Reklama

„Dlaczego w II lidze nie mogę normalnie pracować bez testu, a w III lidze już tak?”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

08 października 2020, 08:01 • 9 min czytania 12 komentarzy

Wielu ludzi w imię ochrony przed koronawirusem znosi znacznie więcej trudności niż do tej pory. Mimo że mnóstwo tych procedur realnie utrudnia funkcjonowanie, w praktyce jakakolwiek ich skuteczność pozostaje w sferze teorii. Wszyscy wiedzą, że tak to wygląda, ale dla świętego spokoju milczą i starają się dostosować, albo stworzyć kolejne pozory: że się stosują. Dotyczy to również środowiska piłkarskiego i mediów sportowych. Ich pracownicy działający bezpośrednio przy meczach są coraz bardziej zirytowani obecną sytuacją, dotychczas jednak raczej nikt o tym głośno nie mówił.

„Dlaczego w II lidze nie mogę normalnie pracować bez testu, a w III lidze już tak?”

 – Ktoś musi tę dyskusję rozpocząć. Sami zawodnicy powtarzają, że to jedna wielka fikcja i stwarzanie pozorów. Obojętnie, czy chodzi o piłkę, czy inną dyscyplinę w naszym kraju, absurd goni absurd – stwierdza Michał Chwieduk, znany śląski fotoreporter.

No właśnie, jeśli ktoś wcześniej wyrażał swoje niezadowolenie lub wskazywał, że w praktyce wszystko zostaje jedynie na papierze, to raczej zawodnicy i trenerzy.

Już w maju, jeszcze przed restartem ubiegłego sezonu, nie wytrzymał kapitan Arki Gdynia, Adam Marciniak.

Wówczas zirytował się na kolegów-ligowców, którzy wyrażali obawę, czy mają stuprocentową gwarancję, że się nie zakażą, a na co dzień nie chodzili nawet do sklepu. – Nie róbmy z siebie świętych krów! Jak słyszę wypowiedzi niektórych zawodników, że ktoś z rodziny im zakupy robi, to ja się nie dziwię, że mają nas potem jako grupę zawodową za niedorozwiniętych. Aż żenująco to czytać i słuchać. Oszczędzę ich i nie będę wymieniał nazwisk. Spotkałem się z tym, że 25-letni facet siedzi spanikowany w domu, a zakupy robi mu ojciec, który jest w grupie ryzyka. Aż mi wstyd za niego – mówił Marciniak Sportowym Faktom.

Tak to potem tłumaczył na antenie Kanału Sportowego w Magazynie Liga PL. – Może poza Legią czy Lechem, tak jest wszędzie, że nikt za nas zakupów nie zrobi. Moja żona pracuje, nikt jej nie przetrzyma w domu, bo pracodawca o nic się nie pyta. Cała ta izolacja była delikatną fikcją – przyznawał.

Reklama

Ostatnio w Weszłopolskich w podobnym tonie wypowiadał się Damian Zbozień z Wisły Płock. – Przepisy sanitarne? Dla mnie fikcja. Pokazówka. Nie jesteśmy w stanie tak idealnie o to zadbać. Dla mnie sytuacja z Błaszczykowskim była absurdalna, śmieszna. Robi sobie zdjęcie z kibicem i nie może wracać z drużyną. A przecież w tygodniu spotyka się albo samemu, albo poprzez rodzinę, setki ludzi, w kolejkach czy gdziekolwiek. Nie jesteśmy w stanie wyizolować wszystkich. Musimy się pilnować, dbać, do tego nawołuję. Ale nie jesteśmy w stanie w stu procentach zapobiec – komentował obrońca „Nafciarzy”.

