Całkiem ciekawy mecz pierwszej ligi na liście rzeczy, których spodziewaliśmy się w środę o godz. 13, stał gdzieś pomiędzy hiszpańską inkwizycją i zwycięstwem Marcina Najmana przez nokaut. A jednak, w erze wirusowej jest to możliwe, bo przecież kiedyś trzeba nadrabiać zaległości. Dzisiaj nadrabiali je piłkarze Radomiaka i GKS-u Tychy. Widowisko było całkiem niezłe, ale jak to bywa na zapleczu Ekstraklasy – swoje trzy grosze musieli dorzucić sędziowie.
Szczególnie wyróżniała się dziś defensywa zespołu z Tychów. Ta formacja zasłużyła na jakąś nominację do Orderu Uśmiechu. Dawno już nie widzieliśmy tak pociesznych prób zabezpieczenia własnej bramki. Nie powiemy, że Radomiak dostał od GKS-u bramki w prezencie. Faktem jest jednak, że padły one po tak prostych i głupich błędach, że nie sposób powiedzieć co innego, niż że goście odegrali w obydwu przypadkach kluczową rolę. Spójrzcie sami.
Gol na 1:1
Na powyższym zdjęciu przy piłce widzicie przedstawiciela gatunku defensorus sabotarius. Gdybyśmy mówili o Pokemonach, powiedzielibyśmy bez wahania, że to typ elektryczny. Sytuacja – jak można się domyślić – nie jest przesadnie trudna. Radomiak naciska, ale jego piłkarze nie są jak Tommy Lee Jones w “Ściganym”. Ot, przeszkadzają w swobodnym rozegraniu akcji. I chyba sami nie spodziewali się, co nastąpi chwilę później.
Tak jest, Nemanja Nedić zagrał tak, że Karol Angielski miał autostradę do bramki. Na szesnastym metrze minął więc Konrada Jałochę i bez problemu wpakował piłkę do pustej bramki.
Gol na 2:1
Komiczna sytuacja i małe deja vu z meczu Radomiaka z Puszczą Niepołomice. Leandro wypuszcza napastnika, ten wbiega w pole karne. Przed sobą ma kilku obrońców, więc w teorii – akcja nie jest przesadnie groźna. To znaczy, może inaczej – akcja jest groźna, jednak biorąc pod uwagę, że rozkład sił w polu karnym jest mniej więcej taki, jak pod Hodowem. I tak jak w legendarnej bitwie husarii – mniejsi wzięli górę. Karol Angielski został powalony przez Bartosza Szeligę, sędzia wskazał na “wapno” i chwilę później Radomiak już wygrywał.
Radomiak też święty nie jest
Oczywiście nie będziemy wytykać błędów tylko defensorom GKS-u, skoro mecz zakończył się remisem. Ci po drugiej stronie barykady także się nie popisali. Już w drugiej minucie gry Artur Bogusz dość ostro potraktował rywala przed polem karnym. Efekt tego był taki, że tyszanie zamknęli Radomiaka na kilka chwil w jego własnym polu karnym. To wystarczyło, bo po serii rzutów rożnych obrońcy gospodarzy zaspali przy kryciu i przedłużenie piłki przez Bartosza Szeligę na gola zamienił Oskar Paprzycki.
Drugi gol? Tu już sprawa jest bardziej zawiła. W pole karne na pewniaka wpakował się Marcel Stefaniak, doszło do przedziwnego starcia z Leandro, po którym obaj upadli na ziemię. Sędzia chyba sam zastanawiał się co z tym fantem zrobić, jednak w końcu stwierdził: rzut karny. Piłkarze w szoku – i to po obydwu stronach – chociaż wiadomo, że ci z Tychów szybciej skumali, że mają niepowtarzalną szansę na urwanie rywalom punktu. Dosłownie niepowtarzalną, bo do tego momentu w drugiej połowie meczu nie oddali nawet jednego strzału. Ale szansy nie zmarnowali, bo “jedenastkę” na gola zamienił Łukasz Grzeszczyk.
Sędzia na deser
Ale, jak to bywa na zapleczu Ekstraklasy, nie może być tak, że sędzia zaliczy spokojny i pewny występ. Pomijając już kwestię faulu Leandro – który swoją drogą stracił przez to tytuł bohatera meczu, bo stwarzał dziś największe zagrożenie na boisku – doszło do kilku innych zagadkowych sytuacji. Radomiak ewidentnie miał pecha co do piłek, które posyłał w pole karne przeciwnika. GKS mógł bowiem pomagać sobie rękami, a Dominik Sulikowski pozostawał niewzruszony. Przykłady? Proszę bardzo
- 20. minuta gry. Centra Miłosza Kozaka, jeden z obrońców idzie na wślizgu, ręce rozłożone jak Leonardo di Caprio w “Titaniku”. Efekt? Nic nie było, kartkę dostał tylko Dariusz Banasik – za protesty
- 96. minuta spotkania, to byłby gamechanger. Kolejne dośrodkowanie zawodnik przyjmuje sobie futbolówkę ręką – sędzia nic nie widzi
Podobno taka sytuacja zdarzyła się raz jeszcze, na początku spotkania, jednak nie zdążyliśmy już odwinąć transmisji, żeby to zweryfikować. Natomiast dowód na to, że Sulikowski wypaczył wynik mamy bardzo wyraźny.
Ładnie dzisiaj Radomiak wydymany przez sędziego. Druga lub trzecia ewidentna ręka w polu karnym bez reakcji. #Pierwszoligowiec pic.twitter.com/fmpEm1h1ex
— Szymon Janczyk (@sz_janczyk) October 28, 2020
Co tu dużo mówić: coraz mniej dziwimy się Dariuszowi Banasikowi, że co chwilę ląduje na trybunach. Też krew by nas zalała, gdybyśmy tracili punkty w takich sytuacjach.
Radomiak Radom – GKS Tychy 2:2
Angielski 29′, 49′ – Paprzycki 7′, Grzeszczyk 86′
Fot. FotoPyK