Reklama

Bramkarze dobrej woli – nie bacząc na reputację, uratowali nas przed paździerzem sezonu

redakcja

Autor:redakcja

19 października 2020, 20:43 • 3 min czytania 10 komentarzy

Obejrzeliśmy w trakcie tej kolejki prawdopodobnie najlepszą połówkę w obecnym sezonie Ekstraklasy i mamy tu na myśli pierwsze 45 minut meczu Górnika z Rakowem. No ale równowaga w przyrodzie musi być. Po każdej pieszczocie (a często nawet i bez niej) ligowcy czują się w obowiązku wymierzyć nam strzał mokrą szmatą w pysk, bo mniej więcej tak odbieramy to, co do przerwy zafundowali nam piłkarze Podbeskidzia Bielsko-Biała i Warty Poznań. 

Bramkarze dobrej woli – nie bacząc na reputację, uratowali nas przed paździerzem sezonu

Wybaczcie, że tak wprost, ale niełatwo zachować spokój – tak obsranych drużyn dawno nie widzieliśmy, „nadbagaż” wręcz krępował ruchy. Beniaminkowie wyszli na ten mecz tak, jakby już dziś grali o pozostanie w lidze, przyszłość swoich klubów i rodzin. Jakby w szesnastkach ogłoszono jakąś strefę zero, teren wyłączony z użytku. Próbować strzelać, owszem, można, ale raczej z dalszej odległości. Nieprzygotowana pozycja? Nawet lepiej! No bo skoro w polu ludzie lecą w kulki, to po kiego niepokoić bramkarzy?

No, absurdalne to wszystko, ale tak to właśnie wyglądało. Canal+ wymyślił sobie, że po bezbramkowych połówkach będzie pokazywał „akcje meczu”. No to pokazali. Ze strony Podbeskidzia jakiegoś szczura puszczonego przez Laskowskiego dobry metr obok bramki (jedyna próba Górali, uf, nie trzeba było dawać dośrodkowania). Jeśli chodzi o Wartę, poczęstowano nas podobnej jakości strzałem Janickiego – różnica taka, że ten walnął w sam środek bramki.

Z tej perspektywy trzeba powiedzieć, że po przerwie zlitowali się nad nami bramkarze. To im zawdzięczamy emocje, bo mamy wrażenie, że bez baboli stanęłoby na podziale punktów i meczu, po którym masz ochotę nie tylko wyłączyć telewizor, ale też wyciągnąć wtyczkę w prądu.

Dobrodziej numer jeden – Rafał Leszczyński. Zaraz po starcie drugiej połowy Kuzimski nieźle złożył się do uderzenia w polu karnym, ale sieknął w sam środek bramki, jednak z tym – ku naszemu zdziwieniu – nie poradził sobie bramkarz gospodarzy. Dzięki temu Podbeskidzie musiało zaatakować śmielej i znów – równowaga w przyrodzie. Objawił się dobrodziej numer dwa – Daniel Bielica. Zastępujący Lisa golkiper nie złapał dość prostego strzału Sierpiny, potem pograł sobie w „piłka parzy”, aż w końcu futbolówka wylądowała po nogami Sitka. Wystarczyło dołożyć nogę.

Reklama

No i poczuło wtedy Podbeskidzie swoją szansę, a mecz wygrała Warta. Bielszczanie próbowali z ochotą powtórzyć manewr z 58. minuty. W bramkę nie trafiali Sitek czy Rzuchowski, z bombą Modelskiego poradził sobie Bielica, aż w końcu Biliński sieknął w poprzeczkę. Brzmiałoby nieźle, gdyby nie fakt, że strzelał z trzech metrów. Na to wszystko Warta odpowiedziała stałym fragmentem. Wrzucił Trałka, zgrał Laskowski, a niepilnowany Kupczak dołożył nogę.

Dostaliśmy pewną rekompensatę za pierwszą część gry – to prawda. Ale prawdą jest też, że do meczów beniaminków, każdego bez wyjątków, zasiadamy z podobnym entuzjazmem, który towarzyszy nam również wtedy, gdy sadzamy cztery litery na fotelu dentysty.

Fot. newspix.pl

Najnowsze

1 liga

Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Szymon Piórek
0
Grał przeciwko Realowi i Barcelonie, jest testowany przez Arkę

Komentarze

10 komentarzy

Loading...