Trenerów coraz bardziej męczą konferencje prasowe bez dziennikarzy, na których mówią do ściany i odpowiadają tylko na wcześniej otrzymane pytania. – Róbmy normalne konferencje. Wszyscy po knajpach siedzą, a my mamy online’ową farsę. Nawet się nie mogę z nikim pokłócić – gorzko śmiał się Michał Probierz po sierpniowym meczu Cracovii z Podbeskidziem. Incydentalnie dochodziło potem do normalnych konferencji, ale ogólnie ciągle odbywają się one w nowy sposób.

BEZ TESTÓW? TRYBUNY

Dla Michała Chwieduka głównym problemem jest dziś to, że musi robić zdjęcia z wysokości trybun, co w niektórych przypadkach znacznie utrudnia mu wykonanie odpowiedniej jakości materiałów.

 – Na meczach Ekstraklasy, I i II ligi są dwie możliwości pracy fotoreporterskiej. Pierwsza – fotografowanie z trybun. Warunki czasami są tu dobre, czasami złe, zależy od stadionu. Druga, która pojawiła się przed tym sezonem – fotografowanie z płyty boiska, ale pod warunkiem wykonania testów, oczywiście na własny koszt. Pierwsze badanie należało wykonać w połowie sierpnia, kolejne w trakcie rundy jesiennej. Do tego trzeba mieć założoną jakąś specjalną maskę bez zaworu. Ja się na te badania nie zgodziłem i z tego, co widzę, nie jestem sam. Na boisku może być bodajże dwunastu fotoreporterów, a przeważnie podczas meczów Ekstraklasy widzę maksymalnie pięciu. Dla mnie to nielogiczne, że wynik badania  pozwala mi fotografować z płyty boiska, gdzie de facto nie mam żadnego kontaktu z zawodnikiem, a on sam jest oddalony ode mnie o więcej niż dwa metry. Gdzie tu sens? – pyta.

I dodaje, wskazując, o co chodzi z pozorowaniem działań: – Na drugoligowym GKS-ie Katowice muszę mieć badania, żeby pracować z boiska, na trzecioligowym Ruchu Chorzów już nie. Gdzie tu logika? Od kolegów, którzy zrobili te badania słyszę, że teraz codziennie muszą raportować poprzez tę specjalną aplikację o swoim stanie zdrowia. Czyli fotoreporterzy są do tego zobowiązani, a ostatnio przekonaliśmy się, że niektóre kluby Ekstraklasy nie wysyłały raportów zdrowotnych…

ZA GRANICĄ ŁATWIEJ

Jego zdaniem w Polsce mamy w tym temacie typową nadgorliwość. – Na meczach pod egidą UEFA, czyli reprezentacyjnych i europejskich pucharów, nie są wymagane żadne badania. Gdy na przykład Piast grał u siebie z TSV Hartberg w eliminacjach Ligi Europy, trzeba było jedynie mieć zakryte usta i nos – czymkolwiek, nawet niekoniecznie maseczką. Pytam więc: o co tu chodzi? Dlaczego podczas meczów UEFA można normalnie pracować bez dziwnych wymagań, a w rozgrywkach krajowych już nie? Rozmyślałem nad tym i wciąż nie potrafię znaleźć logicznej odpowiedzi. Dlaczego nie może być u nas tak jak w rozgrywkach UEFA, że masz przypisane swoje miejsce i tyle, żadnych ceregieli?

Reklama

Chwieduk ma także porównanie z innych krajów.

Za granicą było normalnie. W Czechach mogłem nawet fotografować z boku, to samo na Słowacji podczas sierpniowego meczu Żyliny z Nitrą. Była także pomeczowa strefa wywiadów. Niektórzy dziennikarze mieli maski, inni nie, pełna dowolność. O dziwo, nie słychać, żeby piłkarze z ligi słowackiej masowo wypadali z gry przez koronawirusa. Nawet obecnie, kiedy na Słowacji został ogłoszony stan wyjątkowy, działają strefy mixed zone. Liga jakoś gra bez przeszkód – zauważa.

