Kiedy po wrześniowych meczach reprezentacji prezydent słowackiego związku piłki nożnej Ján Kováčik zapewniał, że Pavel Hapal ma jego pełne zaufanie, mający za sobą dwusezonowy pobyt w Ekstraklasie selekcjoner pewnie już wiedział, co się święci. W październiku były szkoleniowiec Zagłębia Lubin zdołał co prawda awansować do finału barażów o przyszłoroczne Euro pokonując w rzutach karnych Irlandię, ale po dwóch kolejnych fatalnych występach w Lidze Narodów został odwołany ze stanowiska. Mogło to mimo wszystko zaskoczyć, bo najbliższy mecz reprezentacji Słowacji to finał owych barażów.
Analizując skład grupy E na zbliżającym się europejskim czempionacie i przewidując, kto dołączy do Polski, Szwecji i Hiszpanii, raczej rzadko wymieniało się Słowaków. Po wrześniowych półfinałach i odpadnięciu w rzutach karnych Bośni i Hercegowiny to jednak właśnie nasi południowi sąsiedzi wyrastają do roli faworyta do awansu na turniej. W finale czeka ich starcie z Irlandią Północną, której potencjał ocenić należy chyba niżej, niż drużyny, którą Słowacy wyeliminowali.
Na ten finał jednak trudno czekać z wypiekami na twarzy, no chyba, że szczególnie lubi się konkursy jedenastek, bo te wydają się naprawdę prawdopodobne. Słowacja cały mecz z Irlandią zdawała się po prostu czekać na końcowy gwizdek najpierw meczu, a potem dogrywki. W końcu się doczekała i nawet awansowała, ale swoją grą zdecydowanie nie przekonała.
Właśnie o słabą grę największe pretensje mają słowaccy kibice i zajmujący się reprezentacją dziennikarze.
Piszący o „Sokołach”, jak o swoich piłkarzach mówi się na Słowacji, już od ponad dwudziestu lat Miroslav Hašan z gazety Šport przekonuje, że największym problem jest właśnie brak stylu, brak organizacji i filozofii gry. Jego redakcyjny kolega Erik Farkaš w jednym z tekstów po meczu ze Szkocją przekonywał jednak, że Słowacja ma swój styl.
Charakteryzował go tak: „Piłka na skrzydło, gdzie nikt nie odważy się na indywidualną akcję i nie podłączą się boczni obrońcy. Następnie strata albo podanie do tyłu”.
Trudno się z takim opisem gry podopiecznych Pavla Hapala nie zgodzić. Największą bolączką reprezentacji Słowacji jest bezradność w ofensywie. Zespół prawie w ogóle nie tworzy sytuacji, a w fazie ataku bardzo szybko traci piłkę. W efekcie pozostaje mu tylko czekanie na kontrataki, które bez błyskotliwych, szybkich skrzydłowych takich jak Miroslav Stoch czy Vladimir Weiss i tak nie mają wielkich szans na powodzenie. Bez argumentów w ofensywie można oczywiście przynajmniej nie tracić bramek, co udało się z (chyba najsłabszą od lat) Irlandią, ale już nie udało z trochę mocniejszą Szkocją. Najbardziej w październiku Słowację obnażył jednak Izrael, któremu Hamšik i spółka wbili co prawda gole w pierwszej połowie, ale i tak przegrali 2:3.
Ten rezultat przelał czarę goryczy i pozostający w kwarantannie Pavel Hapal został odwołany z funkcji pierwszego trenera. Niektórzy rozstanie w takich okolicznościach, kiedy trenera nie było z drużyną przez chorobę, uznali nawet za wątpliwe z etycznego punktu widzenia. Prezydent związku, który dopiero co zapewniał o pełnym zaufaniu dla Hapala, nie miał jednak skrupułów.
