Reklama

„Southampton puści Bednarka tylko za olbrzymie pieniądze. I to do klubu z topu w Anglii”

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

14 listopada 2020, 14:22 • 17 min czytania 48 komentarzy

Fabryka Futbolu była menadżerskim królem polowania w poprzednim oknie transferowym. Jakub Moder pobił rekord transferowy Ekstraklasy, Karol Linetty trafił do Torino, Robert Gumny do Augsburga, a Kamil Jóźwiak do Derby. Żadna inna agencja tego okienka nie „przyniosła” do klubów takiej kasy. A zainteresowanie było też innymi piłkarzami FF – Janem Bednarkiem czy Tymoteuszem Puchaczem.

„Southampton puści Bednarka tylko za olbrzymie pieniądze. I to do klubu z topu w Anglii”

Z Tomaszem Magdziarzem z Fabryki Futbolu rozmawiamy o niewyparzonym języku Puchacza, powodach nieregularnej gry Piątka, potencjale Bednarka, kulisach transferu Modera czy o tym, dlaczego Magdziarz nie chce być właścicielem klubu. – Życie właściciela klubu nie jest wcale takie łatwe, zaufaj mi. Wykładasz własne pieniądze, a później słyszysz, że jesteś skurwysynem. Mi to jest niepotrzebne, by ktoś skandował, że Magdziarz jest taki i owaki. Serio, nie potrzebuję tego. Realizuję się jako agent, jestem szczęśliwym człowiekiem, mam swoje inne biznesy – mówi.

Ostatniego dnia okienka odpaliłeś sobie cygaro?

Nie. Może niektórym się wydaje, że agenci pracują tylko w trakcie okna transferowego, ale u nas jest tak, że dzień zakończenia okienka letniego jest też dniem początku pracy nad okienkiem zimowym. Trzeba też pamiętać, że nasza praca nie polega tylko na doprowadzeniu do transferu. Transfer czy podpisanie nowego, lepszego kontraktu z klubem przez zawodnika to już sam finał naszej wspólnej codziennej pracy. Tak, wszystko się kończy tym podpisem, ale przecież poza okienkami też pracujemy nad tym, by nasi piłkarze się rozwijali.

Ale takiego ostatniego dnia okienka jeszcze nie miałeś. Rekord transferowy, godziny do zamknięcia okna, wylot z Moderem do Niemiec…

Generalnie ja nie jestem fanem załatwiania tych rzeczy na ostatnio chwilę. Dużo stresu. My też jesteśmy ludźmi. Ja lubię działać w warunkach stresowych – na torze wyścigowym na przykład. Ale tutaj wiem, że nie wszystko zależy ode mnie. Ktoś się spóźni z faksem, będzie coś nie tak z samolotem i tak dalej…

POLSKA WYGRA Z WŁOCHAMI? KURS: 5,65 W EWINNER!
Jak wyglądał ten ostatni dzień transferowy? To były tylko formalności – badania, fotka i tyle?

Pracowaliśmy nad tych transferem już dłuższy czas, ale wszystko przyspieszyło w ostatnim tygodniu okna. Wtedy wiedzieliśmy już, że ten transfer dojdzie do skutku, bo Brighton przystało na kluczowy warunek Lecha i zawodnika.

Reklama
Czyli?

Że Kuba Moder zostanie jeszcze w Lechu. Tego dotyczyła główna i właściwie jedna wątpliwość Lecha. Brighton chciało go od razu, a Lech nawet mimo tych wielkich kwot mówił „nie ma szans, odrzucamy”. Ten warunek był kluczowy – gdy Anglicy zgodzili się na zawarcie w umowie wypożyczenia powrotnego do Poznania, to wiedzieliśmy już, że Kuba może się pakować. Lechowi i Kubie zależało, żeby piłkarz zagrał w pucharach i pomógł zespołowi. Wcześniej odszedł Gumny i Jóźwiak, więc intencje klubu był zrozumiałe. Kuba jest w Poznaniu, Brighton ma tę opcję skrócenia wypożyczenia już zimą.

