jesteśmy słabsi od siedmiu-ośmiu drużyn w Europie i cóż tu począć, że nie możemy z nimi wygrać. Dziwnym trafem – inni potrafią.
Doskonale wiemy jak funkcjonuje świat futbolu. Najlepsi są najlepsi nie dlatego, że tak sobie uznała Komisja ds. Oceny Jakości Zespołów. Są najlepsi, bo wygrywają często i to z tymi słabymi zespołami, i tymi średnimi, a często i z tymi dobrymi. Ci ze średniej półki biją słabych, a od lepszych przeważnie dostają w trąbę. A ci najsłabsi to rzadko wygrywają.
No nie ma tu wielkiej filozofii.
Natomiast futbol działa też tak, że czasami średni ogra najlepszych, a słaby średniego. Bo mecze nie są rozgrywane w Excelu – nie jest, że wrzuca się sumy umiejętności piłkarzy obu drużyn w odpowiednie wiersze i w komórce “WYNIK” wyskakuje nam rezultat. Czasami zdarzają się niespodzianki. Naprawdę! W innym wypadku stawianie czegokolwiek u bukmachera nie miałoby sens, szacowanie kursów byłoby bezcelowe i generalnie piłka nożna byłaby bez sensu. Bo po co taka Albania taszczyłaby się do – dajmy na to – Francji, skoro na papierze jest słabsza? Mogliby wysłać maila do UEFA – “a weźcie nam w wpiszcie walkowera, szkoda czasu, kasy, a i jeszcze zmniejszymy ślad węglowy odwołaniem lotu”.
Dlatego trudno zrozumieć tę retorykę, którą ostatnio próbuje forsować otoczenie reprezentacji. Fakty są takie, że przez ostatnie dwa lata i pół roku nie ograliśmy nikogo mocnego. Nie mamy zwycięstwa nad Niemcami. Nie mamy nawet zwycięstwa nad zespołem pokroju Chorwacji, która po mundialu lekko spuściła z tonu. Ogranie Belgów czy Portugalczyków też pozostaje w sferze wspominek z przeszłości.
Okazje były. Mieliśmy na rozkładzie przetrzebionych kadrowo Włochów. Był mecz z Holandią bez ich dwóch najlepszych obrońców. Był mecz z Portugalią bez Cristiano Ronaldo. I nic.
Bilans ośmiu starć w Lidze Narodów z Włochami (cztery razy), Portugalią (dwukrotnie) i Holandią (tak samo) jest taki: zero zwycięstw, trzy remisy, pięć porażek. Z tego z Włochami zremisowaliśmy w debiucie Brzęczka dwa i pół roku temu. Portugalczykom remis z nami wystarczył do wygrania grupy w Lidze Narodów, więc też jakoś tempa nie forsowali. A w tym ostatnim remisie z Włochami naszym największym atutem było boisko. Poza tym – pięć razy w trąbę, każda porażka była sprawiedliwa.
Inni jakoś potrafią
I ktoś powie – ale wygraliśmy z Ukrainą, ale rozbiliśmy Austrię. Też nas to cieszy. Natomiast jeśli chcemy osiągnąć coś na Euro, to prędzej czy później będzie trzeba pacnąć kogoś z europejskiego TOP8. Biorąc pod uwagę drabinkę – wiele wskazuje na to, że jeśli biało-czerwoni wyjdą z grupy, to już w pierwszym starciu zmierzą się z kimś z czołówki Europy.
I to nie jest tak, że przez ostatnie ponad dwa lata nikt nie potrafił ograć zespołów z czołówki. Wbrew temu, co próbuje się nam wmówić – że najlepsi to golą wszystkich i są nietykalni. Szybki rzut oka na wyniki ośmiu najlepszych ekip w Europie – Anglii, Chorwacji, Niemiec, Francji, Belgii, Portugalii, Włoch i Hiszpanii.
Anglię ograli Czesi i Duńczycy. Belgów pokonali Szwajcarzy. Francuzów pokarali Turcy. Chorwaci zebrali w trąbę od Węgrów, Tunezyjczyków i Szwedów. Portugalczykom wklepała Ukraina, podobnie jak Hiszpanom. Właściwie tylko Niemcy nie zaliczyli w tym okresie porażki z kimś spoza grona TOP8 – ale oni z kolei remisowali dwukrotnie ze Szwajcarią, raz z Turcją i Serbią, a ostatnio przyjęli szóstkę od Hiszpanów.
Jedyne drużyny, które nie zaznały w ciągu ostatnich dwóch lat smaku porażki od niżej notowanego rywala, to nasi grupowi rywale z Ligi Narodów – Włosi i Holendrzy. Albo trafiliśmy na ekipy, które są poza zasięgiem kogokolwiek. No albo – jak to mówią – z lepszym nie wygrasz. I cyk, robota skończona, pora na CS-a.
Powtórzmy – w ostatnim czasie wygrać z zespołami z TOP8 Europy potrafiły reprezentacje: Czech, Danii, Szwajcarii, Turcji, Węgier, Tunezji, Szwecji, Ukrainy. Czy to zespoły kadrowo lepsze od Polski? Są drastycznie lepsze? Poza naszym zasięgiem?
Nie.
Zatem dobrze byłoby, byśmy sami nie spychali się do roli zespołu, który już nigdy nie klepnie nikogo lepszego. Organizacją gry, taktyką, niwelowaniem atutów rywali można wiele zdziałać. Oczywiście długoterminowo nie będziemy odprawiać Francuzów, Portugalczyków czy Niemców. Na dziesięć spotkań przegramy większość. Ale chodzi o to, by raz na jakiś czas uderzyć obuchem w łeb giganta. A nie samemu robić z siebie objazdową kapelę do zbierania oklepów od mocarzy.
fot. FotoPyk