Reklama

Kaszowski: Świerczok to jedyna nadzieja Piasta na regularne strzelanie

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

23 października 2020, 09:47 • 7 min czytania 5 komentarzy

Jeden punkt w siedmiu meczach, trzy gole strzelone, dwanaście straconych – Piast Gliwice okopał się na dole tabeli i dziś z Wisłą Płock musi rozpocząć proces odkopywania. O problemach tego zespołu oraz nadziejach i obawach rozmawiamy z legendą Piasta, Jarosławem Kaszowskim, który przeszedł z klubem drogę od B-klasy do Ekstraklasy. Kto jest główną nadzieją na gole? O czym świadczył mecz z Cracovią? Czy pozycja Waldemara Fornalika może być zagrożona? Co będzie wyzwaniem dla działaczy na kolejne miesiące? Zapraszamy. 

Kaszowski: Świerczok to jedyna nadzieja Piasta na regularne strzelanie
W Piaście pora już bić na alarm czy nadal można zachowywać spokój, bo drużyna gra znacznie lepiej niż wskazuje na to miejsce w tabeli?

Nie można było bić na alarm po trzech czy czterech kolejkach, ale teraz… Za nami siedem spotkań, jeden punkt, niepokoi i liczba goli strzelonych, i liczba goli straconych. Na pewno nie mówimy dziś o drużynie zrównoważonej, nagle coś w niej pękło i to jest zastanawiające. Mecz z Wisłą Płock jest ostatnim dzwonkiem na odbicie się. Jeśli zabraknie wygranej, będzie już naprawdę źle, zwłaszcza że potem derby w Zabrzu. Piłkarze mogliby wyjść na nie ze zwieszonymi głowami, podłamani mentalnie. A Wisła wcale nie będzie łatwym przeciwnikiem. Gra dość nieprzyjemny futbol z perspektywy drugiej strony i potrafi zajść za skórę, o czym przekonał się już m.in. Lech Poznań. Spodziewam się więc, że jeśli już Piast zwycięży, to po zaciętym boju. Najważniejsze, żeby wrócić do grania piłką po ziemi, nie wdawać się w żadne wybijanki. Jeśli się to uda, rywal prędzej czy później gdzieś straci koncentrację i pojawią się luki.

Zespół czeka poważny sprawdzian, dla wielu zawodników wychodzenie z ostatniego miejsca jest czymś nowym, takiej presji jeszcze nie znają. Obawiam się, że jeśli źle wejdą w mecz, każde kolejne nieudane zagranie będzie im siedziało w głowie i frustracja zacznie narastać. Żarty się kończą, bo bez względu na wynik w piątek, Piast pozostanie na ostatnim miejscu, nawet beniaminkowie odjechali z punktami.

Stwierdzenie, że prawie wszystkie problemy Piasta ograniczają się do nieskuteczności jest uproszczeniem czy właśnie tak to pana zdaniem wygląda?

Na pewno w wielu meczach Piast dobrze grał piłką, brakowało tylko kropki nad “i”. To jest ta różnica względem poprzednich sezonów. Wtedy zespół grał podobnie i zawsze jakoś te gole wciskał, nawet w nieco słabszym dniu. Teraz tego nie ma, a jakość gry również chwilami spada. Spotkanie z Cracovią ogólnie ciężko się oglądało. Pokazały to także przebiegnięte kilometry. Piast w całej kolejce wykręcił tych liczb najmniej, Cracovia niewiele więcej. Ten mecz był po prostu słaby. Okej, jeśli ktoś próbował grać w piłkę, to przeważnie goście, ale nic nie wpadało. Jeszcze bardziej problem nieskuteczności dawał o sobie znać z Pogonią i Jagiellonią. Celownik zawodził Piotra Parzyszka, teraz zawodzi Michała Żyro. Wreszcie do zdrowia wrócił Jakub Świerczok, pytanie, czy szybko dojdzie do formy gwarantującej określoną liczbę goli. A analizując skład, jedyną nadzieją na regularne zdobywanie bramek wydaje się być właśnie Kuba. Ciągle brakuje też kogoś, kto tak ewidentnie weźmie ciężar gry na siebie. Z Cracovią podobał mi się Tiago Alves, robił z przodu więcej niż wcześniej  Vida czy Lipski. Może on w dłuższej perspektywie mocniej pociągnie ten wózek. Co nie znaczy, że oczekuję momentalnego wejścia w buty Felixa czy Valencii.

Czyli generalnie zgoda, że Piast ma większy problem w ataku niż obronie?

Tak, choć defensywa także zawodziła. Nie sądziłem, że Piast może stracić trzy gole w Mielcu. Nie dowierzałem, gdy widziałem, co się tam dzieje. Było już przecież 2:1, straty z nawiązką odrobione i znowu wydarzyło się coś dziwnego. Niby jest okej, gra jakoś wygląda, ale jak przychodzi co do czego, zawsze czegoś brakuje z przodu lub z tyłu. Mam wrażenie, że chłopakom zaczyna brakować pewności siebie, albo aż za bardzo chcą i nagle proste rzeczy stają się skomplikowane. Dobitnie pokazała to sytuacja Patryka Sokołowskiego na Cracovii – zamiast od razu strzelać lewą nogą, czekał i czekał, żeby kopnąć prawą. Myślę, że na treningu skończyłby z dziewięć na dziesięć tego typu akcji. Delikatny stresik chyba zaczyna dawać o sobie znać.

