Łódzki Klub Sportowy przed kwarantanną? 8 zwycięstw i remis, w tym awans w Pucharze Polski, gole 22:6. ŁKS po kwarantannie? 2 zwycięstwa, w tym awans w Pucharze Polski, gole 6:0. Łódzka maszyna rozpędzała się powoli, ale gdy już wskoczyła na wyższy bieg – kontynuuje swoją podróż w kierunku Ekstraklasy.

Już po kilku pierwszych akcjach wydawało się, że ŁKS zrobi to, czym zajmuje się właściwie od początku sezonu, z pojedynczą przerwą na mecz z Arką Gdynia. Pewne, szybkie, w miarę bezbolesne rozprawienie się z rywalem, zerwanie kartki z kalendarza i dalsze odliczanie dni do momentu powrotu do krajowej elity. Chrobry Głogów chciał wyjść od początku wyżej, pressingiem, tak, by ŁKS nie mógł grać swojej ukochanej klepanki. Tak naprawdę to mogło się zemścić już po kilkudziesięciu sekundach, gdy atak napędziła prawa flanka łodzian, płynnie mijając doskakujących rywali. Przez cały pierwszy kwadrans próbowali a to Wolski, a to Pirulo, a to Dominguez z Corralem. To wtedy ŁKS stworzył dwie-trzy sytuacje, z których warto wymienić m.in. strzał Rozwandowicza sprzed pola karnego.
No a potem nastała piętnasta minuta i jak na komendę – gra się skończyła. Bite pół godziny oglądaliśmy podania pomiędzy stoperami i bramkarzem ŁKS-u. Jedyne ciekawsze momenty? Gdy któryś z nich się pomylił i Chrobry tworzył sobie kolejne niezłe okazje. Raz do podania wszerz pola karnego spóźnił się Lebedyński, jeden strzał Banaszewskiego pofrunął nad poprzeczką. Generalnie jednak – jeśli pachniało golem, to po kontrze gości, a nie tej nudziarskiej grze łodzian. Obraz po przerwie, przynajmniej na początku, nie uległ zmianie.
Ale od czego ŁKS ma Michała Trąbkę.
To właśnie jego akcja kompletnie odmieniła oblicze meczu. Wystarczyło, że raz przyspieszył, raz złamał to mozolne tempo akcji – i Pirulo znalazł się w fantastycznej sytuacji na prawej stronie boiska. Wprawdzie jego strzał obił poprzeczkę, dopiero dobitka Corrala dała łodzianom prowadzenie, ale bez wątpienia – to była kluczowa chwila spotkania. Gospodarze w tym momencie złapali swoje obroty, złapali swoje „flow”, a Chrobry musiał skupić się na statystowaniu. Zdaje się, że to może być całkiem popularny scenariusz – dopóki wynik jest bezbramkowy, ŁKS męczy się podaniami na własnej połowie. Ale jak już wpadnie… Nie ma co zbierać.
Na 2:0 podwyższył Carlos Moros Gracia, po przebitce Jana Sobocińskiego przy rzucie rożnym. Bramkę na 3:0 zdobył Pirulo, który doskonałą podcinką wykończył jeszcze lepsze prostopadłe podanie Sajdaka. A przecież ŁKS się nie zatrzymał, tylko świetne interwencje Bieszczada uchroniły gości od kolejnych trafień. Bardzo mocne strzały oddali m.in. Sekulski i Pirulo, ten ostatni trochę zakiwał się przy dobrej sytuacji w szesnastce głogowian. Goście nie tworzyli już praktycznie żadnego zagrożenia pod bramką Malarza – a to dlatego, że w sumie rzadko mieli piłkę. ŁKS przestał usypiać podankami we własnym polu karnym, zaczął dość bezlitośnie przeć do kolejnych goli. Sajdak, który dużą część swojego występu odgrywał do najbliższego, zazwyczaj do tyłu, przy bezpiecznym wyniku dał dwie asysty, obie po dobrym dryblingu i odważnym podaniu. Właściwie o każdym z zawodników dałoby się napisać to samo – przy bezbramkowym remisie apatyczny, powolny, nieobecny. Po trafieniu – odważny, waleczny, bezbłędny.
Puenta? W końcówce, trudno o bardziej dobitną. Przed przerwą ŁKS wymienił cztery podania, a właściwie nie opuścił swojego pola karnego – Malarz podał do Rozwandowicza, ten do Morosa, Moros z powrotem do bramkarza. W 90. minucie ŁKS czterema podaniami przeszedł od własnej szesnastki, do uderzenia Antonio Domingueza, który ustalił wynik na 4:0. Ile znaczy ten pierwszy gol przy taktyce Wojciecha Stawowego? Dzisiaj przekonał się zespół Chrobrego Głogów. A mamy wrażenie, że ta lista może się wydłużać z każdą kolejką.
