Tomasz Arceusz wyjechał do Finlandii w 1989 roku i żyje w niej do tej pory. Grał przez siedem lat w Vaasan Palloseura, a później zajął się trenerką, dochodząc do najwyższej klasy rozgrywkowej. Jak sauna integruje drużynę? Dlaczego trzydzieści lat temu transfer z Legii do trzeciej ligi fińskiej był atrakcyjny? Jak rozwinęła się przez lata fińska infrastruktura? Co jest największym problemem w szkoleniu? Dlaczego Petteri Forsell był krnąbrny? Czym różni się temperament Finów i Polaków? Zapraszamy.
Dlaczego wyjechał pan z Legii do Vaasan Palloseura?
Trzydzieści lat temu były zupełnie inne czasy. Trzeba było spełnić pewne wymogi, żeby móc wyjechać do zagranicznego klubu. Określona liczba meczów w reprezentacji i skończone 30 lat. Zupełnie inaczej niż teraz. Z Legią graliśmy nawet nieźle w pucharach, proponowano nam już wtedy różne kontrakty, ale wyjechać się nie dało. My, piłkarze, nie będziemy wspominać tamtych czasów zbyt przyjemnie. Uniemożliwiano nam wyjazd, po prostu.
Po 1989 roku nadarzyła się okazja wyjazdu do Finlandii. Miałem 30 lat, przyjechałem spróbować, zobaczyć, jak będzie. I wie pan, można powiedzieć, że się spodobało. Nie było tak źle, jak niektórzy mówili.
A co mówili?
Że Finlandia to zima, koło podbiegunowe. Rzeczywistość jest trochę inna.
Wyjechał pan już w momencie, gdy granice zostały otwarte.
Tak. To były początki, zmienił się cały system.
Jak wtedy wyglądał pana klub? Dało się go porównać jakoś do Legii?
W tamtych czasach nie było żadnego porównania. W Legii mieliśmy stworzone zawodowe warunki, a w Finlandii było czyste amatorstwo. Ja miałem zawodowy kontrakt, ale oprócz mnie wszyscy byli amatorami. Po roku przyjechał Kaziu Buda, a później Bogusław Hajdas, były selekcjoner reprezentacji. No i tak rok po roku awansowaliśmy do najwyższej ligi. Już przed ekstraklasą, warunki zmieniły się na półzawodostwo, a już po awansie do najwyższej ligi, wiadomo, budżet musiał być wyższy i wszystko szło w kierunku czystego zawodowstwa.
POLSKA – FINLANDIA NA REMIS? KURS 3.60 W TOTOLOTKU!
W której lidze pan zaczynał w Finlandii?
W drugiej.
Czyli na trzecim poziomie rozgrywkowym.
Tak.
Sportowo średnio miało to ręce i nogi, co więc przyciągnęło pana do fińskiej piłki?
No tak… Wie pan, zupełnie inne czasy niż teraz. W Polsce było ciężko, nawet mimo zmiany systemu. W Finlandii panował spokój, wszystko było zapewnione. Z perspektywy czasu na pewno nie żałujemy, absolutnie, wprost przeciwnie. Spokojnie, zdrowe powietrze, dzieci, z których jesteśmy dumni, wnuki, niedługo na dniach będzie trzeci wnuk. Ale wiadomo, że gdybyśmy mieli możliwość wyjechania w wieku 24 czy 25 lat, najprawdopodobniej nie trafiłbym do Finlandii. Ale takie jest życie, nic nie możemy poradzić. Najgorsze było wtedy to, że ktoś decydował za nas.
To była z pana strony taka trochę ucieczka przed systemem?
Można to tak ująć. Taka trochę konieczność. Mieszkamy w Finlandii już chyba 30 lat, ale często bywamy w Polsce, na wszystkie święta Bożego Narodzenia i lato. Wyjechaliśmy w 1989 roku z całą rodziną i dziećmi. Radek miał wtedy 1,5 roku, Sylwia trzy lata. Czują się pół na pół. Dzieci dochodziły do wieku szkolnego, więc zdecydowaliśmy się zostać na stałe. Chodzili do fińskiej szkoły, ale uczyliśmy ich polskiego.
Po pana przyjeździe stworzyła się w Finlandii mała polska kolonia.
Gdy dostaliśmy zawodowe kontrakty, zarobki były większe niż u nas w Polsce. To też miało swój wpływ. Przyjechali jeszcze Krzysiek Gawara, Janek Karaś. Teraz ruch jest w zupełnie odwrotnym kierunku, tak się czasy zmieniają.
Z jakich powodów można się zakochać w Finlandii?