Jeśli w styczniu pójdziesz na mecz Modera, to na Bułgarską czy do Brighton?

We will see. (uśmiech)

Pamiętam, że gdy sprzedawaliście Jana Bednarka do Southampton, to oni na miejscu przedstawili wam całą prezentację z planem na tego zawodnika, jak go obserwowali, bo im się podoba, co nie. Z Moderem i Brighton było podobnie?

Tutaj było o takie rzeczy dużo trudniej z prozaicznego względu – kwarantanna. Gdy dopinaliśmy ten transfer, to w Wielkiej Brytanii była już czternastodniowa kwarantanna po przyjeździe. Angielski związek piłkarski pozwoliłby Kubie przylecieć, przejść badania i wrócić do Polski, ale nie chcieliśmy się na to zgodzić. A gdybyśmy my polecieli z Kubą, to zostalibyśmy w Anglii na dwa tygodnie. Patowa sytuacja. Ostatecznie rozegraliśmy to tak, że do testów i podpisania kontraktu doszło w Niemczech. Ale to okienko było dziwne właśnie przez takie względy. Co do prezentacji – Brighton ma bardzo dokładnie prześwietlonego Kubę. Wiedzą doskonale jakie ma atuty, gdzie ma jeszcze deficyty, jak się zachowuje, co robi na co dzień.

Dzwonią i pytają „jak zdrowie, nasz piłkarzu”?

Może nie tak, ale dzwonią regularnie. Duże wrażenie zrobiło to, że właściwie od momentu transferu mają Częsty kontakt z Kubą. Pytają co je, jak trenuje, jak trenuje dodatkowo. Chcą też, by zaczął już pracować trochę pod kątem wyjazdu do Brighton. To nie jest tak, że Moder jest zostawiony sam sobie i przypomną o nim sobie dopiero wtedy, gdy będzie miał się stawić w Brighton. Nie – kupiliśmy cię za dobre pieniądze, myślimy o tobie, wiążemy z tobą nadzieje. Kolejny klub z Anglii pokazał nam trochę takiego innego świata w podejściu do piłkarza.

A kiedy powiedzieliście Moderowi, że temat Brighton jest bardzo poważny? On właściwie do końca wydawał się tym wszystkim kompletnie nieporuszony.

I tak miało być. Do samego końca wiedział niewiele. Mówiliśmy mu, że jakieś tam zainteresowanie jest, ale bez konkretów, że oferta nie jest jeszcze złożona. Nie było potrzebne pompowanie mu głowy – walczył z Lechem o awans do fazy grupowej, był ważnym elementem tego zespołu i nie chcieliśmy mu mieszać w myślach. Przecież każdemu by to trochę namieszało. Kuba jest fajny, odpowiedzialnym chłopakiem, ale gdyby usłyszał „Premier League, rekord Ekstraklasy, gigantyczne pieniądze”, to by trochę na pewno go poruszyło. Dlatego dopiero na ostatniej prostej powiedzieliśmy mu co i jak. Był pozytywnie zszokowany, bo marzył o grze w Premier League.

Reklama
Od zawsze dość mocno zwracaliście uwagę nie tylko na te kwoty transferowe, ale i na kluby, do których trafiają wasi piłkarze. Sprawdzaliście środowisko, szanse na grę, perspektywy na danej pozycji. W przypadku Modera pewnie jeszcze za wcześnie na oceny, ale w przypadku Gumnego, Linettego i Jóźwiaka jesteś zadowolony z tego, gdzie udało się ich ulokować?

Tak. Oczywiście widzimy, że na przykład Torino póki co nie punktuje za dobrze w Serie A, ale to jest świetny projekt dla Karola. Trafił do trenera, który bardzo go ceni i wie że Karol to piłkarz któremu może zaufać. Linetty gra wszystko, co może. A wyniki przyjdą, bo widzimy jak Torino gra i że tracą ostatnio takie głupie bramki w końcówkach, przez to brakuje tych punktów. A sam Karol wrócił do kadry, zrobił kolejny krok. To jest taki mój synek, on się bardzo rozwinął jako piłkarz i jako człowiek. Zmężniał. Ojcostwo go zmieniło. To jest inny facet niż ten, którego pamiętasz z wyjazdu z Lecha. Nadal skromny, ale zdecydowanie dojrzalszy.