„Wstyd, hańba, katastrofa”
Takimi słowami Ján Kováčik skomentował ostatnie mecze reprezentacji. W rozmowie dla portalu aktuality.sport.sk przekonuje, że nie było już innego wyjścia niż zwolnienie Pavla Hapala, który zrobił co prawda dla reprezentacji wiele dobrych rzeczy, ale w piłce nożnej chodzi o wyniki, a te są wysoce niezadowalające. Działacz bardzo źle ocenił też samą grę reprezentacji, szczególnie w spotkaniach ze Szkocją i Izraelem. Sam przekonuje, że zostawiłby Hapala na stanowisku do końca eliminacji, a o zdymisjonowaniu go zdecydował dopiero po rozmowach ze współpracownikami.
Wielu dziennikarzy i kibiców jest jednak zdania, że katastrofą była cała kadencja selekcjonera. Na słowackim Twitterze od dawna funkcjonowały hasztagi #HapalVon i bardziej międzynarodowy #HapalOut (będąc trenerem Sparty Praga, po fatalnych spotkaniach m.in. we wczesnych rundach eliminacji europejskich pucharów, ówczesny trener praskiej drużyny słyszał też z trybun czeską wersję: Hapal Ven). Atmosfera wokół reprezentacji była bardzo nieciekawa, cytowani już tu dziennikarze nazywali ją wręcz paniką, sam Hapal zaś starał się raczej bronić, niż tłumaczyć, co też mu nie pomagało.
Odmłodzenie
Jak to się stało, że po bardzo nieudanej przygodzie ze Spartą były trener Zagłębia objął najważniejszą posadę w słowackim futbolu? Zapunktował u prezydenta związku wynikami z kadrą U-21, którą to doskonale pamiętamy z rozgrywanych u nas mistrzostw Europy. Słowacja zajęła drugie miejsce w naszej grupie (prezentując się od Polski o klasę lepiej), ale przy 12-zespołowym formacie nie każda drużyna z drugiego miejsca awansowała do półfinału. Drużynie prowadzonej przez Hapala trochę zabrakło i została ostatecznie sklasyfikowana na miejscu piątym.
Jako trener z młodzieżówki nowy selekcjoner dostał zadanie przeprowadzenia w „jedynce” rewolucji kadrowej. Przeanalizujmy, czego z dorosłą reprezentacją dokonał.
Hapal przejął drużynę 22 października 2018 roku, a więc niemal dokładnie przed dwoma laty.
Zastąpił Jana Kozaka starszego, jednego z najlepiej wspominanych trenerów ostatnich lat, którego fani widzieliby na stanowisku i teraz – tak jak zresztą i jego syna, też już szkoleniowca. Nowa era w słowackiej piłce reprezentacyjnej zaczęła się bardzo dobrze. Już pod wodzą Hapala Słowacy rozbili w meczu Ligi Narodów najmocniejszą w grupie Ukrainę 4:1. „Tak powinniśmy grać już od dawna. Kozak był tu za długo, był staroświecki” – pisali po meczu kibice, z których niektórzy pewnie dziś bardzo cieszyliby się z powrotu leciwego szkoleniowca. To on dał Słowacji ostatni awans na wielki turniej, a więc Euro 2016. Tam od razu po wyjściu czekali Niemcy, ale drużyna grała futbol ciekawy i atrakcyjny dla oka. Kozak nie wprowadził jednak drużyny na mundial w Rosji. Hapal, zaraz po skończeniu Ligi Narodów (trzy dni później przegrał z Czechami 0:1), też rozpoczął swoje eliminacje, których finału nie doczekał.