Przykłady, gdy środki bezpieczeństwa stosowano w rozsądny sposób, znajdziemy również na polskiej ziemi w innych dyscyplinach.

Byłem na lekkoatletycznych memoriałach Kusocińskiego i Skolimowskiej. Polski Związek Lekkiej Atletyki nie wymagał żadnych badań, można było fotografować i na płycie, i poza płytą. Też była strefa mixed zone. Na Kusocińskim zawodników od dziennikarzy oddzielała szyba pleksiglasowa, na Skolimowskiej wszystko odbywało się bez szyby, po prostu zachowywano dystans. Można? Można.

Są także przykłady, jak nie należy postępować. – Na hokeju generalnie jest zdroworozsądkowo, można normalnie fotografować zza bandy. Cracovia jednak wprowadziła zakaz fotografowania w taki sposób. Absurd. Jakie stwarzam zagrożenie dla hokeistów, gdy pstrykam sobie będąc za szybą? Na lodowisku Cracovii w łatwy sposób można wytyczyć strefy, nie byłby to problem. Podobny system pracy fotoreporterów zorganizował GKS Katowice. Przy nowych bandach na lodowisku Satelita wytyczona została strefa zero, w której przebywali pracownicy służb ochrony. Po meczu widziałem, że w tej strefie przebywała ekipa TVP Katowice, która przeprowadzała wywiady z hokeistami. O co tutaj chodzi? O dyskryminację? Tak to wygląda – mówi Chwieduk.

WIRUS W REZERWACH MNIEJ GROŹNY

Znam przypadki dziennikarzy, którzy ze względu na te dziwne obostrzenia przestali chodzić na mecze, bo nie mogą w spokoju pracować. Podczas meczów piłkarskich zamknięte są biura prasowe, nie ma gdzie usiąść, żeby coś napisać i napić się symbolicznej herbaty. Zapytam przekornie: dlaczego w takim razie działają strefy VIP? Tam wirus ma wolne? – pyta retorycznie.

Jednym z dziennikarzy, o których wspominał Chwieduk jest Jaromir Kruk, który współpracuje z wieloma ogólnopolskimi tytułami. – Przestałem chodzić na mecze ligowe, straciłem zapał, choć moja praca na pewno na tym cierpi. Jestem dziennikarzem działającym przede wszystkim w terenie, bazującym na tym, że z kimś porozmawiam, zrobię rozmowę na wyłączność, wykorzystam znajomości. W tym sensie jestem wręcz dyskryminowany. Teraz przyjechałem do Gdańska na zgrupowanie reprezentacji i oczywiście też dostępu do piłkarzy nie ma. Z wieloma zawodnikami się znam, ale nie chcę też robić im problemów, że siedzieli z kimś przy stoliku, a nie powinni. Co nie zmienia faktu, że wkurza mnie, gdy z nikim nie mogę pogadać po meczu, a jednocześnie politycy bawią się na koncertach czy wcześniej na wiecach – mówi Kruk.

Zauważa on paradoks związany z tym, że inne obostrzenia obowiązują w trzech najwyższych ligach, a inne poniżej II ligi.

Piłkarze chodzą sobie po galeriach i różnych lokalach, za to na stadionie nie można się do nich zbliżyć. Przykład z Kielc: sporo zawodników Korony krąży między pierwszym a drugim zespołem. Z tymi samymi zawodnikami nie mogę porozmawiać po meczach I ligi, ale już bez problemu mogę po meczach trzecioligowych rezerw. Nieraz mierzą się one z drużynami, w których był koronawirus. Czym się różni pierwszoligowiec od trzecioligowca? Jeśli jest ryzyko, to ponosi je tak samo – przekonuje.