Czy zakochać? To chyba za duże słowo. Może polubić. Przede wszystkim za spokój. My, Polacy, mamy trochę inny temperament. Mimo tego, że mieszkamy tu już tyle lat, czasami nas to… Może nie denerwuje, tyle lat to już kwestia przyzwyczajenia. Ale jest inaczej. Powtarzam zawsze znajomym czy rodzinie, że my, Polacy, zastanowimy się nad jakąś sprawą pięć minut i to zaraz zrobimy. Fin będzie musiał się nad tą samą sprawą zastawiać dwa, trzy dni. Przed podjęciem decyzji są dyskusje.
Różnimy się przede wszystkim temperamentem. Tu jest totalny spokój. To ma swoje bardzo dobre strony, tak samo jak i nasz temperament. Z biegiem lat my wypośrodkowaliśmy te dwa sposoby myślenia i jest nam z tym dobrze. Gdy przyjedziemy do Polski na miesiąc, nadrobimy ten pośpiech, gonitwę za wszystkim, naładujemy się.
A propos fińskiego spokoju, panuje opina, że Finowie są bardzo wycofani, introwertyczni…
Chłodni. Strasznie chłodni są.
Jakie są wrażenia Polaka, gdy styka się z tą kulturą?
Dziwiliśmy się, ale człowiek się przyzwyczaja do wszystkiego. Ileś człowiek lat pograł, trochę stresu było, takie wyciszenie się miało bardzo dobre strony.
POLSKA WYGRA 1. POŁOWĘ I CAŁY MECZ – KURS 2.50 W TOTALBET!
Jak często miał pan sytuacje, gdy tak po ludzku nie rozumiał pan Finów?
Do dziś mam takie przypadki. Ale jakoś sobie dajemy radę. Na początku wiadomo, że to inna kultura. Może nie był to szok, ale na pewno było inaczej. To bardziej odczuwalne jest w życiu prywatnym, w życiu sportowca na pewno w mniejszym stopniu.
Ten chłód przenosił się na szatnię? Czym się różniła szatnia fińska i polska? Były w fińskiej szatni krzyki, męskie rozmowy?
Jest tak samo. Są może małe różnice, ale naprawdę bardzo małe. Później dołączyli do nas Polacy i Finowie brali z nas przykład, byliśmy dla nich jakimś tam wzorem. Ale często my też braliśmy ich zachowania pod uwagę. Musieliśmy, wiadomo z jakich względów. Ale żeby były drastyczne różnice, to absolutnie nie.
Ważnym elementem fińskiej kultury jest tradycja sauny. Da się nawet przeczytać, że w Finlandii jest więcej saun niż samochodów. Jak ta tradycja wygląda?
Znam Finów, którzy są w saunie codziennie. My staramy się z żoną być co najmniej dwa razy w tygodniu. Gdy w zakładach pracy są jakieś uroczystości, zazwyczaj są związane z sauną. Finowie idą najpierw do sauny, potem jedzą kolację, bawią się. Większość ma ją w domu, my też. Jest dużo domków letniskowych nad morzem, w każdym też jest sauna. Wychodzi się z niej prosto do morza. Ma dużo zdrowotnych właściwości, oczywiście dla tych, którzy mogą.
W szatni piłkarskiej to też był element, który jednoczył, integrował?
Tak. Bardzo często jak nie szło, przegraliśmy czy zremisowaliśmy, spotykaliśmy się z drużyną w saunie. Było przy tym zawsze jakieś piwko. Trenerzy byli z nami, to tradycja. Przed rozgrywkami często też stosuje się takie rozwiązania.
Najbardziej pamiętna impreza drużynowa w saunie?
Gdy awansowaliśmy do najwyższej ligi, sauna trwała dwa dni. Wymyślali różne zabawy, obcinanie włosów, golenie. Później jak byłem trenerem, starałem się być tylko na początku parę minut, porozmawiać i później chłopcy sami dawali sobie radę.
Jak wygląda infrastruktura w Finlandii? Klimat jest trochę chłodniejszy, ciężej o granie jesienią czy zimą. Na Islandii poradzono sobie budując hale pełnowymiarowe.
U Finów wygląda to bardzo podobnie, zwłaszcza w ostatnich latach. Powstało strasznie dużo zadaszonych boisk. W każdym większym mieście są 2-3 hale z pełnowymiarowymi boiskami ze sztuczną trawą. Zaraz przy halach powstają boiska ze sztuczną nawierzchnią. Co mnie dziwi, za dużo ich stoi pustych.
Podobny problem jak w Polsce.
Nieraz zastanawiam się, czy jest sens budować kolejne boiska, skoro te, co są, stoją puste. W Hiszpanii czy Włoszech boiska są zawsze zajęte, młodzież kopie. Tutaj żyjemy w dobie internetu, elektroniki, młodzież kosztem sportu zajmuje się czymś innym. Ale infrastruktura jest na najwyższym poziomie. Nawet u nas w Vaasa – jak na warunki fińskie sporym miasteczku, mamy 70 tysięcy mieszkańców – mamy trzy hale. Jedna jest bardzo duża, są na niej rozgrywane też zawody lekkoatletyczne, wejdzie tam około pięciu tysięcy widzów. Boisk jest, żebym nie skłamał, około piętnastu, jak nie więcej.
