Reklama

Przydatny prztyczek w nos? Lech bez argumentów w Białymstoku

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

17 października 2020, 22:43 • 4 min czytania 76 komentarzy

Mówią, że łatwiej wejść na szczyt, niż się na nim utrzymać. Oczywiście Lech ma do jakiegokolwiek szczytu jeszcze cholernie daleko, zbyt dużo wciąż jest do przegrania, ale faktem są miesiące miodowe, w które wszedł Kolejorz. Awans do fazy grupowej Ligi Europy, przemyślane, wielomilionowe transfery i tak dalej. Odbiór całego klubu nie zmienił się może o 180 stopni, ale niezwykle wyraźnie i teraz w każdym kolejnym meczu wypadałoby potwierdzać swój progres. I cóż – jeśli chodzi o test z Jagiellonią, to ekipa Żurawia go oblała.

Przydatny prztyczek w nos? Lech bez argumentów w Białymstoku

Lech zawiódł w kilku elementach

Przede wszystkim tak jak wcześniej porwał nas ciekawą, ofensywną grą, tak dzisiaj było z tym dość krucho. Szczególnie w pierwszej połowie, kiedy Kolejorz nie miał specjalnego pomysłu na sforsowanie białostockiej obrony. Goście byli za wolni, zbyt długo prowadzili futbolówkę, zamiast grać – a przecież potrafią – na jeden-dwa kontakty i szukać luk u przeciwnika. Gdy padła bramka, to po małym, ale jednak spalonym. Gdy Kamińskiemu udało się wedrzeć w pole karne i położyć rywala na dupie, to potem brakowało wykończenia – strzał Ramireza był emocjonujący jak scena obiadu w Klanie.

Lech się męczył, przecież przed przerwą nie oddał żadnego celnego strzału. To dużo mówi. Owszem, po zmianie stron wyglądało to lepiej, Jaga miała problemy, Lech na niej siadł i nie chciał wypuścić z defensywy, ale tak z ręką na sercu: czy przełożyło się to na jakieś stuprocentowe sytuacje? Uderzył Ramirez z wolnego, ale Steinbors musiał to odbić. Strzał Kamińskiego świetnie zablokował Runje. Puchacz próbował z dystansu, ale kopał raczej w kierunku Białorusi, niż łotewskiej bramki.

Problem leżał między innymi w środku pola. Moder, Ramirez, Tiba – dla wielu, zresztą pewnie i słusznie, najlepsze trio w Ekstraklasie. Tyle, że dzisiaj panowie byli pod formą. Szczególnie Moder, który ma bramkę z karnego, co ratuje go od dwójki w notach, ale czy z samej gry imponował czymkolwiek? Nie, przeważnie irytował, stratami czy złymi decyzjami. Romanczuk wsadził dzisiaj tych trzech do kieszeni. Może to martwić, bo choć doceniamy pomocnika Jagi, w czwartek przyjdzie się Lechowi mierzyć z ciut lepszymi zawodnikami.

Lech wyglądał więc źle w konstrukcji, ale w obronie – jeszcze gorzej

Znów stracił bramkę ze stałego fragmentu, tym razem po kornerze. Ishak strącił, ale nie tam, gdzie trzeba i wspomniany Romanczuk dostawił głowę. Rany boskie, jak można aż tak nie umieć bronić, gdy przeciwnik ustawia piłkę i potem ją po prostu wrzuca. To chyba nie jest takie trudne złapać odpowiednie ustawienie i krycie, ale dla Kolejorza akurat jest. Bramka Romanczuka była dziewiątą straconą w taki sposób i na tamten moment Lech nie miał strat po golach z gry.

Reklama

„Na tamten moment”, bo Jagiellonia walnęła drugą sztukę, już nie po kornerze. Wówczas wydawało się, że Lech może to spotkanie odwrócić, jak pisaliśmy: starał się cisnąć, ale w kluczowym momencie posypała się defensywa. Dejewski zachowywał się jak dziecko we mgle, źle wyszedł z akcją, potem źle się ustawił, Imaz puścił w ten burd… bałagan idealną piłkę, a Makuszewski pewnie skończył.

No sorry, tak się nie da wygrać meczu. Ani nawet go zremisować. Blado w przodzie, blado z tyłu. Nie wiemy, może Kolejorz poczuł się zbyt pewnie, sądził, że kolejne mecze będą się same wygrywać, ale nie: rywale się nie położą, a też piłka czasem odbije się inaczej niż fartownie i przy braku szczęścia trzeba więcej dołożyć od siebie. Dzisiaj Lech dał tego zbyt mało.

Trzeba pochwalić Jagiellonię

Ona w pierwszej połowie była zdecydowanie lepsza, a po przerwie wykorzystała swój moment i postawiła kropkę nad i. Choć drużyna Zająca zasługiwała na bramkę już wcześniej, na przykład w pierwszej połowie, kiedy mając przed sobą tylko Bednarka, Makuszewski nie trafił w bramkę. W każdym razie: naprawdę fajnie się to Jagiellonii kleiło, Lech był zagubiony, nie radził sobie z technicznym kocurem Imazem, szybkim Makuszewskim czy profesorem Romanczukiem.

Teraz pytanie – czego możemy oczekiwać od Jagi w tym sezonie? Z jednej strony ograła już Lecha i Legię, z drugiej dopiero co przegrała z Zagłębiem, a wcześniej pogubiła punkty z Podbeskidziem. Wydaje się, że w końcu powstaje tam ciekawy projekt, który ma ręce i nogi, ale może być jeszcze za wcześnie, by nawiązać do sukcesów za Probierza czy Mamrota. Natomiast Jaga idzie w dobrym kierunku, a takie zdanie może przejść przez gardło po raz pierwszy od dawna.

Lech? Musi wyciągnąć mityczne wnioski. Benfica z takich błędów skorzysta jeszcze chętniej.

Reklama

Fot. FotoPyk

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Nowy trener Manchesteru United: Wierzę, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu

Arek Dobruchowski
0
Nowy trener Manchesteru United: Wierzę, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu

Komentarze

76 komentarzy

Loading...