Michał Chwieduk: – Zakończmy tę fikcję. Zawodnik na stadionie w założeniu jest chroniony na wszelkie sposoby, nie możesz się do niego zbliżyć, ale wyjdziecie ze stadionu i możecie pogadać przy stoliku. I co, wirus już nie działa? Na Śląsku wystarczy przejść się po pierwszym lepszym centrum handlowym, żeby spotkać niejednego piłkarza, czasami nawet bez maseczki. A jeszcze pod koniec ubiegłego sezonu na Mariackiej w Katowicach widziałem zataczających się zawodników. Jedna wielka pokazówka, która tylko utrudnia życie. Jeśli już koniecznie trzeba, to nośmy te maseczki, zachowujmy dystans, niech będzie szyba z pleksiglasu, ale róbmy wszystko to, co wcześniej.

KORONAWIRUS PRETEKSTEM

Jaromir Kruk: – Można znaleźć inne rozwiązania, tylko trzeba chcieć. Nie mówię, aby lekceważyć kwestie bezpieczeństwa. Odnoszę jednak wrażenie, że niektóre kluby wykorzystały koronawirusa, żeby jeszcze bardziej odciąć dziennikarzy od zawodników i jeszcze bardziej cenzurować medialne treści. Jeżeli uznajemy, że jest zagrożenie, to okej, ale traktujmy wszystkich podobnie. Można to rozwiązać na wiele sposobów, choćby nawet miały to być ograniczone czasowo rozmowy na słuchawkę na stadionie po uprzednim zapisaniu się. Wyczekuję chwili, kiedy wrócimy do normalności. Jesienią na to nie liczę, ale wiosną już tak.

Michał Chwieduk również uważa, że niektórzy wykorzystali koronawirusa dla odgrodzenia mediów od siebie. – Obecna sytuacja jest na rękę wielu rzecznikom czy oficerom prasowym klubów, bo zwyczajnie mają mniej roboty. Podczas konferencji pytania dostają na sms, a regulamin mówi, że nie muszą zadawać wszystkich. Czyli te trudniejsze mogą od razu odrzucić. Jest święty spokój, więc chcą to ciągnąć jak najdłużej. Dochodzi do tego, że na GKS-ie Katowice nie rozdają już nawet kartek ze składami, bo COVID.

Wszystko to może doprowadzić do pogłębienia kryzysu w branży.

Moim zdaniem takie postępowanie zaczyna zabijać dziennikarstwo. Wiem, że z punktu widzenia całego kraju mowa o problemie marginalnym, dotyczy kilkuset osób. Uważam jednak, że media zostały sklasyfikowane jako gorszy sort. Ciekaw jestem, jak będą po tym wszystkim funkcjonować, bo już wcześniej znajdowały się w złej kondycji. Zresztą, mogę mówić na swoim przykładzie. Pomału się przebranżawiam już nawet nie tyle na rzeczy niezwiązane z piłką, co w ogóle niezwiązane ze sportem. Żeby przeżyć, po prostu. Większość fotoreporterów pracuje na jednoosobowej działalności. To stałe, określone koszty: ZUS-y, podatki, paliwo, sprzęt, amortyzacja i tak dalej – podsumowuje Chwieduk.

Jaromir Kruk: – Zdaję sobie sprawę, że dla wielu kibiców to rzeczy bez większego znaczenia. Mecze się odbywają, można przyjść na stadion, telewizja ma transmisje i płaci klubom jak wcześniej. Chodzi też jednak o zobrazowanie na tym przykładzie, jak nielogiczne są niektóre obostrzenia, które z pewnością w różny sposób dotyczą wielu innych branż. Są pozorami, ale skutecznie utrudniają życie. To jak na wojnie: robi się natarcie pozorowane, żeby odwrócić uwagę od czegoś innego.

Jego zdaniem, co by się nie działo, meczów nam nie zabraknie. – Piłka musi trwać i będzie trwać, bo jest rozrywką i odwróceniem uwagi od innych problemów – kończy Kruk.

Fot. Michał Chwieduk/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
1
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Komentarze

12 komentarzy

Loading...