Ale sporo osób twierdziło, że co to za awans sportowy – z ligowego średniaka do ligowego średniaka.

Jeśli ktoś się nie orientuje we włoskiej piłce, to tak może na to spojrzeć. Ale Torino to naprawdę fajny projekt. Z Sampdorią było różnie – gdy mieli przez jeden czy dwa sezony kilku świetnych piłkarzy, to nawet kręcili się przy pucharach. W Turynie chcą być trochę ponad to. Plan, trener Giampaolo, perspektywy dla Karola – to wszystko tam się spinało przy transferze. Poza tym to też nowy bodziec dla Linettego. Czasami trzeba coś zmienić żeby dalej się rozwijać. Linetty wsiadł do pociągu, który chce się rozpędzić i dojechać do europejskich pucharów.

Kamień z serca spadł, gdy Linetty wreszcie zagrał dobry mecz w kadrze?

Wiesz, mi ciągle to się nie składało. Karol był liderem swojej drużyny w Serie A, grał dobrze, a w reprezentacji nie dostawał szans. Dodawałem sobie dwa do dwóch i wychodziło mi ciągle to, że taki Linetty to musi być podstawowym piłkarzem tej reprezentacji.

Jego przeciwnicy powiedzą – okej, gra w klubie grą w klubie, ale gdy dostawał szansę w kadrze, to zawodził.

Kiedy dostał ostatnią szansę w reprezentacji w meczu o stawkę? Nie mówimy o tych ostatnich tygodniach.

Pewnie z Włochami na początku kadencji Brzęczka. 45 minut obok Góralskiego i Szymańskiego.

No właśnie. A od tego meczu minęły dużo czasu. Więc tak, jeśli pytasz, czy kamień spadł z serca, gdy zobaczyłem, że w biało-czerwonej koszulce gra dobrze, to tak – spadł. Upewniłem się, że nie byłem w błędzie. Ja mu strasznie kibicuję – nawet jako fan, nie jako agent. Sto meczów w Serie A, uznana marka we Włoszech. Wydaje mi się, że on zasłużył na prawdziwą szanse, a nie tylko na epizody. Ale Karol się zmienił. Teraz ma taki pazurek

Okej. Jóźwiak i Derby?

Nie wiem jakim cudem oni mają póki co tylko tyle punktów. W większości meczach byli po prostu lepsi. Zresztą Kamil też mówi – mamy tyle sytuacji, a nie wpada. Ale dźwigną się, nie takie historie widziało Championship. To jest też liga dla Kamila, oczywiście na ten moment w karierze. Jest silnym punktem drużyny. Liga dynamiczna, z wieloma pojedynkami. Kamil jest bardzo zadowolony póki co z tego, co tam zastał i też – jak tak sobie rozmawiamy po meczach – ma ogromny niedosyt punktowy. Ale pod jego walory motoryczne trafił idealnie. Jego też tam uwielbiają. W każdym meczu dostaje wysokie noty. Championship to nie jest jego ostatnie słowo.

Musiałeś go przekonywać, że to czas na transfer? Z tego co słyszałem, to chciał zostać, bo świetnie czuł się w tym zespole. Widział szanse na ugranie czegoś z Lechem.

Tak, on dobrze tu się czuł, ale wiedział też, że to czas na kolejny krok. Tu byliśmy zgodni. Zresztą on też widział, że wchodzi powoli na inną półkę. Zagrał w kadrze, dobrze tam wyglądał, w Ekstraklasie się wybijał ponad pewien poziom. On sam przyznawał, że to jest już czas, gdy trzeba stawiać sobie nowe wyzwania.

