Dla niektórych „normalny dzień w biurze” to stosik przejrzanych i podpisanych papierów, dla innych jakaś liczba sprzedanych produktów, a dla Roberta Lewandowskiego – strzelanie w Bundeslidze. Od lat wiemy, że nie sprawia mu to żadnych problemów, czasy się – niestety, jak widzimy – zmieniają, a Polak jest wciąż niczym świetnie zaprogramowana maszyna. Ładuje bez opamiętania i nie inaczej było z nim w starciu z Eintrachtem.
PIŁKARZ KOMPLETNY
Co więcej znów pokazał, że jest piłkarzem niezwykle wszechstronnym, bo przecież każde z trzech trafień było inne, zresztą zdobywane różnymi częściami ciała. Wygląda to tak:
- Najpierw trafił lewą nogę. Dostał piłkę w polu karnym, uderzył w róg bramki Trappa, a ten nie miał nic do powiedzenia.
- Potem strzelił głową po wrzutce z rzutu rożnego. Piłka niby leciała i płakała, ale wpadła tuż przy słupku. Można się zastanawiać, czemu Trapp nie podjął żadnej interwencji, tylko stał i patrzył (a biletów na to spotkanie nie sprzedawano), natomiast najwyraźniej też sądził: nie wpadnie. Wpadło.
- Wisienką na torcie był gol prawą nogą, dość podobny do tego pierwszego. Tyle tylko, że Lewandowski dostał piłkę od Costy jeszcze przed polem karnym, jednak wpadł w nie i Trapp znów nie zdołał sięgnąć precyzyjnej próby Polaka.
Podobała nam się… rozmowa Costy z Lewandowskim po tej bramce. Chwilę wcześniej obaj panowie mieli do siebie delikatne pretensje, bo Robert uważał, że zagrał dobrze i to Brazylijczyk źle się ustawił do podania, z kolei Costa myślał odwrotnie – wcinka od Polaka powinna być delikatniejsza. Troszeczkę czasu upłynęło, w końcu ta współpraca przyniosła konkret, a obaj panowie dalej sobie – w sympatycznej atmosferze – dyskutowali. Piękne jest to parcie na perfekcjonizm w wykonaniu takich profesjonalistów.
Kończąc wątek Roberta – co tu dużo mówić, zagrał świetny mecz. Strzelał, rozgrywał, mógł mieć kluczowe podanie, ale gdy wypuścił Comana, a ten dał patelnię do Hernandeza, to Hernandez z pięciu metrów nie trafił w bramkę. Podejrzewamy, że niemiecka prasa wystawi Lewandowskiemu najwyższe możliwe noty i nie będzie w tym cienia przesady.
DOMINACJA ABSOLUTNA
Kto w Bayernie jeszcze błyszczał? Wskazać trzeba na Sane, który upolował swoją sztukę cztery minuty po wejściu na boisko. I to jaką! Zszedł do środka wzdłuż pola karnego, pieprznął z dystansu tak, że nie było co zbierać. Jeśli Bayern nie będzie miał pociechy z tego chłopaka, to znaczyłoby, że futbol się pozamieniał na łby z czymś mało logicznym. Ale ta współpraca musi wypalić. Zresztą, czy nie można już tego po prostu potwierdzić? W trzech meczach Bundesligi ma już 2 gole i 2 asysty. Kolejne dobre występy to kwestia czasu.
Nieco zaskakujący jest za to strzelec piątego gola. Wynik na 5:0 dla Bayernu ustalił Jamal Musiala. 17-latek. Rany julek, jak ta maszyna gra i buczy. No ale Krzysztof Zając powie, że to nie tak, w końcu Korona ma mniejszą stratę finansową.
Właściwie jedyna zła informacja dla Bawarczyków po tym spotkaniu to kontuzja Daviesa. Kanadyjczyk na samym początku źle stanął, wykręcił staw skokowy i musiał zostać zmieniony przez Hernandeza. Mamy oczywiście nadzieje, że chłopak nie będzie potrzebował dłuższej przerwy, ale wyglądało to nieciekawie.
Eintracht… Szkoda gadać. Jeszcze na samym starcie wydawało się, że zapewni nam jakieś emocje, bo dwa razy zaatakował bramkę Neuera i niemiecki bramkarz musiał interweniować, ale im dalej w las, tym było gorzej. Potem ciśnienie się podniosło tylko wtedy, kiedy Neuer minął się z piłką i musiał ją dogonić przed linią bramkową. A owszem, dogonił.
Po drużynie, która jeszcze w tym sezonie nie przegrała, oczekiwaliśmy więcej, ale na Bayern chyba nie będzie mocnych w tym sezonie.
Bayern – Eintracht 5:0
Lewandowski 10′ 26′ 60′ Sane 72′ Musiala 90′
Fot. Newspix