W Finlandii gra się głównie na sztucznej nawierzchni?
Tak. Chociaż warunki przez ostatnie lata się zmieniają, dlatego dziwię się, że najwyższa liga wciąż gra na sztucznej trawie. Nawet mimo faktu, że ich jakość jest coraz lepsza. Ja uważam, że najwyższa liga powinna grać na naturalnej nawierzchni. Mecze międzypaństwowe nieraz też się rozgrywają na sztucznej trawie. Zima trwa tu troszeczkę dłużej. Zanim na wiosnę doszła trawa, nieraz grało się na kartoflisku. Późną jesienią tak samo – jednak łatwiej jest grać w hali niż wychodzić na nieprzygotowane boiska. Nawet szkolenie młodzieży na sztucznej nawierzchni jest łatwiejsze, piłka nie skacze. Zaczyna to przynosić pomalutku efekty.
Awans Finlandii na Euro to efekt tego, że dzieje się coś dobrego czy raczej przypadek? Petteri Forsell opowiadał, że problemem w Finlandii jest brak trenerów – często roczniki juniorskie prowadzą ojcowie młodych chłopaków.
Może nie aż tak drastycznie, ale absolutnie się zgadzam. Były takie praktyki, zwłaszcza w tych najmłodszych grupach, gdy ojciec któregoś z chłopców prowadził zajęcia. Teraz to się wszystko zmienia. W klubach jest coraz więcej trenerów na etacie. Pomalutku przynosi to efekty. Coraz więcej młodych chłopaków wyjeżdża do Europy, czasem do Polski, a przede wszystkim do Szwecji czy Danii. Ale hokej to hokej. Sport narodowy, jest zdecydowanie na pierwszym miejscu. Nie chcę powiedzieć, że zabiera piłce najzdolniejszych chłopców, ale czasem tak jest. Młodzi chłopcy w lecie grają w piłkę, a na jesieni przechodzą do hokeja. Wielu z nich traktuje piłkę jako sport uzupełniający. Bardzo dużo Finów wyjeżdża do NHL i KHL, to się wiąże wiadomo, ze znacznie większymi zarobkami.
Skoro hokej to sport narodowy, na którym miejscu jest piłka nożna?
Kiedyś na drugim miejscu były jeszcze sporty narciarskie, ale teraz przeżywają duży kryzys. Piłka jest dziś zdecydowanie na drugim miejscu. Mam taką nadzieję, jak większość środowiska piłkarskiego, że w pewnym momencie dogoni hokej. Ale zdaję sobie sprawę, że będzie o to ciężko.
Jak odebrano w Finlandii awans na mistrzostwa Europy? Czuć ogólnonarodowe podniecenie?
Oczywiście, że tak. Wielkie wydarzenie. Hokej jest na pierwszym miejscu, ale już w środku wiosny, gdy kończy się liga hokejowa, piłka przechodzi na pierwszy plan. Awans to niepodważalny sukces dla tak małego kraju jak Finlandia. Żyje tu trochę ponad pięć milionów osób, choć terytorium jest minimalnie większe od Polski. Grupa jest, moim zdaniem, bardzo mocna. Belgia, Rosja i Dania.
Będzie ciężko, ale z każdym byłoby ciężko.
Poziom się wyrównuje, dziś nie jest łatwo z nikim.
Czego brakuje Finlandii, by wejść na poziom Norwegii czy Szwecji, którzy produkują znacznie więcej topowych piłkarzy?
Wydaje mi się, że tego, o czym powiedział Petteri. Wciąż szkolenia i trenerów. Jeszcze trochę to potrwa, zanim Finowie dojdą do poziomu Szwecji. Finlandia bierze z nich przykład, ale oni zaczynają uciekać, chociaż – jak to w sporcie – są lata tłuste i chude. Norwegowie mają teraz trochę słabszy okres. Islandczycy z kolei po tych sukcesach teraz też wyhamowali. Tylko Szwedzi trzymają się stale na tym samym poziomie. Finlandia robi postęp, ale będzie ciężko dogonić Szwedów czy Duńczyków. Choć, uważam, wejście na poziom Norwegii jest możliwe, zbliżamy się.
POLSKA WYGRA, BTTS NIE – KURS 2.56 W EWINNER!
Czym się różni podejście trenera do polskiego i fińskiego zawodnika?
Niczym. Może tylko odbierali trochę inaczej nasz temperament niż Polacy, może być tak, że to co byśmy chcieli przekazać naszemu piłkarzowi, fiński odbierze zupełnie inaczej. Ale generalnie nie było żadnych problemów. Finowie są bardzo zdyscyplinowani i szybko potrafią się do wszystkiego przystosować.