Dalej – Gumny i Augsburg?

Wreszcie ma tę swoją Bundesligę. Wymarzył ją sobie.. W jego przypadku proces adaptacji do zespołu przebiegał trochę inaczej, więc na swoją prawdziwą szanse w lidze musiał poczekać. Ale ma już asystę, ma już za sobą debiut. Trochę na jego nieszczęście jego rywal o miejsce w składzie zdążył już pograć przed jego przyjściem, później trafił do jedenastki kolejki. Ale o Roberta jestem spokojny. Znamy podejście Augsburga do niego, wiemy że bardzo nas niego liczą.

I co słyszeliście?

Gumny? Top, top, top. Pod każdym względem.

Zdziwiłbym się, gdyby powiedzieli „a co za żużel tu przywieźliście”.

Oni nie mieliby interesu, by nam ściemniać. Tak samo Derby, które jest zachwycone „Józiem”. Oni są ich piłkarzami i gdyby coś nie grało, to by nam powiedzieli. Okej, może to wyglądać tak, że Derby nie ma punktów, Torino nie punktuje za dobrze, a Gumny nie gra regularnie. Natomiast jesteśmy miesiąc czy dwa miesiące po tych transferach, a dostajemy sam pozytywny feedback o naszych piłkarzach prosto z ich klubów. Więc jestem przekonany, że będzie tylko lepiej. My wiemy jak to wygląda. Z Jankiem Bednarkiem wiedzieliśmy doskonale jaki jest plan na niego – nie grał od początku, bo musiał się nauczyć pewnych rzeczy. I gdy wszyscy dookoła narzekali, że Bednarek pojechał do Anglii i przepadł, to byliśmy spokojni, bo przecież rozmawialiśmy z klubem, z piłkarzem i zdawaliśmy sobie sprawę, że taki po prostu jest plan. Dzisiaj Janek jest liderem Southampton.

Z Piątkiem też musicie być cierpliwi? Przypuszczam, że mieliście dużo wątpliwości tego lata co do tego, czy przejście do Herthy było dobrym ruchem.

Nie mieliśmy za dużo wątpliwości. Krzysiek musi być teraz cierpliwy – nie chcieliśmy ciągle mu zmieniać środowiska, tego było za dużo. Poza tym wierzymy, że Hertha ma przyszłość. Teraz sytuacja jest taka, że Krzysiek ma za rywala Cordobę. Ściągnięto go latem, bo trener chciał grać na dwóch napastników, ale ta Hertha nie odpaliła za dobrze, więc wrócili do gry z jednym napastnikiem. I Piątek czeka na swoje szanse. Krzychu zna sytuację – nie jest tak, że odrzucili go na bok i niech tam sobie teraz trenuje. Rozmawia z trenerem, czeka na swoje szanse. A jak słyszę, że Piątek się skończył, to mi ręce opadają. Facet strzelał jak karabin w Cracovii, później w Genui, w Milanie strzelił w rok dziewiętnaście goli, miał dobry okres i nagle „się skończył”? Tak może powiedzieć tylko osoba, która nie zna się na piłce. To zawodnik, który jeśli będzie grał, to gwarantuje około 20 goli w sezonie. W kadrze Polski zagrał czternaście meczów, strzelił siedem goli. Średnio gol na dwa mecze. Mało?

Ale nie marudził wam latem, żebyście poszukali mu klubu, gdzie będzie mógł grać?

Nie. To nie jest ten typ człowieka, który chodzi za tobą, szarpie cię za rękaw i mówi „znajdźcie mi inny klub”. Ma dodatkowe treningi, pracuje poza zajęciami w klubie, analizuje, rozmawia z trenerem. Chce by gotowy na to, że gdy dostanie szansę, to będzie w świetnej formie i będzie strzelał gole. To tylko kwestia czasu.

REMIS POLSKI Z WŁOCHAMI? KURS: 3,70 W TOTALBET!
Szans ma jednak mało. Gdy wchodzi na boisko, to rzadko dostaje piłkę.

