Reklama

„Człowieku, teraz się z koła środkowego nie wychodzi”. Paweł Kryszałowicz wrócił na boisko

redakcja

Autor:redakcja

21 października 2020, 10:38 • 5 min czytania 4 komentarze

Byli piłkarze kopiący amatorsko w niższych ligach nie są niczym zaskakującym, zdarza się to przecież i reprezentantom Polski. Powrotu na boisko 33-krotnego reprezentanta Polski Pawła Kryszałowicza spodziewać się było jednak trudniej. Były napastnik Amiki Wronki ma 46 lat, w piłkę skończył grać przed dekadą, a niedawno zmagał się przecież z ciężką chorobą. Ale wrócił na boisko.

„Człowieku, teraz się z koła środkowego nie wychodzi”. Paweł Kryszałowicz wrócił na boisko
Stało się to, co często w niższych ligach – brakowało ludzi?

Dokładnie to. Od ostatniego meczu ligowego wypadło nam sześciu zawodników z drugiej drużyny. W tym samym czasie co rezerwy swoje spotkanie wyjazdowe też miał pierwszy zespół, tak przeważnie są ustawiane terminy. No i po przeliczeniu wszystkich wyszło na to, że jest dziesięciu zdolnych do gry. Czasem wejdę do jakiejś gierki, do dziadka, więc pomyślałem, że może dam radę te dziewięćdziesiąt minut przestać na boisku. No i tak się stało.

Skoro zdecydował się pan zagrać pełne dziewięćdziesiąt minut, to ze zdrowiem musi być naprawdę nieźle.

Wie pan, ze zdrowiem jest wszystko okej, wyniki są dobre, trzeba starać się żyć jak normalny człowiek i patrzeć tylko do przodu. Wszystko jest okej, udało nam się wygrać, to jest najważniejsze. Beze mnie chłopaki musieliby zagrać w dziesięciu, a to zawsze jest inaczej. W następnej kolejce już wszyscy powracają.

Czyli był to raczej jednorazowy występ?

Tak, tak, zresztą obiecałem trenerom, że raz w roku zagram. Myślałem, że bardziej w wakacje, ale w sobotę zmusiła do tego sytuacja. Udało się, przeżyłem, to najważniejsze.  I co, i dalej pracujemy, gramy. Nie jest to żadne halo, starsi też grają w piłkę, może nie w A klasach, B klasach, bardziej w rozgrywkach oldbojów. Ale udało się… Przede wszystkim fajne jest założyć znowu koszulkę swojego klubu, klubu w którym się wychowałem i w którym kończyłem granie w piłkę.

Jak wyglądał sam mecz w pana wykonaniu? Najczęściej pojawiała się tylko informacja o dobrym występie i wysokim zwycięstwie 6:2.

Wie pan, jak kiedyś człowiek grał na wysokim poziomie, to takie coś trudno w ogóle nazwać grą w piłkę. Przemieszczałem się po boisku trzy metry w lewo, trzy metry w prawo i tyle. Ustawiałem moich młodych zawodników ze środka boiska, było im dzięki temu łatwiej. A kiedy już jakąś piłkę dostałem, to wiadomo, że pewnych rzeczy się w życiu nie zapomina; ale nie ma już ani biegu, ani tej dokładności, co kiedyś.

Reklama
Czyli zmieniła się pana charakterystyka jako piłkarza.

Człowieku, teraz to się z koła środkowego nie wychodzi. Ale mam już 46 lat…

W ostatnim wywiadzie dla Weszło narzekał pan trochę na zaangażowanie młodych zawodników z czwartej ligi, mówił, że nie zawsze dają oni z siebie tyle, ile by mogli. Jak to wygląda w A Klasie, gdzie gra się już tylko z pasji?

Powiem tak, w A klasie jest już zupełnie inne podejście zawodników do meczu, ponieważ to już typowa piłka amatorska. Nie mogę narzekać, bo u nas chłopcy trenują i to dwa razy w tygodniu. Bardzo rzadko się zdarza, że jest ich dziesięciu na meczu, teraz to wyjątkowa sytuacja. Wiadomo, mamy wyjątkowy czas. Dwóch zawodników jest na kwarantannie, są kontuzje. Ogólnie nie można chłopakom odmówić chęci, ambicji. To raczej w tych wyższych ligach, gdzie zawodnicy mają dużo wyższe umiejętności, czasem wygląda to tak, jakby nie zawsze chciało się im wysilać.

Rok temu rezerwy Gryfa występowały w B klasie, udało się awansować z drugiego miejsca, teraz też zajmujecie drugie z małą strata do lidera, więc być może znowu uda się uzyskać promocję do wyższej ligi. Jakie szanse na awans w tym lub następnych sezonach widzi pan dla pierwszej drużyny, która już od dawna występuje w czwartej lidze, a aspiracje są na pewno większe.

Czy ambicje są większe? Chcielibyśmy oczywiście grać wyżej, ale do tego potrzebne jest wsparcie dla klubu. Z tego co otrzymujemy od samorządu, my tak naprawdę nie moglibyśmy nawet grać w tej czwartej lidze. Na szczęście są sponsorzy i sponsor generalny, który nas wspomaga. Naprawdę nie byłoby nas stać, tym bardziej że ponosimy koszta wynajmu obiektów, a jak się ma dużo trenujących dzieci, grup młodzieżowych to są spore wydatki. Żeby piłka była na wysokim poziomie chcieć muszą wszyscy dookoła, a nie tylko prezes klubu czy ludzie związani z klubem.

Czy znowu pracuje pan w Gryfie od 8 do 20 jak to było przed chorobą i nie ma czasu się nudzić, o czym wspominał pan w poprzednich rozmowach, czy teraz ten tryb życia jest już inny?

Powiem tak: lubię to, co robię. W międzyczasie pracuje jeszcze w Pomorskim Związku Piłki Nożnej. Lubię dużo pracy, powiększyło się też grono mojego zarządu, więc jest trochę łatwiej. Ale nadal spędzam w klubie dużo czasu. Po prostu bardzo lubię piłkę, pasuję mi to.

Jest też pan członkiem Komisji ds. sportu amatorskiego i młodzieżowego PZPN. Musi być więc pan dumny z akademii Gryfa, która istnieje od roku 2017, a już ma swoje sukcesy, zdobyła srebrny certyfikat, macie siedem grup młodzieżowych, są pierwsze powołania.

Tak, choć przed nami jeszcze długa i daleka droga, ale staramy się to robić. Wiadomo, że w Słupsku jest dużo takich szkółek i utalentowane dzieciaki gdzieś się po nich rozchodzą. Do pierwszej drużyny można wziąć zawodników w wieku 16, 17 lat, a my mamy 12-latków i młodszych więc jeszcze trochę trzeba poczekać, ale mamy drużynę (D1 Młodzik), która z powodzeniem gra w lidze wojewódzkiej, więc idziemy do przodu.

Fot. NewsPix

Reklama

Najnowsze

Niższe ligi

Komentarze

4 komentarze

Loading...