Sprawdziłby się w fińskiej szatni typowy trener motywator, u którego jest dużo krzyku i pompki, ktoś w stylu Janusza Wójcika?
Na pewno byliby na początku trochę zaskoczeni, ale poradziliby sobie z tym, nie byłoby problemu.
Pan po karierze piłkarskiej pracował jako trener, nadal jest pan w zawodzie?
Póki co od dwóch lat nie. Propozycje były, ale zdecydowaliśmy na razie, że odpocznę. Pracowałem jako trener jeszcze zanim skończyłem grać w piłkę. Czasami miałem pod sobą trzy drużyny. Było za mało czasu dla rodziny. Ale podejrzewam, że ktoś mnie jeszcze skusi. Trenowałem najwyższą ligę, pierwszą, drugą, ostatnio razem z synem trenowaliśmy juniorów. Zawsze będzie ciągnęło do piłki, ale wnuki też zajmują trochę czasu.
Jak kibice podchodzą do Petteriego Forsella? W Polsce dał się poznać jako piłkarz, któremu bardzo zależy na wyjeździe na Euro, znamy jego strzały, z drugiej strony połowa dyskusji o Forsellu to rozmowa o wadze.
Pamiętam go z Vaasy, ale nie miałem przyjemności z nim trenować. Był troszeczkę krnąbrny jako młody chłopak, ale jeśli ktoś chce coś osiągnąć w piłce, musi trochę taki być.
Jak się to objawiało?
Nie wiem, czy to były jakieś plotki, ale zawsze miał swoje spojrzenie na to, co chciał robić na boisku. Niektórym to się nie podobało. W polskiej lidze, która jest znacznie mocniejsza, udowodnił, że miał rację, że ci, którzy mieli o nim złe zdanie, jednak się mylili. I to bardzo ważne dla sportowca.
Dyskutuje się w Finlandii też o jego wadze?
Nie, nie. Z tego, co wiem, przyszedł taki czas, że sam zrozumiał, jak bardzo ważne jest przygotowanie fizyczne. Zwłaszcza, jeśli chce się grać na takim poziomie jak Euro. Zdał sobie sprawę, że samym uderzeniem i techniką nie da sobie rady. Wszyscy wiedzą, że jest takiej postury i tyle. Jest straszna rywalizacja. Mam nadzieję, że pojedzie na mistrzostwa. W takiej drużynie jak Finlandia być może nacisk powinien być położony na stałe fragmenty, a tu – wiadomo – Petteri jest specjalistą. W niektórych fragmentach meczu może przynieść oczekiwane efekty.
Jest się kogo obawiać w fińskiej reprezentacji?
Finowie podejdą do tego meczu chyba tak jak Polacy – będzie to sprawdzian dla nowych, młodych zawodników. Nie możemy się bać absolutnie nikogo. Polska piłka jest na innym poziomie. Możemy się obawiać tylko tego, że są bardzo dobrze zorganizowani jako drużyna. Przed Markku Kanervą było sporo trenerów z zagranicy, którzy niby to poskładali, ale zawsze czegoś brakowało. Dziesięciu, piętnastu minut w meczu. Markku się udało. Razem z całą grupą złapał wspólną myśl. Finowie zdają sobie doskonale sprawę z tego, na co ich stać. Wiedzą, że na razie nie będą prowadzić gry. Prawdopodobnie będą stawiać na defensywę i szybkie ataki. Jedną z większych gwiazd jest dla mnie Glen Kamara z Glasgow Rangers, coraz śmielej zaczyna grać też Fredrik Jensen, który jest w Augsburgu. Ale szansę dostaną raczej zmiennicy.
Finowie mają z Polską chyba dobre wspomnienia – aż do minionych kwalifikacji, najbliżej załapania się byli na Euro 2008, gdy pokonali nas w eliminacjach.
Tak, w Bydgoszczy było 3:1 dla Finlandii. Ale ostatnio we Wrocławiu się skończyło nieprzyjemnie (śmiech). Lubią generalnie Polaków, z różnych względów nasze losy są podobne. A czy polubią bardziej, zależy od tego, jaki będzie wynik.
Oby nie polubili!
Ale stawiam na Polskę. Mimo że żyjemy tu tak długo, zawsze będziemy za Polską.
Na koniec – nuci pan sobie jeszcze czasem pieśń “Tomasz Arceusz to Legii Prometeusz”?
Czasami syn w internecie zobaczy jakiś mecz z naszych dawnych czasów, zerkniemy sobie. Może wnuczkom kiedyś pokażę tę przyśpiewkę? Ale dopiero jak będą starsi. Takich rzeczy się nie zapomina do końca życia.
Rozmawiał JAKUB BIAŁEK
Fot. FotoPyK