No i to jest problemem, bo Krzysiek to egzekutor. Ja wiem, że łatwo powiedzieć „niech mu tworzą sytuację”, ale przecież Piątek to nie jest typ dryblera, to klasyczna dziewiątka, Hertha to wiedziała. To nie jest typ napastnika który sam sobie kreuje sytuacje. On żyje z podań, I gdy je dostanie, to piłki nie zmarnuje. Strzelił już gola w meczu z Augsburgiem, zaraz później z Ukrainą i wcale nie jestem tym zaskoczony.

Wiosną usadził go Ibisević, który chyba lepiej pasował do tego, co grała Hertha.

Sam nie wiem, dlaczego Piątek nie grał. Nawet nie porównywałbym ich do siebie. Piątek to topowy napastnik, a z Ibiseviciem Hertha nie przedłużyła kontraktu.

Ibisević był walczakiem, rozbijał rywali. Piątek z kolei grał głównie w polu karnym. Choć próbuje znaleźć w pamięci stuprocentową sytuację zmarnowaną przez Piątka i…

I nie znajdziesz, bo ich prawie nie ma. Koledzy mało tych szans mu kreują. Trochę boli mnie to, że stracił szybko miejsce w składzie. Pierwszy mecz – wyjściowy skład, asysta, bardzo aktywny. Bum, ląduje na ławce. Hertha nie wygrywa. Ale Krzysiek nie chodzi nerwowy. Pracuje i czeka na swoją okazję. To mądry chłopak, gryzie go brak gry, ale nie jest marudą. Chce być gotowy, gdy ta szansa przyjdzie.

Był latem temat odejścia Jana Bednarka z Southampton?

Tak.

W obrębie ligi?

Nie. Bardzo dobra liga, bardzo dobry klub, bardzo dobra oferta. Ale Southampton nawet nie podjęło rozmów.

Dlaczego?

Bo mają na niego plan. Usłyszeliśmy w klubie „Janek jest nie na sprzedaż”. Pracujemy nad nowym kontraktem.

Jaki to plan Southampton?

Że ma być liderem drużyny, ma ciągnąć zespół w górę tabeli Premier League, a jeśli ktoś będzie chciał go pozyskać,  to tylko topowy klub za olbrzymie pieniądze. On jest w niesamowitym gazie. Znakomite statystyki, kibice zachwyceni, w klubie cmokają. To jest chłopak z innej bajki pod względem profesjonalizmu. U nas są sami piłkarze, którzy chcą trenować poza zajęciami w klubie i którzy mają ciśnienie na samodoskonalenie. Ale Janek jest… Naprawdę, nie poznałem piłkarza z taką obsesją własnego rozwoju i dążenia do perfekcji. Przykłada uwagę do absolutnie każdego detalu. Więc gdy słyszę od Southampton, że to jest facet, który zaraz będzie gotowy do gry w najlepszych klubach w Anglii, to nie zaprzeczam. Bo po prostu wiem, że tak będzie.

A musisz czasami hamować wypowiedzi Tymoteusza Puchacza?

Nie. Jego nie wolno hamować. Nie wolno! Czasami ktoś może tak sobie posłuchać Tymka i źle go ocenić. Ale wystarczy go poznać. Zobaczyć jaki to dobry dzieciak, jak dobre serce ma. Wypytaj jego znajomych – to najlepszy przyjaciel, jakiego możesz sobie znaleźć. Jeśli jesteś po jego stronie, to skoczy za tobą w ogień i będzie się o ciebie bił. Nie mówimy nawet o tym, że to bardzo dobry piłkarz. To też kapitalny człowiek. Usiądziesz z nim przy jednym stole, pogadasz, to przekonasz się, że on ma serce na dłoni. Taki jest i jeśli chciałbym mu powiedzieć „Tymo, ale musisz przyhamować z tymi wypowiedziami”, to zmieniałbym człowieka, którego uwielbiam. On jest… No jest po prostu zajebisty, nie mam innego słowa.

