Nie ma co się czarować – gdyby nie czerwona kartka dla Ahmedhodzicia we wczorajszym meczu z Bośnią, to pewnie część peanów dla reprezentacji Polski by nie powstało. Wykluczenie dla Bośniaka wyraźnie pomogło biało-czerwonym w uzyskaniu pełnej kontroli nad meczem. Właściwie od tej czerwonej kartki Polacy chwycili za lejce nad starciem i nie puścili ich do ostatnich minuty. Ale czy wykluczenie było słuszne? Tak.
Najpierw musimy rozjaśnić sobie sędziowskie skróty, które brzmią jak nazwy dla modeli odkurzaczy. Arbiter przy takich sytuacjach musi rozstrzygnąć – było SPA czy DOGSO? SPA to Stopping a Promising Attack (przerwanie obiecującego ataku), DOGSO to Denying an Obvious Goal Scoring Opportunity (przerwanie oczywistej szansy bramkowej). Za SPA dajemy żółtą kartkę, za DOGSO wykluczamy. Proste? Bardzo proste.
Zdecydowanie trudniej odróżnić oba te typy fauli, gdy dochodzi do sytuacji stykowych. A właśnie taką mieliśmy w starciu Polski z Bośnią. 14. minuta meczu, Klich podaje do Lewandowskiego, ten wygrywa pozycję i dzieje się to:
Teraz musimy wziąć pod uwagę:
- kierunek zagrania piłki i fakt, czy piłka jest opanowana przez napastnika
- prędkość zawodnika, który porusza się z piłką i jak mógłby poruszać się dalej, gdyby nie został sfaulowany
- ustawienie kolegów z zespołu faulowanego piłkarza i rywali
Tutaj sprawa jest prosta. Lewandowski przyjmuje sobie piłkę tak, że odcina od akcji Ahmedhodzicia. Nadbiegający obok Sanicanin jest wolniejszy, w momencie faulu jest w linii z Lewandowskim. Generalnie sprawę ułatwia podpowiedź w wytycznych – czyli sprawdzamy, czy między zawodnikiem faulowanym a bramką jest więcej niż jeden zawodnik. Jest? Nie ma. Widzimy tylko bramkarza.
Oczywiście inaczej byśmy podchodzili do tej sytuacji, gdyby zamiast Lewandowskiego tę piłkę przyjmował napastnik znany ze słabej techniki. Drewniak, który potrzebowałby czterech kontaktów z piłką, by ją opanować. Ale musimy przyłożyć do tego miarę “Lewego”. Gość na dziesięć takich sytuacji wykorzystuje dziewięć. I to też trzeba wziąć pod uwagę szacując szansę na dojście do stuprocentowej sytuacji strzeleckiej.
Gdyby zamiast Lewandowskiego był Patryk Tuszyński, a zamiast Sanicanina Virgil van Dijk, to żółta by się spokojnie obroniła. Bo w takich sytuacjach trzeba też szacować i przewidywać. Nieprzypadkowo w przepisach i wytycznych kilkukrotnie pada stwierdzenie “hipotetycznie” – sędzia musi w takich przypadkach czuć grę. Tutaj chyba wyczuł ją dobrze – Lewandowski z piłką by się zabrał. To wiemy na pewno. Czy uciekłby nabiegającemu Bośniakowi? Raczej też.
Najpierw ciągnięcie, później trafienie w nogę
A sam faul – też jest. Ahmedhodzić najpierw ciągnie za rękę Lewandowskiego, a później trafia go kolanem w tył prawej nogi. Symulki tutaj byśmy się nie dopatrywali. Zwłaszcza, że Lewandowski to raczej napastnik tego pokroju, że woli wycisnąć z akcji gola niż szukać padolino.
Argument typu “ale do bramki jeszcze jest trochę, Lewy musiałby jeszcze dobiec” też jest nietrafiony przy krytyce arbitra za pokazanie asa kiera. Czerwona kartka za DOGSO może być pokazana również – dajmy na to – za faul na środku boiska. Jeśli piłkarz jest rozpędzony, szybszy od goniących go rywali, ma opanowaną piłkę i jest zwrócony w kierunku bramki, to nic nie stoi na przeszkodzie, by faulującego wyrzucić za przewinienie 30 metrów od pola karnego.
Zdecydowanie bardziej kontrowersyjna była np. sytuacja z meczu Rakowa z Wisłą Płock. Cebula jest z piłką przy linii bocznej, nie wiadomo czy nadbiegającego Gutkovskisa dogonią pozostali stoperzy płocczan, nie wiadomo też czy Cebula opanuje tę piłkę następnym kontaktem.
Tak, tutaj można długo się wahać i zastanawiać. Ale sytuacja z meczu Polaków jest znacznie bardziej klarowna. Faul i czerwona kartka za zatrzymanie okazji bramkowej. Sędzia podjął słuszną decyzję.