Spędził tydzień w krakowskim hotelu, ale nie podpisał umowy z Wisłą Kraków. Był proponowany połowie klubów Ekstraklasy. Zarówno tym, z którymi dziś Raków Częstochowa walczy w czołówce, czyli choćby Górnikowi Zabrze, jak i tym, gdzie piłkarza jego miary po prostu nie ma, by wspomnieć Wisłę Płock. Kręte był ścieżki Davida Tijanicia do Polski, w zasadzie teraz, poza prześledzeniem jego losów, należy postawić pytanie: czy jego przypadek czegoś uczy?
***
Przypomnijmy co pisało się w Krakowie rok przed tym, jak Wisła zakontraktowała Słoweńca. Gazeta Krakowska w lutym 2019 roku:
“Gdy Tijanić zjawił się w Krakowie, wydawało się, że pozostały już tylko ostatnie formalności do załatwienia i kontrakt zostanie szybko podpisany. Piłkarz przeszedł badania medyczne, lekarz wystawił mu zgodę na grę, więc wydawało się, że już nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Słoweniec związał się umową z Wisłą. Problem w tym, że we wspomnianej zgodzie lekarskiej na grę, pojawił się również zapis, który zwracał uwagę na specyficzną budowę zawodnika i fakt, że może to w przyszłości grozić – choć nie musi – kontuzją. To wystarczyło, żeby władze Wisły zaczęły jednak zastanawiać się, czy kontrakt ze Słoweńcem podpisać. Ostatecznie do tego nie doszło, bo w Wiśle nie chcieli podjąć nawet niewielkiego ryzyka”.
Tijanicia na polski rynek wypatrzył Marcin Kuźba. Tijanić był zauważany również przez innych, wspominał nam o tym choćby Siergiej Chitrikow, natomiast to za sprawą Kuźby Słoweniec przyjechał do Krakowa:
– Wpadł mi w oko, gdy byłem na meczu na Słowenii. Miałem go gdzieś zapisanego w raportach, a później ta kandydatura pojawiła się u nas przez jednego z agentów. Weryfikowaliśmy go bardziej gruntownie. Na jego profil składała się bardzo dobra gra ofensywna. Umiejętność gry jeden na jeden. Dobre uderzenie. Bardzo dobra technika. Do tego słabsza postawa w obronie, ale zależało nam na takim zawodniku, który robi różnicę w drużynie. Może sam meczu nie wygra, ale stwarza sytuacje bramkowe, asystuje. Trochę ktoś podobny jak Brlek, potrafiący wziąć na siebie ciężar gry, wygrać pojedynek jeden na jeden. On zwracał uwagę na siebie w meczach, jego profile w programach analitycznych potwierdzały dobrą dyspozycję.
TYDZIEŃ W KRAKOWSKIM HOTELU
– Jeśli chodzi o kwestie mentalne, to rozmawiałem z nim kilkukrotnie, w tym raz już na Słowenii, tuż po meczu. Bardzo spokojny chłopak, rozsądny, a na boisku pracowity. Nie nosił głowy wysoko. Był zdeterminowany, żeby się rozwijać – wspomina w rozmowie z Weszło Kuźba. – Byliśmy bardzo blisko podpisu. Chłopak był przez tydzień w Krakowie w hotelu. Badano go na różne sposoby. Lekarz krakowski dopatrzył się problemu w kręgosłupie i nasi prezesi ówcześni zdecydowali, że nie podejmą takiego ryzyka, bojąc się wydać te pieniądze na transfer, mimo, że to nie była duża kwota, chyba w granicach 200 tysięcy euro podzielonych na trzy raty. Część tych pieniędzy miała być zorganizowana jeszcze od jednego ze sponsorów. Ta cena na pewno nie była zaporowa.
– David ostatnie trzy lata na Słowenii grał regularnie. Nie miał żadnej kontuzji. Rozmawiałem z nim i z jego menadżerem, jasno stwierdzili, że jemu nic nigdy nie dolegało jeśli chodzi o plecy. Nawet lekarz Wisły tuż po przebadaniu rzucał takie hasła, że dawno nie widział tak zdrowego zawodnika. To resztę niech sobie pan dopowie. To, że na prześwietleniu coś wyszło… to pewnie każdemu jakbyśmy prześwietlili kręgosłup, coś by pewnie wyszło. Nie było to coś, co przeszkadzało w uprawianiu sportu, co udowadniały też wcześniejsze sezony.