Eliminacyjnych poczynań, choć już wtedy wspominane wyżej hasztagi się w internecie pojawiały, słowem katastrofa nazwać nie można. Słowacy odnotowali cztery zwycięstwa, po dwa z Azerbejdżanem i Węgrami, a to zawsze mecze niezwykle prestiżowe, o czym w ostatnim wywiadzie z Leszkiem Milewskim przekonywał i Robert Pich. Były też dwie bolesne porażki z Chorwacją (0:4, 1:3), a także minimalna porażka i remis z Walią. Słowacja przeplatała lepsze mecze ze słabszymi. Hapal wypełniał zadanie, jakim było odmłodzenie drużyny. Już przed rozpoczęciem eliminacji z gry w reprezentacji zrezygnował Martin Škrtel. Szybko w jego ślady poszli też Tomáš Hubočan i Martin Nemec. W dorosłej drużynie debiutować i odgrywać coraz większą rolę zaczęli młodzieżowi reprezentanci znani z polskiego Euro.
Zbyt gwałtowne zmiany?
Przeprowadzenie zmiany pokoleniowej nigdy nie może być celem samym w sobie, a w przypadku Hapala można mieć podejrzenie, że starsi piłkarze go w tym wyręczyli. Škrtel, Hubočan i Nemec zrezygnowali sami, a niektórzy oceniający Hapala już po zwolnieniu eksperci, jak choćby piłkarz roku 1994 na Słowacji Vladimir Kinder, ich rezygnację uważają za jeden minusów pracy byłego już selekcjonera. Wtóruje mu Dušan Tittel, laureat tej nagrody z lat 1995-1997, dla którego też nagły koniec reprezentacyjnych przygód tej trójki nie był do końca w porządku. Škrtel, mający co ciekawe własną cotygodniową rubrykę w dzienniku Šport, tuż po ogłoszeniu decyzji o zwolnieniu Hapala wyraził gotowość do powrotu do reprezentacji i pomocy drużynie już w meczu z Irlandią. Sam zaznacza, że nie czuje się żadnym zbawcą, ale w kraju rozgorzała już wielka dyskusja o tym, czy Škrtela powoływać, czy nie. Dominuje zdanie, że nie jest już to ten sam piłkarz, co w czasach Liverpoolu, ale drużynie zdecydowanie pomoże. Nie najlepiej oceniane przez ekspertów jest też ciągłe eksperymentowanie ze składem, zarówno jeśli chodzi o szeroką kadrę, jak i wyjściową jedenastkę. Brak stylu i problemy w ofensywie wynikać mogą wg nich też z braku stabilizacji i zgrania.
Drużyna nadal miała jednak przebłyski i potrafiła pokonać Węgrów czy wbić pięć goli Azerom.
Po związanej z pandemią przerwie w piłce reprezentacyjnej było jednak ze Słowacją już tylko źle. Nie udało się drużynie Hapala wygrać żadnego z pięciu meczów tej jesieni. Przytrafiła się porażka 1:3 w prestiżowych derbach z Czechami, zawstydzające 2:3 po hat-tricku Zahaviego z drugiej połowy z Izraelem i remis z tym przeciwnikiem u siebie, a także i 0:1 ze Szkocją i „zwycięski” remis z Irlandią. Barażowy finał z Irlandią Północną dopełni wyspiarki tryptyk, ale drużyna pozostawiona przez Pavla Hapala nowemu trenerowi naprawdę nie rokuje, a na domiar złego jest dotknięta wieloma kontuzjami.
Tymczasowym selekcjonerem został wybrany dotychczasowy dyrektor techniczny w słowackim związku piłki nożnej Štefan Tarkovič.
Pełnił on też rolę asystenta u trenera Kozaka, a w jednym meczu prowadził nawet reprezentację samodzielnie. Było to bardzo dobre w wykonaniu Słowaków starcie ze Szwecją (3:1), ale też jeden z jego zaledwie osiemnastu meczów w roli pierwszego trenera. Decyzja o wyborze akurat Tarkoviča jest przez Škrtela, znanego nam dobrze Jana Kociana, Stanislava Šestáka i wielu innych wypowiadających się ekspertów oceniana pozytywnie. Głównie dlatego, że zna on już tę drużynę z czasów bycia asystentem Kozaka, a przed tak ważnym meczem jak ten z Irlandią ktoś całkowicie spoza obiegu byłby wyborem ekstremalnie ryzykownym. Zarówno Tarkovič, jak i jego asystent, były król strzelców Bundesligi Marek Mintál, podkreślają, że w reprezentacji Słowacji jest bardzo dużo jakości, ale z powodu wspomnianej plagi kontuzji wielkiego wyboru przy ustalaniu składu na najważniejszy mecz jesieni mieć jednak nie będą.
