Reklama

Można grać ładnie i wygrywać? Można. Taką Pogoń aż chce się oglądać!

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

30 października 2020, 21:01 • 4 min czytania 22 komentarzy

Wiemy, że to dziwny rok i na świecie codziennie dzieją się różne niecodzienne rzeczy, ale mimo to dalej lubimy być miło zaskakiwani. A tak właśnie zaskoczyła nas Pogoń Szczecin w meczu z Jagiellonią Białystok. Portowcy w końcu zagrali tak, jak na swój potencjał i swój tegoroczny dorobek punktowy przystało. Nie dość, że przyjemnie się na to patrzyło, nie bolały zęby i nie było konieczności przeprowadzania profilaktycznej kąpieli oczu, jak miało to miejsce po poprzednich widowiskach z ekipą Kosty Runjaicia w roli głównej, to jeszcze Pogoń nie straciła swojej pragmatycznej natury i pewnie zgarnęła trzy punkty. 

Można grać ładnie i wygrywać? Można. Taką Pogoń aż chce się oglądać!

Jagiellonia nie miała nic do powiedzenia.

Była dla Pogoni niczym biała kartka papieru dla artysty, na której dopiero można coś narysować albo coś napisać.

A Pogoń postanowiła zabawić się w naprawdę zdolnego artystę.

Przede wszystkim nie męczyła buły. Zamiast okopać się na swojej połowie i czyhać na błędy, rzuciła się do zmasowanego ataku. Zaskoczyła pressingiem, szybką grą i umiejętnym rozgrywaniem piłki na jeden kontakt. Klepka-klepka, przewaga, przerzut, klepka-klepka. To robiło różnicę i stwarzało szanse.

Reklama

Taki Luka Zahavić zmarnował trzy setki. Przy pierwszej w ogóle nie trafił w bramkę po świetnym przejęciu Dąbrowskiego i prostopadłym podaniu Kozłowskiego. Przy drugiej i trzeciej, też korzystając z fajnych prostopadłych podań z drugiej linii, przegrywał pojedynki z nieźle dysponowanym Węglarzem. Nie napiszemy, że napastnik Pogoni to patałach. Nie, absolutnie, umie grać w piłkę, tu jakaś kiwka, tu sztuczka, tu siateczka, tu mądre wyjście do rozegrania, ale nie po to tu trafił, nie po to tu przyszedł. Ma strzelać.

Na razie nie strzela, choć coś czujemy, że to kwestia czasu.

Tym razem jeszcze wyręczyli go koledzy.

I to, trochę paradoksalnie, w szczecińskim stylu z tego sezonu, czyli po mądrze egzekwowanych stałych fragmentach gry, co oczywiście niczego drużynie Kosty Runjaicia nie ujmuje. Gole to gole.

Bramka numer jeden:

Hubert Matynia mocno dośrodkowuje z rzutu wolnego. Piłkę głową przedłuża Zech w taki sposób, że ta odbija się od nogi zdezorientowanego Bodvara Bodvarssona i wpada do siatki.

Bramka numer dwa: 

Zahović dośrodkowuje w pole karne tak, że koślawo interweniować musi Tiru. Stoper Jagi niby wybija piłkę na rzut rożny, ale robi to tak dziwnie, ni to ręką, ni to nogą, że sędzia Sylwestrzak korzysta z pomocy wozu VAR. Decyzja: ręka, karny.

Reklama

Czy tak było?

Pewnie tak.

Dobrej powtórki złapać się nie dało, co tylko świadczy o jakości interwencji Tiru.

Do jedenastki podszedł Sebastian Kowalczyk. Zatrzymanie, huknięcie, styl Lewego.

Bramka numer trzy: 

Matynia i Kowalczyk naradzają się, jak wykonać rzut wolny z rogu boiska. Szepczą coś do siebie konspiracyjnie, ale widać, że zaraz coś się będzie święcić. No i tak się stało. Gorgon wyczekał wszystkich defensorów Jagi, którzy dali się złapać na prosty trik reszty drużyny Pogoni i ruszyli w stronę własnej bramki, zostawiając Austriaka na jedenastym metrze i dając mu strzelić na 3:0.

W drodze piłka musnęła ponoć jeszcze nogę Kucharczyka, ale to didaskalia, rzecz dla statystyków, właściwie nie do przesądzenia i właściwie nieistotne komu ostatecznie zapisana zostanie bramka.

Bo ostateczny bilans jest taki, że Pogoń zagrała sexy futbol. Zresztą, mogła wygrać dużo wyżej, bo nieustannie kreowała jakieś zagrożenie pod bramką Jagiellonii. Kucharczyk dwa razy w ciągu krótkiej chwili strzelił z dalszej odległości – raz trafił w słupek, raz nieco przestrzelił. Nieco później Runje fatalnym wyprowadzeniem piłki stworzył setkę Kowalczykowi, ale ten strzelił wprost w Węglarza. Jeszcze mało? Pod koniec meczu kapitan Pogoni zmarnował jeszcze rzut wolny z dobrej pozycji. O sytuacjach Zahovicia już pisaliśmy.

Przykłady można mnożyć i mnożyć.

Zagrało praktycznie wszystko. Hubert Matynia pokazał, dlaczego kiedyś dostał powołanie do reprezentacji Polski. Sebastian Kowalczyk przełamał swoją wielką niemoc strzelecką, a do tego wyglądał naprawdę przyzwoicie. Mega pewnie zaprezentował się duet Zech-Kostas. W środku pola wymiatał Damian Dąbrowski i towarzyszący mu młodziutki Kacper Kozłowski, który zasygnalizował, że talent ma wielki, a gdyby w pierwszej minucie spotkania wyszło mu to uderzenie zewniakiem z pierwszej piłki, to mielibyśmy zajebistego gola, który mógłby zbudować go na cały sezon.

Pamiętajmy, że Kozłowski ma 17 lat i dopiero debiutował w pierwszym składzie w meczu Ekstraklasy.

I tak, był to bardzo udany debiut. Aktywny, szukający gry, nie tracił piłek. Materiał na fajnego grajka środka pola.

Co o Jadze? Dajcie spokój. O czym mielibyśmy napisać? Że Twardkowi wyszły dwa dryblingi? Bez jaj. Bogdan Zając eksperymentował i już wie, że w jego zespole na razie system z wahadłowymi i trzema obrońcami nie działa.

Krótko: więcej takiej Pogoni i nigdy więcej takiej Jagiellonii.

 

Fot. Newspix

 

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

22 komentarzy

Loading...