Na pewno należy przypomnieć, że był to moment, w którym Wisła trzykrotnie oglądała każdą złotówkę. Zimą sezonu 2018/2019 oglądaliśmy komediodramat z Vanną Ly, a później misją ratunkową Białej Gwiazdy. Ścieżki Kuźby i Wisły tamtej zimy się rozeszły, nie tylko przez fiasko z Tijaniciem, ale był to jeden z kamyczków do ogródka.
“TAKI LOS SKAUTA”
– Na pewno byłem sfrustrowany i to bardzo, zależało mi na tym chłopaku, bo wiedziałem na co go stać. Taki los skauta. Jeździmy, pracujemy, szukamy zawodników. Ale potem nagle jest decyzja na nie i cała długa praca na marne. W zasięgu Wisły był Fiolić, pod Rafę Lopesa robiliśmy dwa podejścia. Z przeszłości, jeszcze za czasów Bogusława Cupiała, pamiętam Cyriela Dessersa. Był do wyjęcia za 350 tysięcy euro. Teraz sprzedano go za cztery miliony euro.
Później, gdy skończyłem pracę z Wisłą, proponowałem Tijanicia do kilku klubów w Polsce, między innymi do Rakowa sześć miesięcy przed tym, jak oni go podpisali. Poza tym na pewno Górnikowi Zabrze, Zagłębiu Lubin, Wiśle Płock, Śląskowi Wrocław, Lechii Gdańsk… Nie wiem czy również nie Lechowi. Niektóre kluby wybrały się zobaczyć tego zawodnika na żywo, na pewno Miedziowi. Dostałem odpowiedź, że ma problemy z grą defensywną. I nie ma co robić pretensji, mówię to na zasadzie ciekawostki, może akurat Zagłębie szukało zawodnika, który lepiej broni, to normalne, że wymagania zawodników są różne. Znałem jego słabsze strony: bałem się, czy dostosuje się szybko do też naszej ciężkiej fizycznie ligi, ale widzę, że szybko znalazł wspólny język z zawodnikowi, a trener Papszun mu zaufał, dał grać ofensywnie, ten styl też pozwala z Davida wydobyć tak wiele.
Tyle od Marcina Kuźby. Ze strony klubu rozmawiamy z kolei z Piotrem Obidzińskim: – Ja jeszcze wtedy nie zajmowałem się sportem, zajmowałem się tylko stroną finansową, biznesową. Znam wersję oficjalną i mogę potwierdzić, ze nie przeszedł badań medycznych. Pion medyczny kategorycznie odradził transfer.
Maciej Stolarczyk wspomina, że Tijanić nie miał okazji trenować z Wisłą, a zawodnika widział na żywo tylko skauting.
***
Temat Tijanicia w Rakowie był mocno grany już latem tuż po awansie częstochowian. Wspomina Michał Świerczewski, właściciel klubu:
– Na pewno opinia ze środowiska Wisły Kraków przyczyniła się do tego, że od tego transferu latem odeszliśmy. Natomiast temat pojawił się w sierpniu, mieliśmy już też wtedy kadrę zbudowaną. Założyliśmy natomiast, że zrobimy lepsze rozeznanie odnośnie zdrowia zawodnika, poobserwujemy go też uważnie jesienią. Udało nam się zweryfikować, że miał jakąś kontuzję pleców, ale miało to miejsce kilka lat wcześniej. To nawet nie odnosiło się do pleców, ale innej części ciała. Według mojej wiedzy, popartej informacjami z dwóch źródeł, to, że Wisła się na niego nie zdecydowała, miało więcej do czynienia z finansami niż faktyczną kontuzją lub jej groźbą.
Opowiada dyrektor sportowy Paweł Tomczyk, który wtedy zaczynał współpracę z Rakowem:
– To był pierwszy transfer, który pilotowałem w Rakowie. Negocjacje trwały dość długo, ja też uczyłem się wtedy pracy z Michałem Świerczewskim, byliśmy w stałym kontakcie. David był już wcześniej prześwietlany przez naszych skautów, ja odświeżyłem temat. Zastanawiałem się, czy go nie sprowadzić w kolejnym okienku, ale podjęliśmy decyzję, że będziemy próbowali ściągnąć go od razu. Nie ukrywam, że ta “kontuzja” trochę pomogła w negocjacjach. Dostałem dokumentację medyczną Davida. Sprawdzaliśmy co tam się wydarzyło. Mieliśmy pełny obraz. Był pewien problem, gdy był bardzo młodym chłopakiem, natomiast po konsultacjach uznaliśmy, że nie jest to coś, co powinno mu przeszkadzać w robieniu kariery.
