Reklama

Szymon Grabowski: – Gdybym nie chciał, nie przyjąłbym oferty Resovii na nowo

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

06 października 2020, 09:51 • 8 min czytania 2 komentarze

Szymon Grabowski zaczynał pracę w Resovii w trzeciej lidze. Mimo kłopotów organizacyjno-budżetowo-infrastrukturalnych awansował na zaplecze Ekstraklasy. Po sześciu kolejkach władze klubu go zwolniły, by za chwilę pod naciskiem kibiców i sponsorów… zatrudnić ponownie. – Gdybym nie chciał, nie przyjąłbym tej oferty na nowo. To specyficzna sytuacja dla mnie, zarządu, dla prezesa teraz pewnie też. Wiadomo, że zaufanie jest ograniczone i nie ma co tego ukrywać. Gdybym powiedział, że jest inaczej, skłamałbym – mówił Grabowski w Weszłopolskich o kuriozalnej sytuacji, jaka miała miejsce w zeszłym tygodniu. Zapraszamy do przeczytania rozmowy ze szkoleniowcem Resovii. 

Szymon Grabowski: – Gdybym nie chciał, nie przyjąłbym oferty Resovii na nowo

Jak wyglądał ten czas pomiędzy zwolnieniem z Resovii, a ponownym zatrudnieniem?

Wbrew pozorom to był bardzo ciężki czas. Nie było mi ani do śmiechu, ani do zadowolenia. Nie tylko z racji tego, że straciłem pracę. Byłem zdziwiony, nie ukrywajmy, w jaki sposób to się odbyło. Po ludzku było mi przykro. Nie miałem zupełnie pretensji o to, że ktoś mnie zwalnia, ten dzień kiedyś musiał nastać i pewnie znowu kiedyś nastanie. Ale myślę, że zasłużyłem na to, by to zwolnienie wyglądało trochę inaczej.

Jak rozumiemy, możemy sobie wyobrazić lepsze relacje szef-pracownik niż pomiędzy panem a prezesem Resovii.

Relacje były cały czas dobre, jeśli nie bardzo dobre. Prezes, myślę, zadziałał pod wpływem jakiegoś impulsu lub jakichś czynników zewnętrznych, o których do końca nie wiem. Nie chcę się zagłębiać i wrzucać do głowy to, co było. Podchodzę do życia tak, że patrzę zawsze do przodu. Sytuacja, niestety, stała się, ale mam już nowe plany, nowe spostrzeżenia na przyszłość i mam nadzieję, że to odbije się z pozytywnym skutkiem dla drużyny.

Pod czysto ludzkim kątem – jak wyglądał pana powrót do Resovii, jeśli chodzi o relację z zarządem? To na pewno mało komfortowa sytuacja. Zarząd okazał panu brak zaufania, a ostatecznie znowu pan z nim musi pracować.

To nie jest tak, że musi. Chce. Gdybym nie chciał, nie przyjąłbym tej oferty na nowo. Rozmowy po moim zwolnieniu trwały cały dzień, pół nocy i jeszcze godziny poranne dnia następnego. To nie było łatwe. Ale gdybym tego nie chciał, to by mnie w Resovii nie było. Wiadomo, jest to specyficzna sytuacja dla mnie, zarządu, dla prezesa teraz pewnie też. No bo umówmy się – pracowaliśmy do tej pory wszyscy razem i mam nadzieję, że tak będzie nadal. Wiadomo, że zaufanie jest ograniczone i nie ma co tego ukrywać. Gdybym powiedział, że jest inaczej, skłamałbym. Ale mam nadzieję, że będziemy potrafili się dogadać tak, żeby o Resovii było głośno, ale już w bardziej pozytywnym kontekście.

Reklama
Czuł pan, że mógł mógł pan zapłacić rachunek za zrobienie wyniku ponad stan? Te dwa awanse przy budżecie Resovii, organizacji klubu… Porównanie tego chociażby z rywalem zza miedzy, ale też innymi drużynami, wychodzi dla was słabo. A jednak wynik sportowy był cały czas.