Problemy kadrowe
Największym problemem słowackiej drużyny od dawna był brak napastnika. Rozwiązać mógł go Robert Boženik, piłkarz Feyenoordu Rotterdam, który mimo wieku zaledwie 20 lat rozegrał już w reprezentacji dwanaście meczów i strzelił cztery gole. Na ostatnim zgrupowaniu doznał jednak zmęczeniowego złamania stopy i na pewno opuści mecz z Irlandią. W ataku znów wystąpić będzie więc zapewne musiał Ondrej Duda. W meczu ze Szkocją urazu lewego kolana nabawił się pomocnik Matúš Bero, niedostępny z powodu koronawirusa będzie też skrzydłowy Lechii Gdańsk Jaroslav Mihalik, nadal do siebie nie doszedł też były lechista Lukáš Haraslín.
Zwiastuje to kolejne duże problemy w ofensywie. Sytuacje ratować będzie musiał zapewne doświadczony Robert Mak, który wszedł ostatnio z ławki w meczu Ferencvarosu z Barceloną. Bardzo źle wygląda też sytuacja w obronie. Zarażony koronawirusem jest absolutny lider tej drużyny Milan Škriniar. Z kolei kontuzjowani są i tak grający bardzo mało w Lazio Denis Vavro, oraz mający już prawie sto występów w reprezentacji Peter Pekarík. Znowu, jak było to we wrześniu, w dyskusjach o możliwym składzie na finał barażów przewijać się będzie zapewne znany z Podbeskidzia Robert Mazáň… Z poważnym urazem od sierpnia zmaga się też Martin Dubravka, czyli bramkarz, który został w ubiegłym sezonie wybrany najlepszym piłkarzem Newcastle.
Na szczęście do środka pola wraca Stanislav Lobotka.
On wraz z Markiem Hamšikiem, który nie może obecnie nawet grać w klubie – i Ondrejem Dudą, będą zapewne najważniejszymi postaciami meczu z Irlandią. O tym, że Słowację naprawdę dotknęły problemy kadrowe niech świadczy fakt, że jedyną alternatywą w ataku dla ustawianego tam z konieczności Dudy będzie Michal Ďuriš – piłkarz, który zagrał w barwach Omonii Nikozja w meczu z Legią, a w tym sezonie może pochwalić się jedną zdobytą bramką w jedenastu meczach.
Słowacja pod wodzą Pavla Hapala zaczęła bardzo dobrze, ale potem było tylko gorzej. Po powrocie reprezentacyjnej piłki jest już wyłącznie źle, więc zmiana trenera nie dziwi. Wszyscy jednym głosem podkreślają, że drużyna nie robiła żadnego postępu i nie miała stylu. Jak mówi sam prezydent związku liczą się jednak wyniki, a jeżeli uda się w listopadzie, nawet w rzutach karnych, pokonać Irlandię Północną, ten najważniejszy wynik będzie pozytywny. Hapal nie dostanie już jednak w tym meczu szansy, choć to on Słowację do niego doprowadził. Okoliczności i czas jego zwolnienia to jedyna kontrowersyjna kwestia. Zasadności takiej decyzji nie sposób kwestionować. Słowację stać na dużo więcej. Tej w obecnej formie na przyszłorocznym Euro Polska zdecydowanie nie musi się bać.
KAMIL FRELIGA
Fot. Newspix