Reklama

Trudne zadanie przed Lechem. Polskie kluby nie potrafią łączyć ligi i pucharów

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

22 października 2020, 16:14 • 6 min czytania 10 komentarzy

Występy polskich klubów w europejskich pucharach są zbawieniem i męką. Zbawieniem – bo kibice wreszcie mają okazję się uradować, bo UEFA wysyła pieniądze, a i jakoś tak zawsze można ponapinać się przed resztą Ekstraklasy. Ale wejście do fazy grupowej Ligi Europy (czy rzadziej – Ligi Mistrzów) wiąże się też po prostu z grą. Częstą, intensywną grą. Sześć dodatkowych meczów jesienią, podróże po całej Europie, maraton grania co trzy-cztery dni – to wszystko odbija się na formie ekstraklasowiczów. Przygoda Lecha Poznań w Lidze Europy pozwala nam przypomnieć to, jak polskie drużyny radziły sobie z łączeniem gry w Polsce z europejskimi pucharami. A już sam Kolejorz ma fatalne wspomnienia z grą na dwóch frontach…

Trudne zadanie przed Lechem. Polskie kluby nie potrafią łączyć ligi i pucharów

2016/17 – Legia Warszawa

Legia wreszcie przełamała impas w Lidze Mistrzów i weszła do fazy grupowej. Ale odbiło się to też na wynikach w lidze. Legioniści zaliczyli raptem jedno zwycięstwo w pierwszych czterech kolejkach. Jesienią czekały ich mecze z Realem czy Borussią, ale to były pocztówki z Europy. Szara ekstraklasowa rzeczywistość była brutalna. Porażka w Łęcznej, 2:3 od Zagłębia, 0:0 z Wisłą Kraków, 1:3 z Arką, 2:3 z Pogonią. To właśnie wtedy Arkadiusz Malarz udzielił legendarnego wywiadu Soni Śledź, gdzie padają hasła typu „obudźmy się, kurwa. My jesteśmy Legia Warszawa. Legia Warszawa, kurwa!”.

Do 12. kolejki Legia zajmowała siódme miejsce w lidze, miała 13 punktów na koncie. Po gładkim 0:3 w Poznaniu legioniści wrócili do Warszawy, tam na parkingu spadły liście i Legia zaczęła punktować w lidze. Gdzieś w tak zwanym międzyczasie klub zwolnił trenera – Hasiego zastąpił Magiera, tymczasowo zespół prowadził też Vuković. I ostatecznie udało się Legii doczłapać do mistrzostwa. Piękna karta w Lidze Mistrzów została ubrudzona jesienią grą w Ekstraklasie, ale ostatecznie rekompensacja w postaci 3. miejsca w grupie i mistrzostwa Polski wystarczyła.

Reklama

Ale pamiętajmy – wtedy dzieliliśmy punkty i mieliśmy 37 kolejek. Legioniści mogli sobie pozwolić na to, by przez pierwsze dwanaście kolejek punktować na poziomie jednego oczka na mecz. Czyli na poziomie spadkowicza.

2015/16 – Legia Warszawa i Lech Poznań

Legia jesienią punktowała całkiem przyzwoicie w Ekstraklasie. Szkoda, że nie była równie skuteczna w Europie, bo tam weszła do grupy Ligi Europy i zdobyła raptem cztery punkty. Natomiast nie było tak, jak to często bywa, że napinka na europejskie puchary kończyła się fatalnymi wynikami w lidze. Legioniści trzymali średnią punktową dwóch oczek na mecz, która – jak pokazuje historia – na ogół daje tytuł mistrzowski. Piast próbował się ścigać, ale był za krótki na tamtą ekipę z Warszawy.

Lech? Fani Kolejorza woleliby, żeby nie mówić o jesieni 2015 roku. Poznaniacy byli pełni wiary w zespół Macieja Skorży, który po raz pierwszy od pięciu lat zdobył mistrzostwo dla Lecha. A skończyło się tym, że Lech wdrapał się do fazy grupowej Ligi Europy, a w lidze dostawał w cymbał tak mocno, że w pewnym momencie zajmował ostatnie miejsce w lidze. Nota bene – jako szesnasty zespół Ekstraklasy przystępował do meczu z liderem Serie A, Fiorentiną. I ją ograł. Ale to na niewiele się zdało, bo po zmianie trenera na Jana Urbana zarząd Lecha chciał ratować ligę, zaczęło się odpuszczanie rozgrywek europejskich i oglądaliśmy takie spektakle, jak 0:0 z Belenenses. Lech – tak jak Legia – z grupy nie wyszedł. Ale Legia zdobyła mistrzostwo, Lech ledwo wdrapał się do górnej ósemki.

2014/15 – Legia Warszawa

Reklama

Legia odpadła z eliminacji do Ligi Mistrzów, ale wdrapała się do fazy grupowej Ligi Europy. Łącznie jesienią zagrała dwanaście meczów w pucharach, dwa starcia w Pucharze Polski i dziewiętnaście spotkań w Ekstraklasie. I to była być może najlepsza jesień polskiego klubu w ostatniej dekadzie pod względem łącznia Europy z Ekstraklasą.