Osobne słowo pochwały należy się tak ogólnie, Hiszpanii. Bardzo długo wydawało się, że ŁKS dał się nabrać na Ramireza – stworzył kolonię jego rodaków, którzy nie mieli żadnych szans na dobicie do jego poziomu piłkarskiego. Dziś? 4 Hiszpanów w składzie, każdy z golem. Może faktycznie piłkarzom z tej części świata potrzeba czasu, by przyzwyczaić się do polskiej piłki.
ŁKS Łódź – Chrobry Głogów 4:0 (0:0)
Corral 63′, Gracia 67′, Pirulo 77′, Dominguez 90′
Fot.Newspix
Zdecydowanie potrzeba czasu, minimum pół roku, a najlepiej rok. Kto nie ma na to czasu/cierpliwości niech się lepiej z automatu w piłkarzy z półwyspu iberyjskiego nie pcha.
Dobre i to na osłodę po ciosie związanym z za krótkim dachem na właśnie budowanym stadninie. Całościowo koszmarnie będzie to wyglądało ale przynajmniej chyba będzie ekstraklasa. Bracia po szalu bagatelizują sprawę spuszczając się nad ilością krzesełek, mimo że każdy normalny kibic ŁKS zna potencjał kibicowski. Max 10 tys, na reszcie co najwyżej wydrukowane awatary. Nie wiem po jakiego grzyba brnąć na siłę w 18 – 20 tys krzesełek, a oszczędzać na dachu, który stanowi o wyglądzie stadionu. Strach pomyśleć czym oni pokryją ów dach, bo chodzą słuchy, że w tym aspekcie też poczyniono oszczędności. Szykuje się stylistyczny koszmarek z połową pustych miejsc podczas każdego meczu.
Taki komentarz również dobry na osłodę wątpliwej jakości rozrywki w postaci meczu dumy Koluszek i Brzezin. Powodzenia w jeździe autostradą do ekstraklasy.
Ups, skończyła się maść na ból doopy … Trzeba było tak z kolegami z rytysy super fans nie baraszkować w nocy, to by nie piekło
Nikt już się nie nabiera na te wasze marne prowokacje widzewiaczki. Z drugiej strony, co wam pozostało?
Byłeś z tym u lekarza? Takie wklejanie tego samego tekstu pod każdym możliwym newsem o ŁKS na każdym możliwym portalu wskazuje na chorobę psychiczną. Przy okazji popraw słowo „stadninie”…
Mecz bardzo mi przypominał spotkanie pierwszej kolejki z Odrą Opole z tą różnicą, że tam bramka wpadła już przy pierwszej groźniejszej okazji i rozwiazała worek… Tutaj też powinna paść, ale nie wpadło i po pierwszych piętnastu minutach dobrej gry zrobiła się kopanina. Chrobry wściekle biegał, wysoko pressował, nie dał ŁKS-owi wyprowadzić piłki. ŁKS cierpliwie klepał tą tiki takę na swojej połowie usypiając przeciwnika oraz … widzów 🙂 Nie da się wysoko pressować cały mecz i Chrobry boleśnie się o tym przekonał w drugiej połowie. Z minuty na minutę uchodziło z nich powietrze, jeden gol, drugi gol, trzeci leci, na tablicy trzy zero się świeci 🙂
A później jeszcze czwarta i pozamiatane, fajnie że trafił w końcu z akcji Antonio, już dawno zasłużył na tą bramkę. Z meczu na mecz gra lepiej w odbiorze, w asekuracji swoich stref boiska. Teraz jeszcze niech Sajdak zacznie przy 0:0 grać tak, jak grał dzisiaj od 2:0 i będzie pięknie.
Zaczyna się nam krystalizować czołówka, 24 bramki w 9 meczach ma swoją wymowę, z kolei tylko 4 stracone świadczą o tym jak niewiele ekipy naszej 1 ligi mają do zaoferowanie jeśli chodzi o grę do przodu.
Te 4 bramki stracone przez ŁKS to same kuriozalne akcje, z Sosnowcem dzida przez całe boisko i kuriozalna interwencja Dąbrowskiego, kolejna kuriozalna bramka z Bełchatowem, ponownie Dąbrowski, tym razem wybija piłkę i niefortunnie trafia w zawodnika z Bełchatowa, ten blokuje wybicia, a piłka wpada do siatki, no futbolowe jaja 🙂
Pozostałe dwie bramki Resovii i Sandecji, to strzały życia z dystansu …
Ani jednej bramki straconej po składnej akcji drużyny przeciwnej. Tyle jeśli chodzi o jakość ofensywną ekip na poziomie 1 ligi w Polsce …
To Stawowy jednak jest dobrym trenerem?
Pewnie takim dobrym, jak np. Dominik Nowak, tj. mając niezłych technicznie Hiszpanów można rozklepać zagubionych we mgle pierwszoligowców, ale w Ekstraklasie taka piłka prawdopodobnie znowu odbije się od murowania i konterek Stokobierzów. Nie życzę tego ani ŁKS-owi, ani Stawowemu, ale ciężko być optymistą.
Jak masz zawodników sprowadzonych na ekstraklasę, co sami ogrywają przeciwników, to i trener nie jest potrzebny.