Reklama

Legia wróciła myślami do Ekstraklasy i znów bije kogo chce

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

09 listopada 2020, 16:26 • 5 min czytania 42 komentarzy

Tegoroczny wrzesień był bardzo bolesny dla kibiców Legii. Ledwo warszawscy fani otrząsnęli się po gładkiej porażce z Omonią w eliminacjach do Ligi Mistrzów, a tu – w cymbał też w Lidze Europy, przegrany tradycyjnie mecz o Superpuchar, łatwo oddane zwycięstwo Górnikowi Zabrze. Ale wygląda na to, że mistrzowie Polski najpoważniejsze problemy mają za sobą. W ostatnich pięciu meczach ligowych zdobyli trzynaście z piętnastu możliwych do zdobycia punktów. I już mają pozycję lidera na wyciągnięcie ręki.

Legia wróciła myślami do Ekstraklasy i znów bije kogo chce

Jeśli sami jesteście kibicami Legii, to pewnie na każdą wzmiankę o wrześniu tego roku dostajecie wysypki i zaczyna was ćmiącym bólem męczyć głowa. To był okres, o którym każdy fan mistrzów kraju chciałby jak najszybciej zapomnieć. Do superpucharowych klęsk w Warszawie zdążyli się przyzwyczaić. Właściwie można powiedzieć, że to taka legijna tradycja – każdy nowy sezon trzeba zacząć od dostania w trąbę w Superpucharze i później już jakoś to życie leci.

Weryfikacja w Europie, ciężary w Ekstraklasie

Ale wydawało się, że w tym roku uda się chociaż awansować do fazy grupowej któregoś z pucharów. Marzenia o Lidze Mistrzów jeszcze w sierpniu warszawianom wybił z głowy Henning Berg ze swoją Omonią. – No trudno, chociaż wrócimy do Ligi Europy – wzruszono ramionami. Zespół był napompowany zawodnikami, przeprowadzono sensowne (tak się przynajmniej wydawało na ten moment) transfery, kadra została utrzymana niemal w komplecie.

No i przyjechał Karabach. I Legię nie tyle ograł, co ją zdeklasował. Porażki 0:3 nie można tłumaczyć błędem sędziego, chwilową niedyspozycją bramkarza czy brakiem skuteczności. To był czytelny sygnał pod tytułem „panowie, ale z czym do ludzi?”. Chwilę wcześniej legioniści dostali jeszcze bęcki od Górnika Zabrze, który z Legią momentami się wręcz bawił.

Czar prysł. Z szeroką kadrą miała być wojna na trzech (z Superpucharem – na czterech) frontach. Miała być szalona rywalizacja o miejsce w składzie. Tymczasem Legia została z tą napompowaną kadrą jak sami wiecie kto z sami wiecie czym. Pytanie było jednak zasadnicze – czy uda się wyjść z tego wynikowego i atmosferowego kryzysu? A jeśli się uda, to jak szybko?

Reklama

No i wygląda na to, że Legia nie potrzebowała dużo czasu. Oczywiście możemy się zżymać – co z tego, że dzisiaj Legia bije sobie w Ekstraklasie kogo chce, jak przed chwilą brutalnie wyjaśnili ją Azerowie? Ale w ten sposób można zamykać dyskusję o każdej dobrej serii któregokolwiek z ekstraklasowiczów. Musimy chyba wreszcie uznać, że ekscytujemy się obiecującą formą aktorów na próbach odgrywanych gdzieś w piwnicy teatru. A że na premierze na deskach głównej sceny zapominają kwestii i potykają się o rekwizyty? Trudno, chociaż na próbach pamiętali kto po kim wchodzi!