Zgadza się. Po awansach zawsze zadawano mi pytanie, czy nie obawiam się tego, że wynik sportowy mimo braków organizacyjnych czy infrastrukturalnych za chwilę nie obróci się przeciwko mnie. Podchodziłem do tego – jak do całego życia, o czym mówiłem wcześniej – optymistycznie. Bardzo się cieszę, że udało nam się zrobić to, co zrobiliśmy. A wiadomo – praca trenera jest taka, że kiedyś musi przyjść jej kres. Zdawałem sobie sprawę, czy to w drugiej czy pierwszej lidze, że prędzej czy później będę musiał się z tą pracą pożegnać. Jeśli nastąpi taki moment, przede wszystkim liczę, że będzie uwarunkowany przemyśleniami, realnym podejściem do sprawy. Mam nadzieję, że w przyszłości zarządowi nie zabraknie chłodnej głowy.

Było panu łatwiej było wrócić z dwóch powodów. Po pierwsze – miał pan za plecami duże poparcie kibiców, którzy przyszli na trening, gdy pana już nie było i wywiesili transparent popierający pana. Druga sprawa – w Resovii szykują się zmiany w zarządzie klubu. Nie wszystkim osobom spodobało się to, w jaki sposób został pan potraktowany.

Na pewno ta sytuacja odbiła się w Resovii dużym echem, ale nie o taki rozgłos nam wszystkich chodziło. Też myślałem, że zostanę kiedyś zaproszony do waszego programu, lecz trochę w innej roli. Trzeba się cieszyć z małych rzeczy, a w przyszłości – mam nadzieję – porozmawiamy o pozytywnych wynikach Resovii. Rzeczywiście, wsparcie tej lokalnej społeczności było bardzo duże. Zupełnie nie liczyłem na takie zachowanie, taki odbiór kibiców. Siedziałem w tamtym momencie w domu. Mam tę możliwość, że w każdej chwili obserwuję, co się dzieje na stadionie i widziałem tę bardzo dużą grupę kibiców, którzy mnie wspierają. Wspierali mnie ludzie związani z klubem, wspierali sponsorzy. To dawało takie odczucie, że jestem temu klubowi potrzebny i naprawdę było to bardzo miłe. Nie chcę komentować sytuacji ze zmianą w zarządzie, bo do mnie dociera dużo rzeczy, ale traktuję zarząd jako ludzi, którzy chcą zrobić coś dobrego dla Resovii, ale nie zawsze mają dobrych ludzi, którzy im podpowiadają. Tak to na tę chwilę zostawmy. Mam nadzieję, że Resovia tym całym zamieszaniem – choć może się to komuś nie spodobać – może tylko zyskać.

Co panu bardziej podniosło ciśnienie – informacja o zwolnieniu czy decyzje o rzutach karnych w meczu z ŁKS-em?

Pewnie podobnie. Patrząc obiektywnie na to, że wróciłem do Resovii na wiadomo jaki mecz i w jego trakcie były podejmowane takie a nie inne decyzje, miałem z tyłu głowy myśl: “jak jest pod górkę, to cały czas”. W pewnym momencie moje zdenerwowanie było bardzo duże. Ale po meczu przełożyłem sobie to na swój sposób – małymi krokami do celu. Mimo że z ŁKS-em nie zapunktowaliśmy, mam nadzieję, że to będzie taki jeszcze lepszy prognostyk, żeby zawodnicy uwierzyli, że w tej lidze mogą dużo i jeszcze to udowodnią.

Ile pan by z tych karnych gwizdnął? I czy czuł pan, że w tym meczu drużyna gra trochę dla pana?

Zacznę od drugiej części – to wsparcie czułem już po ogłoszeniu decyzji o zwolnieniu w szatni. Widać było, jak zawodnicy zareagowali. Później to przeniosło się na telefony, sms-y, informacje. Wiem, że szatnia była za mną. Takim bodźcem pozytywnym było dla mnie to, jak zareagowali na piątkowym treningu, dwa dni po meczu z Odrą. Wyglądali bardzo dobrze – widać było werwę, zaangażowanie. Aż się zdziwiłem, że tak można wyglądać po ciężkim meczu w Opolu. Mecz z ŁKS-em, myślę, to potwierdził. Nie mamy się czego wstydzić, chociaż na pewno brakuje nam punktu, bo byłoby to fajne zwieńczenie, zakończenie tego burzliwego tygodnia.

