Kiepskie wyniki osiągane przez Lecha Poznań w Ekstraklasie sprawiły, że wielkopolscy kibice mają przed oczami sezonu 2015/16. Odruchowo fani Kolejorza szukają na boisku Davida Holmana i Denissa Thomalli. Pięć lat temu lechitom też nie wychodziło łączenie ligi z pucharami. Wówczas w klubu poszedł jasny przekaz – odpuszczamy puchary, by ratować ligę. Czy teraz może być podobnie? I czy odpuszczanie jakiegokolwiek frontu w ogóle byłoby akceptowalne?
Strata dziesięciu punktów do Rakowa nie jest jeszcze taką tragedią. Zwłaszcza, że lechici mają jeszcze w zanadrzu mecz zaległy, a i zaraz z ekipą Marka Papszuna będą mierzyć się w bezpośrednim starciu. Może się zatem okazać, że zaraz strata będzie wynosiła tylko wirtualne cztery punkty. Choć pesymista widzi tu szansę na to, by do lidera z Częstochowy tracić zaraz trzynaście lub i szesnaście punktów, bo przecież Lech gra wcześniej jeszcze z Legią.
Niemniej nastroje w Poznaniu szybko odbiły od euforii do pesymizmu. Miesiąc temu zespół był witany pieśnią i racami pod stadionem, gdy wracał z Charleroi po awansie do fazy grupowej Ligi Europy. Było skandowanie nazwisk piłkarzy, były podziękowania. Dzisiaj nikt jeszcze psów na tym zespole nie wiesza, ale kibice widzą, że dzieje się coś niedobrego. W lidze poznaniacy mają bliżej do ostatniego w tabeli Piasta niż do pierwszego Rakowa. W pucharach przegrali dwukrotnie – dwa razy nie pozostawili po sobie wstydu, ale punktów nie zdobyli.
Powtórka z 2015/16?
Wobec tego zaczyna się to, o czym była mowa pięć lat temu. W mniejszym stopniu to, co działo się w sezonie 2010/11, ale przypomnijmy, że wówczas Kolejorz radził sobie w świetnie w pucharach, a w lidze cieniowal, co poskutkowało zwolnieniem Jacka Zielińskiego. Ale skupmy się na sezonie 2015/16. Lech szorował po dnie tabeli, był na ostatnim miejscu. Potrafił ograć na wyjeździe Fiorentinę (wówczas lidera Serie A), a w Ekstraklasie dostawał bęcki w Niecieczy. Wynoszony na piedestał Maciej Skorża nie wytrzymał sztormu po zdobyciu mistrzostwa. Też stracił pracę. A jego następca Jan Urban dostał jasny przykaz – w Europie mają grać rezerwy, skupiamy się na lidze.
Czy Lechowi grozi powtórka z rozrywki w tym sezonie? Trzeba byłoby o to zapytać władze Kolejorza. Natomiast skupmy się na samej logice takiej polityki, która majaczy gdzieś w sferze rozważań. Ewentualne odpuszczenie pucharów byłoby ni mniej, ni więcej, a zlekceważeniem gry w Europie po to, by… skupić się na walce o grę w Europie. Taki jest ciąg logiczny. Lech miałby wystawić na Standard czy Benficę rezerwy po to, by powalczyć w Ekstraklasie o szansę gry w przyszłym sezonie z klubami pokroju Standardu i Benfiki.
Tylko Lech Poznań strzeli gola w dzisiejszym meczu? Kurs w eWinner – 1.94
Byłoby to zatem kopnięcie z półobrotu w jakiekolwiek logiczne myślenie. Oczywiście – można to sobie kalkulować, że może za rok Lech będzie silniejszy. I że może wtedy będzie go stać na ograne takich Rangersów. Wiecie – “musimy zbudować konsekwencje w awansowaniu do pucharów”. Zaczepiamy zatem o to mityczne “budowanie”. Może to słaby autorytet, ale Janusz Wójcik dość trafnie określił takie odwlekanie sięgania po coś więcej niż ligowy byt. Gdy zapytano go o budowę drużyny, odpowiedział tylko, że jak ktoś chce coś budować na przyszłość, to niech sobie kupi działkę i zbuduję tam domek.
Problem Lecha w ewentualnym (podkreślamy – ewentualnym) odpuszczeniu któregoś frontu jest jednak jeszcze głębszy. Kolejorz po prostu nie mógłby nawet za bardzo wystawić rezerw na ten front. Kadra lechitów jest zbyt wąska.
Spójrzmy na to pozycja po pozycji. Butko od początku ponownego wypożyczenia ma problemy zdrowotne. Dejewski wypadł blado w starciu z Benficą. Muhar nawet w drugoligowych rezerwach nie wyglądał zbyt dobrze. Moder nie ma zmiennika. Klupś dopiero dochodzi do formy po wielotygodniowych problemach z kontuzją. Marchwiński miał obiecujące wejścia z ławki, ale gdy grał w wyjściowym składzie, to na ogół rozczarowywał. Kaczarawa grając od pierwszej minuty z Cracovią też się nie popisał. O Awwadzie wiemy póki co bardzo mało. Podobnie jak o rezerwowym bramkarzu Malenicy.
Co miałby powiedzieć Żuraw przy odpuszczaniu?
Ewentualne odpuszczenie pucharów wiązałoby się zatem i tak z tym, że kilku liderów musiałoby zagrać w wyjściowym składzie. Zatem nawet to potencjalne zaniechanie walki o punkty w Europie wiązałoby się z tym, że ważne ogniwa tak czy siak byłby obciążone grą co cztery dni.
Żuraw musiałby zatem jakoś hamować swoich zawodników przed grą na pełen gwizdek. Tylko wyobraźmy sobie scenkę rodzajową. Trener wchodzi do szatni przed meczem ze Standardem Liege i mówi do takiego Tymoteusza Puchacza – “Tymek, dzisiaj o piętnaście sprintów mniej, nie ryzykuj urazu, masz dzisiaj tylko lekki rozruch”. Przecież Puchacz i tak grałby tak, jakby jutra miało nie być. Zresztą jaki autorytet budowałby w szatni trener, który zachęcałby piłkarzy do tego, by w którymś meczu grali na mniejszych obrotach?
Znicz sprawi niespodziankę i wygra z Lechem w regulaminowym czasie gry? Kurs w Totolotku – 10.21
Zatem trudno sobie wyobrazić, by Lech puchary odpuścił. To dla znakomitej większości tych piłkarzy pierwsza taka przygoda w Europie. Pierwsza okazja, by zagrać z tak dobrymi rywalami. A i dla samego klubu to okazja, by wreszcie po pięciu latach zmierzyć się z kimś innym niż z Piastem, Wisłą, Legią, Zagłębiem czy Pogonią. Historię klubu buduje się meczami z klubami pokroju Benfiki. O dziewiątej kolejce Ekstraklasy za pięć lat nikt nie będzie pamiętał.
Dziś w Pruszkowie zobaczymy na pewno rezerwowy skład Lecha. Poznaniacy mają długą historię wywalania się na niżej notowanych rywalach w Pucharze Polski. Natomiast rzecz jasna nawet skład z Dejewskim, Muharem, Awwadem czy Kaczarawą powinien Znicza pokonać. Tak żeby odhaczyć obowiązek. Lech potrzebuje tego awansu, by do meczów ze Standardem, Legią i Rakowem podejść z czystą głową. I najlepiej byłoby też dla samej drużyny, by w tej czystej głowie nie znalazły się myśli spod znaku “a może dzisiaj warto odpuścić, bo za cztery dni inny ważny mecz?”.
fot. FotoPyk