Jeszcze wczoraj wszystko było po staremu. W samochodzie Roberta Kubicy nie wytrzymał silnik, a Polak przedwcześnie zakończył przez to start w wyścigu. Znaliśmy to aż za dobrze: cały ten sezon w DTM to dla Polaka szereg problemów z bolidem czy błędów jego zespołu. Od pewnego czasu jednak było widać, że Robert coraz lepiej radzi sobie z samochodem, a i ekipa działa sprawniej. Czekaliśmy więc na jeden wyścig, w którym wszystko pójdzie dobrze. I dziś wreszcie poszło, a Kubica mógł zrobić swoje. Efekt? Pierwsze podium w DTM w karierze!
Punkty przyszły szybko
W kwalifikacjach Kubica był dziesiąty. Zakładaliśmy, że to tej lokaty będzie bronić, gwarantowała ona bowiem, że jego dorobek punktowy się powiększy. Początek dzisiejszego wyścigu szybko nam jednak tę sytuację wyjaśnił. Już na trzecim okrążeniu karambol zaliczyli Fabio Scherer, Robin Frijns i Jonathan Aberdein. Kubica musiał wykazać się niezłymi umiejętnościami i refleksem, by nie wpakować się w żadnego z nich. Ominął ich jednak i spokojnie mógł czekać na wznowienie wyścigu po uprzątnięciu bałaganu.
Dodajmy, że Robert był już wtedy szósty. Po starcie przesunął się bowiem o jedną lokatę, a kraksa rywali spowodowała, że podskoczył o kolejne trzy pozycje. Wkrótce nastąpił restart, a niedługo po nim… znów wjechać na tor musiał Safety Car. Doszło bowiem do kolejnej kraksy – tym razem z powodu Lucasa Auera i Philippa Enga, którzy wciągnęli też w to wszystko Benoit Treluyera. Cała trójka wyleciała z wyścigu. A to oznaczało jedno – co by się nie zadziało, wystarczyło dojechać do końca, by zapunktować.
Choć w głowie wciąż mieliśmy problemy Kubicy z soboty – niczego nie można było więc być pewnym.
Znakomicie!
Kubica nie miał jednak zamiaru jechać spokojnie. To nie w jego stylu. Dziś jego samochód wreszcie się do niego dopasował. Było tempo, była dobra strategia, Robert, który sam zjechał do alei serwisowej jako ostatni, świetnie wykorzystał pit stopy rywali. Gdy ci spadli za jego plecy, przez cały wyścig umiejętnie odpierał ich ataki. Wkrótce był już na czwartym miejscu, a jego tempo się nie zmieniało. Stawało się oczywiste, że może dziś zawalczyć nawet o upragnione podium.
Na to awansował, gdy Ferdinand Habsburg, wcześniej przewodzący stawce, zmagał się z problemami z oponami. Kubica znalazł się przed nim na 28. okrążeniu. Dopiero wtedy zaczął jechać spokojniej, oszczędzał własne ogumienie, za wszelką cenę nie chciał oddać pierwszego takiego sukcesu w DTM. Przewaga, jaką miał nad rywalami, mu na to pozwoliła. Dojechał do mety na trzecim miejscu i mógł świętować.
Robert #Kubica has one hand on the trophy already – the pole takes third at @CircuitZolder with just minutes to spare!#WeLoveDTM #DTMoments #FeelTheRoar #DTM2020 pic.twitter.com/jPQH018JX7
— DTM (@DTM) October 18, 2020
Tym bardziej, że wykonał przecież ogromny przeskok: do tej pory jego najlepszym miejscem w serii DTM była dziesiąta lokata z Assen. To był też jedyny start, w którym zapunktował. Dziś wylądował o siedem miejsc wyżej, zaliczył pierwsze podium w karierze i pokazał, że gdy tylko samochód daje radę, to wciąż jest znakomitym kierowcą.
Nagroda
– To dla nas wielkie osiągnięcie. Wykonaliśmy bardzo ciężką pracę. Dla nas to jest zresztą bardzo trudny sezon. Nawet w sobotę mieliśmy problemy techniczne. Chłopacy ciężko pracowali przez noc, by naprawić samochód. To podium jest nagrodą dla chłopaków za ciężką pracę. Opłaciło się. Dostaliśmy nagrodę za to wszystko, co przeszliśmy. Wykorzystaliśmy w tym wyścigu wszystkie sytuacje. Cieszę się, że jestem na podium w DTM. Może trzecie miejsce to nie jest zwycięstwo, ale zawsze to „pudło”. Lepiej na nim być, niż nie być – mówił Kubica na antenie Eleven Sports.
Gdy mówi takie rzeczy, można mu wierzyć. Bo na taką nagrodę Robert czekał naprawdę długo. Pozostaje mu życzyć, by nie była ostatnią, a od tego momentu było wyłącznie lepiej. Choć szansę na ponowne wdrapanie się na podium w tym sezonie będzie mieć jeszcze tylko na torze Hockenheim. To tam, na początku listopada, zostanie rozegrana ostatnia runda mistrzostw.
Fot. Newspix