Było trochę niepewności?
Doza niepewności była, ale widzieliśmy, że gra regularnie w lidze. Nie od wczoraj, tylko od lat. Wychodzi na całe mecze i nie wykazuje negatywnych symptomów. Zbieraliśmy o Davidzie opinie z rynku, także z Krakowa, i wszystkie głosy braliśmy pod uwagę. Naszą rolą jest potem takie głosy poskładać, względnie: przefiltrować. Opinie z Wisły też do nas trafiały. Ale po obejrzeniu dokumentacji medycznej, opiniach ze Słowenii, postawie Davida na boisku i tym ile grał w sezonach po kontuzji, zdecydowaliśmy podjąć taką a nie inną decyzję.
Co zwróciło uwagę Rakowa podczas tworzenia profilu zawodnika?
Michał Świerczewski: – Widać było, że jest bardzo dobrze wyszkolony technicznie, do tego bezczelny boiskowo, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Chętnie podejmuje próby pojedynków, strzela z niezłym powodzeniem. Ta praca defensywna nie była u niego na takim samym poziomie jakościowym, ale to, co widzieliśmy choćby po jego wydolności, kazało sądzić, że może się rozwijać w tym kierunku, może realizować założenia taktyczne ze strony naszego trenera. Prawda jest taka, że gdyby już wtedy, na Słowenii, bardzo dobrze pracował w defensywie, to wzbudziłby zainteresowanie mocniejszych lig. Żeby sprowadzić talent do Polski trzeba patrzeć na to, kim ten piłkarz z dużym prawdopodobieństwem może się stać, jeśli ma się na niego pomysł, plan, a nie tylko na to, co prezentuje obecnie.
Paweł Tomczyk: – Intensywność gry, dobra szybkość. Grał w Kranju trochę jak wolny elektron. U nas musiał się dostosować do wymagań panujących w drużynie. Były wątpliwości o jego grę defensywną, ale w Kranju nie miał w ogóle takich zadań, więc to nie tak, że się nie angażował, tylko nikt od niego tego nie wymagał. W dzisiejszym futbolu wszyscy muszą umieć atakować i bronić, czuliśmy, że David, ambitny chłopak, nawet jeśli ma tu jakieś niedomagania, zrobi co w jego mocy, by się poprawić. David zrozumiał naszą grę, nasze oczekiwania, cały czas pracuje, by lepiej sprawdzić się w tym systemie.
PRZYSPIESZONY TRANSFER
Tak naprawdę transfer Tijanicia, choć mógł być przeprowadzony latem 2019 roku, był po pozytywnym rozpoznaniu gracza planowany na lato 2020. A jednak podjęto decyzję, aby go przyspieszyć.
Paweł Tomczyk: – Czemu zdecydowaliśmy się ściągnąć go pół roku wcześniej? Czasem trzeba zaufać przeczuciu. Widzieliśmy, że to dobry zawodnik. Poparte było to szeregiem opinii, obserwacji, również tych na żywo, bo skauci znali zawodnika z wcześniejszych lat. Ale mieliśmy przeczucie, że lepiej teraz, pół roku wcześniej, wyłożyć na niego pieniądze. Równie dobrze mógł się tak przez pół roku rozwinąć, że byłby dla nas niedostępny. A tak ta kwota była bardzo rozsądna. Cieszymy się, że do nas trafił.
Michał Świerczewski: – David to nie jest chłopak niesamowicie ekspresyjny, natomiast myślę, że dobrze się u nas odnalazł, jest lubiany w szatni. Nikt nie ma do niego zastrzeżeń.
Reszta jest historią.
W zasadzie może służyć za modelowy przykład wprowadzania zawodnika. Tijanić wchodził do zespołu mając dużą konkurencję na boisku. Oswajał się z taktyką, wymaganiami trenera Papszuna, krok po kroku budując sobie pozycję tak w Rakowie, jak w lidze. Dziś jest gwiazdą całych rozgrywek. Czy już wzbudza zainteresowanie mocniejszych lig?
Michał Świerczewski: – Na razie są to raczej informacje o zapytaniach ze strony menadżerów, natomiast żadna oferta dla Davida do klubu nie wpłynęła.
I chyba wypada dodać: jeszcze nie wpłynęła. Bo przy tej formie, wydaje się to formalnością.
Fot. FotoPyK