Też myślisz, że Mainz by dostało w trąbę od Lecha?

No, to jest „Puszka”. Rozmawiałem z nim o tym, bo jednak wypowiadał się na temat klubu, z którym też latem negocjowaliśmy. On nie do końca miał to na myśli. Albo inaczej – mógł pewnie powiedzieć to dookoła. Ale jest już taki bezpośredni i tyle. Dzisiaj gra w Lechu, więc za Lecha da się pokroić i gdyby przyjechało tu Mainz, to wypruwałby sobie żyły dla Lecha. A gdyby poszedł do Mainz i udzielał tam wywiadu, to by mówił, że przyjechałby Liverpool i mogliby dostać w trąbę. On dla swojej drużyny oddaje wszystko i bardzo wierzy w swój zespół. Dzisiaj gra w Lechu, więc z tym Lechem mógłby walczyć z całym światem.

Trochę spalił wam trochę rozmowy z Mainz tą wypowiedzią?

Nie wiem, pewnie nie. Bo każdy chciałby mieć takiego Puchacza u siebie. Tu nie chodziło konkretnie o to Mainz. Gdyby chciała go Borussia Dortmund, to powiedziałby, że BVB też mogłoby dostać w trąbę.

Temat odejścia Puchacza był realny?

W kontekście zainteresowania – tak. Ale znaliśmy stanowisko Lecha. My też myślimy podobnie. Przyda mu się doświadczenie które zdobywa grając w Lidze Europy. Z każdym tygodniem się rozwija i jak odejdzie z Lecha, to będzie ważnym ogniwem w nowym klubie. Jestem przekonany że to ostatni sezon Tymka w Lechu.

Jeszcze do niedawna część kibiców uważała, że wasze relacje z Lechem są niezdrowe. Że macie za dużo piłkarzy, co przekłada się na jakąś tam władze w klubie. Po „przyniesieniu” do klubu prawie 20 milionów euro w jednym okienku trochę te głosy ucichły.

Ja nadal nie rozumiem tych zarzutów wobec nas. Mamy dobre relacje z Lechem, to prawda. Część z nas kibicuje Lechowi, cieszymy się z ich zwycięstw. Ale to sfera prywatna. A biznesowo po prostu dobrze dogadujemy się z ludźmi, którzy zarządzają tym klubem. Jak w każdym biznesie relacje też są ważne. Poza tym – czy ktoś na tych dobrych relacjach źle wyszedł? Nie chodzimy z piłkarzami na imprezy czy na drinka, wręcz przeciwnie, staramy się z nimi dodatkowo pracować w różnych aspektach, aby spełnili swoje marzenia o grze na najwyższym poziomie. Jak do tej pory dobrze nam to wychodzi. Nasi piłkarze są ważnymi piłkarzami w swoich drużynach w topowych ligach Europy.

Mocno rywalizujecie z branżą dziennikarską o Łukasza Trałkę po karierze?

On będzie świetnym agentem. Dobry człowiek. Inteligentny. Rozumie biznes, potrafi rozmawiać z ludźmi. Ma olbrzymie doświadczenie. Z zewnątrz może czasami ktoś może go źle odbierać. Ale usiądziesz z nimi na kwadrans przy stole, porozmawiasz i kompletnie zmieniasz sposób patrzenia na tego faceta.

Widzisz go w Fabryce Futbolu jako menadżera?

Nie że „widzę”. On u nas będzie. Po prostu. A że wasza branża też widzi w nim potencjał, że zna się na piłce i potrafi ciekawie o niej mówić, to mnie nie dziwi i będę go w tym wspierał. Może być znakomitym ekspertem, ale równocześnie pracować jako agent.

Czasami mam wrażenie, że wypowiada się nie jak piłkarz. Ucieka od banalnych „musimy wyciągnąć wnioski” czy „liczy się każdy kolejny mecz”.

