Reklama

Niepokonany Górnik Łęczna na podium 1. ligi. Czas myśleć o awansie?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

25 października 2020, 17:19 • 4 min czytania 11 komentarzy

Możesz zagrywać piętkami „na ścianę”, jak Kamil Zapolnik i Paweł Zieliński. Możesz zakładać „dziury” rywalom jak David Panka. A nawet mieć w ekipie samego Goku. To jednak nic nie znaczy, gdy przyjeżdżasz do Łęcznej. Beniaminek ma za sobą sześć domowych spotkań i nie odnotował jeszcze ani jednej porażki. Ba, mało tego – drużyna Kamila Kieresia jest jednym z dwóch niepokonanych zespołów w lidze – obok ŁKS-u. I nawet Miedź Legnica nie jest w stanie tego zmienić.

Niepokonany Górnik Łęczna na podium 1. ligi. Czas myśleć o awansie?

Czego spodziewamy się po meczach Górnika Łęczna? Nie oszukujmy się – niczego spektakularnego. Zespołowi z Lubelszczyzny hołduje prosta zasada:

  • wykorzystać to, co się uda
  • zamurować się przed rywalem

Czy jest to efektowne? Momentami, ale tych momentów jest niewiele. Czy jest to skuteczne? Tak i dlatego Górnika nie będziemy się przesadnie czepiać. W tym sezonie, jako beniaminek, mają już na koncie: wygrane z dwoma spadkowiczami (Arka, Korona), zwycięstwo z finalistą baraży sprzed roku (Radomiak), remis z Widzewem, a teraz dorzuca do tego zgarnięcie trzech punktów z jednym z faworytów do awansu – Miedzią Legnica.

Szacunek się należy.

Zmarnowane „setki”

Dzisiaj zobaczyliśmy w akcji typowego Górnika. Defensywa ustawiona tak szczelnie, że nawet mrówki nie znalazłyby tam dla siebie korytarza do przejścia. Bartosz Śpiączka szukający swoich okazji po kontratakach. Oraz stałe fragmenty gry, po których tych okazji było najwięcej. Najlepsza? 23. minuta gry, piłka wrzucona z narożnika boiska prosto na piąty metr, gdzie stali Śpiączka oraz Paweł Baranowski. Wydawało się już, że napastnik łęcznian trzaśnie z całej siły i nie da szans Mateuszowi Heweltowi, a jednak – Baranowski go uprzedził, posłał piłkę nad bramką i było po sprawie.

Reklama

Ale spokojnie, o tym duecie jeszcze sobie przypomnimy.

Teraz skupmy się na tym, co jeszcze obu stronom nie wyszło, a takich sytuacji było całkiem sporo. Przede wszystkim trzeba pochwalić obydwu bramkarzy, którzy stanęli na wysokości zadania. Mateusz Hewelt zrobił to wtedy, kiedy po dośrodkowaniu Pawła Sasina Aron Stasiak uprzedził Pawła Zielińskiego i posłał piłkę tuż przy słupku. Hewelt zachował czujność, strzał wybronił i uratował swoim kolegom tyłek. Po drugiej stronie podobnie zachował się Maciej Gostomski, który uchronił Sasina przed asystą, tyle że… w drugą stronę. Doliczony czas gry w pierwszej połowie, Sasin próbuje zagrać do bramkarza na uspokojenie. Zamiast uspokoić, podpala, bo jego podanie przejmuje David Panka.

Panka, który do dziś zastanawia się chyba, jak tej okazji nie wykorzystał. Bo młody piłkarz Miedzi huknął prosto w nogi Gostomskiego, który popisał się paradą z serii world class.

Miedź w tarapatach

Skoro mówiliśmy już o typowym meczu Górnika, to trzeba chyba powiedzieć także o typowej grze Miedzi. Legniczanie mieli za sobą serię trzech remisów z rzędu i najwidoczniej chcieli ją przedłużyć. Druga połowa w wykonaniu drużyny Jarosława Skrobacza to było w zasadzie pogodzenie się z tym, że z Łęcznej niczego poza punktem ugrać się nie da. Szarpanie wynikało raczej z tego, że piła się zacięła, niż z tego, że wchodziła w pień jak w masło. I – jak to w takich sytuacjach bywa – to się zemściło.

Doliczony czas gry, kolejny stały fragment gry dla Górnika. Do dziewięciu rzutów rożnych trzeba doliczyć jakieś drugie tyle rzutów wolnych, które stwarzały równie duże zagrożenie. Pamiętacie, jak pisaliśmy, że wrócimy do duetu Baranowski – Śpiączka? To ten moment. Szymon Matuszek po centrze przypadkowo trafia w poprzeczkę. Piłka spada, w chaosie niczym grzyby po deszczu wyrasta dwójka piłkarzy Górnika. Zamieszanie, ktoś wystawił nogę, ktoś próbował zablokować strzał, ale ostatecznie futbolówka ląduje w siatce na sekundy przed końcowym gwizdkiem.

Cieszy się Śpiączka, cieszy się Baranowski. Sytuacja była o tyle kuriozalna, że ten pierwszy ciągnął swojego klubowego kolegę za koszulkę, jakby chciał mu powiedzieć: tym razem mi nie przeszkodzić. Ale było inaczej: tym razem Baranowski po prostu trafił. Miedź została pogrążona i to całkiem dosłownie. Bo legniczanie jako jedyni mają na koncie komplet meczów, co jednak nie przekłada się na skuteczne punktowanie.

Reklama
  • Średnia punktów – 1.3 na mecz
  • 12 straconych bramek
  • 4 remisy

Jak na mocne inwestycje poczynione na Dolnym Śląsku, jest to wynik po prostu fatalny.

Górnik Łęczna – Miedź Legnica 1:0

Baranowski 90′

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...