13/15 możliwych do zdobycia punktów

Wróćmy jednak do zażegnywania ligowego kryzysu przez Legię. Od porażki – bolesnej i wyraźniej – z Górnikiem Zabrze minęły blisko dwa miesiące. Legia zdążyła później zwolnić trenera, zatrudnić trenera, sprzedać Karbownika i wypożyczyć Karbownika. Od tego też czasu nie przegrała żadnego meczu w lidze. A grała ich pięć. Po kolei:

  • 2:1 u siebie z Zagłębiem Lubin
  • 2:1 u siebie ze Śląskiem Wrocław
  • 0:0 na wyjeździe z Pogonią Szczecin
  • 3:0 na wyjeździe z Wartą Poznań
  • 2:1 z Lechem Poznań u siebie

Jak widać – to nie jest tak, że Legia dostała na rozkładzie samych leszczy, który punktuje w tej lidze każdy. Zagłębie, Śląsk i Pogoń są w górnej ósemce. Okej, w Szczecinie wygrać się nie udało, Śląsk na wyjazdach nie przypomina tego Śląska u siebie i tak dalej. Ale to wciąż zespoły z wyższej półki ligowej. Warta Poznań? Do meczu z Legią nikt nie strzelił jej więcej niż jednego gola. Żaden zespół nie potrafił zdobyć bramki w starciu z Wartą w pierwszej połowie. Przyjechała Legia, w pół godziny wrzuciła beniaminkowi trójkę i później udała się na godzinną sjestę. No i ta ostatnia niedziela – 2:1 z jedynym polskim pucharowiczem.

Dzieląc ten okres na pierwsze cztery kolejki (Raków, Jagiellonia, Wisła Płock, Górnik) i kolejne pięć możemy zaobserwować, że w Legii zarówno poprawiła się organizacja gry w defensywie, ale i kreacja sytuacji strzeleckich. Jeśli chodzi o gole oczekiwane rywali w pierwszych czterech meczach, dostaliśmy średnią 1,24 xG średnio na mecz. Kolejne pięć meczów? 0,83 xG średnio na spotkanie na koncie rywali legionistów. A co z golami oczekiwanymi zespołu Czesława Michniewicza? Pierwsze cztery kolejki – 1,24 xG na mecz, kolejne pięć meczów – 1,54 xG.

Kadra szeroka, ale przetrzebiona

A to wszystko przy jednak dość istotnych osłabieniach kadry. Przeglądamy listy nieobecnych na te ostatnie mecze i momentami dochodzimy do dwucyfrowej liczby zawodników niesprawnych do gry na niektóre spotkania. Bo wymieniając tak na szybko – sztab Legii z rożnych względów nie mógł ostatnio korzystać z: Antolicia, Kapustki, Karbownika, Pekharta, Wieteski, Vesovicia, Remy’ego, Sanogo, Kante, Hołowni, Astiza, Cierzniaka, Stolarskiego, Slisza, Luquinhasa i Lopesa. A pewnie jeszcze kogoś przeoczyliśmy. Nawet jak na ponad trzydziestoosobową kadrę szesnaście absencji (dłuższych lub krótszych) to coś, co powinno zaburzyć równowagą drużyny.

A tu przy pomorze w ofensywie na Lecha wchodzi sobie dziewiętnastoletni Skibicki i najpierw strzela gola, a później ma udział jeszcze przy drugim trafieniu.

Reklama

Tak, czas ogłosić koniec kryzysu Legii Warszawa. Trzynaście na piętnaście możliwych do zdobycia punktów broni się pod każdym względem. Poprawiła się organizacja gry w defensywie (zapytajcie Lecha, czy przyjemnie im się w niedzielę atakowało), atak co mecz przynosi przynajmniej dwa gole – z wyjątkiem spotkania w Szczecinie. Do Rakowa legioniści tracą już tylko punkt. Oczywiście – Legia nie musi grać w rytmie czwartek-niedziela, nie ma wyjazdów na Ligę Europy, więc siłą rzeczy może skupić się na lidze. A skoro już się skupiła, to znów stała się punktem odniesienia dla drużyn walczących o mistrzostwo.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Katastrofalny błąd defensywy Wisły Kraków w starciu z Podbeskidziem [WIDEO]

Arek Dobruchowski
0
Katastrofalny błąd defensywy Wisły Kraków w starciu z Podbeskidziem [WIDEO]

Ekstraklasa

Komentarze

42 komentarzy

Loading...