Co do rzutów karnych – ciężko mi oceniać. Z mojej perspektywy drugi karny był dużą niewiadomą. Byłem przekonany, że faul był. Kwestia tego, gdzie. Pierwszego natomiast zupełnie nie wdziałem, bo byłem zasłonięty. Oglądając powtórki – wiadomo jak to jest z interwencjami w polu karnym, jeśli chodzi o rękę. Sędziowie mogą… nie wiem czy wszystko, ale na pewno dużo. Interpretacje są na tyle chroniące sędziów, że będziemy mieli takie niedomówienia cały czas. Druga sytuacja, gdzie sędzia nie podyktował karnego od razu, a była analiza, konsultacja z bocznym – tym bardziej byłem zdziwiony, że można podjąć tak krzywdzącą zespół decyzję, co niestety odbiło się na tym, że wróciliśmy do Rzeszowa bez punktów.

Żeby ruszyć też kwestię sportową – jaki ma pan pomysł, żeby wyciągnąć drużynę z tego słabszego momentu? Widzieliśmy w meczu z ŁKS-em kilka momentów, gdy podeszliście wysokim pressingiem, nie baliście się rywala. Jaką Resovię chciałby pan oglądać?

Na pewno konsekwentną w działaniach, które są stawiane przed drużyną. Myślę, że ta konsekwencja była widoczna i bardzo dużo nam dawała w wygranym meczu z Puszczą Niepołomice, momentami na Tychach, całą drugą połowę w meczach z Odrą i ŁKS-em. Myślę, że jest dużo przesłanek, że Resovia jest w stanie grać jak równy z równym z większością zespołów. Troszeczkę cierpliwości, rzetelnej, realnej oceny sytuacji. Mam nadzieję, że jeśli komuś coś przyjdzie do głowy, to dwa razy to przemyśli.

Reklama
Pewnie chciałby pan też zobaczyć Resovię, która jest wzmocniona. Letnie okienko transferowe w waszym wydaniu nie było zbyt efektowne. Kto odpowiadał za transfery i z czego to wynikało? Słyszałem historię, że doświadczony pomocnik był już dogadany z Resovią i podobno usłyszał, że pan jest przeciwko temu transferowi, a pan z kolei… nic o tym nie wiedział.

Ja razem z prezesem. To nie jest tak, że tylko prezes podejmuje decyzje czy tylko ja. Tak samo było z wcześniejszym prezesem, gdy wspólnie ustalaliśmy, w jaką stronę będziemy budowali ten zespół. Budowa drużyny rozpoczęła się pod koniec drugiej ligi. Wiadomo, jakie mieliśmy problemy, jeśli chodzi o to, gdzie zagramy. Była jedna wielka niewiadoma. Patrząc na to, co mogło się wtedy stać dobrego (awans do pierwszej ligi) bądź  złego (czyli pozostanie w drugiej lidze), musieliśmy reagować. Patrząc na nasze budżety, na to, co możemy zrobić, została podjęta koncepcja, że będziemy się starali nie osłabiać drużyny w kontekście drugiej ligi i dokoptowywać takich zawodników, którzy w pierwszej lidze mogą dać nam możliwość godnego reprezentowania. W razie jakichś niepowodzeń drużyna miała być wzmacniania w zimowym okienku. Tak to było mi cały czas przedstawianie. Mimo zapewnień prezesa w to, że będzie spokojnie, gdy nie będzie szło, stało się inaczej. Ale mam nadzieję, że prezes też już wie, że pewne ruchy w drużynie będą musiały być poczynione.

Rozmawiali WESZŁOPOLSCY

Fot. newspix.pl

Zobacz cały odcinek Weszłopolskich na Kanale Sportowym:

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

2 komentarze

Loading...