Reklama
Wspomniał pan o statystykach biegowych, co zbiega się niejako z wywiadem Piotra Parzyszka dla “Przeglądu Sportowego”, w którym narzeka, że trenowali za lekko. Waldemar Fornalik skontrował, że trenują tak samo jak wtedy, gdy zdobywali mistrzostwo i zajmowali trzecie miejsce. Widzi tu pan jakiś problem?

Chodziło mi o to, że również takie statystyki pokazały, że mecz w Krakowie był mało dynamiczny i niewiele się działo. Wiem, że z tymi liczbami odnośnie przebiegniętych kilometrów bywa różnie, bo najważniejsza jest liczba sprintów i intensywność w grze. Wtedy mielibyśmy pełną jasność. Trudno zakładać, żeby trener Fornalik przygotowywał zespół w inny sposób niż w poprzednich latach. Nie miał przecież powodów do zmian, a nie przypominam sobie, żebyśmy sezon czy dwa sezonu temu mówili, że Piast puchnie w końcówkach meczów, że brakuje mu sił. Może różnica polegała na tym, że drużyna częściej miała piłkę przy nodze, to rywale musieli za nią biegać.

Niepokoi mnie spora liczba kontuzji: Świerczok, Jodłowiec, ponownie Badia. Nie wiem, czy zawsze chodziło o problemy mięśniowe. Zakładam jednak, że zawodnicy cały czas są monitorowani i sztab trzyma rękę na pulsie co do zwiększania lub zmniejszania obciążeń.

Traktuje pan zmiany kadrowe jako okoliczności łagodzące? Rok temu odeszli Sedlar, Valencia i Dziczek, teraz Felix, Parzyszek, Hateley i Korun. Ponad połowa składu.

To prawda, ale w klubie już przecież od miesięcy wiedzieli, że kolejni zawodnicy będą odchodzili. Jeśli rok wcześniej nie dochodzi do przedłużenia kontraktów, no to wiadomo, że coś jest na rzeczy. Od razu powinna się zapalić lampka, że trzeba zawczasu te luki wypełnić. I pewnie takie były założenia przy pozyskiwaniu Żyro, Lipskiego czy Świerczoka. Nie da się w polskich realiach odnosić sukcesów przez lata z tą samą grupą zawodników. Jeden udany sezon, ewentualnie drugi i ci najlepsi wyjeżdżają. A to też nie jest tak, że Piast nie wydaje pieniędzy. Przy transferze Kristophera Vidy słyszałem o 700 tys. euro, dużą inwestycją było również pozyskanie Świerczoka. W mediach pisano, że Jorge Felix chciał zarabiać 300 tys. euro za sezon. Zaczynam się zastanawiać, czy nie warto było się zgodzić, żeby został – o ile chodziło tylko o pieniądze. Bardzo go teraz brakuje. Już wiosną opuścił cztery mecze i za każdym razem gra bez niego wyglądała dużo słabiej niż normalnie.

Po meczu z Wisłą Płock czeka nas przerwa reprezentacyjna, a wiemy, co podczas niej często robią polskie kluby. Dopuszcza pan do siebie myśl, że pozycja Waldemara Fornalika może stać się zagrożona?

Nie. To de facto jego pierwszy poważniejszy kryzys w Piaście, dotychczas wszystko mu się udawało. Najpierw drużynę utrzymał, a w następnych latach zdobywał medale, osiągał wyniki ponad stan. Waldemar Fornalik tyle zrobił dla Piasta, że zasługuje na naprawdę duży kredyt zaufania. No i pamiętajmy, że ostatnio trener musiał być na kwarantannie, siłą rzeczy nie miał optymalnego kontaktu z zespołem i to mogło nie być bez znaczenia. Teraz będzie tylko jeden spadkowicz, więc tym łatwiej o zachowanie spokoju.

Zaczynają dochodzić do nas wieści, że szatnia Piasta stała się podzielona, piłkarze z drugiego szeregu czują się niedoceniani. Sądzi pan, że taki obrót sprawy potęguje obecne problemy?

Coś może być na rzeczy. Klasyka – atmosferę w szatni budują wyniki. Gdy idzie dobrze, wszyscy klepią się po plecach, a rezerwowi siedzą cicho, bo jakie mogą mieć argumenty? Jeśli wyników nie ma, zaczynają się wzajemne pretensje, dlaczego gra tamten zamiast tego. Tym łatwiej o takie kwasy, gdy ktoś znajduje się na wylocie z klubu, tak jak Kirkeskov, który w grudniu odejdzie po wygaśnięciu umowy. Od stycznia to będzie poważny problem, bo wielu kończą się kontrakty – w tym Kubie Czerwińskiemu, nie ukrywającemu, że chętnie spróbowałby wreszcie sił za granicą. W styczniu może się już związać z kimś innym. Wydaje się, że w najbliższym czasie klub powinien wyjaśnić przyszłość takich zawodników. Z jednej strony więc trzeba gasić obecny pożar, a z drugiej pilnować, żeby za kilka miesięcy nie powstał nowy. W przeciwnym razie będziemy mieli klejenie zupełnie od nowa.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Reklama

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

5 komentarzy

Loading...