Reklama

Poziom reprezentacyjny na razie przerasta Pawła Bochniewicza

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

12 listopada 2020, 11:37 • 4 min czytania 14 komentarzy

Niestety, jeśli jakiekolwiek szersze wnioski mielibyśmy wyciągać po samych meczach towarzyskich, to właśnie takie. Trudno rozwodzić się nad schematami, systemami, formacjami, ustawieniami w meczach z Finlandią i Ukrainą, kiedy i Polacy, i rywale grali w eksperymentalnych zestawieniach, a do tego o żadną stawkę. To był czas na sprawdzenie kadr. Wnikliwe przyjrzenie się dublerom. I tak jak kilku reprezentantów Polski te szanse wykorzystało, tak Paweł Bochniewicz wprost przeciwnie. Na razie kadra, to za wysokie progi na jego nogi. 

Poziom reprezentacyjny na razie przerasta Pawła Bochniewicza

Wydaje się, że Jerzy Brzęczek wiązał z nim spore nadzieje. Przynajmniej wtedy, kiedy powoływał go na październikowego zgrupowanie i na konferencji prasowej mówił, że Walukiewicz i Bochniewicz zaczynają mniej więcej z tego samego pułapu i to właśnie między nimi toczy się rywalizacja o miejsce trzeciego za plecami Kamila Glika i Jana Bednarka. Nieprzypadkowo dostali po połówce w klepanku z Finlandią.

Stoper Cagliari wypadł bardzo dobrze. Bochniewicz dużo gorzej. Zawinił przy golu Finów, tracąc piłkę w dziwaczny i totalnie absurdalny sposób w środku pola. Elektryczny. Nerwowy. Niewprowadzający spokoju. Gubiący się raz po raz w kryciu, w rozegraniu, w asekuracji. Nie ratowało go nawet zapoczątkowanie bramkowej akcji dla Polaków, bo był to jednak element marginalny kiepskiego występu. I można tłumaczyć, że nie wiadomo, co byłoby, gdyby zagrał od początku, w końcu rzadko zdarzają się zmiany na stoperze w środku meczu, a Finowie też na drugą połowę oddelegowali silniejszy skład, przeciwnie do Polaków, ale to szukanie wymówek.

Nieprzypadkowo z Włochami cały mecz zagrał Walukiewicz, a Bochniewicz już do końca zgrupowania nie podniósł się z ławki rezerwowych. Wyjeżdżał jako ten czwarty w hierarchii stoperów.

Kolejną szansę dostał teraz, z Ukrainą – szansę, której znowu nie wykorzystał. W ogóle ten duet Walukiewicz-Bochniewicz nie zadziałał. Obaj nie radzili sobie z ukraińską ofensywą, grali albo za odważnie, albo za bojaźliwie. Tylko, że no właśnie, stoper Heerenveen był tym gorszym elementem bloku defensywnego. Sprokurował karnego. I to nie że w sytuacji, kiedy wślizg był ostatnią deską ratunku. Absolutnie, wprost przeciwnie. Po prostu dał się naciąć na cwaniactwo Jarmolenki, jak początkujący gracz w kasynie na sztuczki starego krupiera. Miał szczęście, że sam poszkodowany z jedenastu metrów trafił w słupek.

Cóż, może był oszołomiony łatwością, z jaką wywalczył sobie tego karnego.

Tylko, że pal licho tę sytuację, Bochniewicz najzwyczajniej świecie radził sobie miernie. Przepychał go Roman Jaremczuk. Kiedy indziej nie dał rady zablokować wychodzącego do podania Cyhankowa. Jeszcze innym razem tak wyprowadził piłkę spod własnej bramki, że Ukraińcy z łatwością ją przejęli i znów interweniować musiał Skorupski. Bochniewicz miał furę szczęścia, bo równie dobrze i wyłącznie, moglibyśmy teraz mówić o remisie i porażce ze wskazaniem tylko na jego błędy. A mówimy o czystym koncie.

Reklama

Może należy postawić jakieś piwko Łukaszowi Skorupskiemu? Niczego nie sugerujemy.

Oczywiście, miał też dobre zagrania. Część pojedynków wygrał, w powietrzu radził sobie całkiem nieźle, jedno wybicie szczupaczkiem mogło się podobać, ale to wszystko za mało. Końcowy bilans tego występu był mocno mierny. Paweł Bochniewicz najzwyczajniej nie dał rady. Przerósł go reprezentacyjny poziom. Nie sądzimy, żeby w spotkaniach z Włochami i z Holandią dostał kolejne szanse. To mogłoby być zbyt brutalne. Jeśli nie doskakuje do rezerw Finlandii i przetrzebionego składu Ukrainy, to jasne jest, że nie wyobrażamy go sobie w skutecznych pojedynkach z rywalami z najwyższej półki.

Paweł Bochniewicz to jak na standardy Ekstraklasy – obrońca bardzo dobry.

Całkiem przyzwoicie, sądząc po doniesieniach z holenderskich mediów i jego statystykach, radzi sobie też w Eredivisie, a to przecież nie ogórkowa liga. Tylko, że co z tego, skoro w biało-czerwonej koszulce nie tylko zjada go stres, ale ograniczają własne umiejętności. Pytanie, czy Jerzy Brzęczek może pozwolić sobie na komfort odstawienia go?

Od regularnej gry – pewnie tak, od powoływania go – już nie bardzo. Na stoperze sytuacja wygląda przyzwoicie. Wyjściowy duet to Kamil Glik-Jan Bednarek. Obaj gwarantują wysoki poziom, doświadczenie z silnych lig, znają się, są ograni i w miarę pewni. Trzecim do tańca jest Sebastian Walukiewicz. Młody, zdolny, ogrywający się w Serie A i mimo gorszego występu z Ukrainą, sygnalizujący, że kadra to dla niego żadna czarna magia. Problem z tym czwartym. Z tym, który ewentualnie miałby być powoływany w miejsce zawodzącego Bochniewicza. Michał Pazdan został przez Jerzego Brzęczka skreślony po Słowenii. Artur Jędrzejczyk jest jakąś opcją, ale na razie swoje problemy ma nawet w Ekstraklasie, a poza tym swój wiek ma i lepszy już nie będzie.

Kto dalej? Lewczuk? Dajmy spokój. Czerwiński? No niespecjalnie. Helik? Ciut bardziej, ale coś nam się nie wydaje, że to gwarancja wyższego poziomu niż Bochniewicz. Kamiński? Niech zacznie grać regularnie, wtedy pomyślimy, ale przekonani nie jesteśmy ani trochę. Piątkowski, Kiwior, Sobociński? Dużo za wcześnie. Może Bielik? To jakaś alternatywa.

Kołderka nie jest długa.

Reklama

Lepiej więc liczyć na to, że Bochniewicz z czasem się ogarnie, pogra sobie w Holandii, rozwinie się, popracuje nad głową, żeby nie paraliżował go niepotrzebny stres i jeszcze pokaże, że stać go na więcej niż kuriozalne błędy z europejskimi średniakami w totalnie nieważnych meczach. Na pocieszenie: przecież Bednarek też startował niezbyt dobrze.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

14 komentarzy

Loading...