Wiesz, piłkarze też się zmieniają. To nowe pokolenie to już inna bajka. Wiem, że stereotyp piłkarza jest jaki jest. Natomiast środowisko się zmienia, i Łukasz jest tego przykładem. Poczekaj – czy my mamy jakiegoś gościa, który nie pasuje do w agencji?

(Magdziarz rozgląda się po klubowych koszulkach rozwieszonych w biurze)

No nie. Bednarek, Piątek, Bereszyński, Kędziora, Jagiełło, Jóźwiak, Linetty., Gumny, Klimala.. No nie ma. Nie widzę takiego. Zresztą – chciałbyś pracować z kimś, kto jest złym człowiekiem? Kto odfrunął, jest niesympatycznym gościem i czujesz do niego awersję?

Niezbyt.

No ja też nie chcę. Tu nie ma pół zawodnika, o którym mógłbym powiedzieć „jest trudny w obyciu, źle mi się z nim rozmawia”. Nie chciałbym pracować z ludźmi zadufanymi w sobie, którzy idą na takiej negatywnej bujance. Jak widzę, że ktoś ma niepoukładane w głowie i nie chce iść naszą ścieżką, to nie nawiązujemy współpracy. Jako agencja dajemy wszystkie narzędzia do rozwoju, ale po drugiej stronie też musi być pełen profesjonalizm. Może dlatego tak dobrze współpracuje nam się z każdym z tych gości? Między agentem a piłkarzem musi być dobre flow. Później w grę wchodzą duże pieniądze, musi być obustronne zaufanie, wtedy to działa.

Jarosław Kołakowski przejął wpływy w Arce Gdynia. Tobie kiedykolwiek przez myśl przeszło, by też jako Fabryka Futbolu albo ty sam zostać właścicielem jakiegoś klub w Polsce?

Kiedyś może tak. Mogliśmy to dwa lub trzy razy zrobić. Ale świadomie zrezygnowaliśmy. Życie właściciela klubu nie jest wcale takie łatwe, zaufaj mi. Wykładasz własne pieniądze, a później słyszysz, że jesteś skurwysynem. Mi to jest niepotrzebne, by ktoś skandował, że Magdziarz jest taki i owaki. Serio, nie potrzebuję tego. Realizuję się jako agent, jestem szczęśliwym człowiekiem, mam swoje inne biznesy. Kocham piłkę, jestem blisko niej, ale nie chciałbym być właścicielem klubu. Patrzę na Piotra Rutkowskiego i wiem, że za Lecha dałby się pokroić , stracił na Lechu mnóstwo zdrowia. Stres się odkłada w tobie. Szanuję właścicieli klubów, spoczywa na nich wielka odpowiedzialność.

WŁOSI POKONAJĄ POLSKĘ? KURS: 1,68 W TOTOLOTKU!
Bez Rutkowskich nie byłoby pewnie Lecha w tym miejscu, ale też druga strona tego medalu jest taka, że pewnie z tym potencjałem klubu i swoich pieniędzy mogli osiągnąć do tej pory więcej.

Ale kto się nie myli, kto nie popełnia błędów? Wiele lat Lech był budowany, by być w tym miejscu, gdzie jest teraz. Że gra w Europie, że jego piłkarze szturmują kadrę. To nie jest tak, że nagle to zadziałało i jest super. Rutkowscy pracowali na to latami. Ponad dekadę. Myślę że już niebawem przekuje się to na trofea, bo to w futbolu jest najważniejsze. Oprócz młodych wychowanków z akademii, do klubu zaczną wracać wychowankowie którzy po powrocie z europejskich wojaży. Z przyjemnością będą wracać do klubu, który ich wyszkolił i promował. Cieszę się rozwojem i sukcesami naszych zawodników, pracuję z nimi na co dzień, ciągle jestem w futbolu i sprawia mi to przyjemność. Bycie właścicielem klubu? Nie, nie… Więcej stresu i ciosów w łeb niż radości i satysfakcji.

rozmawiał DAMIAN SMYK

fot. Fabryka Futbolu/Instagram

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

48 komentarzy

Loading...