W lidze legioniści zimowali jako lider, z grupy wyszli (grali z Metalistem, Trabzonsporem i Lokeren), w Pucharze się nie potknęli. Zresztą w późniejszych wywiadach Bogusław Leśnodorski przyznawał, że trener Berg miał sporo wad, ale jego gigantyczną zaletą była umiejętność przygotowywania zespołu w rytmie czwartek-niedziela. Tytuł mistrzowski uciekł legionistom dopiero w rundzie finałowej – pamiętna porażka u siebie z Lechem tuż po finale Pucharu Polski, rajd Lecha, Maciej Skorża sprawia, że liga jest arcyciekawa.

2013/14 – Legia Warszawa

W Ekstraklasie – liga dwóch prędkości, w Lidze Europy – brutalna weryfikacja. Chwilę wcześniej pisaliśmy o tym, jak dobrze w następnym sezonie wychodziło Legii łączenie gry na dwóch frontach. I właśnie sezon 2014/15 był pokłosiem zmiany, do której doszło w klubie pod koniec 2014 roku. Berg zastąpił Urbana – nawet mimo tego, że Urban był z Legią liderem ligi. Ale warszawski klub chciał wykonać kolejny krok.

Łącznie ligi i pucharów w sezonie 2013/14 Legii wychodziło połowicznie. Bo w Ekstraklasie legioniści odstawili resztę stawki, ale w fazie grupowej to ich odstawiono. Trzy punkty, dwa strzelone gole, pięć meczów na zero z przodu.

Sezon 2011/12 – Legia Warszawa i Wisła Kraków

W pucharach grały dwie polskie ekipy – Wisła Kraków i Legia Warszawa. Legionistom wystarczyło pary na jeden front, w Ekstraklasie stopniowo łapali zadyszę, ale z grupy w Europie wyszli (Hapoel Rapid, PSV). Ostatecznie jednak po mistrzostwo nie udało się sięgnąć – obłożenie meczami legionistów wykorzystał Śląsk.

Wisła? Cóż, to już był czas zdecydowanie po erze wielkiej Wisły. „Biała Gwiazda” jesienią w Ekstraklasie grała kiepściutko, wyglądało to na totalną murarkę własnej bramki – byle przetrwać, byle doczekać kolejnego meczu w pucharach. Z robotą pożegnał się Maaskant, Moskal popracował kilka miesięcy, wiosną zastąpił go Probierz. Bałagan w klubie nie przeszkodził jednak w sensacyjnym i uzyskanym w niesamowitych okolicznościach awansem.

Wisłę jednak z 1/16 Ligi Europy odpalił Standard Liege, a w lidze wiślacy skończyli sezon daleko poza podium.

Sezon 2010/11 – Lech Poznań

Kibice Lecha jesienią 2010 roku żyli w dwóch równoległych rzeczywistościach. Legendarne 3:3 z Juventusem, wielkie boje z Manchesterem City, ustawianie w szeregu RB Salzburg… Piękny czas. A w Ekstraklasie? W trąbę od Jagi, w trąbę od GKS-u Bełchatów, w trąbę od Górnika Zabrze. Lech próbował się jakoś ratować, zwolnił Jacka Zielińskiego (trenera, który dał mu tak wyczekiwane mistrzostwo), zatrudnił pięknego bajkopisarza Bakero.

Koniec końców jednak Bakero nawet mimo wejścia do fazy pucharowej nie jest w Poznaniu wspominany z łezką w oku. Szalone eksperyment na mecz z Bragą, brak kwalifikacji do pucharów na kolejny sezon, przegrany finał PP.

***

Widzimy zatem gołym okiem, że polskim klubom łączenie dobrej gry w lidze z niezłą grą w fazie grupowej europejskich pucharów przychodzi z trudem. Lub – mówiąc wprost – gra na dwóch frontach wychodzi bokiem. Albo jest źle w lidze, albo jest źle w pucharach. Wyjątkiem może być jedynie Legia za Berga. A tak przykładów na to, że jesienią polscy pucharowicze nie dojeżdżają siłowo i mentalnie na mecze Ekstraklasy, mamy aż nadto.

Na niekorzyść Lecha w tym sezonie działa też fakt, że wracamy tymczasowo do systemu ESA30. 30 kolejek, bez dzielenia punktów. Każda strata punktowa będzie trudna do odrobienia, bo po prostu nie będzie kiedy jej odrabiać. Ponadto przerwa letnia była wyjątkowo krótka. No i oczywiście trudno nie wspomnieć o pandemii, która raz na jakiś czas będzie tworzyła bałagan w terminarzu i wyłączała poszczególnych piłkarzy z gry.

Nie chcemy być złymi prorokami, bo być może sztab trenerski Lecha dźwignie grę na trzech frontach. Natomiast historia podpowiada, by być sceptykiem wobec dobrej gry i w Europie, i w Polsce.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

10 komentarzy

Loading...